|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Humanizm
Ideały humanizmu wobec wyzwań współczesności [1] Autor tekstu: Małgorzata B. Jakubiak
Niniejszy tekst jest dokończeniem rozważań Autorki na temat humanizmu, które zostały drukowane w numerach 6/2003 i 3/2004 RES
HUMANA.
W większości klasyfikacji porządkujących nasz świat, a także w potocznym przekonaniu człowiekowi przypada szczególnie doniosłe miejsce na ziemi. Jedno w tym na pewno jest prawdziwe. Siłą oddziaływania, nie tylko na swoje otoczenie, ale i na rozległe obszary ziemi, coraz większą w miarę rozwoju techniki, wielkością piętna odciskanego swą obecnością na ziemi, zwierzętach, roślinach i swoich pobratymcach człowiek nie ma sobie równych.
To przekonanie o szczególnej pośród innych stworzeń pozycji gatunku ludzkiego na ziemi było i jest interpretowane przeważnie tylko w kategoriach uprzywilejowania, nie zaś odpowiedzialności i obowiązków wynikających z przewagi.
W chrześcijaństwie człowiek może i jest marny, ale dostał świat we władanie.
W humanizmie i nurtach humanizujących człowiek jest rozumnym twórcą, więc tym bardziej ma prawo panować nad światem przyrody. Współczesny uczony, filozofujący przyrodnik Marston Bates, człowieka określa jako: „Jeden z milionów gatunków istot żywych rojących się na powierzchni niewielkiej planety dookoła mało ważnej gwiazdy. W gruncie rzeczy absolutnie nie jesteśmy w stanie przyjąć wszelkich wynikających stąd konsekwencji. Może tak być powinno, ja jednak myślę — pisze Bates — że skromność wpływa na uszlachetnienie charakteru. Pozostajemy nadal ważni — ty i ja i cała ludzkość. Ale motyl również…".
W trakcie rozważań o tym, jak powinna wyglądać współczesna filozofia wobec faktu, że człowiek jest zarówno członkiem społeczeństwa ludzkiego jak i całego zespołu istot żywych w ogóle, czyli zespołu biologicznego Marston Bates wskazuje na niezwykle pilną konieczność uwzględnienia problematyki współistnienia, tak w stosunkach międzyludzkich jak i w stosunkach człowieka do reszty przyrody. Bowiem uprzywilejowana pozycja, rozum, świadomość, na które tak chętnie powołuje się ludzkość, muszą iść w parze z odpowiedzialnością i szeregiem powinności. Jeszcze raz posłużę się tu słowami Bates'a dla ich trafności: „Człowiek, zdobywając boskie cechy świadomości zdobywa jednocześnie boską odpowiedzialność. Problemy natury owych wzajemnych więzi z ptakami czy dziką zwierzyną, z drzewami leśnymi i rybami w morzach, stają się problemami etycznymi — problemami roztrząsającymi nie to, co dobre jest dla samego człowieka, lecz to co jest dobre dla całości świata żywego".
Współcześnie dużo mówi się o prawach człowieka i chyba nic, lub niewiele o jego powinnościach i obowiązkach. Absurd polega na tym, że kategoria praw nie może funkcjonować bez kategorii obowiązków. W najprostszym ujęciu tego zagadnienia — aby ktoś mógł cieszyć się swoimi prawami, ktoś inny musi je
respektować, postępować zgodnie z nimi, a z tym łączą się powinności i obowiązki. Tymczasem z prawami jest jak z miłością: wszyscy chcą być kochani, mało kto chce i umie kochać. Wszyscy chcą mieć prawa, rzadko kto chce, aby mieli je inni.
Niezależnie od tego, co jest deklarowane, w praktyce wyznaje się etykę siły. Przewaga, władza rzadko kiedy nasuwają myśli o odpowiedzialności i trosce znajdujących się w zasięgu działania. Do takiego traktowania świata pozaludzkiego daje sobie prawo człowiek, patrzący na resztę z pozycji uprzywilejowanego i dysponującego siłą swej techniki. Wyznając taką zasadę nie trudno zastosować ją wobec ludzi. I tak najczęściej dzieje się. W rządach nad społeczeństwami ludzkimi, władza częściej jest źródłem dławienia i wykorzystania niż poczucia odpowiedzialności za stado.
