|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Kod Da Vinci: bezwartościowa, antychrześcijańska szmira? Autor tekstu: Przemysław Łucyan
Nawiązując do tytułu: mylą się, moim zdaniem, przeciwnicy filmu tak go charakteryzując.
Owszem, po obejrzeniu doskonale wiem, skąd oburzenie Kościoła, czy też
katolickich ortodoksów, w żadnym jednak wypadku nie nazwałbym tego filmu
antychrześcijańskim. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu — ten film nie
neguje chrześcijaństwa jako takiego, nie neguje istnienia chrześcijańskiego
boga, ani nawet istnienia Jezusa Chrystusa. Jedyną „zbrodnią" popełnioną
przez autora jest atak na dogmaty Kościoła Katolickiego. Sugeruje się bowiem,
że Jezus nie był synem boga, lecz człowiekiem — człowiekiem, który w dodatku miał żonę — Marię Magdalenę oraz córkę. Film ukazuje również,
że w obronie dogmatów na których zbudowano potęgę Kościoła Katolickiego,
Kościół ten skłonny jest zabijać i mordować przez całe wieki. To akurat
bez wątpienia fikcją nie jest. Reakcje na ten film pokazują, że Kościół,
choć dziś bez wątpienia słabszy, to jednak chętnie jeszcze podniósłby
miecz przeciwko „bluźniercom". Zabawne jest to tym bardziej, iż zapewne im
bardziej przedstawiciele Kościoła będą protestować, tym więcej osób ten
film obejrzy. Antychrześcijaństwa w tym
filmie jednak nie widzę, jeżeli już miałbym użyć słowa „anty", to
pojawiają się wątki antykościelne, nie zaś przeciw religii jako takiej.
Jest to po prostu inna wersja bajki o Chrystusie, jeżeli ktoś jest rozumnym
katolikiem, to może potraktować ją jako fikcję literacką, a może też
rozważyć jej prawdopodobieństwo — i to zapewne aż tak nie podoba się
przeciwnikom filmu. Ciekawe jest, że Kościół, choć sam traktuje to jako
fikcję, to tak zaciekle chce z tą fikcją walczyć. Przekora nakazałaby tu
stwierdzić, że w takim razie być może jest w tym, jak i w każdej innej
bajce odrobina prawdy. Czy film jest bezwartościowy?
Moim zdaniem nie, ponieważ nakłania do zastanowienia się nad skostniałą
doktryną Kościoła, ale również — i to jest chyba nawet ważniejsze — w sposób sugestywny i łatwo przyswajalny ukazuje prawdy o Kościele, o których
ten chciałby, aby na zawsze zapomniano. Przypomniane zostają średniowieczne
wojny święte, inkwizycja oraz mroczne Opus Dei, którego działalność,
delikatnie mówiąc, nie jest do końca jasna. Ukazani są najwyżsi
hierarchowie Kościoła — jako ludzie skłonni mordować w obronie swojej
pozycji i dominacji religijnej. Niby nic nowego, tym razem mamy jednak do
czynienia z filmem, który dotrze zapewne do milionów widzów, a wśród nich
do osób, które nigdy nie postrzegały Kościoła Katolickiego przez pryzmat
tej strony jego wielowiekowej historii. Ciekawym zjawiskiem jest, że w pewnym stopniu to, co ukazane jest w filmie, dzieje się teraz wokół samego
filmu. Jak już wspomniałem, historia ta pokazuje, że Kościół w imię
obrony swoich „niepodważalnych" dogmatów gotów jest niemal na wszystko.
