|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nierzetelność naukowa
O plagiatorach [1] Autor tekstu: Stefan Konstańczak
Słowo „plagiat" zrobiło w Polsce w ostatnich latach niebywałą
karierę. Według Słownika języka polskiego pod redakcją Mieczysława
Szymczaka, pod pojęciem plagiat należy rozumieć „przywłaszczenie cudzego
utworu lub pomysłu twórczego, wydanie cudzego utworu pod własnym nazwiskiem,
także: dosłowne zapożyczenie z cudzych dzieł podane jako oryginalne i własne"
(t. II, s. 682). Analogicznie ten, kto plagiat popełnia to plagiator.
Etymologia tego słowa nie pozostawia złudzeń, gdyż wywodzi się z łacińskiego
plagiatus, co dosłownie oznacza
„skradziony". Parę
słów o historii plagiatów w PolsceNiefrasobliwość społeczna
zapewne ma swoje źródła w literaturze pięknej. Któż bowiem dziś uzna za
plagiatora La Fontaine’a czy naszego Ignacego Krasickiego choć nawet nie
starali się ukryć swych zapożyczeń z bajek Ezopa. Podobnie mamy problem z zaklasyfikowaniem ewidentnego przywłaszczania cudzych pomysłów w przypadku
tzw. kontynuatorów pomysłów autorów dawno już nieżyjących. W Polsce z tego typu procederem mamy do czynienia już w XIX wieku, gdy w 1870 r. w Warszawie anonimowo opublikowano książkę Don Kichot dla dzieci, stanowiącą
niewielką tylko przeróbkę słynnego dzieła Cervantesa. Tego typu
modyfikowanie dzieł oryginalnych, a przy okazji i sławnych, jest prawdziwa
plagą w literaturze pięknej. Choć możemy się dziś spierać na ile
oryginalna jest książka Alexandry Ripley zatytułowanej Scarlett
(wydanie
oryginalne z 1991 r. — polskie tłumaczenie 1997), to jednak przynajmniej
autorka nie pozostawia niedopowiedzeń, dodając w tytule "ciąg dalszy
Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell". Nikt więc nie ma wątpliwości
czyj jest oryginał, a kto jest tutaj twórcą nieoryginalnym. Tego samego typu
są także streszczenia dzieł obszernych, a przez to niechętnie czytanych
przez dzieci, dokonane przez współczesnych „autorów" (?). Można jednak
rozgrzeszyć autorów tego typu moralnie dwuznacznych zapożyczeń, jeśli mają
nadzieję skłonić młode pokolenie do czytania książek, które stanowią
kanon literacki naszej cywilizacji. Zatem zamiast dwóch tomów sławnej książki
Juliusza Verne W 80 dni dookoła świata wystarczy dziś sięgnąć po
46-stronicowy „skrót" pióra Petera Holeinone, który dla potrzeb polskiego
czytelnika przełożyła Anna Wasilewska, pracująca dla rodzimego warszawskiego
wydawnictwa Wilga. Wydawnictwo to zresztą słynie ze swej serii Odkrywamy
Wielkich Klasyków, w której w taki niebanalny sposób uprzystępnia młodemu
pokoleniu klasykę literatury pięknej.
Bez większego echa przeszły także kontynuacje polskich dzieł z kanonu
literatury narodowej. Jeszcze w 1993 r. Wojciech Sambory w wydawnictwie Reporter
opublikował powieść Powrót do Afryki, stanowiącą w jego zamierzeniu
dalszy ciąg znanej książki Henryka Sienkiewicza W pustyni i w puszczy.
Sienkiewicz zresztą jest ulubionym autorem polskich „kontynuatorów", gdyż w 1997 r. wydawnictwo Puls
opublikowało „opracowanie" pióra Andrzeja Stojowskiego zatytułowane W
ręku Boga, mające stanowić domknięcie sienkiewiczowskiej Trylogii. Zapewne
taka „kontynuacja" przeszłaby niezauważona przez krytykę, gdyby nie
ranga, jaką Trylogia spełnia i spełniała w naszej kulturze literackiej.
Dyskusja, jaka wówczas się wywiązała, dotyczyła jednak tylko możliwości
moralnego przyzwolenia bądź potępienia takiego kontynuowania dzieł wrosłych w polską tożsamość i tradycję historyczną. Przy okazji tych dyskusji
pojawiały się argumenty całkowicie wzbraniające takiego postępowania, ale
nie zabrakło także i głosów zezwalających na takie działania w imię
swobody tworzenia. Samo „dzieło", które stało się przyczynkiem do
toczonej dyskusji przeszło jednak całkowicie niezauważone.
