|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Po co nam kultura, czyli... Saska recydywa [2] Autor tekstu: Lech Brywczyński
Taki właśnie, polityczno-biznesowo-towarzyski charakter polskiej
elity, potwierdziła choćby głośna Afera
Rywina. Nic dziwnego, że Zdzisław Krasnodębski, w swoim znakomitym
komentarzu pt."System Rywina — z socjologii III Rzeczypospolitej" (Rzeczpospolita,
22 stycznia 2003 r.) stwierdził bez osłonek:
„Musimy spojrzeć prawdzie w oczy: największe zagrożenie dla
demokracji, dla naszej wolności i naszej pomyślności płynie nie z marginesu
III RP, lecz z jej kulturalnego, politycznego i gospodarczego centrum, nie z dołów,
lecz z samej góry, z "towarzystwa"..."
Także profesor Jadwiga Staniszkis, w wywiadzie dla "Tygodnika
Solidarność" (wydanie z 10 stycznia 2003 r.) widzi upadek polskiej
kultury jako element większej całości. Mówiąc o samozadowoleniu polskiej
elity władzy, pani profesor stwierdza:
„Ignoruje się istnienie społeczeństwa, gdyż potrzebna jest tylko
masa, podnosząca ręce w geście głosowania. Dlatego lansuje się obraz społeczeństwa
debilnego, w czym ma pomóc np. lansowanie prozy Doroty Masłowskiej, podczas
gdy naprawdę Polacy jako zbiorowość są mądrzejsi, głębsi, znacznie
bardziej tragiczni i skomplikowani. Ta rzeczywistość nie znajduje jednak
odbicia w kulturze ani w wyrazu w polityce."
Dlaczego tak istotne problemy nie
znajdują odbicia w kulturze? Czy dlatego, że członkowie elity zadbali o to, żeby spokojnie zjeść obiad? A może dlatego, że utwory, które owo odbicie
wyrażają, tworzone są przez nocnych stróżów, w chwilach wolnych od pracy i odczytywane tylko garstce kolegów?
Kultura jest zresztą ostatnim określeniem, jakie przyszłoby na myśl
podczas lektury pasjonującego dyskursu Rywin-Michnik. Po przeczytaniu owego
„platońskiego" dialogu wiem już, dlaczego czołowi twórcy boją się współczesności,
dlaczego tak niechętnie poruszają bolesne problemy i dylematy, którymi żyją
miliony rodaków. Dlaczego nie
interesuje ich np. to, co czyni z psychiką człowieka bezrobocie, jak bieda
przekłada się na apatię i upadek norm moralnych, na rosnącą liczbę rozwodów,
na rozkład więzi rodzinnych, na rezygnację z jakichkolwiek aspiracji
kulturalnych i poprzestawanie na rozpaczliwej walce o zaspokojenie elementarnych
potrzeb bytowych...
Doprawdy, jest się nad czym zadumać. Kiedyś, w czasach gierkowskich,
gdy uczyłem się w liceum, podczas którejś z lekcji języka polskiego pojawiło
się dziwnie i tajemniczo brzmiące słowo: mezalians. Nauczyciel wyjaśnił, co
to takiego: bohaterka omawianej powieści nie chciała wyjść za mąż za
przystojnego i zakochanego w niej chłopaka, ponieważ pochodził on z ubogiej
rodziny. Gdyby zań wyszła, byłoby to właśnie mezaliansem.
Pamiętam, że nasza klasa zatrzęsła się z oburzenia: jakaż to
ciemnota dawniej panowała, skoro nie można było zawierać małżeństwa z miłości,
bo o wszystkim decydowały względy materialne… Obawiam się, że dzisiejszym,
elbląskim licealistom, którzy przeszli twardą szkołę polskiego kapitalizmu,
nie trzeba już wyjaśniać, czym jest mezalians. Oni dobrze wiedzą, że nie
mieliby szans na ożenek z córką któregokolwiek z listy 100 najbogatszych
Polaków, publikowanej przez tygodnik "Wprost". A gdyby nawet taką szansę otrzymali, to wówczas ...płaciliby za swoje
„szczęście" upokorzeniami całego, dalszego życia. Sto lat temu Włodzimierz
Perzyński opisał te problemy w znakomitej sztuce pt. "Szczęście Frania". Dzisiejszych salonów literackich podobne
tematy nie interesują, nowi Dulscy mogą spać spokojnie...
