|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Chrześcijaństwo » Herezje i inne odłamy
Katarzy. Rzymskie oczyszczenie z „czystych” [4] Autor tekstu: Andrzej B. Izdebski
Brak
sensu jest w cierpieniu doskonałego Boga. W jakim sensie ofiara Boga mogłaby
rozwiązać sprawę? Dlatego jego uważano, że opisana w Ewangeliach ofiara miała
wymiar jedynie ludzki i była symboliczną. Prawdziwe jej znaczenie miało
wymiar kosmologiczny.
Jeżeli
potrafię właściwie odczytać ewangeliczne przesłanie, ale wydaje mi się, że
podobnie odczytuje je większość, to obowiązkiem chrześcijanina, na wzór
postawy Chrystusa, jest przeciwstawianie się wszelkim zakusom demona dobrem i miłością, a nawet własną ofiarą. Absolutny zakaz stosowania przemocy. Tak
absolutnym, ze nawet w walce ze złem, odmową stosowania siły (zła). „Zło
dobrem zwyciężaj". Jak to się ma do chrześcijańskich praktyk uczy
historia. Katarom tu nie dano szansy i możemy mówić tylko o początkach. A wówczas
uwidoczniło się jak bardzo starają postępować zgodnie z tym przesłaniem. Właśnie
życie Jezusa było dla nich wzorem — oczywistym świadectwem tego, że ich
wierzenia są zgodne z prawdą. Katarzy starali się, a przynajmniej mocno do
tego dążyli, wszystkie te cnoty naśladować
Rene
Nelli: I w końcu, czyż nie pokazał
on (Chrystus), że jeśli książę
tego świata posiada pełnię władzy nad duszami, które są zgubione, to ich
zbawienie możliwe będzie tylko dzięki nadmiarowi boskiej dobroci i łasce, na
którą, jako ofiary jedynie, nie muszą zasłużyć?
Kościół katarski
O
sobie samych mówią, że są Kościołem, ponieważ oni tylko za Chrystusem idą; i że pozostają prawdziwymi uczniami życia apostolskiego. Z
listu Evervina do św. Bernarda. Jak pisze Borkowska: Katarzy przedstawiają
siebie jako jedynych średniowiecznych spadkobierców pierwotnego Kościoła
chrześcijańskiego. Nowy Testament przeciwstawiają Staremu, głoszą Dobrą
Nowinę. Nauczają, że Bóg jest dobry, kocha ludzi, w przeciwieństwie do
srogiego Stwórcy z Genesis. (...) Kościół katarski skupiał wiernych, którzy
chcieli otrzymać zbawienie wieczne, żyjąc zgodnie z zasadami Ewangelii. Jego
powołaniem było przekazywanie słów Chrystusa i chrztu duchowego.
Początkowo
starano się pozyskiwać szeroko sympatyków zwanych „słuchaczami", ale od
XII w. wLangwedocji, będącej tu przedmiotem naszego głównego
zainteresowania, mamy dwie grupy „chrześcijan" i „wierzących". Wierzącymi
nazywane były te osoby, które jeszcze nie prowadziły w pełni ascetycznego
trybu życia przestrzeganego dopiero przez „doskonałych", ale zgadzały się z naukami katarów. Naukami, z których wynikały swoiste dla tej religii zakazy i nakazy. Należały do nich m.in. zakaz prokreacji (choć niekoniecznie seksu)
ubóstwo, niespożywanie pokarmów pochodzenia zwierzęcego (zabijanie zwierząt
było niedozwolone, gdyż zgodnie z zasadą reinkarnacji, przebywać w nich miały
uwięzione dusze, natomiast można było zjadać ryby poczynane z wody) i wina,
odrzucenie małżeństwa. Jedynie nieliczni wierzący mogli sobie na takie życie
pozwolić i dlatego, aby móc prowadzić normalne życie zawierano z doskonałymi
convenenza, to znaczy porozumienie gwarantujące przyjęcie na łożu śmierci,
już bez potrzeby odpowiadania na pytania, chrztu duchowego, czyli consolamentum.
Był to bardzo ważny obrzęd i wierzący wyczekiwali z nim do ostatniego
momentu, ale osoba której już go udzielono, robiła wszystko, ażeby go nie
utracić, co często prowadziło do endury — zagładzania się na śmierć.
