|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia społeczna
Metafizyczne i kulturowe podstawy politologii [1] Autor tekstu: Ryszard Paradowski
(Metafory polityki, pod red. B Kaczmarka, Warszawa
2005)
Bóg i Przymierze jako metafory polityki
Ideologiczne
uwikłanie politologii jest rzeczą znaną i od dawna stanowi problem dla teorii
polityki, a także dla metodologii, która, wraz z teorią, ale także filozofią
polityki, ma za zadanie przezwyciężenie owego uwikłania. Wydaje się jednak,
że nie wszystkie podejmowane w tym zakresie próby uznać można za skuteczne,
zwłaszcza te, u których podstaw leży lęk przed metafizyką, którego
najbardziej rozpowszechnioną formą jest lekceważenie metafizyki, i szerzej — rozłączne traktowanie teorii polityki i jej filozofii.
W szczególności
przeciwstawianie filozofii i nauki, metafizyki i nauki, a więc pozytywistycznej
proweniencji rozumienie naukowości stanowi ową pułapkę, w którą wpadają ci, którzy pragną
osiągnąć tak pożądaną w nauce obiektywność przez proste eliminowanie z niej (z obiektywności) tego, co subiektywne. Tymczasem droga do obiektywności
przebiega przez filozofię i jej rozstrzygnięcie kwestii związku obiektywności z subiektywnością, przez zrozumienie wagi tego związku dla rzeczywistego, a nie tylko pozornego obiektywizmu [ 1 ]
Po Arystotelesie, a zwłaszcza po Heideggerze,
[ 2 ] odmienianie na wszelkie sposoby słowa „byt" może się wydawać zwyczajną
stratą czasu. Ilość odmian i ilość zapisanych tym słowem stron jest tak
wielka, że można odnieść wrażenie, że wszystko już w tej sprawie zostało
napisane [ 3 ] I że, co więcej, od tej pory warto zajmować się już tylko konkretami.
Niejedna nauka, a wśród nich jest również politologia, skłania się w stronę
konkretu. Albo wydaje jej się, że się skłania — pozbawiony ugruntowania w metafizyce „konkret" okazuje się przy bliższym wejrzeniu czymś konkretowi
przeciwnym, okazuje się wydającym się być konkretem stanowiskiem ideologicznym.
Istnieje potoczny
naukowy pogląd, w myśl którego
to właśnie metafizyka nie pozwala nauce być sobą, realizować standardy
obiektywności, że to metafizyka sprawia, że się nauka od tych standardów
oddala
[ 4 ].
Nie jest to pogląd całkowicie pozbawiony słuszności: niejawne założenia
metafizyczne wprzęgają naukę w służbę kultury dominacji; z drugiej strony
nie wszystkie ujawnione założenia uwalniają ją od tej funkcji.
Wiedza o ideologicznych
uwikłaniach politologii jest nie od dzisiaj udziałem politologów. Wsłuchiwanie
się w politologiczny dyskurs prowadzi jednocześnie do konstatacji, że tym, w czym politolodzy szukają sposobu na uwolnienie się od owego uwikłania, jest
zasada „wspólnego mianownika": tak głęboka redukcja materiału
politologicznego, która zapewni, że pozostaną w nim tylko fakty. Najbardziej
bodaj uderzającą ilustracją tej metody jest dosyć powszechny sposób
definiowania polityki [ 5 ] i podmiotowości politycznej. Taki mianowicie, który nie odróżnia w efekcie
polityki na przykład od działalności przestępczej czy jakiejkolwiek innej
działalności. Niczego w tym definiowaniu nie zmienia, że jest to działalność
zorientowana na władzę. Na władzę
bowiem zorientowana jest działalność faraona, papieża czy cesarza, ale na
„władzę" zorientowana jest też działalność frakcji partyjnej w demokratycznym parlamencie, nie mówiąc o władzy w znaczeniu szerszym od
najszerszego nawet znaczenia politologicznego. Fenomenologia polityki — a przytoczony przykład dotyczy właśnie tego sposobu uprawiania politologii -
nie chroni przed jej ideologicznym uwikłaniem, już choćby dlatego, że
fenomenologia nie różnicuje. A właśnie różnica jest tym, co jest dla
rozumienia polityki najważniejsze. Odwrotnym do poszukiwania wspólnego
mianownika sposobem na uwalnianie się od ideologicznego uwikłania jest
poszukiwanie różnicy. Twierdzę, że różnicę — przy czym różnicę
nieprzypadkową, różnicę fundamentalną, znaleźć można najłacniej poprzez
doświadczenie metafizyczne. Wyposażeni w wyniki tego doświadczenia bez trudu
znajdziemy następnie tę różnicę w materiale kulturowym. I to takim, który
na pierwszy rzut oka wydaje się zupełnie niepodatny na takie poszukiwania.
