Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.015.708 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
Agnieszka Zakrzewicz - Papież i kobieta
Marcin Kruk - Człowiek zajęty niesłychanie

Złota myśl Racjonalisty:
"Radykalna nowość nauki współczesnej polega właśnie na odrzuceniu wiary, która leży u sedna wszelkich popularnych religii, że siły poruszające gwiazdami i atomami zależą od preferencji ludzkiego serca".
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Pasażer z ekspresu 'Veit Stoss' [2]
Autor tekstu:

Doktor podniósł brwi.

— To by nie licowało z godnością jego apostolskiego urzędu — chłodno zauważył medyk. — Bardzo dobrze, że wreszcie zbudowali tę drogę. Kiedy w zeszłym roku wziąłem podwodę na tym trakcie, dwa razy trzeba było brać chłopa, żeby woły wyciągały bryczkę.

Na drugiej stronie znajdowały się wiadomości o mniej doniosłym znaczeniu.

„Niepokoją przypadki samowolnego oddalania się uczennic doprowadzanych na okresowe kontrole obyczajności. Ostatnio taka niesubordynacja miała miejsce w Gimnazjum św. Lukrecji w Kielcach. Przeorysza Viviane de Lesboeufs skierowała zawiadomienie do policji. W poszukiwaniach wzięło udział pięć tysięcy policjantów i członków Ochotniczej Straży Pożarnej. Szczęśliwie dzięki współpracy okolicznej ludności zbłąkane dziewczęta zostały zawrócone z drogi nieposłuszeństwa." — Żurnalista nie krył satysfakcji. Obok znalazło się podobne doniesienie z Warszawy. „Patrol policyjny zauważył samotną niewiastę, przemierzającą chyłkiem po zapadnięciu zmroku ulicę Nowy Świat. Zatrzymana nieprzekonująco tłumaczyła się jakoby wracała od koleżanki i nie miała żadnych niecnych zamiarów. Wiarygodność jej oświadczenia została podważona podczas rewizji osobistej, w trakcie której znaleziono przy niej liczącą prawie czterysta stron książkę. W czasie legitymowania okazało się nadto, że nie posiada przy sobie zaświadczenia o bierzmowaniu ani nawet świadectwa chrztu. Jej książeczka zdrowia nie zawierała też aktualnych badań czystości. Ponieważ kobieta przekroczyła ustawowy wiek dwudziestu czterech lat, kapelan patrolu nakłonił krnąbrną pannę do natychmiastowej spowiedzi, po czym została oddana pod pieczę sióstr Służebniczek Bosych, aby pomogły jej odnaleźć swoją drogę w posłudze zakonnej bądź powołanie do życia w rodzinie."

Niestety, nie tylko dziewczęta zdawały się być zdolne do takiej karygodnej hardości. Krótka wzmianka informowała o masowej ucieczce chłopców z ochronki przyklasztornej ojców cystersów w Wąchocku na wieść o przyjeździe biskupa sandomierskiego Bogumiła Rosskoszy, który chciał tam uzupełnić swój chór.

Problem czytelnictwa został zarysowany w dłuższym doniesieniu z Krakowa. „Młodzież coraz częściej sięga po książki" — grzmiał tytuł. „Pedagodzy i moderatorzy wspólnot modlitewnych na specjalnym sympozjum poświęconym temu problemowi, które odbędzie się na Uniwersytecie Jagiellońskim, wspólnie zastanowią się, jakie są przyczyny podejmowania ryzykownych zachowań przez nieukształtowane umysły." Obok informowano o odkryciu przez policję nielegalnego składu starożytnych ksiąg pochodzących jeszcze z przełomu XX i XXI wieku. „Pośród wielu pozycji, w których ani razu nie znalazło się odniesienie do Biblii Świętej, żadna nie była opatrzona invocatio Dei a niektóre otwarcie opisywały świat w zupełnym oderwaniu od prawdy o Stworzeniu zawartej w Objawieniu." Ilustracja zamieszczona obok przedstawiała opasły tom z napisem „Astronomia" na okładce. Nielegalny magazyn nie tylko że znajdował się w Częstochowie, ale został ukryty niecałą wiorstę od jasnogórskich murów. „Najciemniej jest pod latarnią" — puentował dziennikarz.

