|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Republika Jezuicka w Paragwaju: utopia czy ziemski raj [3] Autor tekstu: Jan M. Fijor
Czynnikiem przeciwdziałającym rozrodczości był sposób naliczania podatku królewskiego — w oparciu o spisy ludności. Jezuici nie ukrywali żalu wobec króla „o
niesprawiedliwe traktowanie", mimo iż stosowali się do litery prawa, posądzano
ich nieustannie o finansowe „machloje" wobec dworu. Najbardziej zaciętymi
oskarżycielami byli hierarchowie z Asuncion czy Buenos Aires, których przecież
omijała dziesięcina z Misji.
Pod troskliwym okiem mnichów, wolny naród Guarani rozmnażał się chętnie i z własnej woli. Już sam ten fakt wydaje się przeczyć rozpowszechnianej w literaturze marksistowskiej tezie o manipulowaniu Indianami. Ludzie żyli
bezpiecznie, w atmosferze miłości, wzajemnego szacunku ze strony swoich
opiekunów, znajdując w razie trosk oparcie w życzliwości ludzkiej i silnej
wierze w Boga. W takich warunkach powstawało i rozwijało się to unikalne w skali globu społeczeństwo i państwo. Nie znaczy to, że osiągnięto ziemski
ideał a „królestwo szczęśliwości" trwać miało wiecznie.
O przystąpieniu do redukcji decydował „Starszy" czyli indiański kacyk, który
tradycyjnie miał więcej władzy, kierował dzielnicami i grupami. W każdym
osiedlu ilość kacyków nie przekraczała 50, przy średniej 20-25 tys. mieszkańców
„osiedla". Pod koniec istnienia redukcji pośród „tenientes" czyli
przedstawicieli średniego szczebla administracyjnego tylko kilka procent
stanowili potomkowie kasty kacyków. Podstawową instytucją kadrową były
wybory! Wszystkie funkcje publiczne pochodziły z demokratycznego głosowania,
które odbywało się raz na rok, w Nowy Rok. Ustępujące Rady sporządzały
listy kandydatów, które zatwierdzali zakonnicy. Była to raczej formalność,
gdyż rzadko kiedy poddawano w wątpliwość „wolę ludu". Nie istniały
partie polityczne, stronnictwa, dysydenci. Nigdy nie zaobserwowano jakichkolwiek
wystąpień „antykomunistycznych" czy chociażby zmiany form posiadania.
Mimo iż Indianie na każdym kroku stykali się z prywatną, indywidualną formą
własności nigdy nie zakwestionowali „form uspołecznionych". Mianowaniu
podlegali jedynie wojskowi, urzędnicy polityczni, organista oraz kościelny. Każde
osiedle stanowiło osobny, autonomiczny twór połączony dobrowolnie z Republiką.
Zakonnicy w proces administracyjny nie ingerowali, co najwyżej służyli radą.
Byli przywódcami duchowymi państwa. Władza znajdowała się, jeśli nie w rękach
ludu, to na pewno blisko ludu. Osiągano to chociażby poprzez instytucję zebrań
otwartych; w większości posiedzeń gabinetów uczestniczyć mógł każdy chętny.
Proboszcz czy superior Zgromadzenia byli wykładnią prawa i instytucją odwoławczą.
Oto jaki pisał jeden z zakonników: „(...) Sumienie zastępowało ustawy,
kodeks cywilny nie istniał, bo Indianie nie znali pojęcia własności!".
Policja utrzymywała porządek profilaktyką, a nie represjami. Na wszelki
wypadek zabronione były nocne wyjścia z domu.
Przewinienia, występki — naturalnie, zdarzały się. Każde wykroczenie czy
zbrodnię, które należały do rzadkości, badano skrupulatnie. Wykroczenia
odnosiły się przeważnie wobec stosunku do pracy, zaś karą było napomnienie
ze strony społeczności lub mnichów. Kary wszak były łagodne. Spowodowało
to po pewnym czasie...całkowity zanik przestępczości! Tenże sam mnich pisze:
"(...) Nie było przestępstw, które wymagałyby stosowania kar sroższych
aniżeli modlitwa, post, a niekiedy tylko chłosta (...)".
Zbrodnie zdarzające się w początkowym okresie karane były bezterminowym
aresztem, który z czasem ograniczono do 10 lat. Zbrodniarzy zsyłano niekiedy
do sąsiednich osiedli. System penitencjarny był łagodny, toteż wszyscy
poddawali się wyrokom z pokorą i spokojem. Przestępstwa kobiet, dla lepszego
zrozumienia motywów, osądzały kobiety. Skazane przebywały w Domu Wdów skąd
mogły w każdej chwili wychodzić. Taki to był jezuicki despotyzm, o którym
pisał był, zionący nienawiścią do kleru i Kościoła, Paul Lafargue...zięć
Karola Marksa oraz sowiecki historyk Paragwaju M. Alperowicz.
