Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.012.996 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu"
 Kultura » Historia

Naród kozacki - brakujące ogniwo Rzeczypospolitej [1]
Autor tekstu:

Spis treści:
Między rusofobią a ukrainofobią
Z dziejów 400 lat polskiej tatarofobii
USA i Australia — państwa powstałe z marginesu angielskiego
Kozaczyzna — prawdziwy fenomen ewolucji kulturowej
Kozaczyzna — reakcja na problem tatarski
Rzeczpospolita jako matecznik Kozaczyzny
Kozaczyzna jako Sparta Rzeczypospolitej i zakon wojskowy
Awantura krymska Wazy a dzisiejszy spór o Krym
Druga Ruina Ukrainy i kompleks martyrologiczny Polski
Wielka Rzeczpospolita a wielkie imperia

*

Między rusofobią a ukrainofobią

Biorąc pod uwagę zawziętość i intensywność sporów, najważniejszym aktualnym megapodziałem wśród Polaków staje się spór o Rosję i Ukrainę. Wydaje się, że spór ten zaczyna dominować nad jakimikolwiek sporami o Polskę, włącznie z tym, który przebiega pomiędzy PO i PiSem. Jego gorączkowość wynika zapewne z jego gruntownego przeorania tradycyjnych podziałów. Wybudował on dodatkowe mury w środowiskach tzw. prawicy jak i tzw. lewicy. Czy społeczeństwo stało się jeszcze bardziej rozbite czy może część lewicy zacznie dostrzegać, że czasami więcej ją łączy z niektórymi środowiskami prawicowymi niż lewicowymi (i vice versa), sprzyjając większej otwartości w sporach wewnętrznych? By ten nowy spór nie doprowadził do eskalacji rozbicia społecznego zachęcam wszystkich do elastyczności intelektualnej i okiełznania emocji.

Miernikiem tych emocji jest fakt, że nawet i wobec Racjonalisty padają zarzuty o stronniczość — wcale nie dlatego, że jest prorosyjski czy proukraiński, lecz dlatego jedynie, że stara się nie być antyrosyjski ani antyukraiński. Nie chodzi przy tym o relatywizowanie racji obu stron czy dewaluowanie samego sporu. Istnieje zasadniczy argument przemawiający za pewnym umiarkowaniem w ferowaniu sądów. Jesteśmy mianowicie świadkami wojny, której wręcz żelazną regułą jest, iż zawsze jej pierwszą ofiarą jest prawda. Możemy mieć swoje sympatie i lęki, lecz powinniśmy być świadomi tego, że mamy ograniczone możliwości dostępu do obiektywnych informacji, gdyż znaleźliśmy się na froncie wojny informacyjnej obu stron. Nie oznacza to, że skazani jesteśmy na „agnostycyzm" poznawczy, lecz najskuteczniejszym środkiem niwelowania obustronnej propagandy i dezinformacji, jest merytoryczna dyskusja.

Tymczasem oba krewkie stronnictwa topią taką dyskusję w morzu oskarżeń. Oliwy do ognia dolewają jak zawsze media, które starają się zablokować jakąkolwiek polemikę. Frakcja antyrosyjska forsuje tezy, iż odmienne poglądy na konflikt to dzieło „trolów Putina" lub w najlepszym razie pożyteczny idiotyzm. W efekcie jesteśmy świadkami kuriozalnych sytuacji w których nawet osoby znane ze swej niechęci do Rosji są oskarżane o kolaborację z Rosją.

Po drugiej stronie mamy podobne postawy, które w każdej krytyce Rosji doszukują się rusofobii i wytworu propagandy mediów głównego nurtu. Jednocześnie większość tropicieli rusofobii jest namiętnie ukrainofobiczna.

Po obu stronach tego konfliktu mamy więc torpedowanie racjonalnej dyskusji, prawa do wątpliwości czy próby wyjścia z okopów wojny informacyjnej. Po obu stronach mamy tendencje, by zamienć ten spór w propagandowe i emocjonalne przekrzykiwanie się. Zamiast dyskusji mamy więc walkę o to, kto bardziej rozchuśta emocje i obudzi większy lęk. Czy zwycięży rusofobia i lęk przed nowym podbojem, czy też ukrainofobia i lęk przed nowym pogromem.

W efekce polską debatę o Rosji i Ukrainie trudno nawet nazwać debatą, skoro dominuje w niej koncentracja na grze emocjonalnej. By zacząć prawdzwą dyskusję trzeba wyjść poza utożsamianie współczesnej Rosji z recydywą sowietyzmu, a Ukrainy — z recydywą banderyzmu.

