|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Biblia » Nowy Testament » Analizy egzegetyczne NT
Rodowody Syna Dawidowego [1] Autor tekstu: Krzysztof Sykta
1. Wprowadzenie
Krytyczna
analiza rodowodów Jezusa zawartych w ewangeliach, wykonywana po to tylko by
wykazać niespójności w katolickim nauczaniu, straciła poniekąd na
znaczeniu. Katolicy przyznali się dość pokrętnie do rozbieżności występujących w tychże rodowodach. W encyklopedii
biblijnej z prymasowskiej serii wydawnictwa „Vocatio" po raz pierwszy mamy
do czynienia z bardziej sensownym spojrzeniem na kwestię budowy rodowodów. Po
raz pierwszy oficjalnie przyznano się do pomyłki Mateusza, który pisząc o 42
pokoleniach wymienia tylko 41 osób, nadmieniono o nieścisłościach u Łukasza,
który wtrąca dodatkowe postaci do kanonu starotestamentowego i o rozbieżnościach w liczbie pokoleń pomiędzy Dawidem a Jezusem. Najmniejszym słowem nie
wspomniano o absurdalnej tezie (lansowanej przez całe stulecia), iż rodowód w wersji Łukasza dotyczy w istocie Marii, a nie Józefa (takie zapewnienia
zawiera np. B. Tysiąclecia). Próby podejmowane w celu ujednolicenia i wyjaśnienia
rozbieżności, ot tak, uznano naraz za mało istotne, bo chociaż w rodowodach
„zawarto pewne fakty historyczne, to należy spojrzeć na nie przez pryzmat
celu ewangelistów, którzy postawili sobie za zadanie ukazać spełnienie się
obietnicy mesjańskiej w osobie Jezusa" (cytat z pamięci). Tłumacząc to na
bardziej zrozumiały język — chociaż w rodowodach zawarto kilka faktów
historycznych (zapewne chodzi tu o wymienienie królów judzkich), to cała
reszta jest w istocie literacką fikcją skomponowaną w celu wykazania, iż
Jezus był Chrystusem, czyli w celach propagandowych i teologicznych, niewiele
mających wspólnego z rzeczywistością historyczną. Inaczej mówiąc -
rodowody Jezusa są jego rodowodami jedynie alegorycznymi czy też duchowymi, a nie realnymi, nie należy ich odczytywać dosłownie. Skąd my znamy takie
podejście?… Najpierw czegoś się broni przez dwa tysiąclecia, a kiedy teza
upada pod ciosami racjonalnej krytyki, wtedy zmienia się w go obraz
alegoryczny, jedynie na poły realny. Katolicyzm powoli zmienia się w autoparodię.
Zgodnie z powyższą
modą na alegoryzacje wszelkie rozbieżności zbywa się obecnie w schematyczny
sposób. Nieważne ile kobiet przyszło odwiedzić grób, ile aniołów było w środku i o jakiej porze. Ważne, że kobiety znalazły grób pustym, co świadczy o zmartwychwstaniu, lub o czymkolwiek innym. Nieważne, kiedy Jezus umarł, czy
było to w dzień paschy czy w przeddzień. Ważne, że był prawdziwym synem bożym,
który oddał swe życie za nasze grzechy itd., w podobnym stylu.
Takie twierdzenia nie mają merytorycznie
zbyt wielkiej wartości, służąc jedynie zamazywaniu ewidentnych przeinaczeń i wypieraniu się błędów niezbyt natchnionych. Duch Święty zniknął z katolickich opracowań, przynajmniej tych najnowszych, a wystarczy jeszcze
poczytać przypisy ewangeliczne z roku 1957 i porównać je z obecnymi. Za niedługo
pewnie usłyszymy, że choć w ewangeliach zawarto tylko kilka faktów
historycznych (typu: Poncjusz Piłat w istocie istniał) to nie należy się tym
przejmować, bo ewangeliści działali w dobrej wierze — chcieli uwydatnić
mesjański charakter Jezusa, którego najwyraźniej mu brakowało. Gdyby Mesjasz
nie nadszedł — należałoby go wymyślić.
