|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Biblia » Polemiki biblijne » Apologia Biblii
Apologia Biblii: Cudy w Biblii [1] Autor tekstu: Baptysta i M.Agnosiewicz
7. (zwłaszcza cudy Jezusa) są, być może, głównym
powodem jej odrzucenia. Robią to krytycy pomimo solidnego materiału potwierdzającego
wiarygodność Pisma Świętego (patrz p.6). Na ich podstawie zarzuca się niewiarygodność
Biblii, bo kłócą się one z ateistycznym dogmatem, że cudów nie ma. Zadziwia
mnie egzotyka Twojej retoryki. Żaden rozsądny ateista a już na pewno agnostyk
nie uznaje żadnego dogmatu o nieistnieniu cudów. Być może nie rozumiesz słowa
dogmat, przypomnę więc definicję: twierdzenie
przyjmowane bezkrytycznie, wyłącznie na mocy autorytetu (PWN). Jak człowiek
inteligentny może dopuszczać istnienie cudów (oczywiście pod tym pojęciem rozumiemy
nie zjawisko niewyjaśnione, lecz bezpośrednią lub pośrednią ingerencję
mocy zaziemskiej w prawa rządzące światem), skoro nie ma na ich potwierdzenie
poważnych dowodów. Jeśli jakiś sceptyk spotkałby się w życiu z czymś co zakrawa
na cud, sądzę, że nie bagatelizowałby tego zdarzenia wymyślonym przez Ciebie
dogmatem, mającym mówić, że cudów nie ma, lecz starałby się znaleźć odpowiedź
na wytłumaczenie tego co się stało. Czy wiesz jaki jest najpoważniejszy argument
przeciwko cudom? Myślenie. Każdy, kto używa swego rozumu do czegoś innego niż
realizowanie schematów, dojdzie do takiej myśli: tysiące rzeczy i zjawisk, które
nasi przodkowie bliżsi i dalsi tłumaczyli ingerencją bóstw z biegiem czasu okazywało
się jak najbardziej wyjaśnianymi i poznawalnymi. Oczywiście, że są jeszcze rzeczy,
których nie można do końca pojąć. Jest tego jednak coraz mniej i mniej i mniej....
Póki zostanie jakaś minimalna choć enklawa niepoznawalności znajdzie się głupiec,
który przycupnie na niej ze swoimi cudownościowymi teoryjkami. Nie mam nic przeciwko
temu, jednak proszę nie obrażać rozumu sformułowaniami o dogmatyzmie antycudowym.
Zdaję
sobie jednocześnie sprawę z tego, że mogę zostać posądzonym o dogmatyzm antycudowy,
np. za to, że nie uznałbym odbicia w kałuży bądź zacieku na ścianie „przypominającego
Najświętszą Panienkę" za cud, choć pewnie chrześcijanie mniemali by o tym w kategoriach cudu.
7.1. Ale jest
jeszcze inny, nieco bardziej rozumowy argument. Mówi on, że nie można wierzyć
autorom, którzy byli tak ciemni i naiwni, że w cuda uwierzyli. Wielu sądzi,
że autorzy ci uwierzyli w cuda bo nie znali praw rządzących przyrodą lub uważali,
że prawa te nie działają, byli zatem nieukami więc nie można zaufać ich relacji.
Nie wiem skąd wykluwasz takie rzekome poglądy wielu. Coś tam słyszałeś, ale nie
wiadomo dokładnie o co chodzi. Sprostujmy więc — nie mówimy, że oni nie znali
praw rządzących przyrodą, lecz, że znali znacznie mniej mechanizmów niż ludzie
współcześni, z tej to racji wobec wielości niewytłumaczalnych dla nich zjawisk
przypisywano je cudom — Bóg żydowski czynił tyleż cudów, co bogowie pogańscy,
odważę się stwierdzić, co oczywiście mogę dowodzić, że nie ma żadnego cudu opisanego w Biblii, który nie zdarzyłby się już wcześniej. Jak to ujął obrazowo R. Rzępołuch:
„Kiedy troglodycie błyska na horyzoncie, jemu naprawdę trudno przyjąć, że to
właśnie on sprawił. Na pewno o wiele trudniej, niż sobie wyobrazić inną, odrębną
istotę, której właściwością jest ciskać pioruny, tak jak właściwością troglodyty
jest ogryzać kości." Właśnie dlatego mieliśmy Zeusa Gromowładnego i innych bogów
odpowiedzialnych za resztę niewyjaśnionych zjawisk. Dziś mamy jeszcze rzeczy
niewyjaśnione i wielu chętnych do rozumowania podobnego wspomnianemu wyżej troglodycie.
