Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Akcja Arka [5] Autor tekstu: Lucjan Ferus
I miał Noe rację, gdyż potop nie tylko nie poprawił niczego, ale
jeszcze pogorszył w znacznym stopniu; Roślinność już nigdy nie odrodziła
się tak piękna i okazała jak przed potopem. Potężne i rozłożyste drzewa,
które swymi koronami strzępiły chmury nieomalże, ustąpiły miejsca
rachitycznym i skarlałym okazom. Zwierzęta — te które przeżyły — stały
się dzikie i płochliwe, jakby naznaczone piętnem strachu. Ta roczna niewola w ciasnych klatkach i w obcym środowisku oraz ta rytualna rzeź jaka spotkała
ich współbraci, wyryła w ich naturach niezatarty ślad.
A człowiek? No cóż, jaki jest człowiek każdy widzi… Czy był on
gorszy przed potopem? Otóż wcale nie! A później — biorąc zapewne przykład
ze swego stwórcy — stał się jeszcze bardziej okrutny i bezlitosny dla bliźnich, a także zakłamany, obłudny, fałszywy i podstępny.
Tak samo na niekorzyść zmieniał się jego stosunek do przyrody.
— „Wszelkie żywe stworzenie niechaj się was boi i lęka" — Te słowa skierowane przez Boga do człowieka, trafnie oddają tę
relację do przyrody w jakiej znalazł się człowiek po potopie.
Definitywnie zmienił się również stosunek człowieka
do Boga; Odtąd u jego podstaw będzie leżał zawsze strach… Strach, który będzie
oddzielał stworzenie od swego stwórcy i który stanie się przeszkodą na
bardzo długi czas, iż człowiek nie będzie w stanie pokochać swego Boga, bo
nie można jednocześnie darzyć kogoś miłością i bać się go.
Ale póki Bóg sam nie upomni się o miłość od
ludzi, ten strach będzie na rękę kapłanom jako podstawa bogobojności i umocnienie ich władzy nad człowiekiem… Ale to tylko taka luźna dygresja.
Od tamtej pamiętnej chwili Noe już nigdy nie doszedł do siebie całkowicie;
jego zachowanie świadczyło, iż częściowo jego rozum zaczął szwankować.
Wtedy nie można było porozumieć się z nim w żaden sposób. Ale czasem
potrafił siedzieć godzinami nie odzywając się wcale i patrząc przed siebie
gdzieś w dal niewidzącym, szklistym wzrokiem. Jego usta poruszały się wtedy
bezdźwięcznie jakby wiódł z kimś, niesłyszalny dla postronnych dialog. Często
upijał się teraz do nieprzytomności, kiedy tylko miał ku temu okazję.
Synowie znajdywali go czasem śpiącego nago w namiocie i mruczącego przez
sen: — „Mówiłem… Przecież uprzedzałem… To wszystko na marne… Tyle śmierci...
Tyle ofiar… I moje winnice…" — czasem szlochał przez sen. Przykrywali
go wtedy delikatnie i odchodzili, patrząc bezradnie na siebie. Prócz wina, które
mu dostarczali, w niczym innym i tak nie mogli mu przecież pomóc.
Nie wiedział nawet Noe, że Bóg zawarł z nimi
wszystkimi przymierze, mówiąc:
— „Ja, ja zawieram przymierze z wami i z waszym
potomstwem, które po was będzie i z wszelką istotą żywą, która jest z wami. Zawieram z wami przymierze, tak, iż nigdy już nie zostanie zgładzona
wodami potopu żadna istota żywa i już nigdy nie będzie potopu niszczącego
ziemię…" — Po czym Bóg dodał:
— „Łuk mój kładę na obłoki aby był znakiem
przymierza między mną a ziemią, gdy ukaże się on na obłokach wtedy wspomnę
na moje przymierze, które zawarłem z wami i z wszelką istotą żywą…"
-
Gdyby Noe to usłyszał na pewno poczuł by się usatysfakcjonowany, bo w rzeczy samej Bóg mówiąc te słowa, przyznał się przed człowiekiem, iż zsyłając
potop na ziemię popełnił głupstwo; Dlatego znak przymierza — tęcza- ma mu
ciągle przypominać o tym, aby drugi raz nie powtórzył przypadkiem tego
samego błędu.