Z dziejów 400 lat polskiej tatarofobii

Demonizwanie Rosji i Ukrainy w Polsce opiera się nie tyle na analizach, co narodowych traumach. Ponieważ w przeszłości Rosja wielokrotnie była wrogiem Polski, więc pozostanie nim w przyszłości. Ponieważ Ukraińcy dopuścili się bestialskiej rzezi Polaków, co oznacza, że tylko czekają na kolejną szansę, by nam zaszkodzć.

Są to rozumowania pseudohistoryczne. Historia uczy nas, że się powtarza tylko przy podobnych okolicznościach. W polityce międzynarodowej nie ma wiecznych przyjaciół i wiecznych wrogów.

Spójrzmy na dzieje najnowsze, jak płynnie Wielki Szatan stał się wielkim sojusznikiem Iranu, kiedy Chiny zmieniły światową geopolitykę. Nasza historia też pokazuje takie metamorfozy śmiertelnych wrogów w przyjaciół. Pierwszy „Katyń" w dziejach Polski zgotowali nam Tatarzy, którzy w 1241 skasowali nam elitę, przynieśli pożogę i gwałty. Po kilku wiekach dawni wrogowie zamienili się w przyjaciół i mieszkających w Polsce Tatarów uważamy za najlepiej zintegrowaną mniejszość. A przecież Tatarzy to pierwszy naród, którego Polacy się realnie obawiali i który był najmocniej demonizowany.

Wrogość polsko-rosyjska nie jest wcale jakimś długowiecznym zjawiskiem. Wrogość polsko-tatarska była znacznie starsza, dłuższa i bardziej destrukcyjna. Jak doszło do zamiany odwiecznych wrogów Polski w wiernych przyjaciół? Nie był to proces stopniowy, lecz nagły. Tatarzy przez czterysta lat byli największym polskim utrapieniem na Wschodzie. Zazwyczaj to oni najeżdżali Polskę, grabiąc i wywożąc ze wschodnich rubieży tysiące niewolników. Od XIII w. uważano, że Tatarzy to mieszkańcy piekła. Nawet po upadku imperium mongolskiego Polska nie potrafiła uporać się z Tatarami. „Tatary gromić to tak niepodobna, jako by kto chciał ptaki w powietrzu latające pobić" — słowa hetmana Stanisława Żółkiewskiego, który pół życia strawił na walce z ordą. „Gdzie Tatar przejdzie, tam trawa nie rośnie" — trzeba podkreślić, że tatarofobia była najdłuższą i najsilniejszą fobią narodową w całej polskiej historii, której rusofobia nigdy nie dorównała.

Tatarzy przez wieki tworzyli takie formy państwowe, które poniekąd oddaje określenie państwa rozbójniczego. Chanaty wydawały się skazane na wieczny konflikt z Polską. Nieco deprymujące może się wydać, że ostatni wybitni Jagiellonowie uznali, że najlepiej będzie płacić haracz za niełupienie Kresów, co pozwoliło jedynie na zmniejszenie skali destrukcji. Dumna Rzeczpospolita zwała ten haracz subtelnym określeniem „upominków", lecz były to takie upominki, jakie dziś handlarze płacą lokalnym gangom „za ochronę". Początkowo wysokość upominków wynosiła 15 tys. czerwonych zł rocznie w 1514, lecz później rosła.

Apogeum problemów z Tatarami przyniósł XVII w., kiedy Władysław Waza wymyślił, że najlepszym rozwiązaniem problemu będzie wojskowa likwidacja chanatu krymskiego — z pomocą Moskwy i Kozaków. To w dużej mierze przez Tatarów Polska wdepnęła w wykańczające wojny z Turcją i doświadczyła kozackiej wojny domowej. Polityka tatarska Wazów doprowadziła do tego, że obok tatarofobii w Polsce pojawiła się polonofobia w Bakczysaraju. Wydawało się, że jedyne czego możemy się spodziewać po Krymie to wojny na śmierć i życie.

Po czym naraz się okazało, że ekspansja moskiewska pogodziła gruntownie odwiecznych wrogów.

To nieoceniona lekcja historyczna.

Pokazała ona, że największym wyzwaniem polityki zagranicznej kraju jest uchwycenie momentu takiej zmiany układu sił, która wymusza przebiegunowanie sojuszów. Nieuchwycenie tego przesilenia może prowadzić do katastrofy. Podstawowe prawo geopolityki mówi, że nie ma wiecznych wrogów ani wiecznych przyjaciół.

Sądzę, że zrozumienie tego przesilenia jest dowodem na geniusz przywódczy Jana Sobieskiego i jednocześnie usprawiedliwieniem jego klęsk politycznych. Odsiecz wiedeńska czyli brak jakichkolwiek korzyści politycznych po wielkim triumfie wojskowym przekonała Sobieskiego, że wielowiekowi przyjaciele przeradzają się w przeciwników. Doprowadziło to Sobieskiego do wielkiego manewru i uznania, że nadchodzi czas w którym wielowiekowy wróg może stać się strategicznym sojusznikiem.