Nikt też nie posądzał owych autorów o to, że mniemają iż prawa nie działają — to kolejna Twoja myśl, której źródłem jesteś Ty sam.
Można by tak mówić gdyby np. któryś Ewangelista napisał: „U
nas w Izraelu nie ma problemów z zaopatrzeniam w żywność bo trzema chlebami
najada się pięć tysięcy ludzi, a woda zamienia się w wino".
Pisząc
te słowa zdajesz mi się nie znać skali występowania cudów w starożytności. Poczytaj
mój rozdział o cudach.
Tymczasem relacje biblijne o cudach nigdy nie przedstawiają
ich jako normę, zawsze pokazują, że opisujący je lub uczestniczący w nich
ludzie wiedzieli, że dzieje się coś niezwykłego, coś co nie jest zgodne z prawami
natury, które doskonale znają. Np. z opisu poczęcia Jezusa jasno wynika,
że Józef doskonale wiedział skąd się biorą dzieci. W kilku przypadkach mamy
nawet opisy sceptycyzmu świadków. (Łuk 1:20, Mat 21:20, Marek 16:11-14)
Czemu mają służyć powyższe konstatacje — doprawdy nie wiem…
Może temu, że kiedyś jakiś agnostyk według Ciebie powiedział, że Józef nie wiedział
skąd się biorą dzieci. (Choć i tutaj nie można zaprzeczyć: widocznie nie wiesz,
że starożytni w istocie tego nie wiedzieli, za Arystotelesem przyjmowano, że
dziecko wyrasta w ciele kobiety jak kwiatek z nasionka, kobiecie przypadała
przy tym jedynie rola doniczki, ergo: nie wiedziano, że kobieta ma swój tak
walny udział w narodzinach dziecka, gdyż nie znano jaja, które zostało odkryte
dopiero w 1827 roku. Dlatego właśnie można było budować, co nie było tylko domeną
chrześcijan, teorie o boskim zrodzeniu z dziewicy — oto bóg zostawia swoje boskie
nasionko i dziecko rośnie na boga lub z cechami boskości, a że przyobleka się w ciało wzięte z śmiertelnej kobiety — posiada również pewne cechy człowiecze.
Dziś w obliczu znajomości jaja kobiecego zwolennicy boskich zapłodnień nie mają
tak zgrabnego wytłumaczenia jak dawniej, muszą wierzyć, że tak było, choć nie
mogą zgłębić dokładnie jak to możliwe, a, powtórzmy to, kiedyś kiedy budowano
te koncepty, robiono to w przekonaniu o łatwe wyjaśnienie).
Tym samym, jak mi się zdaje powściągniesz na przyszłość tezy (które wydają Ci się
tak niezłomne, że aż je zakreślasz), które mówią, że dawniej znano „doskonale"
prawa natury. Twoi doskonali znawcy, jeszcze w IV w. uważali, że jeśli się dokonuje
zapłodnienia przy świetle lampy, ryzykuje się epilepsją dzieci. Inny „doskonały
znawca" utrzymywał, że jeśli spłodzi się dziecko w okresie miesiączkowania kobiety
(co już samo w sobie nosi znamiona cudu), to dziecko dotknie trąd. Dlaczego
niektóre dzieci zostają sparaliżowane po urodzeniu? Z uwagi na to, że tatuś
nie był na górze, lecz mamusia nasadziła się na tatusia podczas aktu prokreacji.
Dlaczego inne rodzą się głuche? Bo tatuś i mamusia rozmawiali w czasie stosunku...
etc etc. Tak ludzie myśleli dawniej. A dlaczego? Bo nie znajdowali łatwego wyjaśnienia,
dlaczego ich dzieci spotyka niesprawiedliwość.
Cuda przez sam fakt, nazwania ich cudami, potwierdzają niezłomność praw natury. Prawa
są niezłomne. Ich zawieszenie następuje na specjalną okazję, na bardzo krótki
czas, i w bardzo ograniczonej przestrzeni. Agnostycy mówią, że cuda są mało
prawdopodobne.
Widzę, że sam sobie wymyślasz argumenty agnostyków…
Mnie nawet przez myśl nie przeszło, aby rozpatrywać cudy w pojęciach prawdopodobieństwa.
Tym samym kolejne Twoje zdanie, że to twierdzenie jest bez sensu jest zupełnie prawdziwe.
