Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.887 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Doprawdy, nie imponują mi zbytnio ludzie, którzy oświadczają: "Spójrzcie na mnie! Jestem tak wspaniałym tworem, że wszechświat musiał mieć jakiś cel". Nie, wspaniałość tych ludzi wcale mnie nie olśniewa.
 Kultura » Sztuka

Atak Kraka. Twórcownie czy akademie? [3]
Autor tekstu: Stanisław Szukalski

Mówca,
1913Przez pracownię, którą nazywam, na skutek odrębności w systemie pedagogicznym od akademji, „twórcownią", przez zżycie się mistrza z uczniami, przekazuje się jego techniczną wiedzę z kulturą i duchem młodym artystom, oni zaś zrozumiawszy tajniki zawodu, szczodrze im zaofiarowane, od początku już roją w głowie plany własnych poczynań i próbowania twórczych, choć może naiwnych wzlotów. Zaczynając pierwsze twórcze wysiłki, czyli swoje własne prymitywy, już są nastrojeni duchem swego starszego kolegi-mistrza, czyli wychodzą ze stylu jego pojęć, jakoby patrząc przez jego oczy.

Te ciągłe utyskiwania na metodę uczenia, co wpaja indywidualny sposób patrzenia majstra w ucznia, tak zwane „zabijanie indywidualności" jest przeważnie wypowiedzeniem lęku przez ludzi ilościowych, z wysiłkiem całej ich małostkowej dumy walczących o wyróżnienie się z przeciętności. W ich psychice troska o danie dowodów swej inności jest najświętszem przykazaniem życia. Prawie wszystkie życia przecierpiane przez nieutalentowanych ludzi, w najsmutniejszej biedzie, nibyto dla sztuki, są wypełnione tylko chęcią sztucznego udowodnienia swej inności i zaprzeczenie za wszelką cenę swej faktycznej przeciętności. A zatem straszny lęk przed uchwyceniem na „podobieństwie" w pracy choćby do prac najwspanialszych dzieł wielkich mistrzów. Ze wiele tysięcy tych przekreślonych talentów sili się malować a la Cezanne i jemu podobne nicości, powodem jest absolutny brak u niego stylu, gdyż tylko doskonałość odstrasza leniuchów od imitacji, a modernistyczna publika kupi, nie poznawszy się na plagjatach pseudo-pseudonieudolności. Te szmiry patologicznej kultury paryskiej mają swą zasługę w tem, że gdyby nie plaga przez nich od niechcenia zapoczątkowana, to te tysiące ludzi nierzetelnych musiałyby ciężką pracą zarabiać na życie.

Wszakżeż jest przyjęte powiedzenie, że „tylko słabi ludzie naśladują", a zatem każda im słabsza osobowość, tem więcej się chroni, przestrzega i ucieka od czegokolwiek, coby było choć w cieniu dalszem prowadzeniem nadanego kierunku przez godnego naśladowania mistrza, aby tem dać dowód, że jest właśnie „silnym człowiekiem". Kilkanaście lat temu zaczęto mówić, że tylko ludzie bez talentu noszą długie włosy, że wielki człowiek nie potrzebuje tak łatwego sposobu udowadniania swej jakości i nagle! szukaj dzisiaj artysty z długiemi włosami! Im mniejszy talent, tem gładziej głowę goli, by dać dowód, że właśnie jest wielkim i indywidualnym, a nawet stara się w swej skromności być podobnym do otaczających go zwykłych śmiertelników. Pamiętajmy ciągle, że żyjemy w czasach demokratyzmu, że każdy osobnik ma możność być wykształconym i połknąć cały zasób filozofizmów luźnych i najcięższych w znaczenie wyrażeń, które używane często, a z gracją, nietylko, że z łatwością przemycają przeciętną umysłowość pod pokrywką inteligencji lub nawet mądrości przed naszemi oczyma i sądem, ale ewentualnie przekonują samą kontrabandę, czyli ich samych.

Zwiastowanie,
1916Twórcze innowatorstwo w koncepcjach jest esencją mądrości, zaś inteligencja jest tylko smakostwem w bezpłodnej analizie. Inteligentnych ludzi jest również wiele, jak i głupich. To, co mądrzy myśląc zgotują, inteligentni ludzie smakują, z przesadą niosąc do ust lub głowy z paluszkiem figlarno-kulturalnie zadartym, jak gdyby z filiżaneczką kawy, głupi zaś łykając bez gryzienia, mlaskają.

