Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.853 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Gdyby Bóg istotnie liczył się dla swych kapłanów wielokroć więcej od wartości doczesnych, nie zabiegaliby o nie aż tak łapczywie.
 Światopogląd » Świeckie religie

Leopold albo o religii światła i barwy [1]
Autor tekstu:

Osoby:
WŁADYSŁAW, lat 60
HANKA, lat 62
FRYDERYK, lat 19 i 62

Początek rozmowy dnia 20 maja 1938 roku w mieszkaniu prof. Witwickiego w Warszawie, ciąg dalszy w Instytucie Psychoneurologicznym, we wrześniu 1981 r.

Były takie lata w moim życiu, puste i mało interesujące, o których trudno byłoby napisać nawet dwie lub trzy strony. Ale za to w innych latach zdarzały się dni tak bogate w treść, że należałoby je utrwalić w kilku pękatych tomach. Do takich dni należał piątek 20 maja 1938 roku — dzień mojej pierwszej wizyty w mieszkaniu profesora Witwickiego.

Z barwnej tkaniny naszej ówczesnej rozmowy można w nieskończoność wyciągać i przypominać różne wątki. Na przykład wątek dotyczący p o e z j i.

WŁADYSŁAW

Podoba mi się twój wiersz, zwłaszcza tytuł: „Godzina ciszy". To dobrze, że wybrałeś taki temat. Wzdrygam się na myśl, że mogłeś przynieść mi jakiś inny wiersz, na przykład „Godzinę hałasu", „Zgrzytanie nożem po szkle" albo „Prucie nożem brzucha". Teraz pisze się i takie wiersze. A przez twój wiersz prześwieca uśmiech Ateny, oczekiwanie na chwilę, w której zdejmie pancerz i odsłoni dziewczęcą pierś.

Podoba mi się też to, że — nawiązując do tradycji sarmackiej — wplotłeś do swego wiersza wiele słów łacińskich, pragnąc w ten sposób uczynić swój wiersz bardziej dostojnym i majestatycznym, wytworzyć wokół procesu myślenia nastrój sakralny. Szkoda tylko, że są błędy w akcentach. Jeżeli występujące w wierszu słowa łacińskie będą prawidłowo akcentowane, to zburzą rytm wiersza.

FRYDERYK

Istnieje prawo poety do transakcentacji. Korzystał z niego Mickiewicz w „Panu Tadeuszu" i Charles Baudelaire w wierszu łacińskim, sławiącym piękno ukochanej Franciszki.

WŁADYSŁAW

To miłe, że zna pan Francscae meae laudes. Ale szkoda, że właśnie jego wziął pan sobie za wzór. W akcentowaniu słów łacińskich. To był znakomity poeta, ale z łaciny należał mu się stopień niedostateczny.

FRYDERYK

Czy mogę o coś zapytać?

WŁADYSŁAW

Proszę, pytaj.

FRYDERYK

Czy mógłby mi pan profesor opowiedzieć o swoich spotkaniach z poetami. Czyje wiersze najbardziej pan lubi? Czy miał pan profesor wśród poetów jakichś przyjaciół?

WŁADYSŁAW

Zacznijmy od tego, że pisać wierszy nie próbowałem nigdy; wydawało mi się, że ci, którzy to robią, udają coś i coś bezwstydnie pokazują przed drugimi czy przed sobą; nie miałem też nigdy żadnych ambicyj ani aspiracyj pisarskich.

Niełatwo więc, przychodziła poetom przełamać moje opory, rozbudzić moje zainteresowanie i pozyskać moje zaufanie. Przeważnie traktowałem pisane przez nich wiersze jako materiał do badań psychologicznych nad nieszczerością, zakłamaniem, sprzecznościami wewnętrznymi i zaburzeniami. psychicznymi. To dobry materiał do badań, ponieważ wiersze nalezą do takich wytworów ludzkich, w których odsłaniają się ukryte skłonności, marzenia, upodobania.

Ale jak wszyscy młodzi ludzie z mojego pokolenia wychowałem się na się na trzech wieszczach i Sienkiewiczu. Zdawało mi się, że spośród trzech Mickiewicz najmniej pozuje i najwięcej prawdy mówi. Z niego też najwięcej uczyłem się na pamięć. Serdeczny i trwały stosunek nawiązałem w klasie ósmej z Horacym i Platonem. Spośród wszystkich poetów na świecie najbliższy mi był zawsze Platon, z którym obcuję bez przerwy już 42 lata.

