Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.909 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Agnieszka Zakrzewicz - Papież i kobieta
Mariusz Agnosiewicz - Kryminalne dzieje papiestwa tom I

Złota myśl Racjonalisty:
"Chrześcijaństwo jest średniowieczem ludzkości. Dlatego dziś jeszcze żyjemy w barbarzyństwie średniowiecza. Ale bóle porodowe nowej epoki zaczynają się w naszych czasach."
 Nauka » Nierzetelność naukowa

O plagiatorach [1]
Autor tekstu:

Słowo „plagiat" zrobiło w Polsce w ostatnich latach niebywałą karierę. Według Słownika języka polskiego pod redakcją Mieczysława Szymczaka, pod pojęciem plagiat należy rozumieć „przywłaszczenie cudzego utworu lub pomysłu twórczego, wydanie cudzego utworu pod własnym nazwiskiem, także: dosłowne zapożyczenie z cudzych dzieł podane jako oryginalne i własne" (t. II, s. 682). Analogicznie ten, kto plagiat popełnia to plagiator. Etymologia tego słowa nie pozostawia złudzeń, gdyż wywodzi się z łacińskiego plagiatus, co dosłownie oznacza „skradziony".

Parę słów o historii plagiatów w Polsce

Niefrasobliwość społeczna zapewne ma swoje źródła w literaturze pięknej. Któż bowiem dziś uzna za plagiatora La Fontaine’a czy naszego Ignacego Krasickiego choć nawet nie starali się ukryć swych zapożyczeń z bajek Ezopa. Podobnie mamy problem z zaklasyfikowaniem ewidentnego przywłaszczania cudzych pomysłów w przypadku tzw. kontynuatorów pomysłów autorów dawno już nieżyjących. W Polsce z tego typu procederem mamy do czynienia już w XIX wieku, gdy w 1870 r. w Warszawie anonimowo opublikowano książkę Don Kichot dla dzieci, stanowiącą niewielką tylko przeróbkę słynnego dzieła Cervantesa. Tego typu modyfikowanie dzieł oryginalnych, a przy okazji i sławnych, jest prawdziwa plagą w literaturze pięknej. Choć możemy się dziś spierać na ile oryginalna jest książka Alexandry Ripley zatytułowanej Scarlett (wydanie oryginalne z 1991 r. — polskie tłumaczenie 1997), to jednak przynajmniej autorka nie pozostawia niedopowiedzeń, dodając w tytule "ciąg dalszy Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell". Nikt więc nie ma wątpliwości czyj jest oryginał, a kto jest tutaj twórcą nieoryginalnym. Tego samego typu są także streszczenia dzieł obszernych, a przez to niechętnie czytanych przez dzieci, dokonane przez współczesnych „autorów" (?). Można jednak rozgrzeszyć autorów tego typu moralnie dwuznacznych zapożyczeń, jeśli mają nadzieję skłonić młode pokolenie do czytania książek, które stanowią kanon literacki naszej cywilizacji. Zatem zamiast dwóch tomów sławnej książki Juliusza Verne W 80 dni dookoła świata wystarczy dziś sięgnąć po 46-stronicowy „skrót" pióra Petera Holeinone, który dla potrzeb polskiego czytelnika przełożyła Anna Wasilewska, pracująca dla rodzimego warszawskiego wydawnictwa Wilga. Wydawnictwo to zresztą słynie ze swej serii Odkrywamy Wielkich Klasyków, w której w taki niebanalny sposób uprzystępnia młodemu pokoleniu klasykę literatury pięknej.

Bez większego echa przeszły także kontynuacje polskich dzieł z kanonu literatury narodowej. Jeszcze w 1993 r. Wojciech Sambory w wydawnictwie Reporter opublikował powieść Powrót do Afryki, stanowiącą w jego zamierzeniu dalszy ciąg znanej książki Henryka Sienkiewicza W pustyni i w puszczy. Sienkiewicz zresztą jest ulubionym autorem polskich „kontynuatorów", gdyż w 1997 r. wydawnictwo Puls opublikowało „opracowanie" pióra Andrzeja Stojowskiego zatytułowane W ręku Boga, mające stanowić domknięcie sienkiewiczowskiej Trylogii. Zapewne taka „kontynuacja" przeszłaby niezauważona przez krytykę, gdyby nie ranga, jaką Trylogia spełnia i spełniała w naszej kulturze literackiej. Dyskusja, jaka wówczas się wywiązała, dotyczyła jednak tylko możliwości moralnego przyzwolenia bądź potępienia takiego kontynuowania dzieł wrosłych w polską tożsamość i tradycję historyczną. Przy okazji tych dyskusji pojawiały się argumenty całkowicie wzbraniające takiego postępowania, ale nie zabrakło także i głosów zezwalających na takie działania w imię swobody tworzenia. Samo „dzieło", które stało się przyczynkiem do toczonej dyskusji przeszło jednak całkowicie niezauważone.

