|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Etyka zawodowa i urzędnicza
Służba cywilna: Nowelizacyjna zadyszka [2] Autor tekstu: Witold Filipowicz
Niestety,
trzeba też zaznaczyć kolejne niezrozumiałe zaniechania, kładące się
cieniem na tak obiecująco zapoczątkowanym procesie. W Raporcie, poza tą niewątpliwie
najpoważniejszą luką systemu, wskazanych zostało cały szereg innych poważnych
braków lub rozwiązań, dających urzędnikowi nadmierną swobodę działania.
A, jak to uwidocznione zostało na praktycznych przykładach, wielu z urzędników, w istocie miernych za to aroganckich i butnych, o kręgosłupach z gumy, bezwzględnie
wykorzystuje każdą możliwość ominięcia niejasnych lub niekompletnych
przepisów. Ewidentne łamanie prawa istniejącego i brak jakiejkolwiek za to
odpowiedzialności, dopełnia obrazu, a temat ten sam w sobie zasługuje na odrębną
rozprawę. Zastanawia,
czym kierują się autorzy obecnego projektu nowelizacji, pozostawiając nietkniętymi
szereg istotnych uchybień i braków. Wykazywanych już nie tylko poprzez same
analizy tekstu ustawy, lecz ukazywanych w praktycznych skutkach.
Terminy — Przewijają się tu i ówdzie, jednakże ogromny obszar pozostaje wciąż do
swobodnego uznania urzędnika. Udokumentowane zostało w praktyce, do czego ta
dowolność prowadzi. Procedury naboru potrafią przebiegać w zaskakującym
tempie. Od blisko pół roku (MSWiA, MENiS) do 1 dnia, następnego po upływie
terminu do składania ofert — przypadek Kuratorium Oświaty w Warszawie — co
dla Mazowieckiego Kuratora Oświaty nie jest niczym nadzwyczajnym, choć było
to bezsporne złamanie zasady konstytucyjnej o równym dostępie do stanowisk i przepisów ustawy o służbie cywilnej, o konkurencyjności, nie wspominając już o Kodeksie postępowania administracyjnego i przepisach o terminach. Wie o tym przypadku co najmniej kilkudziesięciu
wysokich i najwyższych urzędników korpusu służby cywilnej oraz wysokich
funkcjonariuszy publicznych (Wojewoda Mazowiecki), nie wyłączając i Kancelarii Premiera. Jak dotąd Mazowiecki Kurator Oświaty z podległym mu
dyrektorem odpowiedzialnym za to postępowanie mają się dobrze. To również
przyczynek do jakości naszych struktur na najwyższych szczeblach i wyjaśnia
poniekąd, dlaczego jest tak, jak jest. Tam, gdzie w rzeczywiście
demokratycznym państwie prawa już dawno wkroczyłaby prokuratura, tu wszyscy
nabierają wody w usta. Nawet i wówczas, gdy Urząd Służby Cywilnej
przedstawił oficjalnie swoje negatywne stanowisko [ 4 ] w sprawie tegoż postępowania, powiadamiając o tym również Wojewodę
Mazowieckiego.
Zasady
umiejscowione w kodeksie postępowania administracyjnego — które, wbrew
opinii niektórych wysokich urzędników, jednak obowiązują w wielu sytuacjach
przeprowadzanych procedur — są najwyraźniej nieznane. Pozostawienie tego
obszaru poza regulacją daje taki efekt, że tysiące ludzi — w wielu postępowaniach
wpływa dziesiątki, a nawet i setki ofert — pozostaje w stanie zawieszenia,
czekając miesiącami aż urzędnik łaskawie zechce w ogóle rozpocząć
procedurę, którą sam przecież wszczął, dając ogłoszenie o naborze. Po
rozmowach kwalifikacyjnych znów można czekać całymi tygodniami na
rozstrzygnięcie. Tak prezentowany profesjonalizm rzeczywiście poraża.