Chociaż podobno w Biblii — bo o nią tu chodzi — znaleźć można wszystko.
Twierdzenie to jest na pewno przesadne — Biblia to jednak tylko księga,
chociaż dla niektórych święta; mogę jednak z góry zapewnić, że
poszukiwaną przez nas różnicę ujawni nam w całej okazałości. Ujawni nam
zresztą również pierwsze próby, i to próby brzemienne w polityczne skutki,
zacierania tej różnicy.
Problem doświadczenia
metafizycznego, chociaż, wbrew twierdzeniu Enrico Berti, nie tak stary jak sama
metafizyka [ 6 ] jest z całą pewnością problemem pierwszorzędnej wagi. Ono bowiem jedynie może
nas upewnić o tym, co naprawdę istnieje, co może zarazem stanowić podstawę
bytu, o którym w tym kontekście nie można będzie już mówić jako o „istniejącym". Chodzi bowiem o to i tylko to istnienie, o którym można z całą pewnością powiedzieć, że jest dane [ 7 ]
Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie przypisaniu istnienia czemuś, co nie
jest dane, lecz wytwarzane. Niezbędne jest jednak rozróżnienie tego, co
istnieje jako wytworzone, od tego, co istnieje jako dane. Początek metafizyki
związany jest z pytaniem o to, co mianowicie jest dane, i z rygorystycznym
oddzieleniem odeń tego, co już nie jest dane, chociaż ze względów
politycznych chce za takowe uchodzić [ 8 ]
Temu co dane nie możemy bowiem się oprzeć, musimy je uznać za coś, wobec
czego musimy się określić.
[ 9 ] I tym samym wytworzyć to, co w obrębie bytu ma już zupełnie
inny status.
Co jest więc nam
dane w doświadczeniu metafizycznym? Wychodząc od
banalnej skądinąd konstatacji, że doświadczenie „obejmuje nie tylko to,
czego się doświadcza, ale również tego, kto doświadcza oraz sam akt doświadczenia"
[ 10 ],
należy stwierdzić, że tym, czego doświadczam, i co jest mi tym samym d a n e, jestem ja sam, doświadczany w odróżnieniu od tego, co mną
nie jest [ 11 ] i czego tym samym doświadczam w odróżnieniu, i tylko w odróżnieniu, od
siebie. Treścią tego doświadczenia, zarazem jego przyczyną i jednocześnie
tym, co dane (oprócz mnie samego, tego co mną nie jest i r ó ż n i c y między nami — że ja nie jestem nim a ono nie jest mną)
jest wzajemny opór, jaki sobie stawiamy — każde z nas bowiem (że użyję tu
antropomorfizującego języka) chce początkowo pozostać nie oddzielony -
chce pozostać częścią (przy czym nie wyróżnioną częścią) jakiejś
(hipotetycznej) całości [ 12 ]. Doświadczenie metafizyczne poświadcza, że możliwość nie odróżnienia się
od nie-ja nie jest nam dana [ 13 ]
Dlatego dziedzina tego doświadczenia (ono samo i to, ale też tylko to, co z niego bezpośrednio wypływa) jest dziedziną konieczności, przy czym konieczności
bezwzględnej, „metafizycznej". Odtąd każda inna konieczność będzie już
tylko koniecznością względną.