Świat literacko-pedagogiczny jest przeładowany teorjami o sztuce, o pedagogji i to właśnie przez tych ludzi „z paluszkiem do góry", tych inteligentnych istot jak gąbka wchłaniających i pamiętających wszystko bez zmysłu rozwartościowywania. Wszakże tylko inteligencją dysponują. Mnożą oni tysiączne gdakaniny, a ludzie młodzi rwący się do kultury wchłaniają te plećby „autorytatywne". Dzieła te są pisane przez ludzi, którzy nigdy poza swą gadaniną nic nie zdziałali, chroniczni laicy „umiejący na pamięć" wszystko to, co im mówiono, pisano, wiecznie prawiący tak, jak krytycy zawodowi, o danej dziedzinie roznosząc plotki niby komary zarazę. Jakżeż inaczej mogło się stać? Przysięgam wam, że im więcej jest człowiek kulturalnie oczytany w tym większym błędzie myśli mu się o sztuce i o tem, co jej lub nam potrzeba. Już pewniejsza byłaby droga na przekór im wzięta. Jeśli Europa przez 400 lat wcale wielkiej sztuki nie wydała, to napewno teoretycy-komary tej samej Europy jeszcze mniej są twórczymi teoretyzując, bo myśleć może tylko twórczy człowiek, zaś czczym inteligencjom zaledwie się myśli i to błędnie.

Jedyną racją dla filozofji jest osiągnięcie najgrubszego kawałka tej łupinki szczęścia, dla nas samych. Zaś najszczytniejszym sposobem altruistycznego zużytkowania jej jest pedagogja. Najszczytniejszy, gdyż uczenie młodych jest wpajaniem prawd o treści życia w społeczeństwo. Praca to wielce odpowiedzialna, a w konsekwencjach rozrastająca się w sposób geometryczny.

Najmniejsze przesunięcie promienia osi pedagogji przesuwa ducha w różne krainy apatji, materjalizmu lub entuzjazmu twórczego. Przypomnijmy sobie, że mur chiński nie na długo powstrzymał hordy mongolskie najeźdźców, zato wstrzyknięcie buddaizmu nomadom stepowym ubezwładniło ich wojny ducha.

Pedagogja dotyczy nie nauk ścisłych, lecz ścisłości i doskonałości uczuć i myślenia. Zmieńmy nasze definicje zrewidowawszy je, a zdziałamy więcej, niżeli najkrwawszemi rewolucjami. Boć przecie rewolucje są dla zmiany definicyj. Zmieńmy błędne fundamenta naszych definicyj o sztuce, genjuszu, talencie i tradycji, a już mamy dzień pierwszy nowonarodzonej sztuki naszej i podniesiemy wielkość historyczną narodu.

Zbyt mało jest ludzi twórczych między nami, a jeszcze mniej twórczych pedagogów. Za łatwo jest nam się mylić, gdy szukając ludzi mądrych bierzemy nie wiedząc, bezpłciowo inteligentnych. Tak, jak trudno jest zgadnąć, która pomarańcza ma ziarna w środku, a która ich nie ma, mimo że obie są krasego koloru. Wybrać mądrego człowieka jest łatwo tylko jednemu także mądremu. Lecz że ludzie nie znoszą, by co do ich inteligencji mógł sąsiad mieć pewne wątpliwości, więc każdy chce swój autorytet publicznie okazać przez głosowanie. Większość li tylko w oczach większości ma rację. Więc cóż za los czeka przyszłych twórców i artystów, jeżeli im się wybiera profesorów bez talentu pedagogicznego (mądrości filozoficznej, rozsądku i sympatji dla młodych). Zamiast jednego mistrza pedagoga, wybiera się głosowaniem ilościowem, a zatem przez ludzi do tego niekwalifikowanych, tuziny. Czyż można znaleźć tuziny filozofów, artystów, pedagogów, strategów i t.p. pierwomyślców? Czytać, pisać, rachować może uczyć byle kto, chemii i inżynierji budowniczej, konstrukcji armat, fortepianów, też byle kto, kto ma tę nauczalną naukę w głowie zakorkowaną. Lecz jak można wychować artystów, poetów, kompozytorów i pedagogów-filozofów oddając ich ludziom, może nawet pracującym w danej dziedzinie, lecz nie-myślicieli, nie urodzajnych indywidualistów i ludzi o dobrem sercu, lecz zaledwie oportunistów, zawistnych byłych smarkaczy siwowłosych, jak indory w tytanicznym wysiłku uginających się pod swą łatwo zdobytą „wielkością". Żyją oni zdaleka od swych uczniów, nie troszcząc się o rozwój twórczy wychowanków, bo na to potrzeba pedagoga-myśliciela, zaś krytykowanie akademickiego studjum nic nie potrzebuje, prócz uwag tresowanego technika, że „łokieć jest zadługi, tamto za to, a to za tamto".