Powyższy przykład to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej. Coś
się stało w minionych kilkunastu latach z psychiką Polaków; coś, co warto
byłoby artystycznie przetworzyć; coś, co mogłoby zepsuć spokój przy spożywaniu
niejednego obiadu...
Bez kultury, bez tożsamości
Jan Stachniuk, twórca ideologii "kulturalizmu",
równie wysoko cenił wytwory kultury technicznej i kultury duchowej;
twierdził, że kultura jest wydźwignięciem się świata na wyższą płaszczyznę,
zaś proces tworzenia kultury polega na
przemianie napięć pola żywiołów w obiektywne dzieła, w których zaklęta
jest moc. Może warto znowu zajrzeć do jego dzieła pt. "Człowieczeństwo i kultura"? Choćby po to, by przeczytać
obrazoburczo dziś brzmiącą tezę, iż "dobrem
jest wszystko to, co jednostkę pozytywnie wiąże z kulturą i jej moc wzmaga,
złem zaś to, co jednostkę z kultury wyrywa..."
Człowiek to dla Stachniuka coś więcej, niż tylko klient czy
konsument: "Jestem człowiekiem. Znaczy
to, że jestem spełniającym się zadaniem świata."
A jak widział Stachniuk rolę artystów? Na pewno nie miała się ona
sprowadzać do zawierania kontraktów ze sponsorami:
"Rola
artystów polega na tym, że własnym odczuciom piękna nadają obiektywny
wyraz, dzięki czemu środowisko społeczne za ich pośrednictwem uzyskuje możność
widzenia i przeżywania najwyższych problematów kulturowych. Bez artystów twórcze
społeczeństwo nie mogłoby się rozwijać, gdyż zabrakłoby tych, którzy
organizują jego zbiorową duszę. Na sztukę należy więc patrzeć jako na dźwignię,
za pomocą której miliony psychik indywidualnych ulegają uformowaniu i włączeniu w społeczny rytm. Oczywiście mamy na myśli społeczeństwo powstałe w wyniku
stawania się ciągu kulturowego; może bowiem być też tak, że zespoły
ludzkie nic nie tworzą, trwają dla samego trwania, a wówczas sztuka jest dla
nich zupełnie niepotrzebna, chyba tylko dla zabawy...." (Jan
Stachniuk, "Człowieczeństwo i kultura",
Wrocław 1996, s. 69)
[ 2 ]
Idee wrogie kulturze obdarzał Stachniuk mianem „saska
recydywa". W mojej opinii, to właśnie określenie znakomicie opisuje dzisiejszą kondycję
polskiej kultury.
Ponowne
przemyślenie sensu uprawiania działalności kulturalnej okaże się szczególnie
ważne, jeśli weźmiemy pod uwagę planowane wtopieniu się Polski w struktury
Unii Europejskiej.
Podczas mojego wieczoru autorskiego w Pasłęku, dyskusja zeszła w pewnym momencie na tematy, związane właśnie z integracją europejską.
Uczestniczący w tym spotkaniu Tadeusz Sokołowski, aktor elbląskiego Teatru Dramatycznego, opowiedział wówczas przygodę, jaka mu się
zdarzyła w Europie Zachodniej, kiedy to nawet nie zauważył, że przekroczył
granicę i znalazł się w innym państwie. Swoją opowieść zakończył
stwierdzeniem:
„Po naszym wejściu do Unii Europejskiej, polskie granice będą się
stawały coraz bardziej umowne, coraz mniej zauważalne. Tylko dzięki kulturze
będziemy mogli wówczas poznać, że nadal znajdujemy się w Polsce."
Obyśmy jak najdłużej mogli poznać...
1 2
Przypisy: [ 2 ] Warto też zajrzeć ponownie do książki „Chrześcijaństwo a ludzkość"
tegoż autora; w Racjonaliście we fragmentach — zobacz: dział Światopogląd-->Panhumanizm « Kultura (Publikacja: 30-01-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lech BrywczyńskiUr. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu). Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 13 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI! | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2228 |
|