|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Astronomia
Tak zwany podbój Kosmosu [4] Autor tekstu: Ziemowit Ciuraj
Oprócz rozwijania technik obserwacyjnych poszukujących tego, czym niebiosa mogą w nas ciskać, astronomia i kosmonautyka mają już na swoim koncie znaczące
sukcesy w bardziej bezpośredniej eksploracji małych ciał niebieskich. Poczynając od lat 80-tych w kosmos startują rakiety, niosące sondy, których zadaniem
jest badanie komet i planetoid.
Od czasu misji sondy Giotto wystrzelonej przez Europejską Agencję Kosmiczną oraz sond Wega-1 i Wega-2 wysłanych przez ZSRR w celu zbadania komety Halleya w
roku 1986 ludzkość wystrzeliła kilkanaście próbników, których celem było zbadanie fizycznych właściwości komet i planetoid. Sondy NEAR Shoemaker oraz
Hayabusa dokonały nawet lądowań na powierzchni planetoid Eros oraz Itokawa. W roku 2005 sonda Deep Impast „zaatakowała" kometę Tempel-1 370-kilogramowym
pociskiem w celu obserwacji skutków uderzenia oraz analizy materiału wybitego z powierzchni. Trwają misje sond Dawn i New Horizons.
| 4. Start rakiety Boeing Delta II z próbnikiem Deep Impact. Cape Canaveral Air Force Station, Floryda, styczeń 2005 |
Wszystkie te ekspedycje zgromadziły bezcenny materiał badawczy, który poza wiedzą czysto naukową pozwoli planować przyszłe misje mające za zadanie pomyślną
zmianę trajektorii obiektów grożących zderzeniem.
Ciąg dalszy nastąpi
Astronomowie i fizycy, zajmujący się kwestią obrony Ziemi przed planetoidami i kometami, rozważają wiele różnych koncepcji pozwalających na modyfikację
kursu niebezpiecznego obiektu tak, by ominął Ziemię. Metody te są różne w zależności od masy ciała, na które mają zadziałać oraz czasu, jaki ludzie będą
mieć do dyspozycji. Poczynając od najbardziej oczywistych, jak detonacja ładunku jądrowego pod, na czy ponad powierzchnią celu, uderzenie masywnego
impaktora, po mniej bezpośrednie, w rodzaju „ciągnika grawitacyjnego", które działają wolniej i przez to miałyby zastosowanie wtedy, kiedy czasu do
dyspozycji byłoby odpowiednio dużo.
Niewątpliwie dyskusja na temat przydatności i realnych możliwości zastosowania poszczególnych metod należy do naukowców i specjalistów z dziedziny techniki
kosmicznej. Tu chciałbym zwrócić uwagę na inny nieco aspekt zagadnienia, który był już wielokrotnie poruszany przez wielu publicystów a który stanowi nie
mniej istotny komponent przyszłych działań zapobiegawczych, niż konkretne fizyczne uwarunkowania.
Chodzi tu o szeroko rozumiane kwestie logistyki takiej operacji. O ile stworzenie międzynarodowego, skoordynowanego systemu obserwacyjno — ostrzegawczego
wydaje się być zadaniem dość prostym w realizacji a jedyną przeszkodą byłoby wydzielenie odpowiednich funduszy i ustalenie podziału kosztów jego obsługi
pomiędzy poszczególne państwa uczestniczące w takim przedsięwzięciu, o tyle kwestia planowania i przeprowadzenia misji obronnej już nie jest tak prosta,
jak by to mogło wynikać ze stwierdzenia faktu, że odpowiednie techniki są dostępne i możliwe do użycia.
