|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Demokracja a zawłaszczanie [2] Autor tekstu: Jerzy Drewnowski
Rzecz w tym, że dotykają one najgłębszych podstaw życia.
Czyż mogą być usługi ważniejsze od niosących nadzieję na uniknięcie śmierci, na
cudowne uleczenie z bólu lub choroby, na takież wyzwolenie narodu z niewoli i uciemiężenia, na nagłe i niespodziewane wyjście z biedy i nędzy, na lepszy świat
pod rządami sprawiedliwych mężów bożych?
Czy mogą istnieć — dla wierzących w te sprawy — oferty cenniejsze niż
ochrona przed knowaniami złośliwych, wszystko psujących złych duchów?
Jeśli ktoś uchodzi za umiejącego pomagać w czymś tak wielkim, nie sposób,
by się nie cieszył się autorytetem i wpływem na wierzących. Brzemienny w skutki jest przy tym fakt, że każde panowanie nad tak zwanymi sercami i umysłami rodzi w sposób naturalny władzę polityczną. W szczególności zdolność kreowania lęku i efektywnego nim
gospodarowania stwarza możliwości bezpośredniego rządzenia. Zarazem jest to
zdolność rodząca zapotrzebowanie aktualnie rządzących możnych
na świadczenie im pomocy — w manipulowaniu rządzonymi. Mowa tu, rzecz jasna, o rządzeniu w sposób hierarchiczny i autorytarny. Także specjalizacja w nauczaniu światopoglądów irracjonalnych czyni duchownych
nieocenionymi dla sprawujących władzę w ten sposób. Retenebracja, czyli powrót mroków, który obserwujemy w ostatnich
czasach, czyni nad wyraz aktualnym to wszytko,
co w aspekcie niedemokratycznych rządów zwykło się mieć na uwadze pod
hasłem fałszywej świadomości. Zapotrzebowanie jest tu przy tym wzajemne: jak
niedemokratyczni politycy potrzebują organizacji teokratycznych, tak i one same,
choć wspierane władzą boską, bez pomocy polityków nie czują się bezpieczne.
Zależność od władzy politycznej powoduje przede wszystkim
sama swoistość usług religijnych: popyt na ersatze ratunku — przed wojną, biedą,
nędzą, głodem, brakiem opieki lekarskiej, politycznym prześladowaniem -
nie jest stabilny; wystarczy długi okres pokoju ze szczyptą demokracji i dobrobytu dla wszystkich lub dla znakomitej większości, jak w ostatnich
dziesięcioleciach w Europie Zachodniej, a rynek zbytu na usługi religijne
zamiera. Ponieważ wiara religijna, poza okresami wielkich nieszczęść, rodzi się
głównie z jej nauczania i z przymusu do niej, do najlepszych wyjść należy sojusz
ołtarza z tronem. Pod warunkiem, że ów tron nie będzie na tyle suwerenny, by ów
sojusz zlekceważyć.
Nieumiarkowane zawłaszczanie dóbr materialnych, druga po
potrzebie władzy specjalność organizacji teokratycznych, jest w istotnym stopniu
niezależne od ewentualnych programów życia w ubóstwie i służenia innym. Stanowi
ono nieuniknioną, jak się zdaje, konsekwencję i samej orientacji na władzę, i łatwego dokonywania zawłaszczeń w społecznościach wychowanych
religijnie w szacunku dla kleru.
Już samo zawłaszczenie potrzeb psychologicznych płynących z tragizmu ludzkiego bytowania przez
sprawną organizacyjnie instytucję stwarza
możliwości dochodu porównywalne bodaj tylko z profesją bankierską. Dzięki
wpływowi na możnych może być to zarazem dochód trwały i względnie pewny. Na
wielkość zysków, o wiele łatwiejszych niż te, które
dają się osiągać przy pomocy
pracy, wpływa przy tym w ogromnej mierze pośrednictwo. A trudno, by nie było to
pośrednictwo intratne, gdy się
dokonuje między rządzącymi a społeczeństwem, w sferze wyobraźni -
między człowiekiem a Bogiem, Szatanem i Wszelkim Złem. Pośrednictwo intratne dodatkowo i przez to, że koszta błędnych
moralnych decyzji pozostają niespłacone lub ponosi je co najwyżej Bóg. Zapewne
nie jest przypadkiem, że również wielkie świeckie korporacje starają się
realizować taki właśnie model redukcji kosztów.