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] W sprawie związku tego co obiektywne i tego co subiektywne zob. zwłaszcza
W.Paradowska, Filozoficzny status pojęcia praktyki, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1988, s. 169-172. Por. Też W.Paradowska, Problem
ontycznego statusu innego „ja" u Husserla, "Studia Filozoficzne"
1989, nr 2, 72. [ 2 ] Zob. M.Heidegger, Wprowadzenie
do metafizyki, Warszawa 2000. [ 3 ] Pojęcie „bytu" było dotąd nieodłączne od pojęcia metafizyki
— oznaczało właściwie, i ciągle oznacza, jej przedmiot; wydaje się
jednak, że nie musi: metafizyka nie musi być tylko, a nawet — nie musi
być przede wszystkim poznaniem (a nauką musi być tylko o tyle, o ile
wymaga dyscypliny), nie musi więc właściwie mieć przedmiotu. Od
„przedmiotu" odchodzi na przykład Enrico Berti (Wprowadzenie
do metafizyki, Warszawa 2002, s. 50), proponując zastąpić go
„tematem". [ 4 ] Na temat metafizyki i jej złożonych relacji z nauką zob. m.in.
J.Jusiak, Tradycyjny i współczesny kształt
zagadnienia, Lublin 1998, zwł. s.271 i n. [ 5 ] Uniwersalnym predykatem polityki jest w tych definicjach nieodmiennie
„władza", przy czym — „władza" nie obnażona w swej immanentnej
dwuznaczności. Rzekoma jednoznaczność „władzy" to jest właśnie
ideologia. [ 6 ] Chyba, że samo uprawianie metafizyki zaliczymy do metafizycznego doświadczenia;
uprawianie metafizyki jak najbardziej do doświadczenia metafizycznego
zaliczam, ale nie jest pewne, czy daje się ten pogląd zasadnie przypisać
Arystotelesowi. W sprawie poglądów Enrico Berti na temat doświadczenia
metafizycznego zob. jego Wprowadzenie
do metafizyki, op. cit., s. 50 i n. [ 7 ] W odmiennym od prezentowanego tu koncepcie metafizyki tym czymś jest
Prawda, która, w przeciwieństwie do tego, co dane jest w metafizycznym doświadczeniu
(takim, jak jest ono tu rozumiane), jest bardzo o k r e ś l o n a, co powoduje, że doświadczenie traci swoją rangę
metafizyczną, stając się służebnym aspektem poznania. (Dane jest
istnienie, nie „jedno" jednak, lecz dwa, przy czym jedyną określonością
każdego z nich jest nie-bycie tym drugim, czyli różnica. Doświadczanie
istnienia jest właśnie doświadczaniem tej różnicy. Inaczej Berti, który
uważa, że doświadcza się właściwie wszystkiego (zob. tamże, s. 51 i
n.). Doświadczać można rzeczywiście wszystkiego, ale nie wszelkie doświadczanie
ma status metafizyczny; nie wydaje się w szczególności uzasadnione
przypisywanie metafizycznego charakteru doświadczaniu poszczególnych części
bytu wytworzonego). [ 8 ] Za daną chce uchodzić forma kulturowa, a raczej — jej, ze względu na jej
funkcję legitymizacji panowania, przypisuje się status tego co dane. [ 9 ] Zgodnie z metafizyką religijną dany jest przede wszystkim Bóg i to
wszystko, co jest wyrazem jego woli. Ponieważ
wyrazem jego woli jest zgodnie z tą metafizyką właściwie wszystko (władza
jest oczywiście pierwsza i najważniejsza na tej liście), to wobec tego
wszystkiego musimy się określić, a pole naszego manewru nie jest tu
wielkie: nie można w istocie nie uznać tego co dane. To, co tu zyskujemy,
to sama możliwość dalszego jego uznawania. Skrajnym przeciwieństwem metafizyki Boga i władzy byłaby metafizyka nicości — nie w tym potocznym znaczeniu, że wszystko jest iluzją (chociaż w tym również), ale w tym, że w ogóle nie ma nic takiego, wobec czego należałoby się koniecznie określić. Formalnie rzecz biorąc, proponowana w niniejszym tekście metafizyka sytuuje się między tymi dwoma skrajnościami. Nie ukrywam, że kieruje mną (i współautorką prezentowanej tu koncepcji, zob. W.Paradowska, R.Paradowski, Dialektyczna metafizyka wyboru i antynomie kantowskie, Przegląd Filozoficzny, 2005 (w druku)) zamiar ufundowania bytu, w tym zwłaszcza — wyższego; co do „niższego", chodzi o jego zdefiniowanie — a więc właściwie stworzenie na nowo — w świetle bytu wyższego). [ 10 ] Zob. E. Berti,s. op. cit. 50. Banalne, ale nie do końca oczywiste: wprawdzie doświadczający
jest dany, ale tylko jako taki i jako doświadczający tego właśnie (czego
konkretnie, o tym za chwilę), a nie na przykład Ryszard Paradowski,
obywatelstwa polskiego, zamieszkały na wsi, doświadczający czego tylko chce.
