|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Aborcja, edukacja seksualna
O antykoncepcyjnym podawaniu ręki Autor tekstu: Krzysztof Terczyński
Jeśli ktoś nie wie co znaczy określenie „iść w zaparte"
wystarczy, że przyjrzy się uważnie stanowisku Kościoła w sprawie antykoncepcji.
Jest to niezwykle ciekawe zjawisko. Gdyby Kościół był przeciwny wszelkim metodom,
które mają na celu zapobiegnięcie ciąży wtedy byłoby to tylko nieludzkie i bezwzględne, a tak jest to nieludzkie, bezwzględne i nielogiczne. Jak ujął to
amerykański dziennikarz Henry Louis Mencken katoliczka może zapobiegać ciąży
przy pomocy matematyki, ale nie może tego robić przy pomocy fizyki lub chemii.
Kościół akceptuje metodę Ogino-Knausa czyli twierdzi, że można zapobiegać ciąży,
ale tak żeby nie zapobiegać ciąży tylko odpowiedzialnie planować poczęcie. Owo całkowite „pójście w zaparte" obrazuje fakt, że
nawet rozsądni ludzie Kościoła jak abp. Józef Życiński, czy o. Jan Góra mówią
czasami takie rzeczy, że człowiek ma ochotę się uszczypnąć.
Niezwykle ciekawe było stwierdzenie jakie
przeczytałem w archiwalnym numerze tygodnika „Niedziela":
„Nawet rękę można podać antykoncepcyjnie".
Oto wypowiedź o. Jana Góry,
"Podać antykoncepcyjnie rękę, to podać i nie podać jej zarazem. Wyciągnąć dłoń na powitanie, ale nieśmiało i szybko
schować" [ 1 ]
Autor artykułu w „Niedzieli"
pisze, że trudno znaleźć moralną różnicę między antykoncepcją a naturalnymi
metodami planowania rodziny (rzeczywiście trudno) "Trudno zrozumieć zło
antykoncepcji, jeśli traktuje się jej zastosowanie jako jednorazowy akt, zażycie
pigułki, użycie prezerwatywy albo innego produktu firm medycznych. Cóż bowiem
może być złego w zażyciu pastylki? Czy różnica polega na tym, że coś jest
sztuczne, tj. wytworzone fabrycznie? Wydaje się, że nie." [ 2 ]
W końcu jednak autor
znajduje ową różnicę: Problem bowiem nie tyle leży w środkach, co w nas
samych. Użycie środków antykoncepcyjnych wiąże się przecież z pewną postawą
wobec życia, postawą antykoncepcyjną. Postawę tę można streścić w słowach: „nie
chcę, nie mogę, boję się" [ 3 ]. A więc postawa niezdecydowania miałaby być
moralnym złem. Czy pary stosujące metody naturalne nie mogą być niezdecydowane,
nie mogą bać się odpowiedzialności? Najwyraźniej te problemy ich nie dotyczą.
Choć może się wydawać, że postawa niezdecydowania bardziej dotyczy ludzi
stosujących metody o niskiej skuteczności, to raczej one niby nie chcą, ale nie
do końca, choć to oczywiście ich sprawa dopóty dopóki nie wymagają, aby wszyscy
myśleli tak jak oni. Czasami ortodoksyjni katolicy próbują argumentować w dziwny
sposób: „tak właściwie to nie chodzi o zapobieganie ciąży, złem jest postawa
wobec innych, postawa, która z innych robi przedmioty użycia, to jest właśnie
mentalność antykoncepcyjna". Więc egoizm i podłość mają od niedawna nową nazwę
to: mentalność antykoncepcyjna.
W czasopismach katolickich
można przeczytać, że naturalne metody planowania rodziny, to świadome
wykorzystywanie praw natury z jednoczesną gotowością na przyjęcie życia
kiedykolwiek się ono pojawi. Owszem jest to świadome wykorzystywanie praw natury
tylko w jakim celu? Czy nie w celu uniknięcia ciąży? Jeśli nie, to po co
małżonkowie współżyją w okresie niepłodnym?