W czasie studiów uniwersyteckich zaprzyjaźniłem się z moim rówieśnikiem, Leopoldem Staffem. Ja kierowałem kołkiem filozoficznym, a on kółkiem literackim. On należał do najgorliwszych uczestników kółka filozoficznego, a ja wygłaszałem często referaty o sztuce u niego, w kółku literackim. Nasza przyjaźń trwa już czterdzieści lat, a utrwaliła ją współpraca w „Sympozjonie". To Staff zamówił i wydrukował mój przekład „Uczty" w redagowanej przez siebie serii. Z tego przekładu napisał w 1910 roku piękną recenzję Bolesław Leśmian, ale jego poezja jakoś do mnie nie przemawiała.

Stykałem się także z Janem Kasprowiczem. Był redaktorem tygodnika, w którym ukazywały się moje pierwsze prace. To był taki poeta, który nie udawał filozofa i nie uprawiał nauki, a nie bardzo miał z czego żyć. Pod. wpływem Twardowskiego napisał pracę doktorską i habilitacyjną i został profesorem na katedrze literatury. Byliśmy więc na Uniwersytecie Lwowskim kolegami.

W latach lwowskich zaprzyjaźniłem się także z rodziną Wolskich. Tam wszyscy pisali i drukowali wiersze. Przede wszystkim Maryla Wolska, autorka pięknego „Dzbanka malin". Okropne były wiersze jej męża, Wacława Wolskiego, który był zdolnym inżynierem i przemysłowcem, a koniecznie chciał być także poetą i filozofem. Za to córki były bardzo dobrze wychowane, Beata poszła w ślady matki i raz po raz wydaje jakiś tomik wierszy, a Lela odziedziczyła talent malarski po dziadku, Karolu Młodnickim.

Oto i wszystkie moje kontakty z poetami w latach lwowskich. Po wojnie poezja zeszła na psy, podobnie zresztą jak malarstwo. Nie wystarcza okropna treść, zerwano także z ortografią i gramatyką. Czy widziałeś co Ci futuryści wyprawiają z polską mową, jak starają się ją zeszpecić i okaleczyć? To powinno być sądownie karane!

Albo taki arogant Słonimski czy Tuwim. Powiedz sam, po co taki Tuwim zabiera się do pisania o Sokratesie, nie mając w ogóle żadnego pojęcia o jego życiu i filozofii.

Kiedy się przegląda wiersze współczesnych poetów, jakże się wtedy zaczyna cenić dobrą starą poezję: Kochanowskiego i Reja, Ignacego Krasickiego, Mickiewicza i Słowackiego. Zacząłem sobie na nowo odczytywać ich wiersze, odkrywać dyskretny urok ukrytych aluzji, głębię obserwacji psychologicznych. Nabrałem chęci do ilustrowania takich arcydzieł jak „Pan Tadeusz" czy „Beniowski".

W zestawieniu z upadkiem współczesnej poezji polskiej nawet taki Staff zaczyna rosnąć w oczach i może wydawać się olbrzymem. Leopold zna dobrze poetyckie rzemiosło, pracuje solidnie nad swoimi wierszami, ma swój zawodowy honor i pilnuje się, żeby nie oddawać do druku wierszy lichych. A to, co pisze, jest sympatyczne.

Poeta kocha:
"Koronkowość srebrnych firanek;
Złote brzęczenie pszczelich skrzydełek;
Wodno-tęczowych niestałość szkiełek ...
Cyzelowany pięknie filigran ...
poezję starych studni, zepsutych zegarów" -

no, dla mnie osobiście więcej poezji mają w sobie zegary nie zepsute; dobrze pracujące. Ale to kwestia upodobań.

Staff kocha szczerze starożytną Grecję i renesansową Italię — „ziemię rodzącą włoskie wino i greckie posągi", „ziemię cudów".. Kocha „otchłanne piękno wszechświata". Dusza jego przepełniona jest:
"bezgranicznym oddaniem
W wielkiej i świętej miłości
Dla Wszystkiego, co przestwór pięknością wypełnia".

Bliska mi jest religia Staffa, którą w „Hymnie" do barw nazwał „religią światła i barwy". To jest religia, którą wyznaje każdy prawdziwy malarz i każdy człowiek, który potrafi właściwie korzystać z tego cudownego daru, jakim są oczy.

