|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Kościół i polityka
Anarchokomunizm katolicki w Kongresie USA Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Dziś po raz pierwszy w historii papież przemawiał w Kongresie USA. Treść jego
wystąpienia nie była specjalnie nowatorska w kontekście jego dotychczasowych wystąpień. Tym niemniej zgromadzenie przyjęło ją nader
entuzjastycznie. Reprezentanci i senatorowie co kilka minut na stojąco przerywali Franciszkowi oklaskami. Papież mówił, że potrzebna jest odpowiednia dystrybucja
bogactwa na świecie, że biznes jest powołaniem, którego częścią służby jest tworzenie nowych miejsc pracy, wezwał do zniesienia kary śmierci, potępił nowe
formy globalnego niewolnictwa. Podkreślał potrzebę otwarcia na imigrantów, w odniesieniu do USA — głównie tych z południa kontynentu; z drugiej strony
przypomniał Amerykanom, że wszyscy oni są imigrantami, którzy przy osiedlaniu się na nowym terytorium niezbyt szanowali prawa rodzimej ludności — Indian.
Kiedy wezwał, by zatrzymać handel bronią — wstało już tylko pół sali.
Clue tego wystąpienia były cztery wzorce osobowe Amerykanów, które wskazał Kongresowi. Mówił o nich bowiem zarówno na początku, jak i na końcu swego
przemówienia. Te cztery uzupełniające się amerykańskie sny to według Franciszka:
-
Abraham Lincoln — wolność
-
Martin Luther King — niewykluczająca wolność w różnorodności
-
Dorothy Day — sprawiedliwość społeczna
-
Thomas Merton — przestrzeń dialogu
Najważniejsze były oczywiście dwa ostatnie nazwiska postaci katolickich, gdyż pierwsze dwa (religijnego bezwyznaniowca oraz pastora baptystycznego) są
powszechnie uznane w Ameryce. W przeciwieństwie do Day i Mertona, którzy są esencją Franciszkowego przesłania. Obie te postaci wiążą się z katolicyzmem
otwartym i społecznie zaangażowanym, upatrującym sensu katolicyzmu właśnie w zaangażowaniu społecznym.
Merton to radykalny ekumenizm religijny, wyrażający otwarcie nie dla samego porozumienia, ale dla wzbogacenia. Dla Mertona dialog religijny nie miał na
celu zawieszenia wojny czy dobrych relacji pomiędzy liderami religijnymi. Chodziło mu o to, by katolicyzm nauczył się czerpać z mądrości innych systemów. W
Dzienniku azjatyckim pisał: „Wierzę, że otwierając się na buddyzm, na hinduizm i na te wspaniałe tradycje Azji, zdobywamy cudowną szansę dowiedzenia się
czegoś więcej o możliwościach tkwiących w naszych własnych tradycjach, ponieważ tamte religie dotarły, z punktu widzenia natury, o wiele głębiej niż my."
Podstawą tego dialogu jest według niego umiejętność krytycznej autorefleksji:
„Być może ktoś ode mnie oczekuje jakiegoś słowa uznania pod adresem masowej religii. Obawiam się, że nic z tego. Masowa religia w znacznym stopniu
zdradziła ludzkiego ducha i wydała go, jak Samsona, ostrzyżonego i oślepionego, na pastwę kultury pełnej frustracji i autodestrukcji. Popularne hasła
masowej religii są często równie jałowe i fałszywe jak slogany reklamujące nowy rodzaj mydła, tylko znacznie groźniejsze, bo jakość mydła można
przynajmniej łatwo sprawdzić. Grzechem religijności jest uczynienie z Boga, pokoju, szczęścia, zbawienia i wszystkich pragnień człowieka — produktów, które
wypuszcza się na rynek w atrakcyjnym opakowaniu. Problem nie leży w szczerości przekonań kaznodziejów i pisarzy religijnych, ale w samych założeniach, na
których bezkrytycznie opierają swą działalność. Umysłowość religijna naszych czasów rzadko wykazuje skłonność do krytycznej analizy problemów naprawdę
ważnych. Wygodnie nam z naszymi nawykami i zaściankowymi niechęciami, lecz czy aby nie nazbyt łatwo godzimy się na dwuznaczności, które Ewangelie i Prorocy
każą nam bezkompromisowo odrzucać".
Druga postać jest znacznie bardziej radykalną propozycją dla elity USA. Dorothy Day (1897-1980) chrześcijańska socjalistka i anarchistka, która stworzyła
feministyczną wersję teologii wyzwolenia. W młodości związana była z ruchem komunistycznym, uznała jednak, że ruch komunistyczny ma słuszne cele, ale
błędne metody, dlatego najlepszą jego drogą jest połączenie z chrześcijaństwem, czyli ze swoją ideą źródłową — by jego osią stała się nie przemoc i
militaryzm, lecz miłość.
Day traktowała ewangelie jako najbardziej radykalne pisma antysystemowe, których głównym manifestem było Kazanie na Górze. Według niej prawdziwe
chrześcijaństwo nie dąży do łagodzenia patologii systemów, lecz do obalenia systemu, który jest antyludzki. Bóg chrześcijański nie objawia się w bogatych,
lecz w biednych, dlatego nie można być chrześcijaninem, jeśli pogardza się biednymi, jeśli wystawia się ich poza nawias społeczny. Prawdziwy ateizm nie
polega na negowaniu boga, lecz na niedostrzeganiu Chrystusa w ubogich.