Akt seksualny jest aktem
osobowym — piszą katoliccy publicyści — rzeczywiście tak jest, tylko co z tego
wynika? Otóż wynika z tego, że stosowanie antykoncepcji jest niemoralne. Jako
powód podają to, że prezerwatywy czy pigułki są środkami, które są nieadekwatne
do aktu osobowego. Można zapytać: dlaczego? Co w pigułce czy prezerwatywie jest
uwłaczającego osobie ludzkiej? Na tej samej zasadzie badanie śluzu szyjki macicy, aby uniknąć zapłodnienia, też można uznać za uwłaczające osobie ludzkiej. Ksiądz
powiedziałby nam, że płodzenie jest domeną Natury, a środki antykoncepcyjne to
domena techniki. Tylko czy połączenie tego co „naturalne", tego co jest związane z życiem ludzkim, z tym co „techniczne" skutkuje niemoralnością? Gdyby tak było
musielibyśmy za niemoralne uznać przeprowadzanie transfuzji, używanie protez,
aparaturę medyczną i wiele innych rzeczy. Więc na jakiej podstawie katolicyzm
uznaje prezerwatywy i pigułki za nieadekwatne do aktów osobowych? Gdzie jest
granica między tym co adekwatne, a tym co nieadekwatne do takich aktów? Podobnie
możemy zapytać na jakiej podstawie ortodoksyjni katolicy twierdzą, że Bóg
postanowił, że małżeństwo ma przede wszystkim płodzić dzieci. Może właśnie Bóg
postanowił inaczej, że małżonkowie mają płodzić dzieci kiedy chcą, a kiedy nie
planują potomstwa, mogą współżyć dla przyjemności. Stwierdzenie, że seks ma tylko
wymiar prokreacyjny jest pozbawione wszelkich podstaw, nie opiera się ani na
Ewangelii, ani na nauce, jest stwierdzeniem całkowicie dowolnym.
Warto w tym miejscu rozwinąć kilka myśli o katolickiej etyce
seksualnej. Kościół oczywiście wycofał się ze stwierdzenia, że przyjemność
seksualna jest złem sama w sobie. Co z tego, skoro nie odrzucił „dziedzictwa"
tego stwierdzenia. Za owo dziedzictwo można uznać katolickie stanowisko w sprawie: celibatu, homoseksualizmu, seksu przed ślubem, masturbacji, pośrednio w sprawie kapłaństwa kobiet czy szerzej w sprawie roli kobiet w Kościele, a przede
wszystkim w sprawie antykoncepcji..
W kościelnym stanowisku w sprawie antykoncepcji widać pomieszanie ze sobą pojęć „Boga" i „Przyrody" czy
„Natury". Rzeczywiście [może ktoś powiedzieć, że] Natura tak zaplanowała akt płciowy, aby służył on tylko
rozmnażaniu, gdyż Natura patrzy na te sprawy z perspektywy gatunku, więc
obchodzi ją tylko przedłużenie tego gatunku, jej „decyzje" są podejmowane na
ślepo, gdyż nie liczy się ona z jednostką. Często te „decyzje" są błędne,
niehumanitarne, nie mogą więc być decyzjami Boga np. jeśli Natura „postanawia",
że dziewczynka dwunastoletnia może już zostać matką, to ta decyzja jest sprzeczna z interesem jednostki, i nie znaczy to, że dziewczynka w tak młodym wieku ma
zachodzić w ciążę. Podobnie „postanowienie" Natury, że stosunek płciowy jest po
to, żeby doszło do zapłodnienia, nie oznacza, że seks ma tylko wymiar
prokreacyjny. Człowiek to nie tylko gatunek, to również jednostka, a jej cele we
współżyciu z ukochaną osobą mogą być inne niż przedłużanie gatunku, tym celem
może być rozwijanie i pielęgnowanie więzi z drugim człowiekiem, co oczywiście
nie wyklucza prokreacji. Jak pisze prof. Zbigniew Lew Starowicz: "Erotyzm
jest cechą typowo ludzką, nadaje seksowi ponadbiologiczne ponadprokreacyjne
wartości" [ 4 ] Kościelni „seksuolodzy" próbują nas przekonać, że te inne cele
mogą mieć miejsce, ale tylko gdy małżeństwo chce dziecka, gdy małżeństwo w danym
momencie nie chce dziecka, wtedy te inne niż prokreacyjny cele to jakieś
szatańskie podszepty.
Można odnieść wrażenie, że
Kościół jest przeciwko prezerwatywom nie jako zabezpieczeniu przed chorobami,
ale tylko przeciwko ich antykoncepcyjnej funkcji, tymczasem w papieskim brewe z 1826 r. znalazły się wyrazy potępienia dla stosowania prezerwatyw, gdyż fakt
ten, "utrudnia działanie Opatrzności, która zamierzyła karać stworzenia na
tych członkach, którymi zgrzeszyły", zatem między innymi z pomocą wówczas
prawie nieuleczalnego syfilisu. A jak ironizuje Karlheinz Deschner: co to za
„Opatrzność", która niewiele może wskórać już z powodu prezerwatywy!
