|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Świeckie religie
Leopold albo o religii światła i barwy [4] Autor tekstu: Andrzej Rusław Nowicki
Kilka dni temu odczytałem fragmenty książki moim
asystentom. Wywiązała się dyskusja. Padło wiele pytań, a wśród nich
jedno, które zmusiło mnie do ponownego przemyślenia całej koncepcji pracy.
Nie czyniłem tego zbyt chętnie, bo przecież praca była już gotowa i nie było
już czasu, żeby ją w sposób zasadniczy przerabiać. HANKA Cóż to było za pytanie? FRYDERYK Dotyczyło ono wzajemnych stosunków pomiędzy Witwickim a jego uczniami. Moim asystentom nie podobał się stosunek Witwickiego do
asystentki. Zauważono, że był czasem niegrzeczny, że zbyt często podnosił
głos i krzyczał na nią z byle powodu, albo i bez żadnego powodu. HANKA Ale tak przecież było. Ja też pamiętam, że jego
zachowanie wobec pani Estery, a także wobec niektórych studentów i studentek,
już wtedy budziło moje zastrzeżenia. Ale to nie powód, żeby przerabiać książkę. FRYDERYK W postawionym pytaniu nie chodziło tylko o to, że krzyczał.
Nawiązując do tych fragmentów, które odczytałem zapytywano, czy we
wszystkich dialogach występuje tylko jeden k i e r u n e k o d d z i a ł y w a n i a: z góry na dół. Postawiono mi
zarzut, że to nie są prawdziwe dialogi, takie, w których dochodzi do
zderzenia różnych stanowisk, ale hagiograficzna gloryfikacja olbrzyma, którego
wypowiedzi uważane są przez uczniów za wyrocznię. Uczniowie z oczami
wzniesionymi do góry słuchają tego, co powie Witwicki i nie mają własnego
zdania. HANKA Jeżeli to prawda, to rzeczywiście należy napisać książkę
na nowo. Pamiętasz, że w czasach studenckich nie podzielałam twojego
entuzjazmu dla Witwickiego, Sądziłam jednak, że z upływem lat zdobyłeś
pewien dystans i potrafisz krytycznie ocenić jego osobę i poglądy. FRYDERYK Myślę, że nie o to chodzi. Pomijam także i to, że
zarzut był postawiony na podstawie powierzchownego zapoznania się z drobnymi i nie najlepiej dobranymi fragmentami kilku dialogów. Sens pytania był nieco
inny: czy spotkania z Witwickim były czynnikiem, który jednostronnie wpływał
na formowanie się osobowości jego uczniów, czy też zdarzało się i odwrotnie, że pod wpływem uczniów Witwicki zmieniał swój pogląd na jakąś
sprawę? HANKA To rzeczywiście interesujące pytanie. O ile znam
Witwickiego, sądzę, że takie rzeczy nie zdarzały się. Witwicki zbyt wyraźnie
górował wiedzą, autorytetem i umiejętnością dyskutowania nad swoimi
uczniami, aby mogło zachodzić jakiekolwiek wzajemne oddziaływanie. A jeśli
tak było, to trudno, trzeba się z tym pogodzić. To wina sytuacji, a nie
twojej książki. Co najwyżej mógłbyś ją uzupełnić dialogami, w których
młody Witwicki uczy się czegoś od Twardowskiego, Dybowskiego i jakichś
innych swoich nauczycieli. To mogłoby w jakiejś mierze przywrócić równowagę. FRYDERYK To nie zdałoby się na nic. Jednostronne oddziaływanie
Twardowskiego na Witwickiego nie zmieniłoby zakwestionowanego charakteru dialogów.
Zmiana roli nauczyciela na rolę ucznia nie zmieniłaby faktu, że i w tych
dialogach mielibyśmy do czynienia tylko z jednym kierunkiem oddziaływania: z góry
na dół. HANKA A więc jakie widzisz wyjście? FRYDERYK, Zrozumiałem, że muszę zdobyć się na zwiększony wysiłek
myślowy. Jeszcze raz przywołać przed oczy całość materiałów, jeszcze raz
przyjrzeć się spotkaniom Witwickiego z uczniami i sprawdzić, czy nie zdarzyło
się, że pod ich wpływem zmienił się jego pogląd na jakąś sprawę. HANKA No i co? Czy zdarzyło się coś takiego? FRYDERYK Tak. HANKA A czego dotyczyła ta zmiana poglądów? Czy jakiejś
sprawy istotnej? FRYDERYK Najistotniejszej. Chodziło o pogląd na poezję, a nawet
szerzej, o pogląd na sztukę i w konsekwencji o pogląd na strukturę osobowości.
