|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Ludzie, cytaty Lema pamięci... [1] Autor tekstu: Andrzej B. Izdebski
Człowiek powinien
przyjąć lekcję skromności i pokory. Stajemy w obliczu pewnych zjawisk, których
istoty nie jesteśmy w stanie rozszyfrować, nawet wyposażeni w najnowocześniejszy
aparat naukowy i wiedzę nie potrafimy rozstrzygnąć choćby o ich przypadkowości
lub celowości. Jak powiedział Newton, wobec Natury jesteśmy jak dziecko, które
bawi się muszelkami na brzegu morza. [ 1 ] Stanisław Lem 1921 -
2006Odszedł
od nas jeden z większych w świecie myślicieli. Wielkim był człowiekiem, choć
także wielce niezrozumianym. Małym ludziom nawet, gdy pełnią wielkie role,
trudno jest zaakceptować tych, których nie potrafią zrozumieć, a już nie
jest możliwą akceptacja tych, którzy nie mieszczą się w żadnych
szufladkach. Lem był zawsze skromnym i ciszy nad własną trumną oczekiwał,
ale trudno jest mi pogodzić się z tym, iż naród przesadnie kierujący się
emocjami w tej ciszy po jego odejściu dalej pozostaje. Wszakże innym niedawno
zmarłym, wcale nie większym, oddano jakby trochę więcej honorów.
Stanisław
Lem zajmował się najtrudniejszą dziedziną nauki: próbą filozoficznego
zrozumienia wszechświata. Wielokrotnie ponawiał próby aktualizacji
interdyscyplinarnej syntezy wiedzy i w tym świetle poddawał krytycznej ocenie
swoją dotychczasową twórczość. Żal, iż nie będzie tego mógł dokonać
za lat 50, 100, 150. Co ludziom wówczas po nim zostanie? Myślę, iż wiele. Częstokroć
błądził, mylił się w ocenach przeszłości, a jeszcze bardziej teraźniejszości.
Czasem zupełnie nie trafiał w swych przewidywaniach i nie wszystko potrafił
zrozumieć. Stawiając jego autorytet na najwyższym piedestale, gdyż jest wart
tego, nie zapominajmy, iż był tylko człowiekiem. Piekielnie inteligentnym,
bardzo mądrym, wielkim erudytą, ale człowiekiem nie obdarowanym przywilejem
boskiej nieomylności.
Lem — wielki wizjoner rozumiejący teraźniejszość i antycypujący przyszłość.
Ale co to za wieszcz, który sceptyczny wobec ludzi nie wieszczy im świetlanej
przyszłości? Co to za uczony, który nie zrobił doktoratu? Co to za powaga
zajmująca się fikcją nawet tą science? Fantastyka naukowa — toż to
literatura dla dzieci, no może młodzieży, ale ci smarkacze często narzekają,
że trudna i nudna, a gdy dorosną to uważają, iż teraz już czytać tego
niezbyt wypada. Politycznie zawsze niepewny. Najpierw autor apologetycznych
wobec komunistycznej ideologii dzieł, ale później widząc jak totalitaryzm
sprawowany przez małych ludzi przesłania całą ideę — coraz bardziej się od
niej odcinający. Władze PRL zgadzają na wydawanie setek tysięcy jego książek,
ale krytycyzm Lema dla ich poczynań rośnie. Odczuwając tu „na wschodzie"
dyskryminację swobodnej działalności i ograniczanie wolności wypowiedzi wyjeżdża
„na zachód". Tam dostaje wiele, ale brak mu ojczyzny i wraca. Znajduje się w „nareszcie wolnym kraju", gdzie dostrzega, że nowe elity choć wyznają
już inną ideologię to moralnie wcale nie są lepsze: Być może rzeczy pójdą
lepszym i równiejszym biegiem za lat kilkadziesiąt. Na razie jesteśmy skazani
na taką elitę polityczną, która wywołuje u przyzwoitego człowieka
rumieniec wstydu. Wówczas — zamiast, tak jak wielu
innych, udać ślepotę i oportunistycznie wychwalać wyniesionych przez
ruch „Solidarności" kacyków uważających się za „wyzwolicieli" -
zaczyna pokazywać ich małość i głupotę. W grudniu 2005 roku w wywiadzie
dla „Przeglądu" odpowiada Szubartowiczowi: O czym tu mówić, skoro
Polska jest za przeproszeniem, cywilizacyjnym zadupiem, które tak naprawdę nie
liczy się w świecie? Nikogo nie obchodzi, że u nas są jakieś Kaczory.
Jeszcze 25 stycznia 2006 roku pisze: (...) kto i w jakim trybie zajmuje się
sterowaniem naszym krajem, który wydaje się dryfować w samobójczej misji w zupełnie niewłaściwym kierunku. A wspominając wieloryba, który wpłynął
do Tamizy dodaje: Stworzenie było bardzo duże i podobno wielce sympatyczne.