— "Z krzywego pnia człowieczeństwa nic prostego
nie da się wyciosać" — jak mawiał pewien filozof z Królewca, a znaczy to
ni mniej ni więcej, iż metodami „naprawiania" ludzkości jak np. potop, można
tylko wpłynąć na wskaźniki demograficzne, ale nie na zmianę natury człowieka,
która pozostała taka sama jak i przed potopem.
Kto jak kto, ale Bóg powinien o tym wiedzieć...
*
Po przeczytaniu tego opowiadania ktoś może zarzucić mi, iż przedstawiłem
najczarniejszą i najbardziej pesymistyczną wersję potopu. Otóż nie jest to
całkowita prawda, bo jednak zakończenie — przy całkowitym bezsensie tego
wydarzenia — jest mimo wszystko optymistyczne. Tym optymistycznym zakończeniem
jest sugestia, iż świat roślinny i zwierzęcy — pomimo tego, iż w niczym
nie lepszy od przedpotopowego — jak i świat ludzi odrodził się po potopie i zaistniał powtórnie w przebogatej gamie
gatunków, czego efekt widzimy dzisiaj.
Gdybym przyjął rozwój wypadków zgodny z nakazami rozumu i logiki,
musiałbym napisać zupełnie inne zakończenie tego opowiadania.
Mianowicie takie oto:
"Kiedy wygłodniałe zwierzęta wyszły już z arki, rozbiegły się pośpiesznie w poszukiwaniu pożywienia. Jednak próżny był ich trud, próżne nadzieje na
znalezienie czegokolwiek co nadawałoby się do zjedzenia. A czego mogły
oczekiwać na ziemi, spustoszonej miliardami ton wody, podczas bez mała
rocznego kataklizmu? Wszędzie było jedynie błoto, szlam i naniesione wodą
warstwy piasku. Cienka warstwa gleby została zniszczona doszczętnie. Nawet śladu
zielonej trawki, nie mówiąc już o zielonym listku.
Zwierzęta biegały więc jak oszalałe, kwicząc, becząc, wyjąc, rycząc i gryząc się wzajemnie z głodu i bezsilnej złości. Nie trzeba było długo
czekać, aż padły wszystkie. Trochę dłużej żyły drapieżniki i padlinożercy,
ale i one w końcu podzieliły los roślinożerców.
No, a ludzie? Ludzie żyli najdłużej, pożywiając się resztkami
spalonych zwierząt ze stosu ofiarnego i ścierwem drapieżników, ale i oni nie
przeżyli tej jedynej w swoim rodzaju katastrofy ekologicznej.
Umierając po kolei, do samego końca dziwili się dlaczego właściwie
nie udał się ten boży zamysł? Do ostatka wpatrywali się z nadzieją w niebo, iż Bóg pojawi się w znajomej chmurze i ocali ich w jakiś cudowny sposób,
nie pozwalając podzielić im losu całej fauny i flory. Ale Bóg zrażony już
na dobre do swego dzieła, nie pojawił się więcej… bo i po co?
Musiał zapewne też znać prawo Finaglesa:
— "Jeżeli jakaś praca pozostała od początku źle
zrobiona, wszelkie próby jej
poprawienia jeszcze
ją pogorszą".
Taka właśnie winna być logiczna konsekwencja tej
bożej kary, ale wtedy zbyt otwarcie jawiłby się nam bezsens całej tej akcji
związanej z budową arki, sprowadzaniem do niej zwierząt z całego świata i ocalanie ich od kataklizmu.
Jest jeszcze inny rodzaj pesymizmu, który mógł się
przejawić w wątpliwości, czy w ogóle człowiek tamtych czasów był w stanie
zbudować taki ogromny statek i czy był on w stanie zebrać w jedno miejsce po
parze zwierząt z każdego zakamarka świata. Ale gdyby chcieć i to uwzględnić,
nie mogłoby powstać niniejsze opowiadanie (a przynajmniej nie w takiej
formie).
-
K o n i e c -
1 2 3 4 5
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 23-06-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2517 |