|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
| |
Złota myśl Racjonalisty: "Pokarmem umysłu jest poznawanie. Żądza nie trwania czy przetrwania, jak mówisz, lecz pędu, postępu, odkrywania nowych prawd, wydobywanie ich z głębin ziemi, z tkanki roślin, z atomów i z bezmiarów gwiazd, z własnych myśli wreszcie. Poznawanie wszechświata, poznawanie siebie i poznawanie swojej roli we wszechświecie. Tu jest źródło wszelkiej wiedzy, tu kryje się motor nauki. I jakże możesz zmusić.. | |
| |
|
|
|
|
Nauka » Astronomia
Tak zwany podbój Kosmosu [3] Autor tekstu: Ziemowit Ciuraj
Ogólnie reguła jest taka, że im większy obiekt, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo wystąpienia kolizji w losowo wybranym odcinku czasu. Naukowcom udało
się wyznaczyć na podstawie dostarczonych przez satelity wojskowe USA danych zależność między energią rozbłysku bolidu a częstością ich spadku. Profesor
Peter Brown (University of Western Ontario) uzyskał dostęp do częściowo odtajnionych danych wojskowych dotyczących 300 dużych bolidów zarejestrowanych
przez satelity w latach 1994-2002 i na tej podstawie opracował poniższy diagram:
Oś pozioma: energia uderzenia (w kilotonach TNT) / odpowiadający jej rozmiar ciała (w metrach)
Oś pionowa: uśredniona liczba ciał o danej energii uderzających w ciągu roku
W skrócie opracowanie to mówi, że:
10-centymetrowe obiekty uderzają co kilka minut;
1-metrowe co kilka miesięcy;
10-metrowe co kilka — kilkadziesiąt lat;
100-metrowe co kilkaset. [8]
Rzecz jasna, zbiór danych, na podstawie którego są czynione tego rodzaju estymacje, jest zdecydowanie zbyt mały, by móc z dużą pewnością polegać na takich
szacunkach; odpowiednie prawdopodobieństwa mogą być kilkakrotnie mniejsze lub większe, ponadto nie ma też pewności, czy nie ulegają one okresowym zmianom.
Natomiast zależność jakościowa ryzyka od rozmiaru ciała nie ulega wątpliwości.
Opierając się tylko na zaobserwowanych bolidach należy jednakowoż uznać, że wydarzenia w rodzaju incydentu czelabińskiego bynajmniej nie są rzadkością.
Biorąc pod uwagę fakt, że większość naszej planety pokrywają oceany i obszary niezamieszkałe lub słabo zaludnione a także i to, że obserwacje prowadzone
przez satelity dostarczają danych dopiero od niedawna (z których duża część nadal pozostaje tajna) należy podejrzewać, że upadki obiektów o energii
większej niż ten z Czelabińska i mniejszej od meteorytu tunguskiego zdarzyły się w ciągu minionego stulecia kilkakrotnie, przeważnie tam, gdzie świadków
nie było lub byli nieliczni [9].
Wniosek stąd płynie taki, że kosmiczne zagrożenie dla obszarów gęsto zaludnionych jest realne i nie może zostać zbagatelizowane. Ponieważ zaś pochodzi ono
ze strony obiektów relatywnie małych, trudnych do wczesnego wykrywania, oznacza to, że koszty budowy efektywnych systemów obserwacyjnych umożliwiających
odpowiednio wczesne przewidzenie tego rodzaju zdarzeń byłyby bardzo duże. Pytanie, które w tym miejscu się pojawia jest takie: czy sama wiedza o tym
niebezpieczeństwie wystarczy, by zmobilizować rządy i społeczeństwa do ponoszenia odpowiednich nakładów, czy też dopiero następna podobna katastrofa
będzie, jak to zwykle bywa, dostatecznym bodźcem do tego, by podjąć konkretne, strategiczne decyzje i działania.
Niewielkie rozmiary niebezpiecznych kamieni nie są jedynym powodem, dla którego koszty budowy odpowiednich zabezpieczeń byłyby ogromne. Otóż oprócz dość
„przewidywalnych" meteoroidów i planetoid, które, obserwowane przez odpowiednio długi czas pozwalają przewidywać ich trajektorie z wyprzedzeniem
dziesiątków a nawet setek lat, istnieje jeszcze inna klasa obiektów, nie mniej groźnych a dużo mniej skłonnych do „współpracy" z astronomami i przez to
bardziej nieobliczalnych. Tymi obiektami są komety.
