|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie
Męska decyzja: Pstryk! i limbus puerorum znikł! [2] Autor tekstu: Elżbieta Binswanger-Stefańska
Aż
tu pewnego razu — Persefona akurat przymierzała nowiutką suknię w kwiatki,
nadchodziła bowiem pora jej wyjścia z Hadesu — przez Styks przeprawił się mężczyzna w sile wieku ze śladami po gwoździach na dłoniach i stopach. Podawał się za
boga, ale wyglądał jak człowiek, i to dość umęczony. Nie przeszkadzało mu
to jednak ogłosić się panem życia i śmierci. Przemeblował zaświaty,
porozstawiał całe towarzystwo po kątach i zabrał ze sobą prawie wszystkie
dusze zostawiając jedynie najgorszych potępieńców. Jego tajemnicą
pozostanie jak zmylił czujność Cerbera, dość na tym, że w najlepsze dołączył
do wyłaniającej się z wiosną całej w kwiatach Persefony, schowany w fałdach
jej sukni, łamiąc wszelkie prawa królestwa umarłych w zaświatach i reguły
żywych na ziemi (nie zapominamy, że jesteśmy w czasach Ziemi płaskiej jak kościelna
tacka, jesień na antypodach w tym samym czasie nie obchodzi nas nic a nic).
Jego
matka przysięgała, że począł się z ducha świętego, ale sąsiedzi
widzieli, jak kręcił się wtedy wokół domu pewien przystojny rzymski żołnierz, z synkiem Afrodyty na ramieniu z kołczanem pełnym strzał, a małżonek
kobiety całymi dniami harował przy heblowaniu desek. Nie sposób dziś dociec
jak to tam było, matka wzięła tajemnicę do grobu, wiarołomstwa jej już
nikt nie udowodni, choć okoliczności sprzyjały bożkowi namiętnego
zauroczenia. Szkoda tylko, że badań genetycznych nikt wtedy nie robił, bo
reperkusje tamtego zamieszania w rodzinie cieśli dają nam się we znaki do dziś
dnia.
Gdyby
rzecz wydarzyła się w naszych czasach, news brzmiałby: „Amerykańscy
naukowcy udowodnili, że przekroczenie Styksu i powrót do świata żywych jest
możliwy, jeżeli osoba dokonująca takiego wyczynu w swoim kodzie genetycznym
ma nietknięty chromosom XX od matki — zupełnie jak owca Dolly — zmodyfikowany
genetycznie gen przeciwgnilny — zupełnie jak pomidory — oraz element trzeci,
pierwiastek boski, którego poszukuje się intensywnie w laboratoriach naukowych
nakładem ogromnych dotacji, jako że przecież gdzieś musi być, i odkryje się
go lada chwila", i sprawa byłaby jasna.
Ale
że było to bardzo bardzo dawno temu wszystko poszło zupełnie innym torem, na
ser mater, chciałoby się rzec, Styks przekroczył mężczyzna, wbił na drugim
brzegu symbol swojej władzy, wpadł w zaświaty jak po ogień, wrócił z powrotem, i zaczęło się. Pluton został zdetronizowany, zepchnięty w najlepszym razie do rezerwatu, na najbardziej nieurodzajny teren, coś jak trochę
później Indianie. A potem Ojcowie Kościoła zaczęli dzielić nowe
przestrzenie i mnożyć nowe byty. I pomyśleć, gdyby tylko ta jedna jedyna
niewiasta zdobyła się na odwagę i zwaliła wszystko na frywolnego synalka
Afrodyty, albo gdyby wiedziano wtedy to, co wie się dzisiaj na temat DNA bogów,
to albo nie uwierzono by w boskość jej syna, albo Jezus to musiałaby być
kobieta. I wtedy cała nasza historia wyglądałaby kompletnie ale to kompletnie
inaczej.
Nie
trzeba by lat rozmyślań i dyskusji, nieprzespanych nocy naukowców, zjadania zębów
filozofów, Międzynarodowych Komisji Teologicznych, 41 stron dokumentu odwołującego
otchłań dla nieochrzczonych dzieciątek, bo czyż byłoby do pomyślenia, żeby
córka swojej matki, kobieta z kobiety, wymyśliła coś takiego, jak limbus
puerorum, dla swoich niewinnie zmarłych dzieci i równie niewinnych dzieci
innych matek?