O ileż bardziej odpowiedzialni i spolegliwi są zwierzęcy przywódcy stad.
Ludzkość, niezależnie od swoich „niepowtarzalnych w przyrodzie walorów" przez tysiąclecia stara się przezwyciężyć zagrożenia przyrody, ale jednocześnie zupełnie nie może uporać się sama ze sobą, tworzy systemy społeczne, gdzie jednostki i grupy są nieustannie zagrożone przez inne jednostki i inne grupy, gdzie jedni ludzie nieustannie bronią się przed zakusami innych.
Humaniści rzadko kiedy interesowali się sprawami stosunku ludzi do przyrody, do zwierząt.
Marston Bates miał rację, że filozofowie (na ogół) unikali tych tematów. Przyznając, że człowiek jest częścią przyrody, humanizm zawsze jednak koncentrował się na jego w przyrodzie odmienności i szczególności, traktując człowieka i ludzkość jak wyspę w oceanie reszty przyrody. Zrodziło to swoiste konsekwencje w postaci zupełnego rozejścia się nauk humanistycznych, badających człowieka i jego wytwory i nauk przyrodniczych. Do dziś jest tak, że wstyd jest nie wiedzieć kim był Mozart i co napisał Byron, ale całkiem bezkarnie można wygadywać niestworzone głupstwa na temat jakiegoś gatunku ptaków z najbliższej okolicy czy mentalności psów.
Dużo słów padło tutaj o stosunku człowieka do przyrody, o samopoczuciu człowieka, ludzkości wśród innych mieszkańców Ziemi. Czy humanista nie dość ma „ludzkich" problemów, czy ma zostać ekologiem i obrońcą zwierząt? No cóż, rzecz może nie w tym, aby ich w pełni zastąpił, ale w tym, aby poszerzył swoje perspektywy patrzenia na świat, aby nie ograniczał zainteresowania do niektórych tylko, choćby nie wiem jak ważnych relacji człowieka z otoczeniem, pomijając resztę milczeniem.
Humanizm zmierzający do tego, aby słowo „człowiek" jak najczęściej brzmiało dumnie, dążący do poszerzenia w ludzkich społeczeństwach umiejętności współistnienia, musi zdobyć się na nieco bardziej holistyczne (całościowe) spojrzenie na istotę ludzką i zakres jej relacji ze światem. Każda istota żyje we własnym świecie postrzeżeniowym; to, czego nie dostrzega, praktycznie dla niej nie istnieje. Ludzkie społeczeństwa (i poszczególni ludzie) tworzą światy, które kręcą się wokół pewnych tylko spraw i napędzane są zawężonymi systemami wartości. Wszystko inne pozostaje poza marginesem tego świata.
Być nowoczesnym humanistą — to interesować się nie tylko człowiekiem, czy ludzkością jako wyizolowaną kategorią
samą w sobie, ale także tym, co człowiek „wyprawia" na tym świecie, jego relacjami z całym otoczeniem.
Postawa solidaryzująca się z człowiekiem, w sytuacji, gdy w grach
polityczno-finansowych jest on pionkiem, jest ważne samo w sobie. Ale jest jednak coś niepokojącego w fakcie, gdy humanista stojący na straży wartości ludzkich nie umie odciąć się całkowicie od spraw związanych z zadawaniem cierpienia zwierzętom, gdy etyka napotyka na bariery, poza które już nie sięga. Takie same bariery poza którymi umieszczano wyjętych spoza praw i wszelkiej ochrony były i są stosowane w społeczeństwach ludzkich. Dlatego tak potrzebne jest budowanie postawy solidaryzującej się ze wszystkim, co żywe i czujące.
Rozumiał to doskonale filozof i humanista, a także wolnomyśliciel, Tadeusz Kotarbiński, i poglądom takim dał wyraz w artykule zatytułowanym
Sentymentalizm („Racjonalista" 9/1933), poświęconym stosunkowi ludzi do zwierząt, w którym — w duchu stworzonych przez siebie zasad etyki — wyjaśniał, że stopień osiągniętego człowieczeństwa przez każdego wyraża się także w jego stosunku do „braci mniejszych", zwierząt, tak zależnych na ogół od ludzi.
