|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Republika Jezuicka w Paragwaju: utopia czy ziemski raj [1] Autor tekstu: Jan M. Fijor
Na rozgrzanym przez tropikalne słońcem czerwonym kamieniu wygrzewa się
upstrzona w zielonkawo — tęczowe desenie, „jararaka". Wąż nie reaguje na
warkot silnika samochodu, ani nawet na szelest trawy poruszanej krokami ludzi.
Jest zbyt leniwy, może zbyt pewny siebie, czuje bowiem, że tutaj nic mu nie
zagraża. Na porośniętych trawą, zgubionych wśród gęstych krzewów dzikiej
„yerba", ruinach miasta Santa Ana on jest od lat królem. A przecież
zaledwie cztery wieki temu tętnił tutaj życiem pierwszy w dziejach ludzkości
imponujący dynamiką i rozmachem niezwykły organizm państwowy; niezwykły,
bowiem „jego obywatele otrzymywali wszystko wedle potrzeb…"
1.
Dzieje Republiki Jezuickiej nie mają bogatego piśmiennictwa. Po pierwsze,
toczyły się z dala od głównych szlaków historii, na peryferiach świata,
gdzieś na odległych terenach u styku wicekrólestwa Peru i wicekrólestwa La
Plata, na obszarach dzisiejszej Argentyny, Paragwaju i Brazylii. Po drugie, ich
bohaterami byli skromni mnisi jezuiccy i ich podopieczni, biedni Indianie.
Dziejopisarze chętniej przecież sięgają do spraw i wydarzeń, które dotyczą
możnowładców tego świata. Po trzecie, przez długi czas, praktycznie do
wybuchu rewolucji bolszewickiej, istniała wśród tych ostatnich obawa, że zły
przykład ulegnie niebezpiecznej popularyzacji. Po czwarte wreszcie, rozgłosu
unikał sam Kościół, dla którego Republika Guarani — właśnie ze względu
na podobieństwa z wrogą mu doktryną bolszewicką — mogła się źle kojarzyć.
Mimo to bywały okresy, zwłaszcza pod koniec wieku XVIII, kiedy zainteresowanie
Republiką było spore. Dzięki niemu właśnie zachowały się dokumenty i opracowania, na podstawie których można dość rzetelnie i z dużym
prawdopodobieństwem odtworzyć realia; atmosferę i warunki, w jakich powstało,
trwało, a następnie upadło pierwsze na Ziemi państwo komunistyczne.
Redukcje Paragwajskie, Republika Jezuicka, Misje, Republika Guarani — pod
takimi terminami twór ten w literaturze występuje — przedstawiane są w piśmiennictwie
historycznym z dużą, jak na prace naukowe, dozą emocji; od skrajnego potępienia — zwłaszcza w literaturze marksistowskiej, do ekstaz entuzjazmu, wręcz
zachwytów — w pracach historyków jezuickich czy w ogóle kościelnych.
Przeciwnicy Republiki podkreślają, że to nie miłość bliźniego, chęć
niesienia mu pomocy czy nawet pragnienie nawrócenia Indian doprowadziły do
powstania państwa szczęśliwości. Że głównym i tym „prawdziwym"
motywem działania mnichów była ich chciwość i żądza władzy. Dzięki
przewrotności, sprytowi, ale głównie jednak wykorzystując swoją przewagę
cywilizacyjną i intelektualną udało się jezuitom, ujarzmić setki tysięcy
Indian, którym zrobiono — jak piszą krytycy — „wodę z mózgu" tak, by później w ślepym posłuszeństwie i karności pracowali na rzecz mnichów i zakonu.
Apologeci państwa Guarani podkreślają natomiast dorobek Republiki, jej głęboki
humanizm, a przede wszystkim precedens, jakim było pierwsze w dziejach ludzkości
„państwo powszechnej równości i sprawiedliwości".
2.
Jezuici przybyli do Ameryki Południowej w ślad za konkwistadorami hiszpańskimi,
już w latach 80. szesnastego stulecia. Zaprosił ich tam pierwszy biskup
Tucuman (dzisiaj miasto i prowincja w Argentynie), Francisco de Vittoria.
Osiedlili się jednak w pobliskiej Salta (północno-zachodnie „kresy"
Argentyny). W 1588 roku część zakonników przeniosła się na wschód, na
tereny obecnego Paragwaju. Jeszcze tego samego roku powstają w Asuncion zalążki
oddzielnej „prowincji" Towarzystwa Jezusowego. Trzech mnichów, Szkot -
Tom Fields, Hiszpan — Juan de Ortega oraz Portugalczyk — Pedro Salonino
zorganizowało w Paragwaju pierwsze misje. Składały się nań: szkoła,
seminarium i sierociniec. Clovis Lugon, historyk Kościoła Katolickiego pisze,
iż „jezuitów przyjęto w Asuncion jak aniołów". Ich praca została nie
tylko doceniona, ale i wysoko oceniona w rezultacie czego miejscowa elita
wystawiła zakonnikom dom i piękną świątynię, na której ruinach stoi
dzisiaj katedra w Asuncion.