*

Dalszy ciąg tej rozmowy o poezji miał miejsce czterdzieści trzy lata później. Moja książka o Witwickim była już napisana, liczyła pięćset stron maszynopisu, ale przed oddaniem jej do Wydawnictwa postanowiłem jeszcze raz zobaczyć się z osobami, które pomogły mi „odzyskiwać utracony czas" i wydobywać z „mrocznych głębin zapomnienia" to, co należało ocalić od ostatecznej zagłady, utrwalić i przekazać potomnym — aby sprawdzić, czy nie pogubiłem się w ich opowieściach o Witwickim i nie poplątałem prawdy ze zmyśleniami.

Z Hanką chciałem się spotkać nie tylko z tego powodu. Czułem, że książka jest niby już gotowa, a przecież czegoś jej jeszcze brakuje. I to nie jakiegoś drobiazgu, ale czegoś bardzo ważnego, o czym zapomniałem, a co miało stanowić rację jej istnienia.

O czym zapomniałem?

Było tak, jak po przebudzeniu się z interesującego snu. Wiemy, że śniło się nam coś bardzo ważnego i chcemy to sobie przypomnieć, ale resztki snu rozwiewają się i coraz trudniej je schwytać.

A może należałoby pójść do psychiatry? Do kogoś, kto potrafi naprowadzić nas na zgubiony trop i spowodować przypomnienie sobie tego, co powinno być przypomniane?

Do psychiatry? No właśnie. Zamierzałem spotkać się z Hanką, żeby odczytać jej kilka dialogów, a zapomniałem o tym, że jest docentem psychoneurologii i że przede wszystkim do niej powinienem się zwrócić w tej sprawie o pomoc. Powiedziałem więc na samym początku rozmowy tak:

FRYDERYK

Dwa lata temu bardzo mi pomogłaś przy odtwarzaniu wspomnień o Witwickim i o Baleyu. Po spotkaniu z tobą, we wrześniu 1919 roku zabrałem się do pracy i książką, którą wtedy chciałem napisać, jest już w zasadzie gotowa i chyba nawet ma taki kształt, jaki wówczas sobie wymarzyłem. Miałem więc już wysłać ją do Wydawnictwa, ale coś mnie jeszcze od tego powstrzymuje. Jakieś takie niejasne odczucie, że czegoś ważnego nie dopowiedziałem. Postanowiłem więc zwrócić się do ciebie jako do psychiatry z prośbą o pomoc.

HANKA

Nie sądzę, żeby potrzebna ci była pomoc psychiatry. Nie myśl, że należę do tych psychiatrów, którzy uważają wszystkich ludzi za psychopatów i u każdego gotowi są wykryć jakieś zaburzenia psychiczne. Przeciwnie. Im dłużej zajmuję się rehabilitacją osób uważanych za psychicznie niepełnosprawne, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że choroby psychiczne — we właściwym znaczeniu tego słowa — są zjawiskiem niezwykle rzadkim. Najczęściej mamy do czynienia z nieprzystosowaniem się człowieka do środowiska, a w przeważającej większości przypadków wina nie leży bynajmniej po stronie człowieka nieprzystosowanego, toteż najlepszą terapią jest przekształcanie środowiska.

FRYDERYK

Kiedy o kimś mówi się, że jest mu potrzebna pomoc psychiatry, to ma się zwykle na myśli to, że ten ktoś ma jakieś problemy ze swoim własnym wnętrzem. Kiedyś rozmawiałem na ten temat z Witwickim, że u podstaw zainteresowania psychologią leżą zwykle jakieś własne kłopoty psychiczne.

Zdarzyć się więc może — i już teraz zaczyna mnie to trochę irytować — że kiedy książka moja zostanie wydrukowana, wystawiona na witrynach i ludzie zaczną ją czytać, to znajdą się również tacy czytelnicy, którzy powiedzą: — Cała książka poświęcona jest problemowi rozszczepienia osobowości, w każdym dialogu powraca ten sam wątek, najwidoczniej więc autor tej książki miał jakąś lekką schizofrenię, nie mógł sobie dać rady z własną dezintegracją i stąd właśnie jego obsesja.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Nauka – brama do nowej religii?
Religia Muzyki i kult kompozytorów


« Świeckie religie   (Publikacja: 19-03-2005 Ostatnia zmiana: 29-07-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Andrzej Rusław Nowicki
Ur. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista, religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu „filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142, reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje: filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński. Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 52  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: W chiński akwen... Wolność w Hongloumeng
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4023 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365