Inaczej mówiąc, chodziło o te sprawy, które znajdują się w samym centrum
mojej książki o Witwickim, a znajdują się na tym miejscu także dlatego, że
stanowiły one przez kilkadziesiąt lat główny przedmiot jego rozważań. HANKA Z tego dialogu, który mi dziś odczytałeś — o Mickiewiczu, Staffie i poezji międzywojennej — nie wynika wcale, że w poglądach
Witwickiego coś się zmieniło, ani co gorsza to, żeby na temat poezji miał w ogóle coś interesującego do powiedzenia. Mam nawet pewne wątpliwości, czy
warto przypominać jego wypowiedzi o Tuwimie i Słonimskim. FRYDERYK Ale o to właśnie chodzi, że Witwicki — rozmawiając, ze
mną o poetach — nie powiedział mi wówczas wszystkiego. W szczególności nie
wspomniał wówczas o swojej uczennicy, poetce Kazimierze Jeżewskiej, a to właśnie
pod jej wpływem zmienił się jego pogląd na poezję. Zacznę jednak od początku. Sądzę, że Witwicki popełnił
na samym wstępie fatalny błąd absolutyzując dwie kategorie filozoficzne wzięte z filozofii platońskiej, mianowicie prawdę i piękno, czyniąc przy tym fałszywe
założenie, że te dwie kategorie są podstawą radykalnej przeciwstawności między
nauką i sztuką, ponieważ wyłącznym celem nauki jest prawda, a celem sztuki
nie jest prawda, lecz piękno. Jak wielu myślicieli z jego pokolenia Witwicki znalazł się w latach swojej młodości — w polu napięć wytworzonym przez dwa potężne prądy: z jednej strony pozytywistyczny scjentyzm, z drugiej neoromantyczny, młodopolski
estetyzm. Rozdzierany przez zinterioryzowaną sprzeczność między tymi prądami,
Witwicki czuł w sobie — jak Platon i Goethe — „dwie dusze", jedną pragnącą
służyć wyłącznie prawdzie i drugą pragnącą służyć wyłącznie pięknu:
duszę badacza i duszę artysty. Jako badacz, Witwicki zauważa niebezpieczeństwo
grożące kulturze ze strony tych, którzy zamazują różnice pomiędzy Nauką i Sztuką, posługując się poezją i teatrem dla wpajania ludziom — pod osłoną
zachwycającej mglistości i tajemniczości — nieracjonalnych przekonań. Stąd
wniosek Witwickiego, że nie można służyć obu wartościom naraz, że Naukę i Sztukę trzeba od siebie w rygorystyczny sposób oddzielać: przy odbiorze
dzieł sztuki zajmować postawę estetyczną, cieszyć się „złudą"
wytworzoną przez wyobraźnię artysty a jednocześnie zachować krytycyzm, aby
nie przyjmować za prawdę tego, co zostało podane w pięknej formie, lecz bez
racjonalnego uzasadnienia. Teoretycznie mogło to oddzielanie wyglądać przekonywająco,
ale w praktyce trudno się było wciąż rozszczepiać na badacza i artystę, zwłaszcza w takich sytuacjach, kiedy te dwie strony jego osobowości powinny były ze sobą
współdziałać, a więc wtedy, gdy przekładał Platona, malował, rysował,
pisał książki i wygłaszał wykłady — a więc w sytuacjach dla siebie najważniejszych. Dręczony przez ten problem, Witwicki stale do niego
powracał. Na przykład 12 lutego 1908 roku na posiedzeniu Towarzystwa
Filozoficznego we Lwowie wygłosił odczyt pod tytułem „Sztuka a nauka",
podkreślając, że sztuka jest „wytworem uczuć i wyobraźni twórczej a nie
wytworem rozumu", jak gdyby bez udziału „rozumu" w ogóle mogło powstać
jakiekolwiek wartościowe dzieło sztuki. Dodawał, że nie należy „wymagać
od nauki piękna a od sztuki prawd". Podobne myśli powtórzył Witwicki na Pierwszym Zjeździe
poświęconym sprawom organizacji i rozwoju nauki polskiej w kwietniu 1920 roku i na Pierwszym Polskim Zjeździe Filozoficznym w maju 1923 roku. Powtarzał je
wielokrotnie w objaśnieniach do dialogów Platona i na wykładach i w rozmowach
ze mną. Nie słuchałem tego potulnie. Próbowałem sprzeciwiać się,