Na marginesie, w ewangeliach możemy mieć do czynienia z dwoma procesami. Udowadnianiem, że Chrystus
był Jezusem (uczłowieczanie postaci mitologicznej, dodawanie do partii
mesjańskich fragmentów bardziej emocjonalnych, rabinackich, cudów uzdrowień,
dialogów itd., dopisywanie historii do teologii) lub, że Jezus był
Chrystusem, choć w istocie nim nie był (ubóstwianie jakiegoś zwykłego
nazorejczyka, przekłamywanie historii), tudzież łączenie tych dwóch motywów,
różnych historii tworzonych przez różnych autorów w różnych celach i w
odmiennych okresach.
Analiza
krytyczna rodowodów dla li tylko podważania kościelnej dogmatyki nie ma większego
sensu. Można wyobrazić sobie sytuację, w której wszystkie ewangelie zostały
całkowicie zharmonizowane i nie ma w nich żadnych różnic i czy taka sytuacja
przemawiałaby w jakiś sposób na ich korzyść? Nie sądzę. Istotniejsza jest
refleksja nad samymi podstawami: wiarą w zaświaty, dusze, niebo i boga, itd.
Dla porównania, kiedy człowiek zdaje
sobie sprawę, że ziemia jest kulą, wtedy spory o to, czy jest płaska na sposób
kwadratowy, czy okrągły tracą dla niego sens. Może wykazywać zwolennikom
teorii płaskiej ziemi rozbieżności w ich poglądach, ale same te rozbieżności
nie mają znaczenia przesądzającego i imperatywnego. Bo kiedy już zaczynają
się gubić we własnych wyjaśnieniach to zawsze powiedzą: Nie ważne czy jest
płaska na sposób kwadratowy czy okrągły, ważne, że jest płaska! Dysonanse w sferze dogmatu są ważne, ale nie najważniejsze. Sprawą priorytetową jest wykazanie absurdalności
samego dogmatu, poprzez podważanie boskiej inspiracji i nieomylności.
Alegoryzacja treści i kładzenie nacisku
na motywy literackie ewangelistów występuje w literaturze niszowej, nie mającej
żadnego przełożenia na praktykę dnia codziennego i nauki głoszone z ambon
pasterzy ludu prostego, który na chwil kilka zamyka swój umysł i rozsądek by
zjednoczyć się ze wspólnotą lub nad nią wywyższyć. Przykładem może być
ogólna wiara w ogród edeński i ciągłe powoływanie się na jakże realnego
mówiącego węża i upadłą kobietę (ulubiony temat męskich kaznodziei: że Adam też dał się skusić to już nie jego wina, lecz oczywiście kobiety. W sumie wąż też był niewinny. Typowo katolickie zafiksowanie na punkcie
waginy.)
Dla
zilustrowania powyższego typu myślenia niech posłużą listy nadsyłane przez
pewnego dominikanina, w wyjątkowo inteligentny sposób krytykującego teksty
dotyczące rodowodów już opublikowane na łamach Racjonalisty: — Nie macie
racji. — A w czym dokładnie nie mamy racji? — Nie macie racji, bo nie macie racji. — A co ma pan na myśli dokładnie, które zdania? — My już na pierwszym roku
poznajemy prawdę, że wy nie macie racji, itd. Zobacz
ową „polemikę"...
Tak więc krytykę
rodowodów kierować można jedynie w stronę tych, którzy mitologizują ich
treść, którzy trzymają się cokolwiek nieświeżych poglądów i teorii na ich
temat.
Analiza rodowodów
ma wreszcie największe znaczenie w aspekcie problemu synoptycznego, analizy
literackiej, rozpoznania wzajemnych wpływów i powiązań. W jakim stopniu
rodowody są koherentne z całością ewangelii, czy są niezależne, czy też
jeden stanowi przetworzenie drugiego, w jakim stopniu przekształcają określone
treści i na jakich schematach są oparte? Na te pytania poszukamy za chwilę
odpowiedzi.
Problematyka rodowodów była już na łamach
Racjonalisty omawiana (zob. str. 205, 282), jednakże pewne kwestie nie zostały poruszone lub były
jedynie wzmiankowane. Z krytycznych pozycji książkowych najszerzej na temat
rodowodów rozpisywała się Uta Ranke [Nie i Amen, str.73-88] koncentrując się
na problemach adopcji i królów judzkich, wzmianki znaleźć można również u Deschnera [I znowu zapiał kur, str.56-57] i Fricke’a [Ukrzyżowany w majestacie prawa, str.56].
