Kościół i Katolicyzm » Jasne karty Kościoła
Kościół stopniowych przeobrażeń [2] Autor tekstu: Michał Horoszewicz
KREATYWNOŚĆ WIZJONERSKA. Bardzo rozległe ujawniały się — począwszy, zdaniem niżej podpisanego, od 1967 r. -
projekty
przyszłościowe, godzące w aktualne struktury papiestwa: proponowano wyzbycie się wszelkich form
quasi-państwowości łącznie z pontyfikalną dyplomacją, domagano się faktycznego — nie tylko obwieszczanego — zubożenia Kościoła, jego
„dekurializacji". Wyłaniały się nowatorskie teologie rzeczywistości ziemskich: teologia feministyczna (wcześniej kształtowana niemal w ukryciu i co najwyżej zalążkowo), cała grupa teologii wyzwolenia „rodzina" latynoamerykańska, trzymana „na muszce" przez Kongregację
Nauki Wiary — także różne czarnoafrykańskie), teologie trzecioświatowe (z entuzjazmem powitane przez dominikanina Chenu) — wszystkie
bez przyzwolenia rzymskiego, często z dezaprobatą czy wręcz potępieniem ze strony Kurii Rzymskiej.
Osobną kartę ustanawiały niezamożne aktywności teologów „niezależnych" jak
Küng, Pohier, Schillebeeck, Curran, Balasuriya i cała plejada latynoamerykańska.
ZAŚCIANKOWOŚĆ I HORYZONTY. Polityczna sytuacja włoska długo uchodziła za niemal wewnętrzny element kondycji
papiestwa i stanowiła wręcz normatywną podstawę dla posunięć oraz ustaleń w Kościele powszechnym (tak teolog-historyk Alberigo).
Przykładowo: uwarunkowania katolicyzmu we Włoszech północnych i środkowych stały się oparciem dla ustawodawstwa kodeksu prawa
kanonicznego z 1917r., a awersję do wolnomularstwa we Włoszech w XVIII-XIXw. rozciągnięto na potępienie całej masonerii, bez różnicowań.
Jak gdyby w przeciwstawieniu do wyjściowych zawężeń, współcześnie — niejako na przedłużeniu soborowym — powstają
projekty kreślone z rozmachem. Wysunięto więc powołanie patriarchatów azjatyckich, zatem okręgów regionalnych z dość iluzorycznym
nimbem niezależności.
Bardziej globalną koncepcją byłoby ustanowienie pięciu centrów regionalnych, mających nawiązać do pięciu pradawnych patriarchów
(Rzym, Aleksandria, Antiochia, Jerozolima, Konstantynopol) i kształtować jak gdyby federacje Kościołów lokalnych. Wolno domniemywać,
że miałyby to być: Europa łącznie z śródziemnomorskością (Bliski Wschód i Afryka Północna) — a więc kolebka chrześcijaństwa (i judaizmu);
Azja łącznie z Australią i Oceanią- strefa „wielkiej przyszłości", lecz z małoliczebnym dziś katolicyzmem; Afryka „czarna" — stopniowo
chrystianizująca się, lecz poddana presji islamu; USA i Kanada z potężnie umocnionym
chrześcijaństwem; Ameryka Łacińska z przeszło połową katolicyzmu światowego, lecz w obliczu ekspansywnie umacniających się Kościołów
protestanckich z pomocy. Być może, taka regionalizacja — mająca przecież swe motywacje również kultowe — wnosiłaby udogodnienia w zarządzanie Kościołem i w komunikację między „górą" a „dołem".
Dopełniająco można dorzucić, że odnotowane w październiku 2005 r. dążenia Stolicy Apostolskiej do pełnej normalizacji
stosunków z Chinami — po
pięćdziesięcioletnim impasie (mimo szeregu wizyt wysokiego szczebla za Wielkim Murem) — dobrze zaświadcza o należytym dostrzeganiu spraw
dalekowschodnich. Zwłaszcza że zbliża się siedemsetlecie erygowania arcybiskupstwa w Chanbałyku-Pekinie...
OCZEKIWANIA I NADZIEJE. Po 1965r. poczęły wyłaniać się różne sugestie przeobrażeń w Kościele. Bywały to sygnały o soborowych „niedopełnieniach", postulaty zmian, niekiedy spekulacje „przyszłościowe". Warto odnotować kilka z nich.