Należy przypomnieć także, że już w XIX w. środowiskiem polskiej nauki wstrząsnął niesłychany na owe czasy skandal z plagiatem jeszcze niepublikowanej książki Bronisława Trentowskiego Wiara słowiańska dokonanym przez Joachima Szycę, który wydał ją prawie nie zmieniając oryginału tylko pod zmienionym tytułem Słowiańscy bogowie. Ostateczny rezultat był żałosny dla plagiatora, został bowiem napiętnowany i wyeliminowany ze środowiska. Taka postawa była logiczną konsekwencją zasad honorowych obowiązujących wówczas także w środowisku ludzi nauki. Były one pochodną licznych wówczas kodeksów postępowania honorowego, które podobnie jak najbardziej znany „Polski Kodeks Honorowy" Władysława Boziewicza eliminowały z tzw. „towarzystwa" także i plagiatorów. Przywłaszczanie sobie cudzych zasług było bowiem powszechnie uważane za czyn nie licujący z godnością. Nie oznaczało to jednak, iż przytoczona sprawa J. Szycy była incydentalna. Z racji rozbicia kraju na trzy zabory i różnego podejścia cenzury w każdym z zaborów, zdarzały się sytuacje, w których ten sam autor publikował swoje teksty w każdym zaborów pod innym nazwiskiem. Podobnie rozpowszechnione było ukrywanie się pod literackimi pseudonimami, co w efekcie powodowało, że możliwości wykrycia plagiatów malały. Malało przy okazji zapewne także i społeczne uczulenie na tego typu przypadki.

Mieliśmy w Polsce całkiem niedawno sprawę o plagiat pracy magisterskiej dokonany przez urzędującego i wpływowego polityka RP. Zacytujmy tylko treść informacji przekazanej przez wpływowy i opiniotwórczy tygodnik „Polityka": „Poseł AA [ 1 ] sekretarz Klubu Parlamentarnego (jednej z opcji politycznych — przyp. S.K.) i jak określają go koledzy "główny rozgrywający" popełnił w 1991 r. plagiat. Większa część jego pracy magisterskiej, obronionej w Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, to całe fragmenty przepisane kropka w kropkę z obronionej rok wcześniej w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji pracy MR, obecnie pracownika naukowego UW. Jednocześnie, w niemal nie zmienionej formie, AA opublikował ten plagiat w książce pod własnym nazwiskiem". Sam zarzut zyskał potwierdzenie w wyroku sądowym, a autor jego pogrążył się w niesławie, co dziś oznacza dla niego także polityczny niebyt.

We wspomnianym artykule wymieniono także kilka sposobów popełniania plagiatów, które wydają się charakterystyczne dla wszystkich osób je popełniających:

1. "Na skróty, czyli przez omawianie. Gdy MR metodycznie i cierpliwie cytuje swoich rozmówców, działaczy NZS, AA często puszcza się na skróty. Kiedy zaczyna pisać własnym językiem — od razu wyczuwa się różnicę. W tych fragmentach też dźwięczą ukradzione sformułowania i stylistyka MR. AA, gdy skraca, czasem przestaje panować nad materią swojego i wzorcowego tekstu. Odwołuje się bowiem do fragmentów, które sam wcześniej skreślił";

2. "Metoda korekcyjna, czyli poprawianie wzorca. Korekty są liczne, rozsiane po całej pracy. Nie chodzi przy tym o poprawki merytoryczne, ale głównie stylistyczne. I tak u MR jest np. takie zdanie: 'W Zjeździe 10.I.87 r. w Warszawie nie uczestniczyli działacze NZS UW, którzy w tym okresie tworzyli najbardziej prężne środowisko NZS w stolicy'. U siebie AA zmienił '87 r.' na '1987 rok' i 'najbardziej prężne' na 'najdynamiczniejsze'";

3. "Cenzorska, czyli wykreślanie niewygodnych nazwisk i faktów ze wzorca. Np. MR cytuje gazetkę NZS, gdzie opisano organizowane przez NZS spotkania z ciekawymi ludźmi. 'W tym roku na UW byli m.in. Marcin Król (kilkakrotnie), Tadeusz Konwicki, Piotr Niemczyk (student UW, członek WiP), Wojciech Lamentowicz, Andrzej Drawicz, Ernest Bryll, Ryszard Bugaj, Paweł Śpiewak i ojciec Jacek Salij'. AA przepisuje wszystko kropka w kropkę, ale opuszcza dwa nazwiska — Lamentowicza i Drawicza. Zabiegi takie źle świadczą o rzetelności i wiarygodności adepta nauk historycznych".

Tupet sprawcy był jednak porażający mimo iż „Rektor UW zawiadomił o przestępstwie prokuraturę, a MR wniósł do sądu pozew o naruszenie praw autorskich w książce AA. Prokurator generalny zaś zwrócił się do Sejmu o uchylenie immunitetu AA. Na to AA — wówczas poseł — złożył do sądu akt oskarżenia przeciwko MR, zarzucając mu pomówienie". Nie po raz pierwszy okazało się, że lepiej być oszustem niż autorem. "Po sześciu latach zapadły wyroki. W sprawie karnej z oskarżenia AA o pomówienie sąd całkowicie uniewinnił MR, stwierdzając, że jego przekonanie o popełnieniu plagiatu przez AA było 'w pełni uzasadnione'". Na dodatek w obronie swego kolegi z klubu parlamentarnego wystąpili inni posłowie. W ten sposób doszło do kuriozalnej sytuacji, w której przedstawiciele najwyższego organu stanowiącego prawo, wystąpili otwarcie przeciwko zasadom państwa prawa.