2. Jakość
przekładu
Analiza rodowodów
ma sens jedynie, gdy korzystamy z wiernego przekładu, czego nie można
powiedzieć o tłumaczeniach katolickich czy protestanckich, coraz bardziej zbliżających
się do siebie a jednocześnie — coraz bardziej oddalających się od
rzeczywistych treści.
Przy lekturze tegoż artykułu konieczne
będzie skorzystanie z mojego przekładu ewangelii, najlepiej w układzie
synoptycznym, gdzie w drugiej tablicy
umieszczona została wstępna analiza układu imion.
Jakich błędów dopuszczają się chrześcijańscy
tłumacze?
W przypadku
ewangelii Mateusza wymienić można trzy korekty:
1. W pierwszym wersie (Mt 1.1) zwrot
„Księga rodowodu" [biblos genesews] tłumaczy się na „Rodowód
…", zapewne z tego powodu, że trudno krótki fragment tekstu określić
jako całą księgę, lecz tak właśnie uczyniono. Zarówno Marek jak i Łukasz
posiadają wprowadzenia do swych ewangelii — ew. Mateusza rozpoczyna się
wprowadzeniem do rodowodów, który nazwany zostaje księgą. Świadczyć to może o tym, że cały fragment genealogiczny funkcjonował jako osobny tekst i dopiero później został dołączony do ew. Mateusza. Fragment listu do
Tymoteusza, pochodzącego z II wieku, dowodzić może, że w czasach powstawania i kreacji treści ewangelicznej rodowody syna dawidowego funkcjonowały, być może,
jako teksty osobne lub jako odrębny przedmiot dociekań chrześcijan:
(1.3) Jak
prosiłem cię, byś pozostał Efezie, kiedy wybierałem się do Macedonii, [tak
proszę teraz] abyś nakazał niektórym zaprzestać głoszenia niewłaściwej
nauki,
(1.4) a także
zajmowania się baśniami i genealogiami bez końca. Służą one
raczej dalszym dociekaniom niż planowi Bożemu zgodnie z wiarą. (1Tm
1.3-4, BT)
1.4. I nie bawili się baśniami i wywodami nieskończonemi rodzaju, które więcej
sporów przynoszą, niż zbudowania Bożego, które w wierze zależy. (BG)
1.4. I nie
zajmowali się baśniami i nie kończącymi się rodowodami, które przeważnie
wywołują spory, a nie służą dziełu zbawienia Bożego, które jest z wiary. (BW)
Jeśli początek
ew. Mateusza rozpatruje kwestie genealogiczne, do dalszy ciąg bożonarodzeniowy
(protoewangeliczny) bez wątpienia nazwać można baśniowym.
Warto również
zwrócić uwagę na odmienność w tłumaczeniu tego samego wersetu w różnych
wydaniach. To, co dla jednego tłumacza oznacza spory, dla drugiego już tylko
dociekania.
Spójrzmy teraz na tekst grecki:
1:4 mhde prosecein muqois kai
genealogiais aperantois aitines ekzhthseis parecousin mallon h oikonomian
qeou thn en pistei
= aby przestali zajmować się bez końca
mitami i rodowodami, prowadzącymi [jedynie] do szukania kłopotów (albo: kłopotliwych
poszukiwań) aniżeli [ku] boskiej ekonomii (boskiemu włodarstwu, zarządowi,
gospodarowaniu, tzn. dziełu bożemu) poprzez wiarę.
(Termin „ekonomii Boga" występuje
jeszcze jedynie w Kol 1.25, a więc znamionuje stylistykę tzw. pseudopawłowych
listów gnostycznych.)
Jak widać nawet w dzisiejszych czasach
kwestie rodowodów prowadza jedynie do sporów wśród chrześcijan i miałkich
prób ujednolicenia dwóch odmiennych linii rodowych. Tam, gdzie ktoś czuje
zagrożenie zaczyna wymyślać najprzeróżniejsze hipotezy, nie bacząc na brak
ich sensowności. Dominikanin („domini canes" — „psy pana") musi więc ograniczać się do pustych zarzutów i epitetów (nieprzyjacielskie warczenie),
nie mogąc wykreować rozwiązania dla sprzeczności oczywistej, tudzież bojąc
się tego, że w istocie jest jedynie „psem bez-pańskim", uczepionym pustego
mitu i jałowej baśni.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Analizy egzegetyczne NT (Publikacja: 17-02-2003 Ostatnia zmiana: 16-08-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2279 |
|