Portret
Amerykanina, 1915Mamy akademję, szkoły sztuk pięknych, a w każdej instytucji setkę lub trzy uczniów z dziesiątkami profesorów, niszczących talenty pierworodne systemem akademickim. Gdzie uczy się tylko odtwarzać to, co każdy ssak widzieć potrafi. Po jednym roku tzw. „studjów" uczeń już nie jest zdolen tworzyć swych choćby naiwnych pomysłów, naucza się kopjować modele i odtąd nic już prócz z modeli odtworzyć nie potrafi i zostaje na wzór swego profesora odtwórczym „artystą". Jeżeli czasem zatęskni za rajem straconym i chce coś z głowy własnej wydzielić i w depresji zrezygnowanej ucieka od modeli, to wtedy praca jest tak nieudolną, że albo rezygnuje z wieloletniego celu, lub pozostaje modernistą, po francusku, czyli człowiekiem, w którym zabito ducha, człowiekiem, który pono kiedyś był.

W Indjach, rzeźbiarstwo i malarstwo jest zawodem, nie zaś sztuką, tak jak ciesielstwo lub krawiectwo i ściśle jest związane z kastą. Jeżeli tam przez szesnaście pokoleń każdy syn musi być dobrym rzemieślnikiem swego zawodu i posłusznie wypełnia ojca przykazania — jest dobrym rzeźbiarzem. Nie pytają się go, czy „ma talent", tak jak to my w europejskim laików poglądzie ciągle się pytamy. Prawimy o zdolnościach wrodzonych, przebieramy w talentach zgłaszających się do Akademji jak w gruszkach, a marnujemy pokolenie za pokoleniem, zwalając na tych biednych młodzieńców winę za naszą nieroztropność, winiąc ich i zarzucając im brak „iskry bożej".

Gdy Karol Stryjeński [ 1 ] w Zakopanem przyjmował byle chłopca, a to 14-to letniego (a nie, jak w Akademjach, w wieku dojrzalszym) i w przeciągu roku lub trzech potrafił z każdego wypielęgnować talent równy kamieniarzom romańszczyzny francuskiej; gdy Pruszkowski w Warszawie, inicjator i duch przewodni Bractwa św. Łukasza, z tego samego materjału uczniowskiego, jakim rozporządzają profesorowie Akademji, w przeciągu paru lat jest zdolen wydobyć z większości swej drobnej gromadki prawie całe grono szczerych artystów, to jasnem się wyda każdemu troszczącemu się obywatelowi, że ta szkodliwa plotka o „talencie" jest trwałą przeszkodą do odrodzenia, a właściwie do narodzin — po raz pierwszy w historji — sztuki polskiej.

Zagubiona melodia, 1915Jeżeli się porówna te kolosalne sumy zmarnowane na utrzymanie w ostatniem stuleciu akademij i wszelkich szkół sztuk pięknych w całej starej Europie, Ameryce i Japonji dzisiejszej, naśladującej tak jak i my Paryż z równie zgubnemi skutkami; jeżeli pomyślimy, ilu uczniów marnuje lata mnogie, że w Paryżu jest ich 45 tysięcy studjujących i pracujących w sztuce, że każdy z nich poświęca conajmniej 3-4 lat studjom akademickim, cierpiąc przeważnie nędzę, że razem wziąwszy stracone jest kilkadziesiąt tysięcy lat ludzkiego życia i miljonowe sumy pieniędzy; jeżeli się pamięta o tych studjach, stypendjach domowych i podróżnych, a jako ilustrację użyteczności tej metody pedagogicznej nie ma nawet co pokazać za ten wydatek, bo jako szczyt całego dorobku pokoleń pokażą nam francuską impotencję Cézanna, Flaminga i t. p. zer — to chyba już nie trzeba więcej, żeby przekonać, iż coś zasadniczo jest niszczycielskiem w tem wszystkiem, cośmy na ślepo przyjęli od naszych beztwórczych sąsiadów, silących się krótką drogą, przez studja akademickie, dojść do sztuki płynącej naturalnie u ludzi młodych z krwią czerwoną w sercu a myślą odważną w głowie.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Szukalski: pogański gigant samorodny
Kopernik na indeksie – nieomawiane aspekty


 Przypisy:
[ 1 ] Karol Stryjeński (1887-1932), architekt i urbanista. Studiował na politechnice w Zurychu. Był współtwórcą Warsztatów Krakowskich, stowarzyszenia zmierzającego do stworzenia podstaw rozwoju sztuki użytkowej i rzemiosła artystycznego. Od 1922 r. był dyrektorem Szkoły Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, od 1927 r. profesorem na krakowskiej ASP. W 1932 r. został dyrektorem Instytutu Propagandy Sztuki w Warszawie. Zaprojektował m.in. pawilon polski na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu w 1925 r., gmach Instytutu Propagandy Sztuki w Warszawie, skocznię narciarską Wielką Krokiew w Zakopanem, mauzoleum Kasprowicza na Harendzie w Zakopanem oraz nieistniejące już w tej postaci schroniska tatrzańskie na Hali Gąsienicowej i w Dolinie pięciu Stawów. Karol Stryjeński był także autorem projektu odbudowy i rozbudowy kościoła św. Jana Chrzciciela w Radłowie — przy. red.

« Sztuka   (Publikacja: 01-07-2005 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4211 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365