[ 5 ]
Trzeba zapytać jaki
stosunek do własnej religii mogą mieć młodzi ludzie, którzy na lekcjach religii
usłyszą od księdza, że prezerwatywy mają pory, że są dziurawe i wirus HIV
swobodnie przez nie przenika. W społeczeństwie opartym na szybkim i swobodnym
przepływie informacji młody człowiek może skonfrontować to z tym, co na temat
antykoncepcji piszą najwybitniejsi lekarze, ginekolodzy, seksuolodzy i to
porównanie będzie dla Kościoła i organizacji katolickich kompromitujące. Kościół
ma oczywiście prawo twierdzić, że stosowanie antykoncepcji jest grzechem, ale
nie ma prawa posługiwać się kłamstwem i manipulacją, a tym właśnie jest próba
przekonania ludzi, że prezerwatywy i pigułki to jedyne rzeczy stworzone przez
człowieka, które nie mają zalet, a tylko same wady.
Mimo, że metoda Ogino-Knausa
ma papieskie poparcie, to jednak Jan Paweł II przestrzegał przed jej
„nadużywaniem" (audiencja generalna 6 września 1984 r.) [ 6 ]. Czyli stosując tę
metodę można zapobiegać ciąży, byle tylko nie za bardzo. Najwyraźniej polega to
na tym, że ta metoda może zawieść, wtedy będzie miejsce dla cierpienia,
wyrzeczeń i trudów, a przecież o to chodzi. Natomiast gdyby ktoś stosował tę
metodę na tyle sprawnie, że miałaby ona stuprocentową skuteczność, to już byłoby
coś podejrzanego.
Przecież to jest myślenie
graniczące z nerwicą.
Ciekawym faktem jest to, że większość hierarchów
wchodzących w skład papieskiego zespołu, który w latach 60-tych miał
ustosunkować się do prac Komisji ds. Kontroli Urodzeń, uznała, że antykoncepcja
nie jest wewnętrznie zła. [ 7 ] Natomiast jeśli chodzi o uwielbienie dla
Naturalnych Metod Planowania rodziny to zdecydowanie nie podzielał go Aureliusz
Augustyn najwybitniejszy wczesnochrześcijański myśliciel, dla niego celowe
unikanie współżycia w okresie płodnym było tym samym co każda inna forma
antykoncepcji. [ 8 ] Tymczasem dzisiaj księża, biskupi, katoliccy publicyści
udają, że te fakty nie miały miejsca, i piszą o zapobieganiu ciąży tak jakby zło
antykoncepcji było oczywiste, jakby nigdy nie było żadnych wątpliwości w tej
kwestii.
Często strona katolicka powtarza, że antykoncepcja
uczyniła kobietę, „przedmiotem użytkowym". Tymczasem jest dokładnie odwrotnie,
to dzięki antykoncepcji — jak to ktoś brutalnie określił — kobieta może
przestać być „samicą rozpłodową", a może wreszcie być pełnoprawną partnerką we
współżyciu.
Księża i biskupi próbują czasem racjonalizować swoje
stanowisko w tej sprawie i odnoszą je do kwestii demograficznej. Używają wtedy
hasła: „Europa wymiera!" W porządku, mogą być przeciwni antykoncepcji tam, gdzie
ludzi ubywa, w kręgu kultury zachodniej, ale jeśli tak się troszczą o kwestie
demograficzne, to niech popierają zapobieganie ciąży tam, gdzie ludzi przybywa i jednocześnie jest straszna nędza. Argument kościelnych konserwatystów jest tu
tak naciągany, tak sztuczny. Wszystko to są próby nadania pozorów racjonalności
czemuś, co jest tak nieracjonalne.
Warto zaznaczyć, że nie dotyczy to przecież całego chrześcijaństwa "stosowanie pigułki zostało zaakceptowane już w 1961 r.,
przez Radę Narodową Kościoła protestanckiego w USA, jak i prymasa Kościoła
anglikańskiego, arcybiskupa Canterbury, jako całkowicie dopuszczalne i zgodne z moralnością chrześcijańską" [ 9 ]
Natomiast Kościół katolicki w sprawie antykoncepcji
zabrnął już za daleko. Sam siebie zablokował. Praktycznie dyskusja w tej sprawie
jest niemożliwa. Wyjścia z tego „etycznego impasu" nie widać.
Przypisy: [ 1 ] Mateusz
Matyszkowicz „Kilka uwag o człowieku antykoncepcyjnym"- „Niedziela" edycja bielsko-żywiecka,
nr 05/2005 [ 4 ] Alicja Długołęcka, Zbigniew Lew Starowicz Jak się
kochać? str. 12 [ 5 ] Karlheinz Deschner Krzyż Pański z Kościołem... str.305 [ 6 ] Uta Ranke-Heinemann
Eunuchy do raju str. 87 [ 7 ] "Małżeństwo pod rygorem" Artur Sporniak -
„Tygodnik Powszechny" Nr 30. 29.07.2007 [ 8 ] Uta Ranke-Heinemann Eunuchy do raju str. 86 [ 9 ] Karlheinz Deschner Krzyż Pański z Kościołem... str. 323 « Aborcja, edukacja seksualna (Publikacja: 16-08-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 529 |
|