Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.594 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Rozwój Polski zależy nie tyle od kadry wykwalifikowanych hydraulików, mimo że są oni postrachem Francji czy Niemiec, ile od umiejętności spojrzenia trochę dalej poza najbliższy, to znaczy wyborczy horyzont. Cóż to bowiem znaczy, na przykład, uznanie oświaty i edukacji za najważniejszy priorytet rozwoju? Znaczy to przeznaczenie znaczącej, a może nawet kolosalnej części wydatków państwa na modernizację..
 Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche

O przesądach filozofów [2]
Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche

Tłumaczenie: Stanisław Wyrzykowski

Wedle przyrody żyć chcecie? Oh, wy szlachetni stoicy, jakież słów szalbierstwo! Pomyślcie sobie istotę, jaką jest przyroda, rozrzutną bez miary, obojętną bez miary, pozbawioną zamiarów i względów, próżną sprawiedliwości i zmiłowania, płodną i jałową i niepewną zarazem — pomyślcie sobie indyferencyę samą jako potęgę — wedle tej indyferencyi jakże byście żyć mogli? Życie — nie polegaż ono właśnie na dążeniu, by być od tej przyrody innym? Nie jest-że życie ocenianiem, wybieraniem, dążeniem, by być niesprawiedliwym, ograniczonym, dyferentnym? Jeżeli zaś przyjmiemy, że imperatyw wasz żyć wedle natury znaczy w istocie rzeczy to samo, co żyć wedle życia jakżebyście tego uczynić nie mogli? Pocóż tworzyć zasadę z tego, czem jesteście i być musicie? — Po prawdzie przedstawia się to całkiem inaczej: udając, iż kanon swego prawa z zachwytem wyczytujecie z przyrody, pragniecie czegoś przeciwnego, wy cudaczni komedyanci i samo-oszuści! Duma wasza chce przyrodzie, przyrodzie nawet, przypisać wasz morał, wcielić w nią wasz ideał, żądacie, aby ona wedle Stoi była przyrodą i chcielibyście, iżby całe istnienie jeno na wasz własny istniało obraz - jako olbrzymie wiekuiste uświetnienie i uogólnienie stoicyzmu! Z całą swą miłością prawdy zmuszacie siebie tak długo, tak zawzięcie, z takiem hypnotycznem odrętwieniem widzieć przyrodę fałszywie, mianowicie stoicznie, aż już jej inaczej widzieć nie możecie, — a jakaś hardość niezgłębiona napawa was ponadto jeszcze szaleńczą nadzieją, iż przyroda da się także tyranizować, ponieważ siebie samych tyranizować umiecie — stoicyzm bowiem jest tyranią siebie samego-: nie jest-że stoik — cząstką przyrody?... Prastara to wszakże, wiekuista historya: co działo się niegdyś ze stoikami, to dzieje się po dziś dzień jeszcze, skoro tylko jakaś filozofia wierzyć w siebie samą poczyna. Stwarza ona zawsze świat na swój obraz i inaczej nie może; filozofia jest po prostu tyrańskim tym popędem, najbardziej uduchowioną wolą mocy, dążeniem do stworzenia świata, do causa prima.

Zapał i subtelność, rzekłbym nawet: przebiegłość, z jaką wszędzie w Europie pracuje się obecnie nad problematem o świecie rzeczywistym i pozornym, dają do myślenia i do słuchania; i kto tu w głębi jeno wolę prawdy i nic nadto nie słyszy, ten na pewno zbyt bystrym nie jest obdarzony słuchem. W poszczególnych i rzadkich wypadkach może istotnie współdziałać taka wola prawdy, jakowaś wybujała i awanturnicza odwaga, metafizyczna ambicya zgubionej czaty, co woli ostatecznie bodaj garść pewników od całego wozu pięknych możliwości; snadź bywają nawet purytańscy fanatycy sumienia, co wolą- konać na pewnem NIC, niż na niepewnem COŚ. Aliści jest to nihilizm i oznaka zrozpaczonej, śmiertelnie znużonej duszy, mimo całej pozornej dzielności gestów takiej cnoty. U krzepszych wszakże, żywotniejszych, żądnych jeszcze życia myślicieli jest snadź inaczej: oświadczając się przeciwko pozorowi i słów perspektywicznie z dumą już wymawiając; wiarogodność własnego swego ciała ceniąc niewygody od wiarogodności chwili, co powiada ziemia na morzu stoi, z pozornym humorem wyzbywając się przeto najpewniejszej własności (gdyż co pewniejszem od własnego zdaje się dziś ciała?) — kto wie, czy w istocie rzeczy nie chcą oni odzyskać czegoś, co jeszcze pewniej posiadano ongi, jakowejś cząstki starodawnej włości minionej wiary, może nieśmiertelnej duszy, może dawnego Boga, słowem, idej, z któremi żyło się lepiej, mianowicie krzepcej i weselej, niźli z nowoczesnemi ideami? Tkwi w tem nieufność do tych nowoczesnych idej, jest to niewiara w to wszystko, co budowano wczoraj i dzisiaj; jest w tem snadź domieszka lekkiego przesytu i szyderstwa, co już nie może znieść dłużej tego bric-a-brac'u pojęć najprzeróżniejszego pochodzenia, jakim jest obnoszony dzisiaj po targach tak zwany pozytywizm, odraza wybredniejszego smaku do jarmarcznej pstrocizny i lichoty wszystkich tych pseudofilozofów rzeczywistości, u których niema nic nowego i szczerego okrom tej pstrocizny. Pod tym względem, jak mi się zdaje, trzeba przyznać słuszność tym dzisiejszym sceptycznym przeciwnikom rzeczywistości i mikroskopikom poznania: instynkt, co z nowoczesnej wygania ich rzeczywistości, jest nieodparty, — co nam do ich wstecznych manowców! Istotnem w nich nie jest to, iż dążą wstecz; lecz że — dążą precz. Nieco więcej siły, lotności, odwagi, artyzmu: a dążyliby w dal — nie wstecz!