Pięć komet, które zostały z bliska sfotografowane przez próbniki kosmiczne
Są to ciała o wielkościach podobnych, jak planetoidy, obiegające Słońce po bardzo wydłużonych orbitach eliptycznych lub też przelatujące po trajektorii
parabolicznej albo hiperbolicznej. W tym pierwszym przypadku mamy do czynienia z kometami okresowymi; w drugim zaś przypuszcza się, że komety te pochodzą z
hipotetycznego obłoku Oorta, chmury miliardów podobnych ciał znajdujących się daleko poza granicami Układu Słonecznego, które zostają wytrącone ze swoich
dotychczasowych orbit na skutek zderzeń z innymi obiektami lub oddziaływania grawitacyjnego. Wtedy to znienacka nawiedzają okolice Słońca. W przypadku
takich niezapowiedzianych odwiedzin astronomowie dowiadują się o nowej komecie dopiero wtedy, kiedy pod wpływem promieniowania słonecznego kometa się
nagrzewa i zaczyna wyrzucać ze swojego wnętrza chmury gazów i pyłów, formujące dobrze odbijający światło warkocz kometarny. Ma to zwykle miejsce dopiero
kilka — kilkanaście miesięcy przed przelotem w pobliżu Ziemi. To zdecydowanie za mało czasu by w przypadku pojawienia się groźby kolizji z dużą kometą móc
przedsięwziąć jakiekolwiek działania. Ale to nie wszystkie groźby, jakie komety ze sobą niosą.
Niektóre z nich należą do tzw. komet muskających Słońce. Przelatują one tak blisko Słońca, że część z nich ulega zniszczeniu w koronie słonecznej. Jednak
nie to stanowi źródło potencjalnego niebezpieczeństwa. Otóż niektóre z tych komet pomyślnie wychodzą ze „strefy ognia", ale — zwłaszcza te o mniejszej
masie — na skutek potężnych gejzerów wydobywającej się z nich pod wpływem ciepła materii, działających jak ogromne silniki odrzutowe, zmieniają swoją
trajektorię w sposób zupełnie nieprzewidywalny. Rzecz jasna, można oszacować, jak wielka może być taka „korekta" kursu, ale jeśli kometa tego typu w drodze
powrotnej mija Ziemię w dostatecznie małej odległości, będzie obiektem niebezpiecznym a ryzyko impaktu będzie bardzo trudne lub niemożliwe do oszacowania.
Inne takie komety pod wpływem słonecznego żaru eksplodują, rozsiewając tysiące mniejszych fragmentów, które dalej lecą podobnie do ładunku śrutu
wystrzelonego z dubeltówki.
Komety, z racji swych silnie rozciągniętych orbit, w chwili swojego zbliżenia do naszej planety posiadają też kilkakrotnie większą prędkość względem Ziemi
niż asteroidy NEO. To oznacza, że potencjalny impakt komety może być o wiele bardziej niszczycielski niż upadek ciała z grupy NEO o tej samej masie.
Jakby tego było mało, komety, paradoksalnie, okazują się być najciemniejszymi ciałami w Układzie Słonecznym. Nie chodzi tu, rzecz jasna, o doskonale
widoczny „ogon" komety podczas jej przelotu w pobliżu naszej Gwiazdy Dziennej, ale o powierzchnię „zimnych" komet, znajdujących się daleko od Słońca.
Badania komet przeprowadzone w ostatnich latach przez sondy ujawniły, że ich powierzchnia jest pokryta skorupą czarnego materiału organicznego o nieznanym
składzie, który odbija tylko 2 — 4% padającego nań światła (dla porównania asfalt odbija ok. 7% [10]). Oznacza to, że dalekie komety są praktycznie
niedostępne obecnie stosowanym technikom obserwacji. Jak się wydaje nie ma też na razie pomysłu, jak by można takie obiekty wyśledzić na tyle wcześnie, by
w razie potrzeby istniała realna możliwość zapobieżenia kolizji.
Kometa C/2012 S1, 09.10.2013, zdjęcie z teleskopu Hubble’a
W listopadzie 2013 na niebie pojawiła się kometa C/2012 S1, będąca właśnie takim muskającym Słońce gwiezdnym włóczęgą. Minęła Ziemię w odległości ponad
64 milionów kilometrów. Nie stanowiła zagrożenia, ale widok komety na niebie kultura słusznie
uznała za groźny znak.
