|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Kościół w Polsce
Kościół, Partia, współżycie [3] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Nie chciałbym przez to powiedzieć, że PRL była
przyjazna Kościołowi, że nie walczyła z Kościołem, że nie głosiła urzędowej
laicyzacji i ateizacji. Kościół i Partia to były organizmy o konkurencyjnych
względem siebie ideologiach. Obie te konkurencyjne organizacje ideowe — jedna
zorganizowana w formie partii, druga — kościoła — były fundamentalnie
sprzeczne. Tak jednak jak i zaistniał tzw. realny socjalizm, tak i możemy mówić o „realnym katolicyzmie" i pomimo wielu zaklęć i niemiłych enuncjacji po
obu stronach, po okresie odwilży mieliśmy do czynienia nie tylko z wieloma
momentami pragmatycznej współpracy, ale i sukcesywnego coraz mniej
konfrontacyjnego układania współżycia obu podmiotów. System upadł bo załamał się gospodarczo i nie był w stanie zaspokoić potrzeb ludności. Nie dlatego, że nie zaspokajał potrzeb
wyznaniowych czy roszczeń Kościoła. Te ostatnie miały się całkiem dobrze.
Katechizacja funkcjonowała harmonijnie, budownictwo sakralne przeżywało
prawdziwy boom. W latach 1975-1990 wybudowano ponad 1500 nowych kościołów. W samych tylko latach 80. wydano ok. 1500 pozwoleń na budowę kościołów i kaplic. Nader wątpliwe, czy mógł z naszym „ateistycznym państwem"
konkurować w budowie kościołów jakikolwiek inny kraj europejski, choćby i o
najbardziej „przyjaznej neutralności". Skok w demokrację był skokiem w nieznane. A w zasadzie po
części znane z obserwacji innych europejskich państw demokracji liberalnej,
które nie mogły napawać zbyt wielkim optymizmem ewangelizacyjnym. Kościół i Partia jako podmioty podobnie zarządzane — bez jakiejkolwiek demokracji
wewnętrznej — częstokroć znajdowały łatwiej wspólny język niż z jakimkolwiek organizmem demokratycznym. Jakkolwiek by to przewrotnie nie zabrzmiało, to okres PRL
był dla Kościoła okresem na swój sposób błogosławionym. Nie prima
facie, lecz dogłębnie i długofalowo rzecz oceniając. Najważniejszym
profitem jaki przyniósł on Kościołowi to znaczne ograniczenie zasięgu
antyklerykalizmu — nie tylko „ludowego", ale nade wszystko
inteligenckiego. Jak zauważył w 1991 r. Czesław Miłosz: "Nie jest dla
nikogo sekretem, że przed wojną inteligencja, zwłaszcza tzw. inteligencja twórcza,
boczyła się na kościelny 'ciemnogród' i że przymiotnik 'katolicki' oznaczał
dla niej 'obskurancki'. Dopuszczano wyjątki, przyjmowane jednak jako rodzaj
egzotycznych zwierząt." Sprzeciw wobec reżimu komunistycznego połączył
drogi szerokich rzesz inteligenckich oraz „Ciemnogrodu". Do dziś to jeszcze w dużej mierze pokutuje w postaci nadreprezentacji ateistów-klerykałów. W zasadzie zawsze się sprawdza teza, iż symbioza „ołtarza i tronu" owocuje degrengoladą autorytetu kościelnego w społeczeństwie. W okresie PRL Kościół wybudował sobie bardzo duży autorytet, którego nigdy
już nie odzyska nawet w najbardziej przyjaznej mu demokracji liberalnej. Realne
efekty tego zaobserwujemy dopiero w nowym pokoleniu. Powiększając swój autorytet jednocześnie Kościół
polski uniknął w okresie komunizmu wewnętrznych podziałów (istniejące nie
były istotne) oraz grozy drugiej fali modernizmu. Kościół polski do dziś
jeszcze w dużej mierze nazwać można Kościołem przedsoborowym. Pomimo formalnej laickości, PRL była państwem
katolickim. Ponieważ ateizm źle się kojarzył, toteż był albo
koniunkturalnym pozorem, albo deklarowany przez najbardziej zdeterminowanych
ateuszy. Herezje nie były liczne ani mocne; „wieloświatopoglądowość"
społeczna była fantasmagorią. Łatwo ją tutaj było głosić obok państwa
świeckiego. Toteż Kościół walczący ją głosił. Biskupi wielokrotnie mówili,
że państwo powinno być światopoglądowo i ideologicznie neutralne, że nie
powinno narzucać obywatelom żadnych systemów wartości. Kiedy jednak już w III Rzeczypospolitej Prymasowska Rada Społeczna przyjęła stanowisko mówiące o neutralności państwa, prymas ostro i twardo odpowiedział, że wolny chrześcijański
naród ma prawo do chrześcijańskiego państwa. Kościół mógł w okresie PRL w różnych wariantach głosić doniosłość tolerancji, pluralizmu, wolności
sumienia, neutralności światopoglądowej państwa — nie musiał wszelako
tych trudnych idei realizować na demokratycznym poligonie doświadczalnym. Najbardziej wymownie tezy te konkluduje fragment, jaki
odnalazłem we wspomnieniach Jacka Kuronia, zawartych w wywiadzie-rzece z Jackiem Żakowskim (Siedmiolatka... 1997, rozdział: „Od dialogu do
krucjaty"): "W Komisji Mieszanej Rządu i Episkopatu księża biskupi
wiele razy domagali się, żebyśmy ograniczyli antykościelne wystąpienia w Sejmie i byli niezadowoleni, kiedy mówiliśmy, że rząd nie ma na to wpływu.
Protestowali przeciw różnym artykułom w prasie czy wypowiedziom w programach
telewizyjnych i nie dowierzali, kiedy zapewnialiśmy, że rząd nie może już
kontrolować mediów. Skarżyli się na gminy i nieufnie słuchali, kiedy tłumaczyliśmy,
że nad gminami w zakresie ich własnych kompetencji nie mamy już żadnej władzy.
Wreszcie nie wytrzymał pewien biskup, którego bardzo szanuję. — Panie Jacku — powiedział — pan wie, że ja nie jestem
przeciwny demokracji, nie tęsknię za komunizmem, ale z tamtymi to nam się
rozmawiało bez porównania lepiej. (...)". Powyższy tekst stanowi fragment wypowiedzi w ramach
konferencji zorganizowanej przez Ruch Społeczny „Praca-Pokój-Sprawiedliwość"
oraz Instytut Problemów Społeczeństwa Obywatelskiego pt. „PRL bez uprzedzeń — spojrzenie młodych" w dniu 8.4.2008 w Warszawie.
1 2 3
« Kościół w Polsce (Publikacja: 16-04-2008 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5834 |
|