Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.036 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
System hipotez naukowych akceptowanych przez osobę w dowolnym czasie powinien być dla niej systemem prawd możliwych w tym sensie, że pomimo swych najgorętszych usiłowań, nie znalazła ona żadnej sprzeczności ani w tym systemie, ani pomiędzy nim a dostępnym jej świadectwem.
 Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Kościół w Polsce

Słupska wojna o cuda [1]
Autor tekstu: Janusz Milczarek

Słupsk — miasto cudów i objawień. Tam przybywają pielgrzymi z całej Polski, aby oglądać słynny krzyż misyjny, z którego płynie krew Chrystusa. Tam mieszka kobieta, która na własnym balkonie regularnie odbywa randki z Panem Bogiem. Tam nad halą targową czuwa Duch Święty, który ustala ceny samochodów i produktów spożywczych. Tam przyjeżdżają nieuleczalnie chorzy, aby doznać cudownego uzdrowienia. Tam msze święte odprawiają pensjonariuszki szpitala psychiatrycznego. Tam toczy się święta wojna między biskupami a wizjonerami.

Krew na krzyżu

Był stan wojenny, polskie Wybrzeże kipiało gniewem za czołgi i wojskowe patrole na ulicach. Solidarna klasa robotnicza nabierał sił, aby zasiąść za okrągłym stole z Jaruzelskim i spółką. Kraj na gwałt potrzebował cuda dodającego siły i wiary ludziom Wałęsy. Na tę okoliczność Kościół dostarczył masom wiernych atrakcji, które zaakceptował Watykan, a przeklęła Moskwa. W centrum Słupska „odkryto" dębowy krzyż, który obficie krwawił.

Zjawisko szybko zbadali biegli naukowcy zrzeszeni w „Solidarności" i potwierdzili, że Pan Bóg osobiście zstąpił z nieba i zapisał się do związków zawodowych. Znakiem tego, miasteczko na środkowym wybrzeżu stało się Mekką antykomunistów wierzących w cuda. Masy naiwnych dewotów i politycznych oszołomów przybywali do Słupska, aby potwierdzić swoje racje poprzez obcowanie z rzeko o cudownym krzyżem.

Iluzjoniści w sutannach sprawili, że słupska starówka stała się równie popularna i święta co Klasztor Jasnogórski. Jak do tego doszło, dokładnie opisał Ryszard Król — proboszcz Kościoła Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Świętego w Słupsku. Zanim trafił do domu dla obłąkanych, na murach swojej świątyni kazał zawiesić mosiężną tablicę z takim oto tekstem:

"W dniu 12.03.1982r. w piątek o godzinie 11.00 idąc na dyżur spowiedzi, spoglądając na krzyż misyjny, zauważyłem wypływającą z niego ciecz. Kiedy podszedłem bliżej pod krzyż, wypływająca strumieniami ciecz koloru czerwono-btunatnego zrobiła na mnie ogromne wrażenie. W pierwszej chwili pomyślałem, że jest to jakieś nadzwyczajne zjawisko, znak Dotknąłem cieczy palcem i po skosztowaniu odczułem smak słodko-słony, smak krwi.

Poczułem dreszcz i serce zaczęło mi bić mocniej. Udałem się do kościoła i poprosiłem z konfesjonału ks. Edwarda Matysiaka, którego miałem zmienić w dyżurze spowiedzi, oświadczając mu, że na naszym krzyżu misyjnym jest jakiś znak — wypływająca ciecz. Ksiądz Edward oświadczył, że jest to znak dany jako przestroga. Następnie poprosiłem z kościoła mojego pracownika - murarza, który od dłuższego czasu dokonuje regotyzacji filarów w naszym kościele. Człowiek ten był bardzo wzruszony na widok tej wypływającej cieczy. Opisał on swoje wrażenia oddzielnie.

Po pewnym czasie zaczęli zbliżać się do krzyża ludzie. Kilkakrotnie wychodziłem z konfesjonału i z kościoła pod krzyż. Powiadomiłem o tym znaku moich księży współpracowników, którzy odnieśli podobne, głębokie wrażenie pod tym krzyżem. Nikt z nas księży nie wątpił, że to jest coś nadzwyczajnego.