7.
Pomimo zachłanności kolonistów, darmowej ziemi, sprzyjającego klimatu, a zwłaszcza
żyznej — zasobnej w żelazo (stąd jej określenie: tierra colorada -
czerwona ziemia) i sole mineralne — gleby, rolnictwo w dorzeczu Parany i Paraguay było prymitywne i słabo wydajne. Jezuici zastali tu karłowate uprawy
manioku, ziemniaków i kukurydzy. Wkrótce jednak sprowadzili z Madrytu
specjalistów agronomów, wykorzystując do rozwoju „misyjnych" gospodarstw
najnowsze zdobycze ówczesnej agrotechniki. W ciągu zaledwie pięciu lat udało
się podnieść wydajność gruntów i liczebność stad kilkakrotnie,
zaspokajając w pełni potrzeby żywnościowe obywateli Republiki. Świeży
chleb i mięso zjawiały się na stołach Indian częściej, niż dzieje się to
dzisiaj, we współczesnym Paragwaju. Uprawiano ponadto tytoń i yerba mate,
znaną w Polsce pod nazwą „herbata jezuicka". Uprawa yerba mate jest
do dzisiaj podstawą bogactwa Misiones i południa Parany.
Pod okiem jezuitów rozwinęło się przetwórstwo drewna, a wytwarzane zeń
wyroby: meble, łodzie, instrumenty muzyczne cieszyły się sławą na całym
kontynencie. Pod koniec XVII wieku, nie mający nawet dostępu do morza
Paragwaj, a ściślej Republika Jezuicka, wodował na Paranie większe statki niż
te, do których budowania zdolne były stocznie...brytyjskie! Badacze dziejów
misji podkreślają zgodnie niebywałe wprost talenty artystyczne Indian.
Rozbudzenie umiejętności grania na instrumentach, komponowania, śpiewu zawdzięczać
można dobrze prowadzonej przez jezuitów „polityce kulturalnej". Dzięki
utrzymywaniu wysokiego prestiżu rzemiosł artystycznych rozwinęło się
ponadto tkactwo, snycerstwo, garncarstwo. Garbarnie dostarczały skór,
olejarnie tłuszczów, rozwinięte było ludwisarstwo, przemysł cukrowy i cegielnie. Bujnie rozrastały się zakłady jubilerskie, pracownie ślusarzy,
cieślów, piekarnie, szwalnie, a nawet warsztaty zegarmistrzowskie. Produkcja
dewocjonaliów osiągnęła poziom porównywalny z europejskim.
Pierwszą drukarnię założono tam w połowie XVII wieku , wydawano w niej głównie
książki w języku guarani. Kwitło życie umysłowe i kulturalne. Okazało się,
że Guaranowie są niedościgłymi mistrzami muzycznymi; powstały chóry,
orkiestry, zespoły muzyczne i taneczne. Rozwijało się malarstwo, rzeźba,
sztuki plastyczne. O poziomie kunsztu ówczesnych artystów świadczą freski i płaskorzeźby „misyjnych" świątyń i kaplic.
Wszystko to miało miejsce w systemie, w którym własność prywatna nie istniała,
gdzie wszystko było wspólne, wspólnie też decydowano o przeznaczeniu rzeczy.
Członkowie wspólnoty czuli współodpowiedzialność za jej stan i byt, gdyż
mieli z tego nie tylko wspólne, lecz także indywidualne korzyści.
8.
Sielanka nie trwała długo. Po trwającej przez mniej więcej dwa pokolenia
euforii i dynamicznym rozwoju, zainteresowanie dobrami materialnymi, inicjatywa
oddolna, odpowiedzialność czy nawet instynkt posiadania u Indian praktycznie
zanikły. Co gorsza, znikła jakże charakterystyczna u homo sapiens chęć
bycia lepszym, innym, konkurencyjnym; indywidualizm. Ludziom przestało na
czymkolwiek zależeć, a już najmniej na posiadaniu, na własności. Jezuici
obojętność tę dostrzegli, ale jakby początkowo zbagatelizowali. Kiedy uświadomili
sobie jej znaczenie było już za późno. Stworzony przez nich system „bodźców
materialnych", wobec braku jakiegokolwiek zainteresowania tym, co materialne
nie zadziałał. Zjawisko obojętności, marazmu zaczęło się niepokojąco pogłębiać.