Hiszpanie pojawili się w Paragwaju w 1516 roku. Mimo początkowych sukcesów
militarnych podbój terytorium zamieszkałego niemal wyłącznie przez plemię
Guarani trwał aż do początków wieku XVII. Gdyby nie wyjątkowa brutalność
konkwistadorów (równie okrutni byli Hiszpanie tylko wobec Inków) nigdy nie
udałoby się im zgnieść oporu wojowniczych i wolność miłujących Indian
Guarani. Trud, z jakim przychodziło konkwistadorom ujarzmianie tubylców
wzbudził w tych pierwszych wyjątkową — nawet jak na warunki konkwisty -
nienawiść wobec Indian, wobec Guarani. Jej rezultatem, było — w późniejszych
latach — niesłychanie brutalne, wręcz podłe ich traktowanie.
Walka stanowiła więc dla Indian jedyny sposób na przeżycie. Walka nierówna, w której postradała życie większość członków plemienia Guarani.
Uratowali się wyłącznie ci, którzy schronili się pod skrzydła zakonników,
ale nie uprzedzajmy faktów. Wspomniany już Lugon podaje, że w ciągu 250 lat — tyle trwał podbój Paragwaju — z miliona Guarani w początkach XVI
stulecia, do końca lat 70., w dwa wieki później, pozostało ich zaledwie...
pięć tysięcy dusz. Mimo straszliwego traktowania, wręcz eksterminacji naród
Guarani istnieje nadal. Przeprowadzony dwadzieścia lat temu (początek lat
1980.), na zlecenie rządu w Buenos Aires, spis Indian Guarani mówił o ok. 70
tys. osób; jeszcze w 1990 roku istniała w eterze guarańska edycja programów
„informacyjno-propagandowych" Radia Moskwa (sic!).
Guarani, i ich potomkowie, zamieszkują terytorium dzisiejszej prowincji
Misiones w Argentynie, południe brazylijskiego stanu Parana i wschód
Paragwaju, okolice Encarnacion.
3.
W bogatym archiwum rodzinnym państwa Brysiów, potomków Juana Czajkowskiego,
zasłużonego działacza polonijnego z Misiones oglądałem zdjęcia
„redukcji" z początków lat 1920. Obiekty były wówczas w doskonałym
stanie, po niewielkiej adaptacji — zwłaszcza „czworaki", w których żyli
Indianie — mogły nadawać się do zamieszkania. Niespełna osiemdziesiąt lat
później zabudowania przedstawiają już sobą obraz nędzy i rozpaczy. Nie
interesowały się redukcjami — z braku zrozumienia ich znaczenia, a także i pieniędzy — ani rząd w Asuncion, ani w Buenos Aires. Czas, klimat, bujna flora
Misiones, ale najbardziej jednak — rabusie i wandale — dokonały dzieła. Większość
ozdobnych, wykonanych rękami utalentowanych Indian Guarani płaskorzeźb, rzeźb,
gzymsów, portali, a nawet charakterystyczne dla Parany i Misiones czerwone
kamienie, z których zbudowane były okalające misje mury zdobią dzisiaj co
zamożniejsze domy w Posadas i „yerbowe" latyfundia Apostoles. Około 1980
roku ruiny redukcji wciągnięte zostały na, prowadzoną przez UNESCO listę
zabytków „cywilizacji". Rozpoczęto poszukiwania zaginionych elementów,
niewielką ich część odzyskano, inne odtworzono. Mimo uczynienia z obszaru
redukcji czegoś w rodzaju „muzeum narodowego" procesu destrukcji nie udało
się powstrzymać. Odwiedziłem Misje trzykrotnie — w 1984 roku, trzy lata później, i ostatnio w 1997 roku. Rozpad postępuje nieuchronnie. Zwłaszcza po stronie
argentyńskiej. Nieco tylko lepiej jest na terenach paragwajskich, gdzie ruch
turystyczny za czasów dyktatora Stroessnera, do 1989 roku, praktycznie nie
istniał.
Zdumiewająca jest obojętność władz kościelnych, którym chyba najbardziej
powinno na ratowaniu misji zależeć. W siedzibie kurii w Posadas tłumaczono się
brakiem pieniędzy i represjami rządu, któremu — zwłaszcza w okresie
dyktatury Vargasa (Brazylia) i Perona (Argentyna) — zależał rzekomo na
zniszczeniu pozostałości po Republice Guarani. Dlaczego? Ks. Napieralski,
polski misjonarz działający w Posadas twierdzi, że to wszystko ze strachu
przed...komunizmem.