Tutaj ujawnia się też rola Opus Dei, która w imieniu Watykanu broni jedynej słusznej
wersji historii. I dokładnie to samo zjawisko obserwujemy dziś wokół tego
filmu. Oczywiście sposoby działania są inne, ale tak jak w „Kodzie…" Kościół i środowiska z nim związane zaciekle walczą w obronie „jedynych, słusznych"
prawd wiary. W filmie chodzi o niedopuszczenie pewnych faktów do publicznej
wiadomości, dziś natomiast chodzi o zdyskredytowanie za wszelką cenę treści
filmu. Nieważne nawet, że sam autor powieści, jak i twórcy obrazu twierdzą,
że jest to fabuła fikcyjna, po prostu powieść. Wszystko to, co obecnie się
dzieje doskonale ukazuje jak słaby jest Kościół Katolicki oraz jak bardzo
nie ufa swoim wyznawcom. Nie ma tu znaczenia jak bardzo potężną siłą
polityczną jest obecnie Kościół, ani jak bardzo jest bogaty. Nie ma to
najmniejszego znaczenia w obliczu słabości i wątłości samej doktryny. Kościół
sam daje do zrozumienia, że wierni — katolicy — nawet jeśli chodzą co
niedziela do kościołów, to tak naprawdę tylko mała ich część żyje
zgodnie z regułami tej religii i naprawdę wierzy, przyjmując wszystkie
dogmaty za niepodważalne prawdy. Kościół twierdząc, że ten film -
hollywoodzka bajka, może odciągnąć miliony od wiary chrześcijańskiej lub
sprawić, że zaczną one wierzyć nie w to, co głosi Kościół i „Biblia", lecz w to, co napisał Dan Brown, obrazuje bardzo jaskrawo jak
bardzo słaba jest ta religia społecznie, u samych podstaw. Dochodzi wręcz do
histerii niektórych środowisk chrześcijańskich. Wydawane są książki oraz
powstają witryny internetowe mające na celu zdemaskowanie „bezczelnych kłamstw"
Kodu Leonarda DaVinci. To trochę tak, jakby dowodzić nieścisłości z historią powieści Henryka Sienkiewicza. Tylko, że w przypadku „Kodu…",
ponieważ mamy do czynienia z doktryną religijną, obie wersje mogą być
fikcyjne. No i w końcu, czy film jest
szmirą? Moim zdaniem również nie. Być może nie jest to dzieło zasługujące
na Oskara, bez wątpienia jednak jest to film dobry, który ogląda się
przyjemnie od początku do końca. Być może rażą pewne typowe dla kina
amerykańskiego zabiegi, jak trochę namolna łopatologiczność w końcowym tłumaczeniu
wszelkich zawiłości, tak aby każdy widz na pewno zrozumiał o co chodziło. W obliczu ciekawie budowanej atmosfery tajemniczości jest to zabieg chyba trochę
niepotrzebny i psujący końcowe wrażenie. Oczywiście nie tylko wątek
religijny fabuły może budzić zastrzeżenia, ponieważ następuje w niej
pomieszanie wielu faktów historycznych oraz postaci historycznych. Należy
oczywiście uznać to za celowy zabieg autora, gdyż jest to powieść
postmodernistyczna. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to film dobry. Całe to zamieszanie wokół
ukazania się tego obrazu pokazuje jak bardzo zaciekły potrafi być KK oraz
jego wyznawcy. Po raz kolejny ujawniają się poglądy, że chrześcijaństwo
powinno bronić swoich dogmatów równie fanatycznie, co islam. Na szczęście są
to tylko dążenia jednostek posiadających, jak należy przypuszczać, duże
problemy emocjonalne. Film stawia przed widzem kilka ciekawych pytań,
kwestionuje pewien porządek religijny w sposób chwytliwy i interesujący.
Patrząc z punktu widzenia osoby niewierzącej, jest to tak, jak już napisałem,
inna wersja tej samej bajki. Cieszy jednak ukazanie w dziele adresowanym do
milionów, pewnych prawidłowości funkcjonowania zarówno Watykanu, jak i całego
KK. Prawidłowości, o których, jak już również wspominałem wszyscy
zainteresowani dobrze wiedzą, o których jednak duża część osób określających
się jako katolicy, nigdy nie słyszała, lub słyszeć nie chciała. Cóż,
wnioski każdy powinien wyciągnąć sam, najlepiej jednak aby zrobił to nie
przed, lecz po obejrzeniu filmu. Czy jest to profanacja? Nie.
Prowokacja? Owszem...
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 25-05-2006 Ostatnia zmiana: 29-05-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4801 |
|