Wywrócenie dotychczasowego układu sił było pokłosiem polityki Wazów, którzy po nieudolnej próbie podboju Rosji, postanowili pociągnąć Polskę do kolejnego podboju. Władysław IV wymyślił trójporozumienie na rzecz rozbioru chanatu krymskiego, który miała dokonać Polska, Rosja i Kozaczyzna. Sejm oczywiście zablokował pomysł kolejnej awantury wschodniej. W efekcie wybuchło powstanie Kozaków Chmielnickiego, wspierane przez Tatarów, którym ujawniono projekt wspólnej likwdacji chanatu, który wymyślił król Polski. W ten sposób pierwszy Waza wplątał Polskę w przegrane na jego życzenie awantury moskiewskie, zaś drugi doprowadził do historycznego sojuszu Kozaków i Tatarów przeciwko Polsce.

Niepoczytalna polityka dwóch pierwszych Wazów zakończyła się wielką katastrofą. Zamiast rozbioru Krymu wraz z Moskwą i Kozakami, Rosja zrozumiała, że nadszedł czas na odpłatę za spalenie Moskwy. Przekupiła Kozaków do wspólnego oderwania Ukrainy od Rzeczypospolitej. Przybrało to postać ugody perejesławskiej z 1654 między Chmielnickim a pełnomocnikiem cara. To właśnie data, która wywróciła dawny układ sił. To data tragedii Polski, Tatarów i Kozaków — oraz wielkiego sukcesu Rosji.

Kozacy zapłacili najwyższą cenę za flirt z Moskwą przeciwko Polsce, gdyż caryca Katarzyna skasowała Sicz Zaporowską, niszcząc Kozaczyznę, która była największym fenomenem Kresów. Powstanie Kozaczyzny to fenomenalny przejaw ewolucji kulturowej, która pokazała siłę wolności i decentralizacji. Wspomniałem, że polska polityka była bezradna wobec problemu tatarskiego. Tyle że rozwiązanie zaczęło się tworzyć samorodnie. W ten sposób zaczął się wyłaniać eksperyment społeczny, czyli Kozaczyzna.

By uchwycić unikalność tego zjawiska możemy opisać Kozaczyznę jako formę quasipaństwa pirackiego (zwano ich piratami stepowymi), które mogło się stać swoistą „Australią Rzeczypospolitej".



Żółtą linią oznaczono Sicz Zaporoską. Kozacy byli też piratami w potocznym rozumieniu, żeglując po całym Morzu Czarnym i Azowskim

USA i Australia — państwa powstałe z marginesu angielskiego

USA i Australia to dwa wykwity angielskiego imperializmu. Imperium Brytyjskie stało się największym w dziejach. Było ono nową formą rzymskiego. Powróciła polityka eksploatacji barbarzyńców. Archaiczne pojęcie barbarzyńcy sukcesywnie zastąpiły pojęcia segregacji rasowej. Imperium to głosi najbardziej wolnościowe hasła, lecz stało się najbardziej barbarzyńskie. Anglia jako pierwsza uruchomiła projekt powiększania „przestrzeni życiowej" poza zapełniającą się wyspą. Poza tradycyjnymi koloniami, czyli podbojem innych ludów i objęcie nad nimi władzy w celu eksploatacji ekonomicznej, głównym elementem budowy imperium stało się poszukiwanie nowej przestrzeni życiowej dla Anglików. Wytypowano kilka takich projektów. Najważniejszym była Ameryka, kolejnym Australia. Tego rodzaju ekspansja nie występowała ani w w Cesarstwie Rzymskim ani w Imperium mongolskim. Wytypowano ziemie, które mogły się stać nową większą Anglią. By można było zbudować nową Anglię podbój obcych kultur został zastąpiony przez czystki i zagłady kultur autochtonicznych. W Ameryce zniszczono różnorodne kultury indiańskie z których zachwano beztreściowe szczątki folkloru. W Australii wyczyszczono Aborygenów wraz z ich 500 językami. Pozstawione szczątki tych kultur mają dowodzić jak prymitywne były to zjawiska. Nie jest więc przypadkiem, że w Indiach nie realizowano czystek a na nowych wielkich wyspach już tak. To dzięki nim USA czy Australia są dziś ulepszoną wersją Anglii.


1 2 3 4 5 Dalej..
 Zobacz komentarze (24)..   


« Historia   (Publikacja: 21-04-2015 Ostatnia zmiana: 04-07-2015)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 952  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9835 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365