Trudno bowiem na przykład wyobrazić sobie, że — w przypadku konieczności użycia ładunku jądrowego państwo A dostarczałoby rakiety nośnej, państwo B
urządzenia atomowego zaś łańcuch decyzyjny całej operacji składałby się z przedstawicieli państw A, B i C. Tego rodzaju „kombinowane" misje byłyby wielce
ryzykowne z politycznego punktu widzenia, gdyż — w przypadku niepowodzenia misji — mogło by to wywołać ożywioną dyskusję na temat odpowiedzialności za
poszczególne składniki całego systemu i, zamiast budować poczucie wspólnoty stać by się mogło okazją do wzajemnych oskarżeń i gry urażonych ambicji. Wydaje
się rozsądne założenie, że każde z państw posiadających zdolność technologiczną do przeprowadzania takich misji powinno prowadzić przygotowania do niej
całkowicie we własnym zakresie (ale posiadając mandat społeczności międzynarodowej) zaś współdziałanie z innymi państwami najprawdopodobniej ograniczałoby
się wyłącznie do pełnej transparentności prowadzonych działań, aby uniknąć podejrzeń o realizację w tajemnicy jakichkolwiek militarnych celów. Ponieważ
specyfika takiej misji obronnej posiadałaby wiele cech operacji wojskowej, nieuniknione jest też i to, że nie byłoby już w niej miejsca na typowe dla nauki
niekończące się dyskusje i konieczne byłoby wprowadzenie procedur typowych dla działań wojennych, w których odpowiedzialność spoczywałaby na wąskiej grupie
osób odpowiedzialnych za sprawną realizację założeń przyjętego wcześniej planu działań kryzysowych. Ale aby to było możliwe, pewne elementy wyposażenia
konieczne do przeprowadzenia przeciwuderzenia muszą być gotowe zanim niebezpieczeństwo pojawi się na horyzoncie.
To zaś nas prowadzi nieuchronnie do kilku paradoksalnych na pozór wniosków.
Pierwszy jest taki, że technologie, które powstały jako narzędzia masowego zabijania, z biegiem czasu okazują się być niezbędną gwarancją przetrwania
gatunku ludzkiego. Nie tylko więc istnieje konieczność zachowania i rozwijania technologii rakietowej, ale ludzkość nie może sobie pozwolić na całkowite
atomowe rozbrojenie. Technologia konstrukcji ładunków termojądrowych wielkiej mocy stała się jedną z gwarancji przetrwania cywilizacji. Również zmiana
traktatów zakazujących przeprowadzania testów jądrowych w przestrzeni kosmicznej jest niezbędna, jeśli zadanie przygotowania przyszłych działań obronnych
ma być traktowane poważnie a nie być tylko przedmiotem czczych deklaracji.
Drugim jest ten, że „Gwiezdne wojny", w których wrogiem są nie ludzie, lecz martwa materia, stały się koniecznością a nie możliwym wyborem i społeczeństwa
będą zmuszone do tego, by uzbroić Ziemię do obrony przed kosmicznym niebezpieczeństwem. A nastąpić to musi wcześniej, niż pojawienie się realnej groźby:
dopóty, dopóki nie zostaną przeprowadzone ćwiczebne modyfikacje trajektorii planetoid, ludzie nie będą wiedzieć, czy teoretyczne scenariusze mają szanse
realizacji. Praktyka bowiem dowodzi, że dopiero przetestowanie poszczególnych koncepcji w warunkach rzeczywistych stwarza szansę modyfikacji założeń
teoretycznych i że zwykle przy realizacji tego rodzaju wielkich projektów okazuje się, jak wiele szczegółów, nieuwzględnionych wcześniej, wymaga
dopracowania i jakie nieprzewidziane trudności się pojawiają. Dotyczy to również kwestii zdolności wspólnoty międzynarodowej do skutecznego współdziałania.
Specyfika tych misji wymagać też będzie przypuszczalnie rozwinięcia technologii, które jeszcze nie istnieją lub nie były testowane w warunkach lotu
kosmicznego (jak na przykład komputerowego obrazowania widoku celu w czasie rzeczywistym na podstawie zdjęć powierzchni obiektu, korygowanego co pewien
czas obrazem z kamer próbnika) oraz opracowania procedur, które powinny być sprawdzone w misjach ćwiczebnych. Celem takich testów musi być przede wszystkim
zdobycie wiedzy, jakie są realne (a nie tylko obliczone teoretycznie) możliwości oddziaływania na planetoidy.
Trzeci zaś jest taki, a widać już to dziś wyraźnie, że nie istnieje polityczna wola wspólnego działania na rzecz realizacji programów obrony
kosmicznej.[13] Ambicje poszczególnych państw są tu wyraźnie widoczne a propagandowe korzyści wynikające z ogłoszenia budowy systemu obrony planetarnej
wydają się być zasadniczym wyznacznikiem gotowości do podejmowania jakichkolwiek konkretnych decyzji. Jeśli taka wątpliwa taktyka przyczyni się do
szybkiego rozwoju odpowiednich technik, to dobrze; gorzej, gdyby wielkie państwa, czując zaciskającą się pętlę budżetowych restrykcji, grały w kosmiczną
odmianę „rosyjskiej ruletki": na kogo wypadnie, na tego bęc.