Nie interesują się misjami nawet sami Guarani.
Rodrigo, chłopak sprzedający foldery turystyczne przed mini-muzeum w San
Ignacio twierdzi z dumą, że jest wnukiem kacyka z Itaipu. Skończył szkołę
średnią, mówi w języku guarani, lecz na temat redukcji czy dziejów swego
narodu nic powiedzieć nie potrafi. Interesują go one wyłącznie jako
„warsztat pracy", sposób na zarabianie pieniędzy. Wraz z ojcem i bratem
prowadzą prowizoryczne stoisko z pamiątkami. Interes idzie nienajgorzej,
redukcje bowiem weszły do stałego programu wycieczek odwiedzających,
zlokalizowany na terenie Republiki Guarani inny cud świata, wodospady Iguazu.
4.
Początkowa życzliwość okazana wobec zakonników ustąpiła miejsca
napięciom i konfliktom wywołanym wskutek potępienia przez zakon, i Kościół Katolicki w ogóle, metod, jakimi posługiwała się szlachta hiszpańska, konkwistadorzy
wobec Indian. W 1604 roku ojciec Lorenzana, superior misji Towarzystwa
Jezusowego w Asuncion publicznie potępił wszystkich tych, którzy niewolą
Indian, grożąc gniewem Bożym i mękami piekielnymi. Tym zaś, którzy
pojmanym w niewolę w czasie wypraw zbrojnych Indianom nie zwrócą wolności
zagroził ekskomuniką — karą na owe czasy wyjątkowo surową.
Trudno się dziwić, że napięcia narastały. Osadnicy hiszpańscy potrzebowali
siły roboczej, a żaden dumny Indianin u kolonistów dobrowolnie pracować nie
zamierzał. Przymus wobec Guarani — czyli niewolnictwo — był właściwie
jedynym sposobem zdobycia ludzi do pracy przy budowie lub na roli. Tym bardziej,
że zyski osiągane z „encomiendas" (królewskich nadań ziemi) były tak
mizerne, iż obciążanie ich dodatkowo kosztami robocizny czyniło całe
przedsięwzięcie nieopłacalnym. Koloniści dorobili sobie do tego procederu
„ideologię", wedle której „encomiendas", osady niewolnicze, miały być
dla Indian „błogosławieństwem", miejscem, w którym dokonywało się nawrócenie
niepokornych pogan poprzez pracę. Przeciwko takiemu traktowaniu Indian,
uznanych oficjalnie przez Koronę w Madrycie i obowiązującą doktrynę kościelną
za „istoty wolne choć pozbawione światła wiary", najaktywniej wystąpili
właśnie jezuici.
Wkrótce skończyła się sielanka; zakonnikom odcięto dostawy żywności i ofiary pieniężne. Świątynie opustoszały, Indianom zaś zakazano zbliżania
się do księży i zakonników pod groźbą utraty życia. Generał Zakonu, w obawie przed „niepożądanym echem bojkotu" wyniósł Paragwaj do rangi
oddzielnej prowincji, nakazując równocześnie pierwszemu paragwajskiemu
prowincjałowi, O. Diego de Torres założenie stałych misji z dala od większych
skupisk ludzkich. Ostatecznie doszło do tego w końcu grudnia 1607 roku. W ten
sposób, przy pomocy izolacji „usiłowano ochronić moralność, a jednocześnie
także i wolność plemion jeszcze nie podbitych" — pisał w swojej pracy
Lugon. Przytoczył też słowa jednego z misjonarzy, który pisał: "Indianie
szczerze miłują prawo Boże, lecz nie lubią Hiszpanów. W swych umysłach uważają
bowiem, iż nie da się pogodzić niewolnictwa z godnością i wolnością synów
Bożych".
1 2 3 4 Dalej..
« Państwo i polityka (Publikacja: 28-09-2004 Ostatnia zmiana: 16-06-2005)
Jan M. Fijor Ekonomista; publicysta "Wprost", "Najwyższego Czasu", "Życia Warszawy", "Finansisty" i prasy polonijnej; wydawca (Fijorr Publishing). Były doradca finansowy Metropolitan Life Insurance Co. Ekspert w dziedzinie amerykańskich stosunków społeczno-politycznych. Autor dwóch książek: "Imperium absurdu" i "Metody zdobywania klienta, czyli jak osiągnąć sukces w sprzedaży". Liczba tekstów na portalu: 36 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Keynes i jego ludzie | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3646 |
|