Przygotowania do obrony
O tym, że niebezpieczeństwa pochodzące z Kosmosu należy traktować poważnie, wiedziano przynajmniej od roku 1908, kiedy to nad rzeką Podkamienna Tunguska na
Syberii doszło do największej w pisanej historii kolizji z ciałem niebieskim, która położyła dwa tysiące kilometrów kwadratowych tajgi. Już w roku 1947
powstało Minor Planet Center, ośrodek katalogujący małe ciała Układu Słonecznego, działający pod patronatem Międzynarodowej Unii Astronomicznej. Po
zakończeniu zimnej wojny w Stanach Zjednoczonych podjęto pierwsze konkretne działania na rzecz stworzenia odpowiednich systemów ostrzegawczych. Studium
wykonane na polecenie Kongresu w roku 1992 zalecało zlokalizowanie przez NASA w przeciągu 10 lat 90% obiektów o średnicy powyżej 1 kilometra. W roku 2005
rozszerzono cele tego programu o skatalogowanie 90% obiektów o średnicy powyżej 140 metrów. Niestety, ciągły brak funduszy a zwłaszcza ostatnie cięcia
budżetowe spowodowały, że nie udało się zrealizować tego ostatniego zamierzenia.
Większość obserwacji, których celem jest „polowanie" na planetoidy jest skoordynowanych w ramach programu Spaceguard, prowadzonego przez narodową agencję
kosmiczną USA. Obserwacje w ramach tego projektu są prowadzone przez Catalina Sky Survey (University of Arizona), U.K. Spaceguard Centre (Wielka Brytania)
i Japanese Spaceguard Association (Japonia). W Europie działa Space Situational Awareness Program, który skupia astronomów — amatorów monitorujących niebo
w poszukiwaniu zagrożeń. Unia Europejska finansuje też program NEOShield, analizujący możliwości obrony, którego zadaniem jest przygotowanie i
przeprowadzenie pierwszej testowej misji zepchnięcia planetoidy z kursu kolizyjnego. Jest też wiele innych obserwatoriów i projektów zajmujących się tym
tematem (m.in. obserwatorium Kitt Peak w Arizonie, programy NEAT, LONEOS, CINEOS i in.). W roku 2015 planowane jest uruchomienie teleskopu naziemnego ATLAS
(Asteroid Terrestrial-impact Last Alert System Project, planowana lokalizacja — Hawaje lub Arizona) stanowiącego w zamierzeniu „ostatni dzwonek
ostrzegawczy" przed zbliżającymi się kosmicznymi agresorami (tydzień przed upadkiem 50-metrowego, 3 tygodnie w przypadku 140-metrowego), umożliwiający
przeprowadzenie szybkiej ewakuacji strefy uderzenia. [11]
Na szczególną uwagę zasługuje prywatna inicjatywa podjęta w roku 2001 przez kilku pracowników NASA znana jako B612 Foundation. Jej celem jest zebranie
prywatnych funduszy na budowę i wysłanie na orbitę wokółsłoneczną bliższą Słońcu, niż orbita ziemska, satelity obserwacyjnego mającego za zadanie
określenie orbit 90% planetoid o rozmiarach przekraczających 140 metrów, zagrażających Ziemi (z pewnych przyczyn technicznych obserwacja takich ciał
niebieskich krążących bliżej Słońca niż Ziemia z naszej planety jest bardzo trudna lub wręcz niemożliwa). Po wydarzeniu czelabińskim fundacja odnotowała
znaczący wzrost donacji i jest nadzieja, że teleskop zostanie wystrzelony do końca 2016 roku.
O ile program Spaceguard realizowany pod auspicjami NASA doprowadził do odkrycia ok. 10000 nowych planetoid, założyciele fundacji B612 przewidują, że misja
teleskopu Sentinel w przeciągu kilku pierwszych miesięcy liczbę tę zwielokrotni.[12]
Można też przypuszczać, że zarówno obserwacja przestrzeni kosmicznej jak i przygotowania ewentualnych działań obronnych nie są domeną wyłącznie cywilnych
ośrodków badawczych. Zagrożenie, o którym mówimy, posiada cechy sytuujące je w zakresie problemów podobnych do tych, które stanowią tradycyjny przedmiot
zainteresowania największych armii. W związku z tym zasadne jest domniemanie i nadzieja, że doskonalenie metod niszczenia rodzaju ludzkiego nie jest
jedynym zatrudnieniem panów w mundurach.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Astronomia (Publikacja: 19-01-2014 Ostatnia zmiana: 17-09-2015)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9547 |
|