W tym dniu temperatura wynosiła do +1 do +5 stopni Celsjusza. Dzień 12.03 jak i poprzednie, był pogodny, bez upałów. Drewno krzyża liczy 31 lat, jest wysuszone, a nawet w części spróchniałe. Tego samego dnia tj. 12.03, na moje wezwanie przybył fotograf P. Szczepański, który dokonał licznych zdjęć krzyża z naciekami wypływającej cieczy. W ciągu dnia gromadzili się tam wierni i do godziny 22.45 modlili się, śpiewali pieśni religijne, składali kwiaty, zapalali świece i znicze, podchodzili do krzyża, całowali go, dotykali cieczy. Dnia 12.03. wypłynęło dużo cieczy. Ciecz ta spływała tylko po drzewie, nie spływała na przylegający postument betonowy.

Przybywają teraz ludzie z różnych stron Polski. Modlą się pod krzyżem, są poważni i skupieni. Ciecz płynąca z krzyża budzi głęboką refleksję, zdziwienie, ciekawość, a dla innych niepokój. Znakiem tym zainteresowały się władze miejskie, dziennikarze, reporterzy radia i telewizji. Pobierane były próbki cieczy krzyża komisyjnie i prywatnie. Władze świeckie podają do publicznej wiadomości hipotezy wytłumaczenia zjawiska, które trudno przyjąć za naukowe (...).

W dniu 12.04. na krzyż założono ochronne zabezpieczenia z plandeki. Krzyż jest również obserwowany w nocy przez niektórych parafian mieszkających w sąsiedztwie kościoła. Od dn. 12.03.1982r. prowadzę kronikę naszego krzyża misyjnego. Jest wiele cudownych nawróceń w konfesjonałach ludzi, którzy od lat nie byli u spowiedzi.

Ten znak na krzyżu jest bardzo wymowny. Nie tylko ja, aleksięża i wielu ludzi stawia sobie pytania; Dlaczego wypływa ciecz, która tak łudząco przypomina krew? Czy stwierdzono w tej cieczy erytrocyty, obecność krwinek? Jak wygląda ta ciecz pod mikroskopem? Dlaczego ta ciecz wypłynęła w piątek w okresie Wielkiego Postu? Dlaczego w Słupsku? (...)

Gromadzę liczne dokumenty, przyjmuję zeznania innych osób na temat znaku na naszym krzyżu misyjnym. Niechętnie już wyrażam zgodę na pobranie próbek cieczy do badania. Dla mnie i dla wielu znak ten jest oczywistym znakiem nadzwyczajnym (...)

P.S.

Laboratoryjne badania wykazały, że w cieczy wypływającej z krzyża misyjnego znajdują się erytrocyty — krwinki czerwone. Ciecz wypływa po dzień dzisiejszy.

Słupsk 16.07.1983

ks. Ryszard Król".

Matka Boska Balkonowa

Za cud przed kościołem proboszcza parafii Najświętszej Marii Panny Królowej Różańca Świętego zbierał gratulacje od najwyższych dostojników Episkopatu Polski. Nie awansował jednak w kościelnej hierarchii z powodu nagłego pogorszenia zdrowia psychicznego. Kapłan popadł bowiem w manię stawiania krzyży we wszystkich miejscach, które wydawały mu się podobne do Golgoty. Kiedy, wbrew woli kardynała Józefa Glempa, wykopał kolejną relikwię na oświęcimskiej żwirowni, biskupi wezwali go na dywanik, a krótko po tym wręczyli skierowanie na dożywotnią kurację w domu dla obłąkanych.

Jakkolwiek potoczyły się losy proboszcza Króla, misyjny krzyż z plamami rzekomej krwi służy narodowi jako znak Boży przez dziesięć lat. Wiosną 1993 roku przybyła mu konkurencja. Na balkonie jednej ze słupskich kamienic ukazała się bowiem Matka Boska. Widziało ją osiemnaście kobiet, które do dzisiaj zgodnie zeznają, iż osobiście rozmawiały z Matką Zbawiciela!

— Najpierw ze ściany spadł obraz z Chrystusem. Stłuczone szkło pokaleczyło wizerunek twarzy Jezusa. Po kilku dniach obraz sam się zrekultywował. Zniknęły ślady pęknięć i skaleczeń płótna. Wizerunek Syna Bożego stał się jak nowy. Później usłyszałam głos, który nakazał mi wyjść przed kamienicę i obejrzeć mój własny balkon. Ujrzałam na nim Matkę Boską wśród kwiatów. Zjawisko to przez następny tydzień obserwowało kilkanaście kobiet modlących się razem ze mną - opowiada pani Czesława Król, mieszkająca w Słupsku przy ul. Kołłątaja.