Zasada „zysk trwały, pewny i z minimum odpowiedzialności"
określa także tę sferę biznesu,
którą tworzy współsprawowanie władzy politycznej. Tu również skrywanie się za
innymi jest metodą działania
optymalną. Każdy polityk wie, że bezpośrednia władza polityczna oznacza zyski
mniej lub bardziej kontrolowane. I że oznacza także utratę zysków w wypadku
niezadowolenia rządzonych, gdy dochodzi do przewrotu. Również kościoły i inne
organizacje religijne zauważają tę prawidłowość i mimo pokus bezpośredniego
rządzenia godzą się z tym, że przynajmniej nominalnie władzę polityczną winien
sprawować ktoś inny. Odpowiedzialność — to zresztą dziedzina szczególnie
wyczulonej świadomości duchownych: zarzutów złej jakości
teorii,
usług lub doradztwa w sferze
moralnej lub religijnej nie muszą się obawiać, jak długo obyczaj rozliczania
nauczających z nauk szkodliwych jeszcze nie istnieje; wystarczy dbać o to, by
się taki nawyk nie wykształcił, i czynić swoje. Inaczej ma się rzecz ze
zdawaniem rachunku z politycznych lub ekonomicznych opcji czy też z własnych przywilejów wynikłych z rządzenia. Tutaj przed odpowiedzialnością ratuje właśnie istnienie innej,
odrębnej władzy i, oczywiście, fikcja własnej apolityczności i nieingerencji w kwestie gospodarcze. Najlepiej w połączeniu ze skargami na złe traktowanie lub
prześladowanie.
Bez ponoszenia odpowiedzialności za cokolwiek — z wyjątkiem
pomyślności własnej organizacji — można przy pomocy takiej polityki odnosić
sukcesy imponujące: zwolnienia z podatków, wyłączenia spod gospodarczej
kontroli, dotacje z publicznej
kasy. Unaocznia to odwieczna tradycja kościołów, między innymi Kościoła
rzymskokatolickiego, organizacji żyjącej z pośrednictwa i z pośredniego
sprawowania władzy od wielu setek lat. Ustawowe przywileje kosztem kompetencji
państwa i lokalnej samorządności są integralną częścią tej tradycji, która ma
powody, by imponować także globalnemu
imperium pieniądza. Wzorcze oddziaływanie Kościoła jako instytucji gospodarczej
przodującej w wyzysku nie bez racji zaczyna być tematem prac historycznych.
Zauważmy, że służące wielkiemu kapitałowi wspominane wyżej
umowy o handlu usługami nie są
wynalazkiem ani jego wyłącznym, ani
całkiem nowym. Wynalazł rzecz Kościół rzymskokatolicki, na swoim terenie i dla
swoich zysków, chrzcząc ją między innymi mianem konkordatów. Tak czy inaczej,
trudno sobie wyobrazić społeczeństwo przywiązujące wagę do swojej suwerenności,
które by chciało głosować za umowami tego rodzaju.
Państwo, którego potrzebują wielkie kościoły i im podobne
organizacje kleru, niewiele różni się od
tego, którego życzą sobie wielkie korporacje i światowe organizacje gospodarcze.
Jak słusznie podkreślają niektórzy współcześni filozofowie także w Polsce, nie może to być państwo demokratyczne, lecz raczej hierarchiczne i autorytarne. Dodajmy rzecz prawie oczywistą,
że nie powinno to być, poza tym, państwo ani opiekuńcze, ani skutecznie
dbające o powszechny dobrobyt. Między innymi dlatego, że bez ubóstwa z jego skutkami w postaci niedokształcenia i prymitywnej autorytarnej etyki znaczna część mądrościowych ofert kleru może
się ukazać w całej swojej myślowej nędzy. W każdym razie, jest rzeczą znamienną, iż organizacje zarabiające na pocieszaniu
strapionych i biednych na temat tak fundamentalny, jak bezwarunkowy dochód dla
każdej osoby, milczą niemal
wszystkie.
4. Aspołeczne aparaty państwowe
Również
postsocjalne państwo, zbudowane w toku światowej deregulacji kapitału,
żyje — wraz ze swą klasą
polityczną — w decydującej mierze z narzuconego pośrednictwa. Nie
zapytawszy nikogo o zgodę, pośredniczy w szczególności między ludnością a globalnym imperium pieniądza. Z efektem między innymi ekonomicznych depresji i katastrof, niszczenia służby zdrowia i deprecjacji kultury. W wielu krajach
pośredniczy także między ludnością a kościołami, decydując w jej imieniu o ich
uprawnieniach i przywilejach bez
jakiegokolwiek referendum lub takiej czy innej formy konsultacji. Zdarza się
również, że pozazdrościwszy kościołom, próbuje pośrednictwa między człowiekiem a Bogiem i innymi niesprawdzalnymi wartościami. Polscy politycy, wraz z niektórymi
amerykańskimi, stanowią w tej dziedzinie -
niezależnie od swej śmieszności — znak czasu warty uwagi.