Chociaż również, ale to już nie jest dane, wykracza więc poza doświadczenie
metafizyczne. I jeszcze: to, czego się doświadcza, i to, kto doświadcza, to
nie są całkiem odrębne wielkości. Jedną z trzech „rzeczy" doświadczanych
(obok nie-ja i różnicy) jest właśnie
doświadczający. [ 11 ] A nie po prostu „inny"; filozofia relacji „ja" — „inny"
nie przekracza horyzontu antropologii. Podobnie, płodna skądinąd i
interesująca, „fenomenologia obcego". Zob. B.Waldenfels, Topografia
obcego. Studia z fenomenologii obcego, Warszawa 2002. [ 12 ] O ile wzajemny opór wydaje się bezspornie należeć do doświadczenia,
o tyle to, czego „chce" nie ja, może być tylko przedmiotem spekulacji.
Rzecz się ma nieco prościej z tym, czego „chce" ja. Ja może chcieć
1) pozostać częścią nie-ja, nie wyodrębnić się, 2) wyodrębnić się,
oddzielić, 3) nie pozwolić nie-ja się oddzielić. To jednak jest raczej
przedmiotem zainteresowania psychologii rozwojowej niż metafizyki. W każdym
razie ważniejsze na tym etapie jest nie to, czego ja chce, lecz to, co
musi. To należy do metafizyki. [ 13 ] Hipotetyczny stan sprzed oddzielenia (odróżnienia) nie jest mi dany
w doświadczeniu, bo nie ma jeszcze mnie doświadczającego. Możliwość
nie odróżniania może być mi dana „wirtualnie" (w spekulacji, w wyobraźni),
lecz nie realnie — mogę sobie wyobrazić, że nie jestem oddzielony od
nie-ja, czyli, w istocie, że mnie nie ma. Mogę sobie wyobrazić, ale nie
do końca: nie mogę się na tyle zatracić w tym wyobrażeniu, bym mógł
skutecznie abstrahować od siebie spekulującego. Nie trzeba chyba
specjalnie przekonywać, że na tak wyspekulowanej przesłance nie da się
zbudować metafizyki. Tym bardziej nie da się na niej zbudować bytu (to
jest oczywiste z punktu widzenia prezentowanej tu koncepcji metafizyki;
niektóre inne koncepcje nie wymagają dla swego zaistnienia, bym istniał
ja (by „ja" istniało). Nie zmienia to faktu, że nie jest możliwe bez
„ja" (podobnie zresztą jak i bez „nie-ja") zbudowanie bytu. « Filozofia społeczna (Publikacja: 31-10-2006 )
Ryszard ParadowskiFilozof (metafizyka, filozofia kultury, filozofia polityczna), rosjoznawca, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Instytutu Ameryk i Europy, gdzie jest zastępcą dyrektora do spraw nauki i wykłada filozofię i filozofię kultury. Ostatnio opublikował książkę „Metafizyka i kultura. Repetycje kartezjańskie”, Wydawnictwo Centrum Studiów Latynoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011 i artykuł Religia jako ideologia, w kwartalniku: Środkowoeuropejskie Studia Polityczne (1/2012, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu). Liczba tekstów na portalu: 9 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Definiowanie boga i człowieka w Księdze Rodzaju | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5095 |
|