Przymiotów tego rodzaju doszukiwać się u polskiej klasy politycznej niestety
nie mogę. Jak on mógł tak nisko ocenić grupę obecnie trzymającą władzę?
Genetycznych patriotów z osobistym poświęceniem walczącym o katolicką
moralność IV Rzeczypospolitej. Ale czary goryczy — w główkach zawsze słusznych
pereł polskiej publicystyki — dopełniło chyba to, iż były autor
„Tygodnika Powszechnego" publicznie przyznaje się do swej niewiary. Właśnie
tej przypadłości Lema chciałbym poświęcić słów kilka.
Ateista, agnostyk?
Ateizm
jest zaprzeczeniem istnienia Boga, jego negacją. Ateista przeczy istnieniu Boga i swoją postawę traktuje jako narzędzie zwalczania religii uznawanej za
szkodliwy błąd. Ale chyba nie jest nim każdy niewierzący, a wśród nich
nawet ten, który nigdzie Boga nie może odnaleźć i jest pewien, że nic co
mogłoby być określone tym niedefiniowalnym pojęciem nie istnieje. Przecież
nigdzie nie spotkałem się z obowiązkiem określania tym epitetem każdego myślącego
człowieka, który wyżej stawia wolność myślenia od religijnych dogmatów.
Czy więc może być ateistą człowiek, który uznaje się za niezbyt biegłego w zawiłościach religijnych doktryn, który w jednym z wywiadów mówi: Ja
się w ogóle do żadnych rozmów o religii nie nadaję, bo się na
religioznawstwie nie znam. Nie tylko się na nim nie znam, ale się nim nie
interesuję. Zanadto jestem zagłębiony w sprawach, które z religią nie mają
nic wspólnego. A w drugim uzupełnia: nie zależy mi, żeby wojować z panem Bogiem. Uznaję to, że w rozumieniu społecznym religia jest ludziom
potrzebna, tak jak potrzebna jest nadzieja w życie wieczne, na spotkanie
drogich zmarłych, wiekuiste szczęście itd. Choć jednocześnie mówi: (...)
nie mogę dać zgody na żadną postać osobowego kreatora — tu rzeczywiście
jestem zakamieniałym ateistą — i odmawiając personalnych własności temu
co dało początek światu dostrzegam równocześnie nieprzypadkowość bądź
niedostateczne wyjaśnienie w akcie postulowania całkowitej przypadkowości
powstawania życia, a więc i człowieka.
Agnostycyzm
mówi o istnieniu jakiejś niepoznawalnej ludzkimi zmysłami rzeczywistości
absolutnej. Załóżmy, iż taka istnieje i co wtedy z tego wynika dla człowieka,
dla chrześcijańskiej, i nie tylko chrześcijańskiej, teologii? Tak! Lem
czasem zadaje nam agnostyczne pytania, ale czy sam jest agnostykiem? Czy można
określić agnostykiem człowieka, który jest co prawda pełen wątpliwości
wobec nauki, która się częstokroć myli, ale jednak potrafi swoje błędy
skorygować, lecz zarazem jest pewien, iż żaden Bóg („jako miłujący i troskliwy, obiecujący opiekę Ojciec, który przez swego Syna wprowadza ich w swoje wewnętrzne życie, kształtowane w każdym przez Ducha Świętego.
Objawia się jako Trójca Osób, będących jednym i jedynym Bogiem." /Mały słownik
terminów i pojęć filozoficznych dla studiujących filozofię chrześcijańską./)
nie istnieje. Czy może być agnostykiem ten, który mówi: Nie wierzę w zaświaty i wieczne istnienie ludzkiej duszy. Nie wierzę też w żadne duchy, widma,
teleportacje i telepatie. A na pytanie — czy jest pewien, że po śmierci
niczego nie ma? Odpowiada: Zupełnie niczego. Dobrze znam życie, jestem
lekarzem z wykształcenia, znam biologię. (...) jak widzimy wszystko ma początek i koniec. Każde życie przebiega według tego schematu. To samo dotyczy gwiazd,
słońca. Z tego wynika, że po mojej śmierci będzie ze mną dokładnie to
samo, co przed moim urodzeniem czyli: nic nie będzie. (...) Nie wierzę w opowieści, że najbliżsi oglądają nas z zaświatów. To jest dobre dla
dzieci. Pociechą może być to, że jak wiadomo, zawsze umierają inni.