Papież
Benedykt XVI twierdzi teraz, że to tylko taka hipoteza była, nie sprawdziła
się naukowo, a więc można z niej zrezygnować, w sumie bagatela, strzelić
palcami, pstryk, i nie ma. Nie był to dogmat, bo tego nie dałoby się ot, tak,
obalić, ale li tylko „wielowiekowa tradycja w Kościele katolickim".
No, nie, proszę księdza, wielowiekową tradycją to było to, że ludzie cuda
wyczyniali, żeby nie wtrącać swojego niewinnego potomstwa do otchłani smutku i zapomnienia na wieku wieków amen. Zrozpaczone matki chciały spotkać choćby i po śmierci swoje przedwcześnie zmarłe dzieci. Nierzadko oddawały za to życie. I tak przez wieki. Nie chcę nawet myśleć, ile stron dokumentu trzeba by spisać,
żeby oddać wszystkie te cierpienia i udręki, które ludzi spotkały z powodu
tego typu „hipotez" tytanów rozumu naszego KK.
Do
najjaśniejszych na tym firmamencie należy bez wątpienia święty Augustyn, żyjący
na przełomie IV i V wieku zagorzały orędownik pojęcia „grzech
pierworodny" [ 2 ]. Z fanatyczną zaciekłością neofity, jakim był (nawrócił
się w wieku 31 lat), ten wielce uczony Ojciec Kościoła ogłosił ludzkość
massą peccatorum, grzeszną tłuszczą [ 3 ], i to bez żadnego wyjątku, nawet
nowo narodzone dzieci, ba, nawet dzieci w łonach matek, były obarczone
grzechem niezmywalnym i jedynym remedium na ową ludzką nikczemną "naturę
peccatrix" był chrzest święty. Jeśli z jakichkolwiek powodów grzech
pierworodny nie mógł być zmyty chrztem, delikwent lądował w piekle, i nie
ma zmiłuj. Wprawdzie dla dzieci święty Augustyn przewidywał nieco łagodniejszą
karę niż dla dorosłych, którzy do grzechu pierworodnego dokładali swoje
prywatne, osobiste grzechy, ale tak czy inaczej jedynie piekło czekało
wszystkich nieochrzczonych [ 4 ]. Czy nieprzejednanie świętego skruszałoby,
gdyby wiedział, ile nieszczęścia narobi? Miejmy nadzieję, że kruszeje i kruszeć będzie po Dzień Sądny w przepastnych czeluściach Tartaru pod wpływem
terapii niestrudzonej w nękaniu pensjonariuszy tej części piekła straszliwej
Erynii o imieniu Zawziętość [ 5 ].
Święty
Augustyn, jeden z największych świętych chrześcijaństwa, oddał ducha Bogu w piątym wieku po Chrystusie. Dobrych pięć wieków później „grzeszna tłuszcza"
dała sobie wreszcie szansę na zmianę kary za grzechy z wiecznej na czasową.
Wynaleziono czyściec. I przy okazji przesuwania granic w zaświatach za jakieś
dwieście kolejnych lat główkowania dodano na pograniczu piekła, limbusie,
dwie otchłanie, niejako a posteriori, dobre tysiąc lat posthum,
limbus patrum,
miały się tam znajdować dusze patriarchów starotestamentowych sprzed
odkupienia przez Chrystusa, i interesujący nas limbus puerorum, przedpiekle dla
najmniejszych, tu wpadały duszyczki dzieci nieochrzczonych i choć nie było im
całkiem niemiło, do nieba miały równie daleko, jak głęboko leżał Tartar w obejściu Plutona-Hadesa.
Podczas
gdy pokolenia doktorów teologów na teologicznych szczytach przerzucało się
wiedzą na temat wagi grzechów i kar, co brzmiało mniej więcej w ten deseń:
culpa jako aversio ab incommutabili bono i conversio ad bonum commutabile
powinna być ukarana odpowiednio jako utrata gratii lub utrata visio
beatifica,
oraz ustalało, że: peccatum originale, grzech pierworodny, nie jest peccatum
actuale, wobec tego peccatum originale nie powinno być karane przez
poena actualis, skąd wniosek, że dzieciom obarczonym peccatum originale
ale nie
peccatum actuale wystarczy za karę carentia visionis Dei, czyli niedopuszczenie
przed oblicze Pana, co nie jest taką znowu straszną karą, zważywszy, że
nigdy przecież nie zaznały delectatio w Bogu… zwyczajni, mniej uczeni
ludzie, rozumieli z tego jedno: nie ma nadziei na zbawienie dla ich
nieochrzczonych dzieci.