Skoro już wspominam „Racjonalistę", na łamach którego rozpętała się za sprawą Tadeusza Kotarbińskiego burzliwa dyskusja na temat tego, czy granica etyki i humanizmu kończą się na niektórych tylko istotach, to zacytuję tu trafiające w istotę rzeczy słowa innego jeszcze publicysty tego czasopisma, Mariana Lubeckiego, który zaorał głos w tej sprawie: „Otchłań męki zwierzęcia jest przeraźliwie głębsza od olbrzymiej także — niestety — otchłani męki ludzkiej; kto popiera sprawę zwierzęcia, ten popiera i sprawę człowieka w jego najistotniejszej treści" („Racjonalista" 10/1933).
I w tym sensie humanista ma nie tylko prawo, ale i obowiązek zabierania głosu w sprawach, którymi stricte sensu zajmuje się ekologia czy obrońcy zwierząt.
Zresztą tak już dzieje się powoli (zbyt powoli) — organizacje humanistyczne wypowiadają się i nadzorują niektóre działania ludzi, na których mogą ucierpieć zwierzęta (np. kręcenie filmów z ich udziałem).
Austriacki uczony, filozof i lekarz, twórca nowoczesnej etologii, w swojej książce zatytułowanej znamiennie
Regres człowieczeństwa (PIW, 1986), rozważając problemy człowieka coraz ciaśniej wplecionego w tryby machiny zwanej społecznością ludzką napisał takie słowa: „Rzeczywiste dla każdego człowieka jest to, z czym codziennie ma on do czynienia (...), z czym musi się uporać w swojej codziennej pracy. A skoro prawie wszyscy napotykają przy tym wyłącznie rzeczy nieożywione. I wytworzone przez człowieka, ludzie nabierają przesadnego przekonania o tym, co człowiek jest w stanie zrobić. Straciliśmy więc niezbędny szacunek dla tego, czego człowiek zrobić nie potrafi; oduczyliśmy się obcowania z rzeczami żywymi, ze wspólnotą istot żywych, w jakiej i z jakiej żyjemy".
Duma z tego, „co człowiek jest w stanie zrobić" była jednym z punktów wyjścia dla humanizmu renesansowego. Cały prawie tamten wizerunek człowieka kształtował się wokół ludzkiej zdolności do tworzenia techniki, sztuki, etc. (ale także kształtowania samego siebie).
Gianozzo Manetti w zachwycie wymieniał „cudowne i niewiarygodnie pomysłowe (...) skonstruowane dzięki niezwykłej zręczności i przedsiębiorczości ludzkiej narzędzia i machiny, obrazy i rzeźby" etc.
Francuski filozof, Ambroise Pare, wśród dzieł ręki i umysłu ludzkiego, będących powodem do dumy, wymienia także zdobycze sztuki wojennej: lance, miecze, dzidy, pociski, łuki, proce, strzelanie z bombardy, pancerze, niezdobyte mury i wały. Inny francuski humanista, Pierre Boaystuau, pośród najznakomitszych dzieł ludzkich w jednym szeregu wymienia
Iliadę Homera i lustro
Archimedesa, za pomocą którego można podpalić okręt wrogów na pełnym morzu. Gwoli sprawiedliwości trzeba odnotować, że w innym miejscu tego samego dzieła wtrąca zdanie wyrażające pogląd, że działom i machinom wojennym udzieliłby mniej pochwał, ponieważ przynoszą one szkody.
Co ciekawe, pomimo że nauki humanistyczne zaczęły w pewnym momencie iść własnym, odrębnym torem, wątek dumy z techniki, z jej rozwoju, z jej siły, był u myślicieli renesansowych dość silny. Franciszek Bacon uważał wprost, że człowiek osiąga wielkość nie przez dzieła duchowe, ale przez postęp nauki i techniki.
Humanizm renesansowy cenił rozum, śmiało można powiedzieć, że cechował go kult rozumu. Uczucia nie były w cenie. Jeden z francuskich myślicieli tego okresu wymienia uczucia jako sposobności niższego rzędu, właściwe już „zwierzętom bezrozumnym".
1 2 Dalej..
« Humanizm (Publikacja: 26-11-2005 Ostatnia zmiana: 28-06-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4478 |
|