Należy przypomnieć także, że już w XIX w. środowiskiem polskiej
nauki wstrząsnął niesłychany na owe czasy skandal z plagiatem jeszcze
niepublikowanej książki Bronisława Trentowskiego Wiara słowiańska
dokonanym przez Joachima Szycę, który wydał ją prawie nie zmieniając
oryginału tylko pod zmienionym tytułem Słowiańscy bogowie. Ostateczny
rezultat był żałosny dla plagiatora, został bowiem napiętnowany i wyeliminowany ze środowiska. Taka postawa była logiczną konsekwencją zasad
honorowych obowiązujących wówczas także w środowisku ludzi nauki. Były one
pochodną licznych wówczas kodeksów postępowania honorowego, które podobnie
jak najbardziej znany „Polski Kodeks Honorowy" Władysława Boziewicza
eliminowały z tzw. „towarzystwa" także i plagiatorów. Przywłaszczanie
sobie cudzych zasług było bowiem powszechnie uważane za czyn nie licujący z godnością. Nie oznaczało to jednak, iż przytoczona sprawa J. Szycy była
incydentalna. Z racji rozbicia kraju na trzy zabory i różnego podejścia
cenzury w każdym z zaborów, zdarzały się sytuacje, w których ten sam autor
publikował swoje teksty w każdym zaborów pod innym nazwiskiem. Podobnie
rozpowszechnione było ukrywanie się pod literackimi pseudonimami, co w efekcie
powodowało, że możliwości wykrycia plagiatów malały. Malało przy okazji
zapewne także i społeczne uczulenie na tego typu przypadki.
Mieliśmy w Polsce całkiem niedawno sprawę o plagiat pracy magisterskiej
dokonany przez urzędującego i wpływowego polityka RP. Zacytujmy tylko treść
informacji przekazanej przez wpływowy i opiniotwórczy tygodnik „Polityka":
„Poseł
AA [ 1 ] sekretarz Klubu Parlamentarnego (jednej z opcji politycznych — przyp. S.K.) i jak określają go koledzy "główny rozgrywający" popełnił w 1991 r.
plagiat. Większa część jego pracy magisterskiej, obronionej w Wydziale
Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, to całe fragmenty przepisane kropka w kropkę z obronionej rok wcześniej w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji pracy MR, obecnie pracownika naukowego UW. Jednocześnie, w niemal nie zmienionej formie, AA opublikował ten plagiat w książce pod własnym
nazwiskiem". Sam zarzut zyskał potwierdzenie w wyroku sądowym, a autor jego pogrążył się w niesławie, co dziś oznacza dla niego także
polityczny niebyt.
We wspomnianym artykule wymieniono także
kilka sposobów popełniania plagiatów, które wydają się charakterystyczne
dla wszystkich osób je popełniających:
1.
"Na skróty, czyli przez
omawianie. Gdy MR metodycznie i cierpliwie cytuje swoich rozmówców, działaczy
NZS, AA często puszcza się na skróty. Kiedy zaczyna pisać własnym językiem — od razu wyczuwa się różnicę. W tych fragmentach też dźwięczą
ukradzione sformułowania i stylistyka MR. AA, gdy skraca, czasem przestaje
panować nad materią swojego i wzorcowego tekstu. Odwołuje się bowiem do
fragmentów, które sam wcześniej skreślił";
2.
"Metoda korekcyjna, czyli
poprawianie wzorca. Korekty są liczne, rozsiane po całej pracy. Nie chodzi
przy tym o poprawki merytoryczne, ale głównie stylistyczne. I tak u MR jest
np. takie zdanie: 'W Zjeździe 10.I.87 r. w Warszawie nie uczestniczyli
działacze NZS UW, którzy w tym okresie tworzyli najbardziej prężne środowisko
NZS w stolicy'. U siebie AA zmienił '87 r.' na '1987 rok' i 'najbardziej prężne' na
'najdynamiczniejsze'";
3.
"Cenzorska, czyli wykreślanie
niewygodnych nazwisk i faktów ze wzorca. Np. MR cytuje gazetkę NZS, gdzie
opisano organizowane przez NZS spotkania z ciekawymi ludźmi. 'W tym roku
na UW byli m.in. Marcin Król (kilkakrotnie), Tadeusz Konwicki, Piotr Niemczyk
(student UW, członek WiP), Wojciech Lamentowicz, Andrzej Drawicz, Ernest Bryll,
Ryszard Bugaj, Paweł Śpiewak i ojciec Jacek Salij'. AA przepisuje wszystko
kropka w kropkę, ale opuszcza dwa nazwiska — Lamentowicza i Drawicza. Zabiegi
takie źle świadczą o rzetelności i wiarygodności adepta nauk
historycznych".
Tupet sprawcy był jednak porażający mimo iż
„Rektor UW zawiadomił o przestępstwie prokuraturę, a MR wniósł do sądu
pozew o naruszenie praw autorskich w książce AA. Prokurator generalny zaś zwrócił
się do Sejmu o uchylenie immunitetu AA. Na to AA — wówczas poseł — złożył
do sądu akt oskarżenia przeciwko MR, zarzucając mu pomówienie". Nie po raz
pierwszy okazało się, że lepiej być oszustem niż autorem. "Po sześciu
latach zapadły wyroki. W sprawie karnej z oskarżenia AA o pomówienie sąd całkowicie
uniewinnił MR, stwierdzając, że jego przekonanie o popełnieniu plagiatu
przez AA było 'w pełni uzasadnione'". Na dodatek w obronie swego kolegi z klubu parlamentarnego wystąpili inni posłowie. W ten
sposób doszło do kuriozalnej sytuacji, w której przedstawiciele najwyższego
organu stanowiącego prawo, wystąpili otwarcie przeciwko zasadom państwa
prawa. Skłonny jestem uznać, że brak zdecydowanej postawy polityków i niczym
nieuzasadniona bierność środowisk naukowych, zapewne obawiających się popaść w konflikt z politykami, spowodowała potem prawdziwą erupcję plagiatów.