W rubryce kryminalnej informowano natomiast o aresztowaniu właściciela warsztatu ślusarskiego, w którym dokonywano nielegalnych przeróbek bielizny damskiej.

Pociąg pędził jak szalony od czasu do czasu gwiżdżąc przeraźliwie, albowiem zbliżał się do Warszawy. Pastuszkowie pośpiesznie zganiali stada kóz pasących się na torowisku. Przez uchylone okno wpadał dym parowozu, osadzając na białej bluzce kobiety czarne plamki sadzy. Doktor zamknął okno.

— Pysznie! — zatarł ręce kontent. — Bieży dobre trzydzieści stajań na godzinę. Cóż za rącza maszyna!

— Dar Państwa Kościelnego dla Komandorii Chełmińskiej — z uśmiechem przypomniał ksiądz. — Jeżdżą na tej trasie jeszcze dwie. To wielka wygoda w porównaniu z tramwajami konnymi.

— Szkoda tylko, że nie na węgiel — zauważył trzeźwo medyk. — Lasy wzdłuż torów już są wyrąbane na dwa stajania. Ciekawym, czy tym razem dociągnie do Torunia, czy też maszynista wyśle nas znowu po drewno.

Pociąg właśnie przejeżdżał przez Warszawę. Ponieważ znajdował się tu przystanek na żądanie, zwolnił nieco, majestatycznie tocząc się pośród bogatych, krytych strzechą chat, jakże odmiennych od ubożuchnych lepianek i obłożonych mchem ziemianek świętokrzyskich. Chłopi pracujący w polu przerywali pracę i zgięci w pół czapkowali podróżnym, przyglądającym im się z okien pociągu. Nawet ekonom, wymierzający w pocie czoła chłostę zakutemu w dyby kmieciowi, który worał się na dwa palce w pole panicza, przerwał na chwilę pracę, by radośnie pomachać zacnym przejezdnym.

Konduktor przechodzący korytarzem zauważył księdza i otworzył drzwi przedziału.

— Jeśli wasza wielebność ma takie życzenie, mamy na końcu składu kaplicę dla podróżnych — przypomniał, po czym zdjął kolejarską czapkę, przyklęknął a ksiądz odmówił nad nim błogosławieństwo i pogładził po głowie.

W Warszawie nikt nie wsiadał i pociąg minął starożytne ruiny MDM-u, Pałacu Kultury i innych komunistycznych szkaradzieństw, kierując się na zachód.

Od chwili, gdy student zagłębił się w lekturę gazety, w przedziale panowała cisza. Kiedy znaleźli się na monotonnych przestrzeniach równin mazowieckich, ksiądz znowu zapadł w drzemkę a kobieta wyjęła z sakwojaża drewnianą szkatułę, która kryła w swym wnętrzu pokaźny zbiór świętych obrazków. Otworzyła ją i zaczęła przeglądać z nabożnym zadowoleniem. Doktor zauważył jej dumę.

— A to bardzo ciekawe… Czy wie pani, że kiedyś ludzie nie zbierali dewocjonaliów? Byli kolekcjonerzy znaczków pocztowych, zapałczanych etykiet, ba, nawet butelek po piwie i czort wie czego jeszcze, ale przedmiotów służących duchowemu zbudowaniu nie zbierali. Panował jakiś dziwaczny zabobon, który odsądzał od rozumu właścicieli mieszkań zapełnionych setkami krucyfiksów i figurek Maryi. Takie były czasy. — Zaczął uważnie oglądać swoje wypielęgnowane paznokcie.

Student nie wytrzymał.

— Były też takie czasy, kiedy dyskutowano, czy kobiety mają duszę.

Ksiądz drgnął, obudził się i spojrzał uważnie na młokosa.

— A ty, młodzieńcze, jak uważasz?

— Sądzę, że mają.

— O — zainteresował się doktor. — A to na jakiej podstawie?

Student zamilkł stropiony. Mógł co nieco powiedzieć o dziedzinie, którą się interesował i którą zgłębiał na studiach, ale w zagadnieniach teologicznych się gubił. Doktor Schlaumaier popatrzył na niego ze wzgardą.