Przemyślenie prymatu papieskiego (jako posługi jedności) oraz kolegialności biskupów; przeobrażenie Kurii Rzymskiej i przekształcenie synodu biskupów (głos nie tylko doradczy); przeciwdziałanie centralizmowi poprzez przyznawanie szerszych uprawnień
Kościołom partykularnym; przemyślenie trybu nominacji biskupów; obniżenie „zagęszczenia"
beatyfikacyjno-kanonizacyjnego.
Zwalczanie klerykalizmu poprzez upodmiotowienie laikatu; zapobieganie jurydyzmowi poprzez unikanie niedoskonałości w samych strukturach kościelnych; zwalczanie dogmatu poprzez odrzucenie nietolerancji oraz strachu.
Przemyślenie misji wobec Żydów (skądinąd: czy istotnie można o takiej jeszcze mówić?) oraz wobec innych religii;
nowe odczytanie ekumenizmu oraz dialogu międzyreligijnego — zwłaszcza w świetle kontrowersyjnej deklaracji kurialnej
Dominus Iesus; opracowanie wspólnotowości eucharystycznej w obrębie chrześcijaństwa.
Pełne odrzucenie szaty odwiecznego eurocentryzmu w Kościele, widocznego jeszcze na
Vaticanum II; konieczność przeobrażeń liturgicznych (dominacja śródziemnomorskości).
Przewartościowania teologiczne — zwłaszcza teologie wyzwolenia i teologia feministyczna.
Kościelne wspólnoty podstawowe, grupy spontaniczne; prawo do niezgody wewnątrzkościelnej; przemyślenie celibatu wobec
narastającego braku księży; kobieta w strukturach kościelnych.
Antykoncepcja: przemyślenie rygorów encykliki Humanae vitae — problem dopuszczalności prezerwatyw.
Należyte dostrzeganie sygnalizowanego już od dawna problemu „wtargnięcia ubogich" do Kościoła — ale jako upodmiotowiony
lud, nie zaś jako bierna masa. W optyce „spoza" można uznać, że wpisywanie niekiedy między problemy do przyszłościowego rozpatrzenia kwestii „zbawienia niewierzących"
stanowi chyba przykład myślenia czysto spekulatywnego: czy istotnie to zagadnienie może ustanawiać troskę dla autentycznie niewierzących?
Wydaje się, że istnieje niemały obszar „wspólnoty" dla wierzących i dla niewierzących; co najmniej dwukrotnie ustosunkował się do
tego Jan Paweł II w słowach nad wyraz ujmujących. Przychodzi uznać to za najzupełniej wystarczające.
ROZWOJOWA KONTYNUACJA. Od szeregu lat pojawiają się przygodne dociekania: kiedy dojdzie do następnego soboru,
jaka będzie jego tematyka. Jednakże wybitny teolog polski obniża te domniemania: wierni nie wyrażają tęsknoty za nowym
Vaticanum, a z Rzymu brak sygnałów. Ewentualne rozwinięcie nie zawsze przekonującej formuły synodu biskupów mogłoby przyczyniać się do
stopniowego rozwiązywania trudności bez uciekania się do cokolwiek spektakularnych założeń soborowych.
Można zresztą sądzić, że ewentualny sobór winien zerwać z szesnastowiekową (od 325 r. w Nicei) tradycją
eurośródziemnomorską: wszak Ciudad de
México lub São Paulo (odpowiednio Ameryki „hiszpańska" i „portugalska") świadczyłyby o autentycznym wejściu Kościoła w Trzeci
Świat. Dwa Watykany powinny wystarczyć (choć ongiś były cztery Konstantynopole i aż pięć Lateranów).
Skądinąd wydaje się, że po epokowym i przełomowym wydarzeniu
Vaticanum II Kościół wkroczył w fazę stopniowego przeobrażania się, bez konieczności wielkich zwrotów, mając ułatwioną komunikację
wewnątrzeklezjalną między „dzierżącymi władzę". Taka „rozwojowa kontynuacja" mogłaby wystarczać do ciągłego przystosowywani się w świecie wciąż ulegającym przemianom. A wówczas sobór okazywałby się zabytkiem i anachronizmem.
*
"Res Humana" nr 6/2005.
1 2
« Jasne karty Kościoła (Publikacja: 05-05-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4747 |