I
choć wynalazek limbusu puerorum był niewątpliwym postępem w stosunku do nauk
świętego Augustyna, próbą „humanizacji życia pozagrobowego" [ 6 ],
to stał się on „jedną z największych porażek Kościoła" [ 7 ], o czym dziś mało kto wie. O ile czyściec spotkał się z pozytywną integracją w świadomość wierzącego, bo dawał nadzieję, o tyle brak widoków na
spotkanie w niebiańskich ogrodach własnych utraconych dzieci, bo nie zdążono z chrztem, doprowadził do bodaj najbardziej absurdalnych i makabrycznych
praktyk w historii Kościoła. Tradycją bowiem, funkcjonującą przez całe
wieki, stało się zapobieganie na wszelkie możliwe sposoby wtrącaniu
niewinnych duszyczek do przedpiekla bez Boga.
„Koncepcja
teologów", jak to się dzisiaj wdzięcznie a niewinnie nazywa, spowodowała
bowiem w reakcji utworzenie tak zwanych "sanctuaires ŕ répit"
czyli „sanktuariów odroczenia". Były to miejsca pielgrzymek matek z martwymi dziećmi (noworodkami lub płodami z poronień w różnym stadium
rozwoju) w oczekiwaniu cudu. Matki wierzyły, że dzięki wstawiennictwu Maryi
Panny, świętego Pankracego, patrona dzieci, lub innych świętych, ich dziecię
na parę sekund ożyje, ochrzci się je i wtedy już będzie mogło sobie
spokojnie umrzeć zostawiając żywych w spokoju ducha, bo pójdzie do nieba.
Tym
samym Kościół, ten sam Kościół, który tak ponad wszystko czci(ł) swoją
„matkę boską", równocześnie zgotował wszystkim ludzkim matkom nie
jakieś tam hipotetyczne przedpiekle istniejące w chorej wyobraźni mężów Kościoła,
ale prawdziwe piekło na ziemi i to
już wcale nie jest zabawne w tej opowieści o straszno śmiesznych wymysłach
uczonych autorytetów z bożej łaski. Można to podsumować krótką, ale jakże
przydatną tak wtedy jak i dziś sentencją w uczonym języku teologów: „Qualis
ratio, talis et actiones" (Jaki rozum, takie i uczynki), śmiem jednak wątpić,
że znajdziemy to zdanie na 41 stronach uzasadnienia o „rezygnacji z koncepcji limbusu puerorum".
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 2 ] Prof. dr Tomas Ruster: „Sünde und Vergebung" („Grzech i odpuszczenie grzechu"), wykład na uniwersytecie w Dortmundzie w semestrze
letnim 2005, zob.
więcej... [ 3 ] Tłumaczenie moje, ze wszystkich możliwych słów w tym kontekście
chodziło o to najbardziej uwłaczające, jak sądzę, „tłuszcza"
wydała mi się najtrafniejsza. [ 4 ] Święty Augustyn dla zwykłych grzeszników przewidywał karę polegającą
na dręczeniu fizycznym, to tak zwana "peona sensus", i na wyrzutach
sumienia, "poena vermis", dzieci nieochrzczone czekała nieco łagodniejsza
kara, nazwana karą zmysłów, "poena mitissima puniuntur" oraz
"poena damnationis", potępienie polegające na pozbawieniu na wieki daru oglądania
Boga, czyt.
więcej... [ 5 ] Co dziś sądzi i czego naucza Kościół na temat grzechu pierworodnego
tutaj
lub tutaj. « Doktryna, wierzenia, nauczanie (Publikacja: 03-06-2007 Ostatnia zmiana: 05-06-2007)
Elżbieta Binswanger-Stefańska Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie. Liczba tekstów na portalu: 56 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 5 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5400 |
|