Zdaje mi się, iż wszędzie czyni się dziś starania, by odwrócić uwagę od właściwego wpływu, jaki Kant na niemiecką wywarł filozofię, zaś zwłaszcza co do wartości, jaką sobie samemu przyznał, zręcznie się prześliznąć. Najpierw i przedewszystkiem Kant był dumny ze swej tablicy kategoryj, z tablicą tą w ręku powiadał: oto najważniejsze, co kiedykolwiek gwoli metafizyce przedsięwziąć było można-. Zrozumiejmyż to „było można"! był dumny z tego, iż odkrył w człowieku nową zdolność, zdolność do syntetycznych sądów a priori. Przypuśćmy, iż poił tym względem oszukiwał siebie samego: atoli rozwój oraz szybki rozkwit niemieckiej filozofii zależy od tej dumy i od współzawodnictwa wszystkich młodszych, by, o ile możności, odkryć jeszcze coś dumniejszego — w każdym zaś razie nową zdolność! - Opamiętajmy się wszakże: czas już. Jak są możliwe syntetyczne sądy a priori? pytał się Kant, — i co odrzekł właściwie? Mocą jakiejś mocy: niestety wszakże, nic trzema słowami, lecz tak obszernie, czcigodnie i z takim nakładem głębokości oraz bałamutności niemieckiej, iż niedosłyszano wesołej niaiserie allemande, w tej odpowiedzi ukrytej. Zachwycano się nawet nową tą zdolnością, a radość dosięgnęła szczytu, gdy Kant ponadto jeszcze zdolność moralną odkrył w człowieku: — gdyż Niemcy byli podówczas jeszcze moralni i zgoła nie hołdowali jeszcze polityce realnej. Nastał miodowy miesiąc filozofii niemieckiej; wszyscy młodzi teologowie instytutu tybinskiego wyruszyli wnet w pole, wszyscy szukali mocy. I czegóż nie znaleziono — w owym niewinnym, bogatym, młodocianym jeszcze niemieckiego ducha okresie, rozdmuchiwanym i rozśpiewywanym przez złośliwą czarodziejkę romantykę, kiedy to znaleźć od wynaleźć odróżniać nie umiano jeszcze! Przedewszystkiem zdolność nadzmysłową: Schelling ochrzcił ją poglądem intelektualnym i uprzedził w ten sposób najserdczniejsze chętki swych w istocie rzeczy skłonnych do pobożności Niemców. Całemu, temu swawolnemu i marzycielskiemu ruchowi, który był młodością, acz tak śmiało w szare i zgrzybiałe przebierał się pojęcia, nie można większej wyrządzić krzywdy, niźli biorąc go poważnie lub z moralnem nawet sądząc oburzeniem; dość, przyszedł wiek dojrzalszy -sen pierzchnął. Poczęto z czasem trzeć sobie czoło: trze się je dziś jeszcze. Marzyło się: najpierw i przedewszystkiem — staremu Kantowi. Mocą jakiejś mocy rzekł on, lub co najmniej miał na myśli. Ale jestże to odpowiedzią? Wyjaśnieniem? Nie jest-że to racyj jeno powtórzeniem pytania? W jakiż to sposób usypia opium? Mocą jakiejś mocy, mianowicie virtutis dormitivae — odpowiada u Moliere’a ów lekarz, quia es in eo virtus dormitiva, cuius est natura sensus assoupire.