Czas pokaże, czy rozum zdoła okiełznać leżące w naturze człowieka dążenie do dominacji nad swoimi pobratymcami. Jest wszak nadzieja, że ambicja, to paliwo
ludzi chętnie pnących się na szczyty decyzyjnych piramid, tym razem będzie raczej skłaniać do działań, które pozwolą zachować ich we wdzięcznej pamięci
przyszłych pokoleń.
Perspektywy na przyszłość
Zwrot „podbój Kosmosu", który był powszechny w publicystyce lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, dziś już trąci myszką i zdradza swoją propagandową
proweniencję. Przestrzeń otaczająca Ziemię jest obszarem z ludzkiej perspektywy nieskończonym i dęte frazesy o „kolonizacji" czy „podboju" każdemu, kto
ogarnia swoją wyobraźnią ogrom Wszechświata wydają się śmiesznie nieadekwatne. Dziś już wiemy, że relacja między człowiekiem a tym wciąż tajemniczym
obszarem nie może być ujmowana w tych kategoriach. Wiedza, którą na tym polu ludzkość zdobywa, jest nieodłączna od pokory, która wszelako nie jest i nie
może być uległością.
Zdajemy sobie dziś doskonale sprawę z tego, że kwestia ekspansji kosmicznej nie może być sprowadzona do kwestii czysto ekonomicznych czy politycznych, nie
mówiąc już o militarnych. Oprócz wiedzy wypełniającej podręczniki astronomii oraz pozwalającej doskonalić technikę aeronautyczną owa ekspansja niesie ze
sobą nadzieję na korzyść największą, jaka jest możliwa: oddalenie wizji Apokalipsy i totalnej zagłady, która, o ironio, nie jest kwestią wiary w boskie
Objawienie, lecz stała się powszechną i banalną niemal wiedzą o naturalnej historii naszej planety. Nauka wszakże, w przeciwieństwie do religii, sytuuje
zbawicieli nie w ogniu kosmicznej katastrofy, ale pośród tych, którzy chcą i potrafią jej zapobiec.
Ani ekonomiczne, ani polityczne mechanizmy obecnie funkcjonujące w globalnej społeczności nie są w stanie objąć wielkości zadania, które Kosmos przed
ludzkością postawił. Nic w tym dziwnego; cywilizacja nasza w skali kosmicznej jest tworem bardzo młodym, trwa zaledwie krótką chwilę w geologicznej skali
czasu i nie miała czasu na to, by wykształcić zdolność percypowania obiektywnych a nie tylko uświadomionych w obrębie ludzkiej kultury, materialnych
determinant istnienia życia na Ziemi. Życia, a więc również istnienia człowieka.
Globalna, zdeformowana religijnie świadomość jest w swej istocie siłą odzwierciedlającą bezwład martwej materii, której działanie polega na
podporządkowaniu rozumu i woli człowieka prawom natury, całkowicie obojętnym wobec jakiegokolwiek świadomego istnienia. Tym samym prawom, które człowieka
stworzyły i które — wedle naszej wiedzy — mogą unicestwić gatunek w niekończącej się ewolucyjnej ruletce. Łatwo wykazać, że siła religii wynika właśnie ze
swoistego przetworzenia wiedzy o mechanizmach natury, które podane w spersonifikowanej postaci tym silniej oddziałują na wyobraźnię, paraliżując intelekt i
pozbawiając ludzi zdolności rozumienia tego, jak bardzo ich los zależy od ich własnych decyzji i dążeń. Nie można zatem wykluczyć i tego, że takie pełne
rezygnacji podejście obecne w potocznej świadomości ogółu , które niebo pozostawia do wyłącznej dyspozycji wyobrażonych, iluzorycznych istot rzekomo
opiekujących się naszym światem, będzie jedną z przyczyn utrudniających polityczne i ekonomiczne działania konieczne do sprostania tym wielkim wyzwaniom.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Astronomia (Publikacja: 19-01-2014 Ostatnia zmiana: 17-09-2015)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9547 |
|