Zresztą
dotyczy ta kwestia również i konkursów na wyższe stanowiska w służbie
cywilnej. Ogłoszone konkursy z terminem składania ofert do końca czerwca tego
roku [ 5 ]
dotąd, zbliża się połowa września, nadal tkwią w martwym punkcie. Z kolei
konkursy, które doczekały się rozpoczęcia, też mogą przebiegać w diametralnie różny sposób. W konkursie do GITD [ 6 ]
(opisanym w artykule „Paragrafy i kaptury" [ 7 ])
powiadomienie o rozstrzygnięciu potrzebowało 9 dni po rozmowach
kwalifikacyjnych, by opuścić USC, natomiast w kolejnym konkursie [ 8 ]
potrzeba było na to ...8 tygodni! Zresztą ten właśnie konkurs też ujawnił
kolejne „czarne dziury" systemu. Okazało się bowiem, iż komisja
potrzebowała aż 6 tygodni po rozmowach kwalifikacyjnych, by podjąć decyzję,
mając przecież przed sobą wszelkie niezbędne materiały. Brak uregulowań,
co do terminu rozstrzygania po przeprowadzeniu rozmów kwalifikacyjnych prowadzi
do tego, że komisja, zgodnie z prawem, może deliberować do końca świata i jeszcze jeden dzień. Ale i na tym nie koniec, bo jak już się zdecyduje, to
zaczyna się bieg określonych w ustawie terminów dalszych postępowań aż do
wysłania wskazanemu kandydatowi informacji o przesłaniu do odpowiedniego urzędu
pisma z dyspozycją wykonania przepisów, tj. podpisania umowy (też brak
regulacji w tym zakresie). Tu zaś wpadamy w kolejną „czarną dziurę". W powyższym przypadku urząd, zobowiązany do, de facto, dopełnienia formalności — wykonania przepisów, od trzech tygodni nie daje znaku życia. Po prostu
milczy. Wprawdzie w art. 48 ust. 3 ustawy o służbie cywilnej również brakuje
terminu wykonania nakazanych czynności, jednakże szeregowy urzędnik o średniej
znajomości przepisów nie miałby wątpliwości, iż sformułowanie przepisu ma
wymowę nakazu działania „bez zbędnej zwłoki". Skąd zatem taki poślizg?
Nie pierwszy zresztą w tym akurat konkursie. Być może odpowiedź kryje się w szczegółach. W pierwszym konkursie „wygrała" osoba z tego samego urzędu,
na stanowisku wówczas „p.o.", natomiast w tym drugim, faworyt z urzędu
odpadł po pierwszym etapie, a wskazany został przez komisję kandydat
„obcy". Wskazany, to też pewnego rodzaju eufemizm, bo znów dają o sobie
znać szczegóły. Ten temat jeszcze powróci zapewne w kolejnym artykule,
prawdopodobnie w duchu wyżej wspomnianych „Paragrafów i kapturów", bo choć
problem ujawnił się tu podobny, jednak w pewnej odmianie tych samych,
prywatnych celów. Teraz dość stwierdzić, że dyrektor generalny, czy
ktokolwiek pełniący jego obowiązki, po prostu ma za nic USC, reguły postępowania
funkcjonariusza publicznego, wskazanego kandydata, literę i ducha systemu służby
cywilnej. Taki profesjonalizm i rzetelność zapewne również poraziłyby
Autora koreferatu do Raportu o służbie cywilnej.
Stąd budzi
zdziwienie i niepokój pomijanie aspektu terminów poszczególnych działań, bo
trudno liczyć, jak widać, na znajomość podstawowych zasad i obowiązków.
Tym bardziej niepokoi i zdumiewa, że cała plejada wysokich urzędników od
szeregu miesięcy dysponuje udokumentowanymi przykładami owej urzędniczej
sprawności inaczej. Nie od dziś wiadomo, że urzędnik, któremu daje się
nadmierny luz, np. w postaci niewinnego słowa „może", zawartego w jakimś
przepisie, staje się osobnikiem niebezpiecznym. Brak uregulowania daje ten sam
efekt.
Rozmowy
kwalifikacyjne — Kolejna rafa systemu, która często wykorzystywana jest
do zwykłej manipulacji. Nikt nie jest w stanie sprawdzić, jak naprawdę
przebiegają takie rozmowy i dlaczego zapadają takie, a nie inne rozstrzygnięcia.
Nie ma w projekcie nawet cienia próby jakiejś racjonalizacji tej formy
sprawdzianu. W konkursach na wyższe stanowiska też wcale nie jest lepiej, bo
choć rozmowy są nagrywane i teoretycznie można je zweryfikować, to i tak
weryfikuje urzędnik urzędnika z pokoju obok. Wynik wiadomy. Nie wspominając
już o takim drobiazgu, że połowa składu komisji to koledzy przystępującego
do konkursu „p.o.", więc zaskakujących pytań raczej trudno się spodziewać,
natomiast te same pytania dla osoby z zewnątrz niespodziewanymi są z całą
pewnością. Jeszcze jednym drobiazgiem, zapewne bez znaczenia, jest fakt, że
zespół konkursowy ma dostęp do materiałów przygotowując konkurs. O wyciekających niczym rwące potoki pytaniach maturalnych czy testach na studia
niejednokrotnie już się rozpisywano.