Po kilku tygodniach do kamienicy w centrum Słupska zaczęli przyjeżdżać dziennikarze z całej Polski. Audycje radiowe, programy telewizyjne i artykuły w gazetach sprawiły, że miejscowi katolicy chętniej modlili się pod balkonem Czesławy Król niż w kościele. Fakt ten mocno zaniepokoił biskupów z Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej. Objawienie na balkonie starej dewotki było konkurencją dla misyjnego krzyża, z którego płynęła krew Chrystusa. Kościół rzymskokatolicki wystąpił w charakterze monopolisty na cuda i … spacyfikował wiernych wyznawców „Matki Boskiej Balkonowej".

— Modliłyśmy się w Kościele św. Jacka. Widzenia z Matką Boską miałyśmy zawsze o godz. 15. Biskup zabronił nas wpuszczać do kościoła. Proboszcz, natychmiast kazał założyć kratę w kościelnym przedsionku. Nie miałyśmy wstępu przed ołtarz, więc przeniosłyśmy się do Kościoła NMP Królowej Różańca Świętego — opowiada pani Danuta Cur.

Dewotki nawiedzone przez Matkę Boską krótko modliły się w nowym sanktuarium. Pewnego pięknego dnia siostra przeorysza zdmuchnęła im świece przy ołtarzu i rzekła „koniec balu panno lalu". Po zasięgnięciu opinii samego Jezusa Chrystusa, grono nawiedzonych dewotek przeniosło się pod słynny misyjny krzyż słupski. Tam odprawiały swoje msze, uzdrawiały chorych i odczyniały tym podobne cuda.

Nieuczciwa konkurencja

Zaniepokojony popularnością pogańskich praktyk, biskup Marian Gołębiewski z Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej, nakazał ścięcie krwawiącego krzyża pod kościołem w Słupsku. (Nieco później wystąpił w telewizyjnym talk show, wspólnie z red. Kotlińskim, gdzie obaj spierali się nad potrzebą zniesienia celibatu). 10 grudnia 1997 roku drwale uzbrojeni w piły łańcuchowe oberżnęli dębowy krzyż i oddali go cieślom do renowacji. Usunięcie relikwii sprzed kościoła stało się przyczyną buntu wyznawców cudu słupskiego. Ludzie przestali modlić się w Kościele NMP Królowej Różańca Świętego i przenieśli się pod balkon pani Czesławy Król, która codziennie o godzinie piętnastej gościła w swoim domu Matkę Boską, Jezusa lub samego Pana Boga (od koloru do wyboru w zależności od pogody).

Do kamienicy przy ul. Kołłątaja zaczęli przybywać naiwni katolicy z całej Polski. Ludzie ślepi, głusi i chromi doznawali tam cudownego uzdrowienia, a wieści o kobiecie obcującej z Trójcą Przenajświętszą dotarły aż do Watykanu.

Na polecenie kościelnych pryncypałów do zbadania sprawy został oddelegowany ksiądz Krzysztof Zdanko — dyrektor Kurii Biskupiej i doktor teologii w jednej osobie. Równolegle z nim na mieszkanie pani Czesławy Król został nasłany oddział wywiadowczy kilkunastu starszych pań, uzbrojonych w ukryte dyktafony i aparaty fotograficzne. Ich celem było zdemaskowanie szwindla, dzięki któremu staruszka wizjonerka skupiła wokół siebie nie wiele mniej wyznawców niż sam papież.

— Poza Trójcą Przenajświętszą przychodzą do mnie święty Franciszek i Faustyna. Oni właśnie objawili mi treść Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej. Zanim papież ją ujawnił, ja wydrukowałam i rozniosłam po wszystkich słupskich kościołach. Na jednej plebanii ksiądz Krzysztof Płotka zrzucił mnie ze schodów. W pobliskiej Ustce dwaj proboszczowie Jan Turkiel i Ryszard Borowicz rozpoczęli na ambonach krucjatę przeciwko mnie. Księża katecheci na całym Wybrzeżu nauczają dzieci, że jestem heretyczką i sekciarą, a moje objawienia wyśmiewają. Kapłani czują się monopolistami na Pana Boga i bez skrupułów niszczą każdą konkurencję; jehowych, prawosławnych, muzułmanów i takich wizjonerów jak ja — twierdzi pani Czesława Król.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Mariawityzm
Cuda Jezusa

 Zobacz komentarze (5)..   


« Kościół w Polsce   (Publikacja: 03-08-2002 Ostatnia zmiana: 25-03-2013)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 1721 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365