|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Młodzież, szkoła, studia
Frustrat zone [3] Autor tekstu: Krzysztof Ambroziak
No i dojechałem do celu… Otwieram bramę i wjeżdżam na podwórze. W drzwiach wita mnie moja dziewczyna i jej rodzice. O losie! To oni już wiedzą!
Fajnie się zaczyna robić… No teraz to ja się mogę denerwować, złościć i ciskać gromy, kiedy trzeba było myśleć zanim zaczęło się strzelać. No,
ale to wszystko tak nagle… Impreza u niej na działce, bliskość ciał,
pokrewne dusze, szybkie bicie serc, zachęta jej rodziców bym przenocował u nich, a nie wracał do domu po nocy taki kawał, pokoje obok siebie, które
tamtej nocy zaprzeczyły wszelkim prawom fizyki i architektury nakładając się
na siebie. Teraz brzmi to śmiesznie i absurdalnie, ale tamtej nocy takie nie było.
Impuls napędzający działanie, obopólna zgoda by to działanie kontynuować i jest wynik. Mały brzdąc chce pojawić się na świecie. Powoli znajduję w tym i dobre strony, ale na razie złych jest więcej. Po pierwsze to zepsułem życie
nie tylko sobie, ale przede wszystkim mojej dziewczynie. Ciążę na studiach da
się jakoś jeszcze pogodzić, ale przed maturą to już nie bardzo. Rozmawialiśmy… dużo rozmawialiśmy… Aborcja nie wchodzi w grę. Ślub
na pewno się odbędzie przed porodem, a jeżeli zaczną występować jakieś
problemy z ciążą zaczekamy aż się dziecko urodzi. Teraz to już tylko chcę,
aby ono było zdrowe. Niczego więcej. Wszystko inne to błahostka. Idzie to
jakoś poukładać, jeżeli dziecko będzie zdrowe. No i cóż… Mamo! Tato!
Jestem ojcem...
I tak oto nastał kolejny dzień mojego ojcostwa. Muszę się powoli
przyzwyczajać, bo niedługo się stanie faktem to, co kiedyś traktowałem jako
żart. Trochę to dołujące, ale są i dobre strony. Przynajmniej mam z kim iść
na studniówkę: „Cześć! Kochanie to Krzychu. Krzychu moja żona…". O losie! Toż to klapa totalna. Nie udźwignę chyba tego… dodatkowo dochodzi
stres, żeby się rodzice MOI nie dowiedzieli. Ewentualnie jak im o tym
powiedzieć. „Mamo, tato. Kiedyś przyszedł taki czas w waszym życiu, że
postanowiliście spłodzić mnie i było to 18 lat temu. Teraz przyszedł taki
czas, aby wam oznajmić, że tak jak i wy tak i ja będę szczęśliwym rodzicem a wy dziadkami. Nieprawdaż, że cudownie?" I w tym oto momencie musiałbym się
uchylić od lecącej na mnie z ogromną prędkością, sofy. Musiałbym być
piekielnie szybki, aby z dniem, kiedy wyjawię im tę piękną, a jakże,
tajemnicę nie umrzeć pod sofą. To by była najgłupsza śmierć roku, a nawet
odważę się powiedzieć, że stulecia. „Zginął przygnieciony sofą po tym
jak wyjawił rodzicom, iż będzie ojcem…" wołałyby nagłówki w gazetach, a moi rodzice jako przykładni obywatele Polskiej Kapitalistycznej Republiki
Ludowej wypieraliby się winy zabicia mnie i odwoływali się od każdego
wyroku. Proces ciągnąłby się latami aż sprawę umorzono by ze względu na
brak postępu w toku procesu sądowniczego… czy coś takiego...W każdym bądź
razie byłoby niemiło… Nawet bardzo...
No, ale cóż. Nastał dzień, który jak zwykle nowe zmagania i przygody, choć także i szczęśliwe chwile. Tym razem jechałem do szkoły z ojcem, więc jako tako byłem „trzeźwy" na lekcjach. Ale tam lekcje...
Podczas dymku zadzwonił telefon. Patrzę na wyświetlacz… SŁOŃCE dzwoni. No
to odbieram niczego się nie spodziewając. A tu z drugiej odzywa się mój
przyszły teść i pieprzy coś o jakichś zmowinach. O co temu człowiekowi
chodzi? Nagle mnie olśniło...
— To pan już powiadomił moi
starszych?! — spytałem pełen paniki.
— No oczywiście… — usłyszałem
radosny głos — I nie pan tylko tata, synu… Do zobaczenia dzisiaj...
No myślałem, że padnę na
zawał. Stojący obok mnie kumpel także mało nie padł, ale ze śmiechu.
Takiemu to łatwo jest się śmiać. To nie on będzie ojcem tylko ja… No taaa...
Już nawet nie wczuwałem się w resztę zajęć, jakie mnie dzisiejszego dnia
jeszcze czekały. Byłem nieobecny… po mojej głowie szalało jedno słowo: śmierć...