Środki
ochrony — Nie ma żadnej możliwości, by uczestnik naboru do służby
cywilnej mógł zweryfikować zapadłe rozstrzygnięcia. Owszem, może się
poskarżyć, np. do USC, tylko co z tego? Nie istnieje chyba choćby jeden
przypadek rozpoznany w trybie kontroli — de facto — decyzji
administracyjnej, bo w istocie rozstrzygnięcie o wyborze nosi wszelkie cechy
takiej właśnie prawnej formy działania organów administracji. Pozostaje
nadal przepis art. 45 usc, mówiący o prawie do odwołania od wyników konkursu
na wyższe stanowiska, natomiast rozstrzygnięcia dotyczące stanowisk pozostałych
wciąż znajdować się mają poza kontrolą ich prawidłowości. Konstytucyjna
zasada równości wobec prawa zdaje się doznawać tu pewnego uszczerbku.
Konstrukcja
ogłoszeń — Znalazły się wprawdzie przepisy o powiązaniu wymogów z opisem stanowiska, co powinno oznaczać, że wstawianie wymogów bez
uzasadnienia nie powinno już mieć miejsca. Jednakże znając życie i ten
system, a także brak praktycznie weryfikacji ogłoszeń w USC przed ich
opublikowaniem, też może stać się on przepisem martwym. Dlaczego nie
pokuszono się np., by, jak w ustawie o zamówieniach publicznych specyfikację,
tak w ustawie o służbie cywilnej można było oprotestować postawione
wymagania, które byłyby czystym wymysłem ogłaszającego, lub celowo
wstawionymi pod określoną osobę? W dziesiątkach takich ogłoszeń znajdują
się przykładowo wymagania znajomości języka. Tymczasem stanowisko i zakres
działania w żaden sposób tego nie uzasadniają. Wielokrotne próby drążenia
powodów zamieszczenia takich wymagań albo w ogóle nie doczekały się
odpowiedzi, albo też w sposób infantylny uzasadniano to wejściem do Unii
Europejskiej. Nikt w praktyce nie był w stanie wskazać, na wielu stanowiskach,
konkretnego przykładu już nie tylko konieczności, ale choćby przydatności
znajomości języka obcego. Albo więc są to efekty owczego pędu o inklinacjach megalomanii poszczególnych urzędników, albo też wymogi takie są
stawiane po to, by dać dodatkowe atuty określonym osobom, a zabrać innym.
Liczebność
urzędników służby cywilnej — Od lat słychać narzekania na małą
liczebność urzędników mianowanych w korpusie służby cywilnej. Zwraca też
na to uwagę, nie pierwszy raz, Komisja Europejska. Tymczasem ze strony RP
wylewane łzy zdają się być łzami krokodyla. Dostęp do postępowań
kwalifikacyjnych został dla wielu zamknięty poprzez zamieszczenie wymogu
znajomości języka obcego. Mamy taką oto sytuację, że doświadczony,
fachowiec z wieloletnim stażem, nierzadko o bardzo wysokich kwalifikacjach, we
własnym kraju, gdzie obowiązuje język polski we wszelkiej urzędowej
dokumentacji, na stanowisku, które w bardzo wielu przypadkach nie będzie
wymagało znajomości języka obcego, nie może zostać urzędnikiem mianowanym.
Może natomiast zostać ten, kto zna doskonale np. jakieś narzecze z głębi
afrykańskiego lądu. Zainteresowanym można polecić lekturę dokumentacji postępowań
kwalifikacyjnych, znajomością jakich to oryginalnych języków może się
poszczycić niejeden urzędnik mianowany. Od tego wszak mają być właściwie
konstruowane ogłoszenia o naborze, bądź ogłoszenia o konkursach, by stawiać
wymogi adekwatne do rzeczywistych zakresów działań na konkretnych
stanowiskach. W tym i znajomości języków tam, gdzie istotnie jest ona niezbędna.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 4 ] Pismo USC — S.C.
024-30-3/04 DRiS-4002-25/04/2 z dn. 17 sierpnia 2004 r. [ 5 ] Biuletyn SC 12/2004 -
konkursy do Ministerstwa Zdrowia oraz Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych. « Etyka zawodowa i urzędnicza (Publikacja: 09-09-2004 )
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Liczba tekstów na portalu: 21 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Przekrzywiona opaska Temidy | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3626 |
|