Sprawca tego słynnego plagiatu nie poniósł w zasadzie żadnej kary i to
zapewne stało się asumptem do rozpowszechnienia się tego typu procederu w środowisku
ludzi oświaty i nauki w całej Polsce. Nie może także dziwić brak poczucia
zagrożenia odpowiedzialnością za tego typu wykroczenia, gdyż w dość
powszechnej opinii nie są one przestępstwem. Takie przekonanie jest niczym
nieuzasadnione, gdyż w przypadku plagiatu, tak jak i w każdym przestępstwie,
występują zarazem osoby poszkodowane, które własną pracą doszły do pewnych
wyników, oraz umyślni sprawcy
bezprawnie je przywłaszczający i stąd osiągający nienależne korzyści.
W Polsce w rozpowszechnianiu plagiatów
aktywnie uczestniczy prasa. Niemal w każdej gazecie możemy spotkać następujące
ogłoszenia: „Nie wiesz,
jak się zabrać do pisania pracy dyplomowej, magisterskiej lub doktorskiej? Nie
masz czasu, wolisz poświęcić się karierze zawodowej albo wychowywaniu
dzieci?", lub po prostu „Prace dyplomowe, magisterskie i inne — temat
dowolny — szybko i sprawnie", bądź też bardziej literacko: „Jesteś zmęczony,
rozkojarzony, nie masz głowy do pracy? Pragniesz odpocząć, poszaleć i jednocześnie
zdobyć tytuł naukowy?". Pokusa jest silna zwłaszcza dla młodych ludzi
pragnących osiągnąć cele a jednocześnie niezbyt przekonanych o swoich własnych
możliwościach. Kalkulacja, jaką prowadzą wówczas, wydaje im się oczywista:
zaoszczędza się czas, ma się gwarancje osiągnięcia sukcesu przez doświadczonych w tego typu pracach „specjalistów" i wreszcie wydatek nawet spory jest
jednorazowy, a korzyść trwała, która rozciąga się na całą przyszłość.
Tylko z punktu widzenia młodego, niedoświadczonego człowieka tak to wygląda,
gdyż tak naprawdę decydując się na takie rozwiązanie traci się wiele możliwości,
które zostaną trwale przed nimi zamknięte, a na dodatek niczym miecz
Damoklesa, przez całe życie będzie wisieć groźba ujawnienia niegodziwego
postępowania, zwłaszcza wtedy, gdy osiągnie się jakiś spektakularny sukces
zawodowy. Należy jednak także wziąć pod uwagę fakt, że tego typu
„specjaliści" na ogół skupują gotowe cudze prace, by je potem sprzedawać z zyskiem w odległych miejscowościach kraju. Zatem zakupienie stuprocentowego
plagiatu jest wysoce prawdopodobne. Tacy „autorzy" są praktycznie bezkarni,
bo odpowiedzialność ostatecznie poniesie i tak osoba uwieczniona na okładce
pracy.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] W artykule są wymienione w pełnym brzmieniu nazwiska sprawcy plagiatu i poszkodowanego oraz politycznych organizacji, które zamiast proceder
jednoznacznie ukrócić swą biernością przyczyniły się do jego
rozpowszechnienia. Nie jest jednak moim zamiarem wiązać problem z jakąkolwiek
opcją polityczną czy też z konkretną osobą. Sprawa mogłaby dotyczyć działaczy
każdej opcji politycznej i przebieg jej byłby zapewne zbliżony. W artykule
chodzi więc o opisanie mechanizmów prowadzących do plagiatów, a nie
konkretnej sprawy. « Nierzetelność naukowa (Publikacja: 13-03-2006 )
Stefan Konstańczak Adiunkt w Katedrze Filozofii Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku. Autor ponad 100 publikacji naukowych i popularno-naukowych, publikowanych m.in. w takich czasopismach jak: „Etyka”, „Ruch Filozoficzny”, „Edukacja Filozoficzna”, Zeszyty Naukowe Komitetu „Człowiek i Środowisko” PAN, „Toruński Przegląd Filozoficzny”. Członek Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, European Association for Security, Pomorskiego Towarzystwa Filozoficzno-Teologicznego. Ważniejsze publikacje: "Wybrane zagadnienia ekofilozofii" (Słupsk 2005), "Etyka środowiskowa wobec biotechnologii" (Słupsk 2003), "Internalizacja wartości moralnych" (Słupsk 2001). Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Wiwisekcja | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4642 |
|