Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Kościół w Polsce
Słupska wojna o cuda [1] Autor tekstu: Janusz Milczarek
Słupsk — miasto cudów i objawień. Tam przybywają pielgrzymi z całej Polski, aby
oglądać słynny krzyż misyjny, z którego płynie krew Chrystusa. Tam mieszka kobieta,
która na własnym balkonie regularnie odbywa randki z Panem Bogiem. Tam nad halą
targową czuwa Duch Święty, który ustala ceny samochodów i produktów spożywczych.
Tam przyjeżdżają nieuleczalnie chorzy, aby doznać cudownego uzdrowienia. Tam
msze święte odprawiają pensjonariuszki szpitala psychiatrycznego. Tam toczy
się święta wojna między biskupami a wizjonerami. Krew na krzyżu
Był stan wojenny, polskie Wybrzeże kipiało gniewem za czołgi i wojskowe patrole na ulicach. Solidarna klasa robotnicza nabierał sił, aby
zasiąść za okrągłym stole z Jaruzelskim i spółką. Kraj na gwałt potrzebował
cuda dodającego siły i wiary ludziom Wałęsy. Na tę okoliczność Kościół dostarczył
masom wiernych atrakcji, które zaakceptował Watykan, a przeklęła Moskwa. W centrum
Słupska „odkryto" dębowy krzyż, który obficie krwawił.
Zjawisko szybko zbadali biegli naukowcy zrzeszeni w „Solidarności" i potwierdzili, że Pan Bóg osobiście zstąpił z nieba i zapisał się do związków
zawodowych. Znakiem tego, miasteczko na środkowym wybrzeżu stało się Mekką antykomunistów
wierzących w cuda. Masy naiwnych dewotów i politycznych oszołomów przybywali
do Słupska, aby potwierdzić swoje racje poprzez obcowanie z rzeko o cudownym
krzyżem.
Iluzjoniści w sutannach sprawili, że słupska starówka stała
się równie popularna i święta co Klasztor Jasnogórski. Jak do tego doszło, dokładnie
opisał Ryszard Król — proboszcz Kościoła Najświętszej Marii Panny Królowej
Różańca Świętego w Słupsku. Zanim trafił do domu dla obłąkanych, na murach swojej
świątyni kazał zawiesić mosiężną tablicę z takim oto tekstem:
"W dniu 12.03.1982r. w piątek o godzinie 11.00
idąc na dyżur spowiedzi, spoglądając na krzyż misyjny, zauważyłem wypływającą z niego ciecz. Kiedy podszedłem bliżej pod krzyż, wypływająca strumieniami ciecz
koloru czerwono-btunatnego zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W pierwszej chwili
pomyślałem, że jest to jakieś nadzwyczajne zjawisko, znak Dotknąłem cieczy palcem i po skosztowaniu odczułem smak słodko-słony, smak krwi.
Poczułem dreszcz i serce zaczęło mi bić mocniej. Udałem
się do kościoła i poprosiłem z konfesjonału ks. Edwarda Matysiaka, którego miałem
zmienić w dyżurze spowiedzi, oświadczając mu, że na naszym krzyżu misyjnym jest
jakiś znak — wypływająca ciecz. Ksiądz Edward oświadczył, że jest to znak
dany jako przestroga. Następnie poprosiłem z kościoła mojego pracownika -
murarza, który od dłuższego czasu dokonuje regotyzacji filarów w naszym kościele.
Człowiek ten był bardzo wzruszony na widok tej wypływającej cieczy. Opisał on
swoje wrażenia oddzielnie.
Po pewnym czasie zaczęli zbliżać się do krzyża ludzie.
Kilkakrotnie wychodziłem z konfesjonału i z kościoła pod krzyż. Powiadomiłem o tym znaku moich księży współpracowników, którzy odnieśli podobne, głębokie
wrażenie pod tym krzyżem. Nikt z nas księży nie wątpił, że to jest coś nadzwyczajnego.
W tym dniu temperatura wynosiła do +1 do +5 stopni Celsjusza.
Dzień 12.03 jak i poprzednie, był pogodny, bez upałów. Drewno krzyża liczy 31
lat, jest wysuszone, a nawet w części spróchniałe. Tego samego dnia tj. 12.03,
na moje wezwanie przybył fotograf P. Szczepański, który dokonał licznych zdjęć
krzyża z naciekami wypływającej cieczy. W ciągu dnia gromadzili się tam wierni i do godziny 22.45 modlili się, śpiewali pieśni religijne, składali kwiaty,
zapalali świece i znicze, podchodzili do krzyża, całowali go, dotykali cieczy.