— Byłoby chyba lepiej, gdyby każdy ściśle trzymał się tego, do czego został powołany i na czym dobrze się zna. To żałosna przypadłość tego ludu, że ma wciąż tylu mędrków, którym nie brak śmiałości w wyrażaniu sądów w żaden sposób nie podpartych ich wykształceniem ani pozycją. Czy pan mnie dobrze rozumie?

— Doskonale. Ale sam jestem ciekaw, bo to dość frapujące zagadnienie.

— Aby je podjąć w poważnej, rzeczowej dyskusji, potrzebne są pewne wstępne kwalifikacje, których pan, jak podejrzewam, nie posiada.

— Proszę dać mi szansę. Może się zapytamy samej zainteresowanej? Czy ma pani duszę? — zwrócił się do kobiety, zatopionej w podziwianiu swojej kolekcji.

— Tuszę to ta pani ma. To przecież widać.

— Proszę? No coś podobnego — obruszyła się. — Oczywiście, że mam.

— Potrafi to pani jakoś udowodnić? — zapytał doktor.

— Po prostu czuję, że mam.

— Tak po prostu.

— Tak, właśnie tak.

— No cóż — Schlaumaier uśmiechnął się z zimną satysfakcją — Nie przekonała mnie pani.

— Jak tak można !? — oburzyła się kobieta, teraz na dodatek wystraszona.

Zanosiło się na kłótnię a wymiana zdań stawała się coraz bardziej nerwowa. Schlaumaier z zadowoleniem sadysty pastwił się nad swoją ofiarą. W końcu kobiecina rozpłakała się i drżącymi rękami zamknęła z powrotem swoje skarby, które jeszcze przed chwilą sprawiały jej tyle radości. Ksiądz spokojnie obserwował całą scenę, aż wreszcie łaskawie włączył się do dyskusji.

— Państwo pozwolą. Kościół nie odmawia kobietom duszy, wskazuje tylko, że jest to dusza pośledniego rodzaju, stojąca w hierarchii bytów na niższym poziomie, niż dusza mężczyzny. Jak poszczególne sfery anielskie różnią się swoją mocą, zakresem działania i bliskością do Boga, tak też mężczyzna jest bardziej powołany do rzeczy wzniosłych, a kobieta do tych przyziemnych. To naturalny porządek rzeczy, ale przecież duszę kobiety mają, inaczej Kościół nie kłopotałby się ich zbawieniem a i Maryja nie mogłaby być naszą orędowniczką u swojego Syna.

Otarła oczy chusteczką a doktor skinął głową, dając do zrozumienia, że akceptuje wywód. Studentowi żal się zrobiło kobiety, która wyraźnie straciła kontenans, zwłaszcza, gdy ksiądz ją napomniał:

— Pan Bóg dał niewieście dwoje uszu i jedne usta po to, by więcej słuchała, a mniej mówiła.

Ściągnął więc z półki na bagaże swoją podróżną torbę i wyjął z niej wielką bombonierkę, która miała wprawdzie inne przeznaczenie, pomyślał wszelako, że tu przyda się bardziej.

— Dajmy spokój swarom. Nie ma co dzielić włosa na czworo skorośmy wszyscy dziełem jednego Stwórcy — zauważył zgodnie. — Proszę bardzo, niechże się państwo częstują. Wiozłem to na prezent dla ukochanej babci, świątobliwej niewiasty, ale znakomite towarzystwo, dzięki któremu podróż ta przebiega tak miło, niechybnie jest tego wykwintnego poczęstunku warte.

Jakoż i zaraz wszyscy zapomnieli o całej historii i oddali się degustacji wiśni w spirytusie oblanych wyborną ciemną czekoladą.



Fot. Daniel Hagerman

Pociąg jak stalowy smok wciąż turkotał i parskał pracowicie ciągnięty przez parową machinę, tocząc się powoli, kołysząc, kolebiąc przez gładką jak stół Mazowsza równinę. Tylko rosochate wierzby i z rzadka rozrzucone przysiółki urozmaicały rutynę niezmiennego krajobrazu. Wszyscy, z wyjątkiem studenta, posnęli twardym snem. Słońce zaszło i świat pogrążył się w wieczornej zadumie.


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (7)..   


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 12-06-2014 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Ziemowit Ciuraj
Publicysta.

 Liczba tekstów na portalu: 16  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: W hołdzie pamięci ofiar Hiroszimy i Nagasaki
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9675 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365