Choć
wszyscy „wierzący wcześniej, czy później powinni stać się "doskonałymi",
to nie tak łatwo było być katarem
i drugi stopień inicjacji wszczynany był po długim okresie nauki adepta i następował
zwykle dopiero tuż przed śmiercią. Potwierdzał go chrzest, którego rytuał
Duvernoy opisuje tak: Przez tchnienie Ducha Świętego przez włożenie rąk, — czyli chrzest Pawła, chrzest „ ogniem i Duchem Świętym" jako przeciwieństwo
chrztu wodą Jana Chrzciciela — dokonuje się przyjście „pocieszyciela",
Parakleta obiecanego przez Chrystusa w dzień zesłania ducha Świętego; stąd
nazwa sakramentu cosolamentum: pocieszenie, czyli parakleza. Po którym
kandydat poddawany był obrzędowi chrztu duchowego.
Tylko
stosunkowo wąska elita poddając się wszelkim wymaganym rygorom otrzymywała
chrzest wcześniej pełniąc dalej wobec wierzących funkcję duchownych. Chrztu — połączonego ze złożeniem ślubów abstynencji, czystości i ubóstwa -
dokonywano w domu biskupa. Uważano, iż dzięki owemu rytuałowi kandydat
oczyszczony z wszelkiego grzechu otrzymuje ducha świętego, i zostaje uwolniony
spod władzy Szatana. Stąd zrodziło się określenie „doskonały". Ale
to, nie pozbawione ironii, określenie pochodzi od ich przeciwników oni sami
nazywali się bonhommes, czyli dobrymi ludźmi.
Doskonali
podzieleni byli na „zwykłych" i „ochrzczonych". Ochrzczeni,
obdarzeni wielkim poważaniem i zaufaniem stanowili hierarchię Kościoła.
Szacunek ten uwidaczniał się także w obrzędzie zwanym
melioramentum, gdy „wierzący" przy spotkaniu z „ochrzczonym
doskonałym" przyklękał i prosił o wybaczenie oraz błogosławieństwo.
Naczelne
miejsce w Kościele katarskim zajmował biskup mający do pomocy dwu „synów" — „starszego" i „młodszego", a także diakonów.
Katarzy negowali
kult, obrzędy i sakramenty ortodoksyjnego chrześcijaństwa, ograniczając się,
co do zasady, do modlitwy „Ojcze Nasz" i jedynego wielkiego sakramentu
„pocieszenia" -Consolamentum.
Było on czymś na podobieństwo jednocześnie chrztu i bierzmowania
katolickiego, a nawet pełnił rolę swoistych święceń kapłańskich. Chrzest
wodą katarzy odrzucali ze względu na „materialność" i dlatego
consolamentum polegało jedynie na nałożeniu rąk i błogosławieństwie, którym
towarzyszyły odpowiedzi na pytania, przysięga zachowania określonych wymogów
ascetycznych i modlitwa. Zdarzały się dodatkowe elementy rytualne (np. nałożenie
księgi Nowego Testamentu czy uklęknięcie) ale nie były one specjalnie
istotne, gdyż był to sakrament duchowy. W późnym okresie kataryzmu, podczas
obrony Montségur katarzy zmuszeni okolicznościami stosowali zmodyfikowaną,
uproszczoną do minimum, wersję consolamentum.
Experimentum crucis
16
marca 1244 roku pada ostatnia twierdza hrabiów Tuluzy — Montségur, dumny
zamek na wysokiej skale wyrastającej z trudno dostępnego wzgórza. Ponad dwieście
osób odrzuciwszy zaofiarowane im nawrócenie dla ad majorem Dei gloriam (większej
chwały Boga) Miłości zostaje zmienionych w popiół. Ale to jeszcze nie był
koniec katarów. Do końca XIV w. religia ta dogorywa jeszcze w ukryciu
rozproszona na małe grupy oraz w wioskach heretyków. [ 19 ] Ostatni ślad odnotowano w północnych Włoszech w 1412 roku. „Rzymscy"
wyczyścili Europę z katarów do czysta.