Dnia 12.03. wypłynęło dużo cieczy. Ciecz ta spływała tylko po drzewie, nie spływała
na przylegający postument betonowy.
Przybywają teraz ludzie z różnych stron Polski. Modlą
się pod krzyżem, są poważni i skupieni. Ciecz płynąca z krzyża budzi głęboką
refleksję, zdziwienie, ciekawość, a dla innych niepokój. Znakiem tym zainteresowały
się władze miejskie, dziennikarze, reporterzy radia i telewizji. Pobierane były
próbki cieczy krzyża komisyjnie i prywatnie. Władze świeckie podają do publicznej
wiadomości hipotezy wytłumaczenia zjawiska, które trudno przyjąć za naukowe
(...).
W dniu 12.04. na krzyż założono ochronne zabezpieczenia z plandeki. Krzyż jest również obserwowany w nocy przez niektórych parafian
mieszkających w sąsiedztwie kościoła. Od dn. 12.03.1982r. prowadzę kronikę naszego
krzyża misyjnego. Jest wiele cudownych nawróceń w konfesjonałach ludzi, którzy
od lat nie byli u spowiedzi.
Ten znak na krzyżu jest bardzo wymowny. Nie tylko ja,
aleksięża i wielu ludzi stawia sobie pytania; Dlaczego wypływa ciecz,
która tak łudząco przypomina krew? Czy stwierdzono w tej cieczy erytrocyty,
obecność krwinek? Jak wygląda ta ciecz pod mikroskopem? Dlaczego ta ciecz wypłynęła w piątek w okresie Wielkiego Postu? Dlaczego w Słupsku? (...)
Gromadzę liczne dokumenty, przyjmuję zeznania innych osób
na temat znaku na naszym krzyżu misyjnym. Niechętnie już wyrażam zgodę na pobranie
próbek cieczy do badania. Dla mnie i dla wielu znak ten jest oczywistym znakiem
nadzwyczajnym (...)
P.S.
Laboratoryjne badania wykazały, że w cieczy wypływającej z krzyża misyjnego znajdują się erytrocyty — krwinki czerwone. Ciecz wypływa
po dzień dzisiejszy.
Słupsk 16.07.1983
ks.
Ryszard Król".
Matka Boska
Balkonowa
Za cud przed kościołem proboszcza parafii Najświętszej Marii
Panny Królowej Różańca Świętego zbierał gratulacje od najwyższych dostojników
Episkopatu Polski. Nie awansował jednak w kościelnej hierarchii z powodu nagłego
pogorszenia zdrowia psychicznego. Kapłan popadł bowiem w manię stawiania krzyży
we wszystkich miejscach, które wydawały mu się podobne do Golgoty. Kiedy, wbrew
woli kardynała Józefa Glempa, wykopał kolejną relikwię na oświęcimskiej żwirowni,
biskupi wezwali go na dywanik, a krótko po tym wręczyli skierowanie na dożywotnią
kurację w domu dla obłąkanych.
Jakkolwiek potoczyły się losy proboszcza Króla, misyjny krzyż z plamami rzekomej krwi służy narodowi jako znak Boży przez dziesięć lat. Wiosną
1993 roku przybyła mu konkurencja. Na balkonie jednej ze słupskich kamienic
ukazała się bowiem Matka Boska. Widziało ją osiemnaście kobiet, które do dzisiaj
zgodnie zeznają, iż osobiście rozmawiały z Matką Zbawiciela!
— Najpierw ze ściany spadł obraz z Chrystusem. Stłuczone
szkło pokaleczyło wizerunek twarzy Jezusa. Po kilku dniach obraz sam się zrekultywował.
Zniknęły ślady pęknięć i skaleczeń płótna. Wizerunek Syna Bożego stał się jak
nowy. Później usłyszałam głos, który nakazał mi wyjść przed kamienicę i obejrzeć
mój własny balkon. Ujrzałam na nim Matkę Boską wśród kwiatów. Zjawisko to przez
następny tydzień obserwowało kilkanaście kobiet modlących się razem ze mną -
opowiada pani Czesława Król, mieszkająca w Słupsku przy ul. Kołłątaja.