Bardzo
podoba mi się „mniemanologia stosowana" baranków bożych stwierdzających,
ze Lem „wierzył w Boga, ale o tym nie wiedział", gdyż „jak spora grupa
ludzi, posiadał po prostu ograniczone pojęcie Boga". Parę dni temu usłyszałem w telewizorni, że „mała wiedza powoduje odejście od Boga, ale poprzez wielką
wiedzę do niego się wraca". Pozostaję w tym miejscu tak jak Lem bezradnym: (...)
dlaczego nikt nie sprostuje tych potwornych bredni, które wołają o pomstę do
nieba. Okazało się, że jeden z nich to zrobił (tu miał na myśli
jednego z wybitnych antropologów). I co? Jego książka miała trzy tysiące
nakładu, a Danikiena milion! (...) Tego, co jeden idiota nabredzi, nawet
czterdziestu mędrców nie naprawi. Lub: (...) jeśli jakiś idiota coś dziś
powie, to 40 filozofów nie wystarczy, żeby to odkręcić. Dla myślących
ludzi — a za Lemem z żalem konstatuję, że jest ich coraz mniej — postawione
przez niego pytania — o istotę Boga, we wszelkich możliwych do pomyślenia
aspektach wraz z tym, co może wynikać dla nas z jego istnienia — są bardziej
ważkie od osobistego stosunku pana Lema do Pana Boga, do „myślącego
oceanu" w „Solaris" czy do głosu Pana w „Głosie Pana". Ale tu
odpowiedzi każdy musi indywidualnie udzielić sobie sam w zależności od tego
na co jest intelektualnie go stać.
Bóg
Jeżeli
istnieje jakakolwiek moc transcendentna wobec świata, czy też jakaś
inteligencja immanentna ze wszechświatem, to rodzą się pytania: Jak ona wygląda?
Jak się przejawia? Jakie może mieć, czy nawet tylko, jakie w ogóle mogłyby
być jej relacje z człowiekiem? (...) antropomorfizacja, a także rozmaite
tendencje animistyczne są bardzo silne w masach ludowych. I szalenie pogańskie.
Huknął piorun, powiada baba, ledwo dopadłam święconego ziela. Kiedy się
uważa, że sacrum kryje się w materii, nie zaś, że na przykład święte
obrazy są jedynie znakiem czegoś wyższego — nie mamy już w ogóle o czym
gadać. Wiedza Lema nie pozwala mu na godzenie się z kreatorem ludziom
podobnym. Papież powiedział niedawno, że nie należy wyobrażać sobie
Boga jako starca z długą siwą brodą. Pisałem kiedyś żartem, że wyobrażenia
takie winny pociągać za sobą wiarę w istnienie boskiego manicure, w przeciwnym bowiem razie boskie paznokcie musiałyby się rozprzestrzeniać w kosmosie jak ogromne wężowiska.
W swoich filozoficzno-teologicznych rozważaniach
przeciwstawia na przykład Boga wszechwiedzącego i wszechmocnego Bogu ułomnemu,
którego niedoskonałość wynika nie z prostoduszności jego ludzkich stwórców,
ale stanowi jego najistotniejszą, immanentną cechę. Ma być to Bóg
ograniczony w swojej wszechwiedzy i wszechmocy, omylny w przewidywaniu przyszłości
swoich dzieł, którego bieg ukształtowanych przezeń zjawisk może wprawić w przerażenie. Jest to Bóg… kaleki, który pragnie zawsze więcej, niż może, i nie od razu zdaje sobie z tego sprawę. Który skonstruował zegary, ale nie
czas jaki odmierzają. Ustroje czy mechanizmy, służące określonym celom, ale
one przerosły te cele i zdradziły je. I stworzył nieskończoność, która z miary potęgi, jaką miała być, stała się miarą jego bezgranicznej klęski.
Ten Bóg, to istota, która weszła w boskość jak w sytuację bez wyjścia, a pojąwszy to, oddała się rozpaczy. (...) To jedyny Bóg, w którego byłbym w stanie uwierzyć, którego męka nie jest, niczego nie zbawia, nie służy
niczemu, tylko jest. Jak ten Bóg ma się do wszystkich religijnych
koncepcji rozumienia Boga i po co ludziom taki Bóg, z którym w żaden sposób
niczego załatwić się nie da? Gdy wszędzie dostrzegam wspólną tendencję:
bóstwa, rozmaite Opatrzności czy nadziemskie moce są zasadniczo korumpowalne.
Trzeba im składać ofiary, ofiarować wszystko — cierpienie i tak dalej.
Nawet nie dlatego, że to nam skalkuluje, tylko dlatego, że tak się godzi.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Stanisław
Lem — z komentarza do „Głosu Pana". (Pisząc powyższy tekst
korzystałem, poza książkami, artykułami i felietonami Stanisława Lema, z jego wywiadów jakich udzielił Stanisławowi Beresiowi i Tomaszowi Fiałkowskiemu
oraz redakcjom Odry Polityki i Przeglądu.). « Ludzie, cytaty (Publikacja: 05-05-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4754 |
|