Katolicy,
od początków uzurpowali dla siebie postawy męczeńskie. Po dzień dzisiejszy
próbuje się porównywać kilkuset (a niech to będzie nawet i kilka tysięcy)
chrześcijan zamordowanych przez starożytnych Rzymian z setkami tysięcy
wymordowanych później przez katolików. Księża i katecheci nadal nauczają,
że męczeństwo za naszą wiarę było wynikiem świętości. Zaś
„rozdmuchane przez wrogów Kościoła przypadki", tych którzy nie chcąc
wyrzec się swoich przekonań i zostali przez sprawne machiny kościelnych państw
okrutnie umęczeni, są tylko oczywistym wynikiem ich zatwardziałości. Ginących
za wiarę katarów próbowano przedstawić jako samobójców. <<Niewyobrażalna
heretycka zaciekłość. Zamiast złożyć przysięgę czy zjeść mięso, a wiec złamać nakazy swej wiary, wybierali śmierć, w jednej z najtragiczniejszych jej postaci jaką jest śmierć w ogniu. Wybierali śmierć
własną od śmierci kury dawanej im do zabicia jako test prawomyślności.>>
*
Były
to inne czasy, ale chciałoby się aby nikt i nigdzie nie był represjonowany za
poglądy, aż do ograniczania poglądów innych Nie może tak być, aby jedynie
słusznym był wybór między czerwonym, a czarnym. Nic nie usprawiedliwia
systemów autorytarnych ani tym bardziej totalitarnych. Człowiek dla człowieka
powinien stanowić najwyższą wartość. Mogę obserwując czyjeś postępowanie
wątpić w czystość jego intencji. Mogę głęboko się z nim nie zgadzać, a także polemizować z jego poglądami, ale nie wolno mi zakazać ich głoszenia,
życia i działania w zgodzie z nimi. A już najbardziej, to nikomu nie wolno
(nawet, pomimo tego, że nie bardzo jest to skuteczne) zabronić swobody myślenia.
Oczywiście pod jedynym warunkiem, że to działanie nie dąży do ograniczenia
moich praw do tego samego. Każda cenzura jest złem i jej użycie może być
tylko wymuszoną ostatecznością.
Micha
Brumlik stawia nam pytanie bez odpowiedzi: co by się stało, gdyby z tych
czy innych względów nie zniszczono przemocą katarskiego Kościoła w Okcytanii?(...) Czy panowała wówczas mniejsza przemoc, większa sprawiedliwość i miłość bliźniego, a mniejsza korupcja?
Uczono
mnie, że nie wolno do oceny historycznych wydarzeń przykładać dzisiejszej
miary, ale życie nauczyło mnie też, iż historia jest także nauką polityczną
służącą wykazaniu własnych racji i pognębieniu politycznego przeciwnika.
Każdy, kto sprawuje władzę, historię pisze na nowo, tak aby legitymizowała
jego poczynania, a dyskredytowała wszelkie osiągnięcia ideowych rywali. Im
mniej posiada się słuszności merytorycznych, tym jest większa determinacja w niszczeniu wszelkich śladów pozytywnych działań i osiągnięć przeciwników.
Tak było dawniej, tak jest i dziś. Ze smutkiem myślę, że będzie tak
zawsze.
Dlatego
też, idąc śladami Brumlika, warto
czasem zadać sobie następujące pytanie w duchu koncepcji tak zwanych światów
alternatywnych: jak potoczyłyby się losy świata, dzieje kultury i cywilizacji
ludzkiej (a przynajmniej tej europejskiej), gdyby dominującą siłą duchową
inspirującą kulturę i cywilizację stał się w starożytności gnostycyzm,
wywodzący się z tego pnia późniejszy manicheizm, czy też omówiony wyżej
średniowieczny kataryzm? Nie ma tu miejsca na snucie szczegółowej wizji
takiego alternatywnego świata, ale ciekawym jest pytanie czy byłby to świat
bardziej humanistyczny i humanitarny od naszego, czy inspirowana przez wywodzące
się z gnozy prądy myślowe kultura i cywilizacja byłaby rzeczywiście
pluralistyczna i tolerancyjna, czy też odwrotnie, zostałaby zawłaszczona
intelektualnie przez uczonych podobnych do Ottona
Rahna i wykorzystana przez cynicznych kapłano-polityków na potrzeby propagandy
nazistowskiej w ewentualnej mega-rzeszy totalitarnego neofaszyzmu. To już tylko
takie gdybanie, ale historia uczy, że jeszcze nie powstała taka idea której
nie można by — no, powiedzmy to grzecznie — zepsuć i chyba też dlatego, nie
zaistniała jeszcze żadna idea której by nie .....!
"Forum
Klubowe" nr 27/2006.
1 2 3 4
Przypisy: [ 19 ] Nawiązuję do znakomitej książki
Emmanuela Le Roy Ladurie. Montaillou, wioska heretyków 1294 — 1324. W której
autor na podstawie rejestru inkwizycyjnego Jakuba Fournier (późniejszego papieża
Benedykta XII) zrekonstruował życie wsi langwedockiej, a więc leżącej w regionie objętym silnym oddziaływaniem kataryzmu. « Herezje i inne odłamy (Publikacja: 26-09-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5042 |
|