Day stworzyła w USA katolicki ruch robotniczy, którego organem
stało się pismo Catholic Worker. Zaczęło się ono ukazywać wtedy, kiedy Hitler przejął władzę w Niemczech. Jej celem było werbalizowanie doświadczeń tej
cząstki ludzkości, która nie potrafi się ładnie wypowiadać, pokazywanie ludzkiego cierpienia, zwracanie uwagi na wady systemu społecznego i dyskusja nad
znalezieniem środków zaradczych. Jako demonstrantka włączona w protesty przeciw wojnie i niesprawiedliwości między 1917 a 1973 wiele razy przebywała w
areszcie, a nawet w więzieniu.
Ruch, któremu przewodziła zajmował się tworzeniem przytulisk zwanych „domami gościnnymi". Pierwszym z nich stało się mieszkanie Dorothy. W krótkim czasie w
całym kraju było już ponad trzydzieści takich ośrodkόw. Pod koniec lat 30. każdego dnia zupę wydawano tysiącom ludzi. Następnym krokiem było organizowanie
dążących do samowystarczalności farm na wsi. Dzisiaj w Stanach jest 130 domów z inspiracji ruchu Catholic Worker. Wzywała także do udostępniania ubogim
tych kościelnych budynków, które stoją puste.
W czasie Soboru Watykańskiego głodowała z grupą kobiet w intencji potępienia przez Sobór wszelkiej wojny (doczekała się jedynie orędzia przeciw wojnie
nuklearnej).
Day urodziła się w rodzinie protestanckiej, w młodości związała się z ruchem socjalistycznym, a w wieku 30 lat — katolickim. Miała za sobą aborcję oraz rozwody, dziś
toczy się jej proces beatyfikacyjny — za jej działalność społeczną.
Jako socjalistka uważała, że religia jest jak opium dla ludu, jako katoliczka — że nie
musi nim być, jeśli sięgnie do swych rewolucyjnych korzeni. Bo chrześcijaństwo wyjściowo było pierwszym ruchem stricte antysystemowym na rzecz wykluczonych.
Socjalizm i komunizm mają swoje żródła w chrześcijaństwie, dlatego chrześcijaństwo jest ich jedyną drogą. Podobnie jak anarchizm, który uważała za nierozerwalny z pacyfizmem. Twierdziła też, że wielcy rewolucjoniści
przeczuwali to. Przywoływała słowa Che Guevary: „Pozwólcie mi powiedzieć coś, co może się wydać niedorzeczne, prawdziwy rewolucjonista jest prowadzony
przez wielkie uczucie miłości".
Religia, która jest opium to religia, która zadowala się dokarmianiem ubogich. Religia wyzwalająca to religia, która nie tylko karmi ubogich, ale i pyta,
dlaczego nie mają co jeść, i która Chrystusa widzi na marginesach społeczeństwa, a nie na cokołach i panteonach.
Oto niektóre jej myśli:
"Komunizm może zostać osiągnięty jedynie poprzez religię" (1938).
"Nie oczekujemy Utopii tutaj na ziemi. Bóg jednak zamyślił prostszy porządek aniżeli ten, któryśmy stworzyli. Człowiek ma naturalne prawo do pożywienia,
odzienia i schronienia. Pewna ilość dóbr jest niezbędna dla prowadzenia dobrego życia. Rodzina potrzebuje pracy, tak jak i chleba. Człowiekowi należy się
własność. Musimy stale powtarzać te rzeczy. Życie wieczne zaczyna się tu i teraz… Miłość wszystko upraszcza. Moje całe dotychczasowe życie, moje całe
doświadczenie mówi mi, że wszelkie nasze porażki biorą się z niedostatku miłości. To przekonanie przywiodło mnie do porzucenia radykalnych ruchów po moim
wcześniejszym zaangażowaniu w Partię Socjalistyczną, Robotników Przemysłowych Świata tudzież komunistów z którymi współpracowałam" (1948).
„Jestem przekonana, że Bóg nie zamyślił świata w którym jest tak wielu biednych. Struktura klasowa to nasze dzieło i nasze zmartwienie, nie Jego. Myśmy to
stworzyli i do nas należy zmiana tego. Dlatego też wzywamy do rewolucyjnych zmian" ("Bieda to problem a nie przedmiot troski, Catholic Worker, kwiecień
1953).
"Musimy zmienić system. Musimy obalić, ale nie rząd, o co władze zawsze oskarżają komunistów, ale ten zepsuty, dekadencki, zgniły kapitalistyczny system
przemysłowy, który karmi nas cierpieniem" (1956).
"Głównym wyzwaniem naszych czasów jest: jak doprowadzić do rewolucji w naszych sercach, rewolucji, która musi się rozpocząć w każdym z nas" (1963).
„Najlepszą rzeczą, którą można zrobić z najlepszymi rzeczami to wyrzeczenie się ich" (1975).
„Nasza współczesna ekonomia oparta jest na przygotowaniach do wojny".
"Całe moje życie to protest" (1974).
Przypuszczam, że niewielu członków Kongresu zna pisma Day, której apogeum aktywizmu przypadło na czasy przedwojennego Wielkiego Kryzysu w USA oraz czasy powojenne. Teraz jednak,
kiedy w historycznej wizycie entuzjastycznie witanego gościa wymieniał on ją jako jedyną kobietę wśród twórców czterech najważniejszych amerykańskich snów,
wszyscy oni zajrzą przynajmniej do Wikipedii, by zobaczyć co to za pani i o czym śniła. I cóż ukaże się ich oczom?
Wielki czerwony sierp i krzyż, czyli katolicki anarchokomunizm — wówczas zrozumieją, że przesłanie Franciszka było nieco bardziej radykalne aniżeli wynikało to expressis verbis z tekstu. I wielu zapewne zrzednie mina.
Więcej: Dorothy Day's anarcho-Catholicism: The way of love
« Kościół i polityka (Publikacja: 24-09-2015 Ostatnia zmiana: 25-09-2015)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9914 |
|