Jest to stwierdzenie bez sensu. Według możliwości oceny prawdopodobieństwa
jaką dysponujemy, cuda są ZUPEŁNIE NIEPRAWDOPODOBNE. Cuda nie zdarzają się w sposób, który pozwalałby poddać je badaniom statystycznym, więc nie mogą być
określone jako mniej lub bardziej prawdopodobne. Rzucając monetą wiemy, że prawdopodobieństwo
wypadnięcia tak orła, jak i reszki wynosi 0.5, i że wyczerpuje to możliwości
spodziewanych wyników rzutu. Pukamy się w czoło, gdy ktoś się upiera, że wynosi
ono 0.4999 bo należy zostawić margines 0.0001 prawdopodobieństwa, że moneta
stanie na sztorc. Co nie oznacza, że nie może się to zdarzyć, może to być fuks,
albo warunki upadania monety mogą być inne niż sądzimy (niż słusznie zakłada
nauka, w przypadku cudów), np. zamiast upaść na twardy, gładki blat stołu, moneta
wpadła w ciastko z kremem.
7.2. Cytujesz wypowiedź Petera de Rosa, który kłamie, że bez cudów
niewiele by zostało z Ewangelii. Tak może twierdzić tylko ktoś kto nie miał Ewangelii w ręce!
Ho ho, mówić tak o kimś kto był dziekanem teologii w Corpus Christi College w Londynie
jest ryzykownie. Ten profesor jest absolwentem Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, czy może wiesz co to za uczelnia?
Objętościowo Ewangelie stały by się bez cudów nieco mniejsze
(sprawdzałem — dokładnie 13 procent! Zaledwie co ósmy werset Ewangelii mówi o cudzie), i żeby to stwierdzić nie trzeba ich czytać, wystarczy przekartkować z kalkulatorem w ręce!
Ale nie ilość wersetów jest najważniejsza. Gdybym jechał na bezludną wyspę i mógł
zabrać tylko część tekstu Ewangelii, to w pierwszej kolejności zrezygnowałbym
właśnie z opisów cudów. Wszystkie one, poza kilkoma wyjątkami, niewiele wnoszą
do nauki o Bogu, zbawieniu, moralności, kościele itd.
Jak
to? Np. z cudu o wyprodukowaniu przez Jezusa setek litrów wina, dowiedziałem
się czegoś o bogu w Biblii. Mianowicie tego, że ktoś kto podpisał się jako Jan,
pozostawał pod wpływem boga Dionizosa (i zapewne czytał Eurypidesa). Można się z biblii i jej cudów dowiedzieć i o innych bogach, np. o Asklepiosie, który
pewnie uznany by został za złodzieja cudzych pomysłów (z uwagi na niektóre uderzające
podobieństwa między tym co czynił Jezus na kartach Ewangelii), gdyby nie fakt,
że te jego pomysły były nieco wcześniejsze. Z cudów można się jeszcze dowiedzieć
czegoś o boskiej naturze Jezusa, dla której nieznana była istota epilepsji (uważał,
że to „duch niemy", bo opętany nie majaczył, lecz się ślinił, sądził też że
najlepszym antidotum na tego „ducha" najlepsze są modlitwy i posty — wtedy ucieka).
Można ponadto się jeszcze od cudów dowiedzieć tego, że Jezus Markowy nie jest
tak boski jak Janowy czy Mateuszowy, etc. Z cudów można się naprawdę wiele dowiedzieć,
trzeba tylko uważnie je czytać i analizować je, jak mawiał Jezus: to ma uszy
do słuchania niechaj słucha…
Opisane są bo były świadectwem, mocy Bożej, którą reprezentował
Jezus. Ale żeby tą moc wykazać, dla mnie wystarczające jest samo poczęcie i zmartwychwstanie Jezusa. W opisach cudów najcenniejsze są moim zdaniem rozmowy,
które przy ich okazji Jezus prowadzi z różnymi ludźmi.
Może wielu chrześcijan oburzy się na to, co teraz napiszę, ale moim zdaniem Jezus
czynił cuda trochę niechętnie, tylko ze względu na świadomość jak słabą wiarę
mają ludzie z którymi ma do czynienia. Innym powodem było uczucie litości, na
widok ludzkich nieszczęść (Mat 9:36).
Sześć rozdziałów dalej dał Jezus wykładnię owej litości, gdy zignorował prośby niewiasty o uzdrowienie ciężko chorej córki. Olał ją, gdyż nie była z narodu wybranego,
była poganką, a do takich Jezus miał tylko pogardę. Kiedy go prosiła "nie
odpowiedział jej słowa" (15, 23), gdy ta roztrzęsiona kobieta w desperacji
rzuciła mu się pod nogi, kiedy się ukorzyła i poniżyła, odparł hardo (wiedziony
zapewne litością): "Nie dobra jest brać chleb synowski, a miotać psom".
Innym razem rzekł, że niedobrze jest rzucać perły między wieprze". "Psy" i „wieprze" korzą się przed nim już dwa tysiące lat…
1 2 3 4 Dalej..
« Apologia Biblii (Publikacja: 19-05-2002 Ostatnia zmiana: 28-05-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 288 |
|