Poza tym, o czym rzadziej myślimy, siła takiego państwa, jak każdej władzy
niedemokratycznej, opiera się w wielkiej mierze na pośredniczeniu
między społeczeństwem a tym, co stanowi w nim, by tak rzec, komponentę
motłochu. Motłoszeniem ludu można by nazwać ów proceder, uprawiany głównie przy
pomocy wielkich mediów, a zmierzający przede wszystkim do zamieniania
społeczeństwa w bezkrytyczną masę. W Polsce i w niektórych innych krajach łączy
się to coraz częściej z popieraniem
przez państwo chrześcijańskiej autorytarnej etyki dzielącej ludzi jednoznacznie
na złych i dobrych, świętych i zbrodniarzy. Niezależnie od tego państwo i media
zmierzają ku temu, by miejsce lęku przed niesprawiedliwym ustrojem społecznym
zajął lęk i strach przed zdegenerowaną jednostką.
Podsycanie strachu przed przestępcami -
złodziejami, niszczycielami samochodów, uwodzicielami dzieci -
to jedno z głównych praktycznych zastosowań tego motłoszącego pośrednictwa.
Ludność nieufna, zalękniona i niesolidarna ze słabszymi,
nienawidząca „gorszych" — cóż może być wygodniejszego w aspekcie rządzenia i manipulacji! Paradoksalnie,
najbardziej zaangażowani w tego rodzaju ogłupianie
innych i najbardziej mu podlegli są, statystycznie rzecz biorąc,
konserwatywni intelektualiści i takaż tak zwana inteligencja.
Sprawa jest zresztą poważniejsza, niż się wydaje, i wykracza daleko poza manipulację. Niepokoi zwłaszcza to, że nie tylko w nietolerancyjnej Ameryce, lecz i w krajach znacznie liberalniejszych, liczba
ludzi wtrącanych do zakładów karnych znacznie rośnie mimo spadającej
przestępczości. Niedobrze wróży — demokracji i stabilności praw człowieka -
także fakt, że trafia tam coraz większy odsetek ludzi ubogich. Trudno tu nie
myśleć o dynamicznym rozwoju przemysłu więzienniczego w ostatnich czasach, i we wzorczych dla reszty świata Stanach
Zjednoczonych, i w przeciętnie bardziej demokratycznej Europie. Tańsza i bardziej subordynowana siła robocza, łatwiejsze polityczne podporządkowanie
ubogich mas świata, gdy w więzieniach jest przetrzymywana wielka liczba młodych
mężczyzn, wyjaśniają sprawę. Rozwiązanie kwestii socjalnej niedalekie od modelu
globalnie obowiązującego!
Szczególnie intensywne przepompowywanie dóbr ważnych do
życia i rozwoju ku wielkim podmiotom gospodarczym i innym silnym organizacjom -
to właściwość państwa postsocjalnego podstawowa.
Uwłaszczanie tak zwanej klasy politycznej przez siebie samą jest również
cechą takiego państwa konstytutywną: im ludność kraju ma w swoich sprawach mniej
do powiedzenia, tym swobodniej bogacą się
politycy. Współzależność to tym
istotniejsza, że z innych stron trudno
liczyć na przeciwdziałanie: ani wielki kapitał, ani ewentualne szare eminencje
organizacji teokratycznych nie mają powodu, by odsuwać od władzy skorumpowanego
polityka, jak długo ich własne interesy nie doznają przezeń uszczerbku;
przeciwnie, mimo swego zapotrzebowania na silne państwo znajdują się jako
suwereni w wygodniejszej sytuacji, gdy jego funkcjonariusze są dodatkowo dyspozycyjni wskutek podatności na szantaż.
1 2 3 4 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 08-09-2009 )
Jerzy DrewnowskiUr.1941, historyk nauki i filozof, były pracownik PAN, Akademii Lessinga i Uniwersytetu Technicznego w Cottbus, kilkakrotny stypendysta Deutsche Forschungsgemeinschaft i Biblioteki Księcia Augusta w Wolfenbüttel. Współzałożyciel Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Pracował przez wiele lat, w Polsce i w Niemczech, nad edycją „Dzieł Wszystkich” Mikołaja Kopernika. Kopernikowi, jako uczonemu czynnemu politycznie, poświęcił pracę doktorską. W pracy habilitacyjnej zajął się moralną i społeczną samoświadomością uczonych polskich XIV i XV wieku. Od 1989 r. mieszka w Niemczech, wiele czasu spędzając w Polsce - w Jedlni Letnisku koło Radomia, gdzie wraz ze Stanisławem Matułą stworzył nieformalne miejsce spotkań ludzi duchowo niezależnych z kraju i zagranicy. Swoją obecną refleksję filozoficzną zalicza do „europejskiej filozofii wyzwolenia”. Nadaje jej formę esejów, wierszy i powiastek filozoficznych. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 24 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Niezapomniane oko Polifema. Opowiadanie dla licealistów | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6774 |
|