Po kilku tygodniach do kamienicy w centrum Słupska zaczęli
przyjeżdżać dziennikarze z całej Polski. Audycje radiowe, programy telewizyjne i artykuły w gazetach sprawiły, że miejscowi katolicy chętniej modlili się pod
balkonem Czesławy Król niż w kościele. Fakt ten mocno zaniepokoił biskupów z Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej. Objawienie na balkonie starej dewotki było
konkurencją dla misyjnego krzyża, z którego płynęła krew Chrystusa. Kościół
rzymskokatolicki wystąpił w charakterze monopolisty na cuda i … spacyfikował
wiernych wyznawców „Matki Boskiej Balkonowej".
— Modliłyśmy się w Kościele św. Jacka. Widzenia z Matką Boską
miałyśmy zawsze o godz. 15. Biskup zabronił nas wpuszczać do kościoła. Proboszcz,
natychmiast kazał założyć kratę w kościelnym przedsionku. Nie miałyśmy wstępu
przed ołtarz, więc przeniosłyśmy się do Kościoła NMP Królowej Różańca Świętego — opowiada pani Danuta Cur.
Dewotki nawiedzone przez Matkę Boską krótko modliły się w nowym sanktuarium. Pewnego pięknego dnia siostra przeorysza zdmuchnęła im świece
przy ołtarzu i rzekła „koniec balu panno lalu". Po zasięgnięciu
opinii samego Jezusa Chrystusa, grono nawiedzonych dewotek przeniosło się pod
słynny misyjny krzyż słupski. Tam odprawiały swoje msze, uzdrawiały chorych i odczyniały tym podobne cuda.
Nieuczciwa
konkurencja
Zaniepokojony popularnością pogańskich praktyk, biskup Marian
Gołębiewski z Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej, nakazał ścięcie krwawiącego
krzyża pod kościołem w Słupsku. (Nieco później wystąpił w telewizyjnym talk
show, wspólnie z red. Kotlińskim, gdzie obaj spierali się nad potrzebą zniesienia
celibatu). 10 grudnia 1997 roku drwale uzbrojeni w piły łańcuchowe oberżnęli
dębowy krzyż i oddali go cieślom do renowacji. Usunięcie relikwii sprzed kościoła
stało się przyczyną buntu wyznawców cudu słupskiego. Ludzie przestali modlić
się w Kościele NMP Królowej Różańca Świętego i przenieśli się pod balkon pani
Czesławy Król, która codziennie o godzinie piętnastej gościła w swoim domu Matkę
Boską, Jezusa lub samego Pana Boga (od koloru do wyboru w zależności od pogody).
Do kamienicy przy ul. Kołłątaja zaczęli przybywać naiwni
katolicy z całej Polski. Ludzie ślepi, głusi i chromi doznawali tam cudownego
uzdrowienia, a wieści o kobiecie obcującej z Trójcą Przenajświętszą dotarły
aż do Watykanu.
Na polecenie kościelnych pryncypałów do zbadania sprawy został
oddelegowany ksiądz Krzysztof Zdanko — dyrektor Kurii Biskupiej i doktor
teologii w jednej osobie. Równolegle z nim na mieszkanie pani Czesławy Król
został nasłany oddział wywiadowczy kilkunastu starszych pań, uzbrojonych w ukryte
dyktafony i aparaty fotograficzne. Ich celem było zdemaskowanie szwindla, dzięki
któremu staruszka wizjonerka skupiła wokół siebie nie wiele mniej wyznawców
niż sam papież.
— Poza Trójcą Przenajświętszą przychodzą do mnie święty Franciszek i Faustyna. Oni właśnie objawili mi treść Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej. Zanim
papież ją ujawnił, ja wydrukowałam i rozniosłam po wszystkich słupskich kościołach.
Na jednej plebanii ksiądz Krzysztof Płotka zrzucił mnie ze schodów. W pobliskiej
Ustce dwaj proboszczowie Jan Turkiel i Ryszard Borowicz rozpoczęli na ambonach
krucjatę przeciwko mnie. Księża katecheci na całym Wybrzeżu nauczają dzieci,
że jestem heretyczką i sekciarą, a moje objawienia wyśmiewają. Kapłani czują
się monopolistami na Pana Boga i bez skrupułów niszczą każdą konkurencję; jehowych,
prawosławnych, muzułmanów i takich wizjonerów jak ja — twierdzi pani Czesława
Król.
1 2 Dalej..
« Kościół w Polsce (Publikacja: 03-08-2002 Ostatnia zmiana: 25-03-2013)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1721 |