Ale tego rodzaju odpowiedzi przystoją w komedyi, i czas wreszcie, by kantowskie pytanie jak są możliwe syntetyczne sądy a priori? innem zastąpić pytaniem dlaczego wiara w takie sądy jest potrzebna? — by pojąć mianowicie, iż, celem utrzymania istot naszego rodzaju, w prawdziwość takich sądów wierzyć się musi; co, naturalnie, jeszcze nie wyklucza, iż mogłyby fałszywymi być sądami! Czyli, mówiąc wyraźniej, gruntownie i po prostu: syntetyczne sądy a priori bynajmniej nie muszą być możliwymi: nie mamy do nich prawa, w naszych ustach są to wyłącznie fałszywe sądy. Jeno wiara w ich prawdziwość jużcić jest potrzebna, jak wiara przedniego tła i oczywistość nieodłączna od perspektywicznej optyki życiowej. — Naostatek, by wspomnieć jeszcze o olbrzymim wpływie, jaki filozofia niemiecka — czytelnik, mam nadzieję, rozumie jej prawa do gęsich łapek? — w całej wywarła Europie, wątpić nie należy, iż przyczyniła się do niego jakowaś virtus dormitiva: zachwycano się w kołach szlachetnych próżniaków, cnotliwców, mistyków, artystów, w trzech czwartych chrześcijan oraz politycznych obskurantów wszystkich narodowości, iż, dzięki filozofii niemieckiej, znalazło się antidotum przeciwko przepotężnemu jeszcze sensualizmowi, co z ubiegłego stulecia przelewał się w dzisiejsze, słowem — sensus assoupire...

Co do atomistyki materyalistycznej: to należy ona do najgruntowniej obalonych rzeczy, jakie istnieją i snadź niema już dzisiaj w Europie pośród uczonych takiego nieuka, który, poza wygodnym użytkiem podręcznym i osobistym (jako skrócenie w wypowiadaniu się mianowicie), przypisywałby jej jeszcze rzetelne znaczenie — dzięki w pierwszym rzędzie owemu Polakowi Boscovich'owi, co wraz z Polakiem Kopernikiem, największym był dotychczas i najbardziej zwycięskim oczywistości przeciwnikiem. Za namową Kopernika uwierzyliśmy bowiem wbrew wszystkim zmysłom, iż ziemia nie stoi na miejscu, nauka Boscovich'a zaś dokazała, że wyrzekliśmy się wiary w ostatek stałości ziemi, wiary w pierwiastek, w materyę, w atom cząsteczkowy i drobinowy: byt to największy nad zmysłami tryumf, jaki dotychczas odniesiono na ziemi. — Musimy atoli pójść jeszcze dalej i wypowiedzieć wojnę, nieubłaganą wojnę na noże, także potrzebie atomistycznej, co, jak owa słynniejsza potrzeba metafizyczna, szkodliwy żywot pośmiertny wiedzie wciąż jeszcze w dziedzinach, w których nikt jej nie przeczuwa: — musimy najpierw obalić także ową inną i fatalniejszą atomistykę, której najdłużej i najlepiej uczyło chrześcijaństwo, atomistykę duszy. Tem słowem niechaj mi będzie wolno określić ową wiarę, co uważa duszę za coś niezniszczalnego, wiekuistego, niepodzielnego, jako monadę, jako atomon: wiarę tę trzeba z nauki wyświecić. Mówiąc między nami, nie jest to bynajmniej rzeczą konieczną wyzbywać się przytem duszy samej, i jednej z najstarszych, najczcigodniejszych wyrzekać się hypotez: jak to, dla ich niezręczności, bywa z przyrodnikami, którzy zaraz tracą duszę-, skoro jej tylko tkną się. Ale droga do nowych ujęć i wysubtelnień hypotezy o duszy stoi otworem; zaś pojęcia, jak dusza śmiertelna i dusza jako wielość subjektu i dusza jako ustrój społeczny popędów i afektów mogłyby uzyskać odtąd w nauce prawo obywatelstwa. Nowy psycholog, kładąc kres przesądowi, z podzwrotnikową niemal bujnością krzewiącemu się dotychczas dokoła wyobrażenia o duszy, wygania wprawdzie siebie samego ni to w nowe pustkowie i nową nieufność — być może, iż dawniejszym psychologom było wygodniej i weselej — : atoli czuje on ostatecznie, iż dlatego właśnie skazany jest wynajdywać — i, kto wie? może znaleźć.

Fizyologowie niechaj baczą, by popędu samozachowawczego nie uznawali za popęd kardynalny istoty organicznej. Twór żyjący pragnie przedewszystkiem siłom swym dać upust — życie samo jest wolą mocy -: samozachowawczość zaś jest li jednem z pośrednich i najczęstszych jej następstw. — Słowem, tu jak wszędzie, baczność przed zbytecznemi zasadami teologicznemi! — a do nich należy popęd samozachowawczy (zawdzięczamy go niekonsekwencyi Spinozy -). Tak bowiem nakazuje metoda, która z założenia musi być oszczędnością zasad.


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Religijność
Wolny Duch


« Nietzsche   (Publikacja: 08-07-2004 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3497 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365