Skłonny jestem uznać, że brak zdecydowanej postawy polityków i niczym nieuzasadniona bierność środowisk naukowych, zapewne obawiających się popaść w konflikt z politykami, spowodowała potem prawdziwą erupcję plagiatów. Sprawca tego słynnego plagiatu nie poniósł w zasadzie żadnej kary i to zapewne stało się asumptem do rozpowszechnienia się tego typu procederu w środowisku ludzi oświaty i nauki w całej Polsce. Nie może także dziwić brak poczucia zagrożenia odpowiedzialnością za tego typu wykroczenia, gdyż w dość powszechnej opinii nie są one przestępstwem. Takie przekonanie jest niczym nieuzasadnione, gdyż w przypadku plagiatu, tak jak i w każdym przestępstwie, występują zarazem osoby poszkodowane, które własną pracą doszły do pewnych wyników, oraz umyślni sprawcy bezprawnie je przywłaszczający i stąd osiągający nienależne korzyści.

W Polsce w rozpowszechnianiu plagiatów aktywnie uczestniczy prasa. Niemal w każdej gazecie możemy spotkać następujące ogłoszenia: „Nie wiesz, jak się zabrać do pisania pracy dyplomowej, magisterskiej lub doktorskiej? Nie masz czasu, wolisz poświęcić się karierze zawodowej albo wychowywaniu dzieci?", lub po prostu „Prace dyplomowe, magisterskie i inne — temat dowolny — szybko i sprawnie", bądź też bardziej literacko: „Jesteś zmęczony, rozkojarzony, nie masz głowy do pracy? Pragniesz odpocząć, poszaleć i jednocześnie zdobyć tytuł naukowy?". Pokusa jest silna zwłaszcza dla młodych ludzi pragnących osiągnąć cele a jednocześnie niezbyt przekonanych o swoich własnych możliwościach. Kalkulacja, jaką prowadzą wówczas, wydaje im się oczywista: zaoszczędza się czas, ma się gwarancje osiągnięcia sukcesu przez doświadczonych w tego typu pracach „specjalistów" i wreszcie wydatek nawet spory jest jednorazowy, a korzyść trwała, która rozciąga się na całą przyszłość. Tylko z punktu widzenia młodego, niedoświadczonego człowieka tak to wygląda, gdyż tak naprawdę decydując się na takie rozwiązanie traci się wiele możliwości, które zostaną trwale przed nimi zamknięte, a na dodatek niczym miecz Damoklesa, przez całe życie będzie wisieć groźba ujawnienia niegodziwego postępowania, zwłaszcza wtedy, gdy osiągnie się jakiś spektakularny sukces zawodowy. Należy jednak także wziąć pod uwagę fakt, że tego typu „specjaliści" na ogół skupują gotowe cudze prace, by je potem sprzedawać z zyskiem w odległych miejscowościach kraju. Zatem zakupienie stuprocentowego plagiatu jest wysoce prawdopodobne. Tacy „autorzy" są praktycznie bezkarni, bo odpowiedzialność ostatecznie poniesie i tak osoba uwieczniona na okładce pracy.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Nieuczciwość naukowa: nasi też potrafią!
O kupowaniu prac magisterskich i doktorskich

 Zobacz komentarze (6)..   


 Przypisy:
[ 1 ] W artykule są wymienione w pełnym brzmieniu nazwiska sprawcy plagiatu i poszkodowanego oraz politycznych organizacji, które zamiast proceder jednoznacznie ukrócić swą biernością przyczyniły się do jego rozpowszechnienia. Nie jest jednak moim zamiarem wiązać problem z jakąkolwiek opcją polityczną czy też z konkretną osobą. Sprawa mogłaby dotyczyć działaczy każdej opcji politycznej i przebieg jej byłby zapewne zbliżony. W artykule chodzi więc o opisanie mechanizmów prowadzących do plagiatów, a nie konkretnej sprawy.

« Nierzetelność naukowa   (Publikacja: 13-03-2006 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Stefan Konstańczak
Adiunkt w Katedrze Filozofii Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku. Autor ponad 100 publikacji naukowych i popularno-naukowych, publikowanych m.in. w takich czasopismach jak: „Etyka”, „Ruch Filozoficzny”, „Edukacja Filozoficzna”, Zeszyty Naukowe Komitetu „Człowiek i Środowisko” PAN, „Toruński Przegląd Filozoficzny”. Członek Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, European Association for Security, Pomorskiego Towarzystwa Filozoficzno-Teologicznego. Ważniejsze publikacje: "Wybrane zagadnienia ekofilozofii" (Słupsk 2005), "Etyka środowiskowa wobec biotechnologii" (Słupsk 2003), "Internalizacja wartości moralnych" (Słupsk 2001).

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Wiwisekcja
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4642 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365