Przecież to będzie porażka, jak ja wejdę dzisiaj do domu i powiem im całą
prawdę i tylko prawdę. Ślub, matura, praca, dziecko, studia, praca, rodzina,
mieszkanie, życie człowieka dorosłego i schematy z nim związane. W wieku 18
lat zostanę zgredem i pocznę zaliczać się do gatunku wymierającego ludzi
dorosłych. O losie! Będę się musiał odzwyczaić od palenia, oceniania
dziewczyn, które będą mi się przewijały pod nosem i oglądania się za
nimi… Skończyło się wesołe życie kawalera. Założą mi w kościele
podczas mszy GPS i kuniec moi mili państwo! Ósma wieczorem… Wychodzę na
balkonik na dymka… Kumple przychodzą: „Chodź na piwo, człowieku! Nie mogę...
Chodź! Wytrzyma bez ciebie te parę godzin" a tymczasem z kuchni „Misiu...
Wybierasz się gdzieś??? Nie skarbie skądże…" zza okna „No chodź…" a ja śpiewnie pokazując obrączkę na palcu i dziecko w łóżeczku, które
zaczęło właśnie płakać „ I uwolnij mnie!!!" O wielki Jah!! Dlaczego
zabrałeś mi tamtego dnia rozum i sprawiłeś, aby ten cud przekazywania życia
nastąpił. Czasami mógłbyś nie okazywać aż tak wielkiej miłości wobec
mnie, twojego słabego sługi a przede wszystkim niewykształconego… No i mam,
co żem chciał… nawet pióro mi się w ręku trzęsie. Nie mogę nic napisać.
Cały czas w głowie ta jedna myśl: Mam dziecko. Będę ojcem.
Wróciłem do
domu… Od progu poczułem napięcie. Słyszałem tę ciszę przed burzą. Z niecierpliwością czekałem, kiedy te gromy uderzą we mnie, choć podobno
piorun nigdy nie bije w to samo miejsce, ale w moim przypadku będzie to wyjątek.
Zostawiłem torbę na korytarzu i ostrożnie wszedłem do kuchni. Rozglądam się
ostrożnie i nagle słyszę: „Nie skradaj się jak złodziej!" To moi
rodzice. Siedzieli w salonie a ojciec siedział w fotelu i palił! Palił w domu! To utwierdziło mnie w przekonaniu, że naprawdę wiedzą i będzie ze mną
bardzo, ale to bardzo źle. Nawiązałem jednak rozmowę. Próbowałem omijać
temat mojego ojcostwa na kilometry, ale się nie udało. Musiałem powiedzieć
prawdę. Kiedy padły sowa: „Tak. Będę ojcem" zapadła martwa cisza. Słyszałem
ją. Słyszałem ten okropny szum ciszy. Narastał. Powoli, ale miarowo. Nagle
przerwał go mój ojciec posyłając w moją stronę tonę przekleństw. A już
liczyłem, że jednak dostanę fotelem lub sofą w łeb. Byłoby mi łatwiej. A tak będę to musiał po prostu przeżyć. I to mnie jeszcze bardziej przytłacza.
Już ich nie słuchałem. Ich uwagi wlatywały jednym uchem a wylatywały
drugim. Byłem gdzieś daleko, poza tym wszystkim. Jakby w innym bycie. W innej
materii astralnej. Poza czasem i przestrzenią. Czas nie istniał. Zdawać by się
mogło, że to wszystko trwało wieki a zarazem tylko parę minut. Tylko słowa.
Słowa, które nie są w stanie niczego już zmienić. Nic nie jest w stanie
czegokolwiek teraz zmienić. Co ma być to będzie! I koniec! Dobranoc! Daswidanija!
Auf Wiedersehen! Saiounara!
Good bye! Salom! I inne takie w innych językach! Nie ma mnie, odcinam się!
Dalsza część
dnia to tzw. zmowiny u moich teściów. Ślub ustalono, nasi rodzice sobie
pogadali a my, kulturalnie, zostawiliśmy ich samym sobie i wyszliśmy na
spacer. Porozmawiać, pomyśleć nad tym, co nas dalej czeka. Ślub, moja matura, a potem albo zajmę się pisarstwem zawodowo, jeżeli ktokolwiek będzie chciał
moje wypociny czytać, albo będę pracował gdzie popadnie. Następnie urodzi
się nasz dzidziuś, chrzciny, jej matura w przyszłym roku a dalej zobaczymy.
Nie rozmyślaliśmy już nad tym. Stanęliśmy na środku podwórza, przed
naszym przyszłym domem, zapatrzeni w księżyc. Mocno przytuleni do siebie. Ta
biała tarcza patrząca na nas z góry przywodziła na myśl twarz… Twarz
Boga, który uśmiechał się do nas, bo to, co się stało było zapisane w gwiazdach… W jego Wielkiej Księdze Życia mieszczącej każdy fragment
naszego życia… Przeszły, teraźniejszy i przyszły… Każdy szczegół...
Taka chwila jak ta mogłaby trwać wieczne. Zapominam o frustracji… Nie czuję
przepełnionego woreczka żółciowego. Czuję ciepło, jej oddech, zapach i duszę… I to, kiedy ona szepcze ci do ucha: Kocham Cię… Wtedy nie istnieje
coś takiego jak Frustrat Zone...
1 2 3
« Młodzież, szkoła, studia (Publikacja: 30-01-2007 )
Krzysztof Ambroziak Ur. 1988. Maturzysta z Płocka. Zainteresowania: religioznawstwo, historia, fantastyka, polityka oraz język japoński wraz z całą kulturą orientalną. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5245 |
|