Nadawana Indianom w formie zachęty do dobrej pracy (lub w nagrodę) ziemia leżała
odłogiem. Później nawet jej Indianie przyjmować nie chcieli. Analogia do
sytuacji panującej pod koniec istnienia ZSRR sama ciśnie się pod pióro. Zarówno
Guarani, jak i „homo sovieticus" nie przywykli byli do posiadania
czegokolwiek. Nie mieli takiej potrzeby. Nie potrafili się bogacić, nie
widzieli w tym sensu, przyjemności.
Dopóki na zewnątrz sprawy układały się pomyślnie Republika miała się
dobrze. Na jakiś czas zrezygnowano nawet z systemu bodźców, uznawszy, że
skoro obywatele osiągnęli „wyższy szczebel świadomości społecznej", to
po co istniejące status quo zmieniać, kiedy jednak pojawiły się trudności,
zagrożenia brak owego instynktu i chęci walki o swoje okazały się dla
Republiki Guarani zgubne.
Lata poczucia bezpieczeństwa, nie tylko zabiły instynkt posiadania, ale co
gorsze doprowadziły do stępienia czujności wobec zagrożeń z zewnątrz.
Wróg, który w swej zachłanności zamierzał pozbawić ludzi czegoś, co w gruncie rzeczy do nich nie należało, nie był traktowany jak wróg. Nie
rozumiano bowiem znaczenia pojęcia zachłanności. Wynaturzeniu uległa zaradność.
Przez tyle lat nie potrzebna im była przedsiębiorczość, toteż w sytuacji,
gdy stała się ona koniecznością nie potrafili sobie z nią poradzić. Ujawniło
się to pod koniec istnienia „misji", gdy zmasowany atak dotknął nie tylko
republikę i jej obywateli, lecz także samych jezuitów. Republika Guarani była
bodajże pierwszym państwem na Ziemi, którego obywatele byli syci, odziani,
mieli dach nad głową — tyle, że wszyscy, w równej obfitości, bez wykazania
jakiejś indywidualnej inicjatywy. Nigdy wcześniej, ani później, nie
zapewniono ludziom takiej „sprawiedliwości".
Kto wie, jak potoczyłyby się losy tego państwa, gdyby tak prędko ono nie
upadło — wzdycha ks. Napieralski. Uważa on, że przyczyną upadku była zawiść
otoczenia, wrogość tych, dla których państwo jezuickie było wyrzutem
sumienia. Ja twierdzę, że koniec był mimo wszystko nieuchronny. Republika
Guarani nie doczekała się rzetelnej i obiektywnej krytyki; zarówno marksiści,
jak i jej apologeci, ze strony Kościoła, nie są obiektywni; wnioski jednych i drugich są w zbyt dużym stopniu emocjonalne, w zbyt małym racjonalne. Dopóki
istniał ZSRR marksiści źródeł upadku „republiki" dopatrywali w nadmiernej religijności, sakralizacji obyczajów i chciwości mnichów.
Wspomniany tu prof. Alperowicz przyczyn upadku upatruje w nadmiernej
transcendencji oraz zachłanności mnichów. Zapomina o tym, że pozbawiona
transcendencji jego komunistyczna ojczyzna, ZSRR, zanim rozpadła się z hukiem,
ratowała się jak mogła właśnie wymyślaniem własnej transcendencji; bo
czymże innym był kult jednostki, dyktatura proletariatu, kierownicza rola
partii i inne bożki komunizmu. Alperowicz, który analizował również dzieje
innej, wzorowanej na redukcjach, lecz pozbawionej transcendencji, sekularnej
republiki paragwajskiej, jaką był okres dyktatury dr. Francii powinien rozumieć,
że zarówno reżym prezydenta Francii, jak i reżym sowiecki ZSRR utrzymałyby
się znacznie dłużej, gdyby z większym szacunkiem odnosiły się do Boga i religii. Transcendentny system wartości chroniłby bowiem system polityczny
przed głupotą, egoizmem i brutalnością jego aparatczyków. Dzisiaj wiadomo,
że również komunizm odreligijniony musi skończyć się fiaskiem.
1 2 3 4 Dalej..
« Państwo i polityka (Publikacja: 28-09-2004 Ostatnia zmiana: 16-06-2005)
Jan M. Fijor Ekonomista; publicysta "Wprost", "Najwyższego Czasu", "Życia Warszawy", "Finansisty" i prasy polonijnej; wydawca (Fijorr Publishing). Były doradca finansowy Metropolitan Life Insurance Co. Ekspert w dziedzinie amerykańskich stosunków społeczno-politycznych. Autor dwóch książek: "Imperium absurdu" i "Metody zdobywania klienta, czyli jak osiągnąć sukces w sprzedaży". Liczba tekstów na portalu: 36 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Keynes i jego ludzie | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3646 |
|