ale wtedy wstępował w Witwickiego jakiś diabeł — a właściwie nie diabeł,
lecz duch umiłowanego Platona, który domagał się wypędzenia poetów z racjonalnie urządzonego państwa. Wiemy, że Platon podejmując postanowienie o poświęceniu
życia filozofii spalił swoje wiersze i potem przez całe życie starał się
zniszczyć w sobie artystę. To samo czynił Witwicki: miał w sobie dwie dusze i przeżywał wewnętrzne rozdarcie, ponieważ dusza badacza uważała tę drugą
duszę za raka, którego należy wyciąć albo wypalić. HANKA Ach, więc to stąd ten rak w twoim śnie. FRYDERYK Pogląd Witwickiego na poezję jako domenę pięknego kłamstwa
splatał się więc ściśle z jego poglądem na niemożliwość pokojowego współistnienia
obu dusz w jednej piersi. Nie chciał uznać tego wewnętrznego rozszczepienia
za zjawisko pozytywne. Dopiero kiedy poznał Jeżewską i znalazł się pod
urokiem jej wierszy, zaczął patrzeć na te sprawy nieco inaczej. Świadczą o tym jego objaśnienia do platońskiego „Eutydema". HANKA Chyba coś pomyliłeś. Kupiłam sobie „Eutydema",
ponieważ zauważyłam, że jest to przekład Witwickiego. Ale z wszelką pewnością
nie ma tam jego objaśnień. FRYDERYK Nie wiem, czym kierowało się wydawnictwo drukując ten
dialog — wbrew tradycji — bez objaśnień Witwickiego. Mam u siebie odpis tych
objaśnień, liczą one 16 stron maszynopisu. Być może mam je nawet ze sobą w teczce. Tak. Pozwól, że ci przeczytam kilka zdań: O, na przykład z objaśnień
do rozdziału XXXI, w którym Platon rozważa problem, czy można łączyć dwie
różne specjalności. "Można być pewnym — pisze Witwicki — że stosował je
(to znaczy te rozważania) nieraz i sam do siebie. Wtedy musiał sobie tak myśleć:
Komedia jest rzeczą dobrą i nauka też. Ja jestem po trochu komediopisarz, a po trochu naukowiec. I to jest moja słaba strona. Pisałbym świetne komedie, gdybym dialogów nie
obciążał nauką, i dawałbym doskonałe dzieła naukowe, gdyby mnie nie kusiło
dramatyzowanie rozmów i liryka, która mi się wyrywa, i przenośnie, i obrazy, i mity. To sobie powiedziawszy zasiada na starość do pisania swoich „Praw" i napisał rzecz zupełnie nudną, której nie podobna przeczytać bez wysiłku.
To nie jest robota artystyczna. Zawsze mu się zdawało, że trzeba być
specjalistą i robić to jedno tylko, do czego się ma zdolność największą
i, broń Boże, nie robić niczego innego … I tu się grubo pomylił ..." Zwróć uwagę, że Witwicki pisze tu o Platonie, a myśli o sobie. To jest samokrytyka. To Witwicki przyznaje, że się pomylił.
Przeczytam to ostatnie zdanie jeszcze raz: „I tu się grubo pomylił, jak tego dowodzą jego własne
dzieła. Nie wiadomo, czy więcej w nich nauki, czy więcej sztuki i niech tak
stoją dalsze tysiące lat. Dobre i piękne", należało napisać nieco
inaczej: „rozumne i piękne — jednocześnie". Czytam dalej: „Więc może
jednak nie miał słuszności Platon, kiedy sądził, że dwie różne specjalności,
połączone w jednej osobie, zawsze sobie przeszkadzają nawzajem… Czasem tak
bywa, ale zawsze tak być nie musi."
1 2 3 4 5 Dalej..
« Świeckie religie (Publikacja: 19-03-2005 Ostatnia zmiana: 29-07-2005)
Andrzej Rusław NowickiUr. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista, religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu „filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142, reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje: filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński. Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 52 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: W chiński akwen... Wolność w Hongloumeng | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4023 |
|