|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Nawet diabeł zapłacze… [1] Autor tekstu: Kamil Szpyt
Bóg umarł.
Fryderyk
Nietzsche
Siedzieli w bezruchu, ramię przy ramieniu, brat koło brata.
Pogoda była
naprawdę piękna, co chwilę powiewał delikatny wietrzyk, ochładzając rozgrzane,
lipcowe powietrze. Po niebie przesuwały się leniwie chmury, zupełnie nieświadome
zachodzących pod nimi zmian. Mężczyźni
znajdowali się na wzgórzu Anavan, które górowało nad Świętym Miastem. Nie rosły
tutaj żadne drzewa czy krzewy, jedyną roślinność stanowiła wybujała, panosząca
się wokoło trawa.
Archanioł Gabriel
przesunął po niej ręką, napawając się jedwabistą miękkością. Wyglądał na
trzydzieści, trzydzieści pięć lat, ubrany w jeansowe spodnie i t-shirt bez
nadruków. Mlecznobiałe, proste włosy spływały na ramiona, delikatnie podkręcając
się na końcach. Niebieskie oczy, prosty nos i wąskie usta. Do tego szczupła,
pozbawiona muskułów sylwetka.
Jego towarzysz był
całkowitym przeciwieństwem: dwudziesto-paroletni, niższy, nieco krępy, ubrany we
flanelową, rozpiętą na piersi koszulę, skórzane spodnie i kowbojki.
Rozwichrzone, czarne kędziory sterczały na głowie, każdy w inną stronę. Lewy
policzek przecinała biegnąca od nosa do szczęki paskudna blizna. Po kilku próbach
zapalił wreszcie kolejnego Pal Mala, przeklinając w myślach rozedrgane ze
zdenerwowania ręce. Zaciągał się pośpiesznymi, głębokimi haustami. Kiedy po
minucie skończył, rzucił niedopałek niedbale przed siebie i sięgając po
następnego papierosa, przemówił.
— Dziękuje, że się
wszystkim zająłeś...
Gabriel w odpowiedzi kiwnął tylko głową. — Czy… czy mówił
coś, zanim… — kontynuował tamten. — Chciał z tobą
rozmawiać, ale nie mogliśmy cię znaleźć.
Przez twarz bruneta
przebiegł grymas bólu, a później złości. — Jak nie mogliście
mnie znaleźć? Ponoć widzicie wszystko, więc co, do cholery, ma znaczyć, że nie
mogliście mnie znaleźć?!
Anioł wzruszył
ramionami i westchnął. — Zawsze zacierałeś
za sobą wszystkie ślady. Stałeś się w tym o wiele lepszy od nas, Lucyferze.
Zamilkli.
Gabriel przyjrzał
się bratu i poczuł smutek na widok jego rąk oraz naznaczonego cierpieniem
oblicza. Przypominał bardziej przerażonego chłopca, niż „Wszechwładnego
Imperatora Państwa Piekielnego". — Nie powinieneś
tyle palić... — Sądzisz, że mnie
to zabije? — odwarknął, po czym dodał już innym tonem — Czy cierpiał? — Nie — wąskie usta
anioła uniosły się w delikatnym uśmiechu — Do ostatniej chwili był pogodny,
rozmawiał z nami. Wynieśliśmy łóżko na zewnątrz, a Michał pokazywał sztuczki z tresowanymi smokami na smyczach. Pękaliśmy ze śmiechu. Nawet Syn. — Właśnie, Syn.
Gdzie on teraz jest? — Nikt nie wie.
Zniknął. Po prostu odszedł niedługo po… — urwał. — Teraz przejmie
tron, prawda? — Nie wiadomo,
nigdy tego nie chciał. Nie lubił rządzić, wolał służyć — anioł spojrzał uważnie
na rozmówcę — Masz zamiar pretendować?
Lucyfer parsknął. — Taaaa, klozetowy
król śmierdzącej kloaki, wielki mi zaszczyt. — Mógłbyś wreszcie
pokazać, na co cię stać, zawsze miałeś tyle znakomitych pomysłów — w głosie
zabrzmiała kpina.
Diabeł spojrzał na
niego ze wściekłością i chwilę mierzyli się wzrokiem.
Gabriel poczuł
nieznane uczucie kumulujące się w okolicach podbrzusza. Dopiero po chwili
zorientował się, że to strach.
Pożałował nagle
zostawienia broni w Świętym Mieście — w walce wręcz nie miał żadnych szans. — Chcę go zobaczyć.
Sens słów za
pierwszym razem nie dotarł do archanioła. — Chcę go zobaczyć — powtórzył Lucyfer, po czym wstał i ruszył z dół wzgórza.
Po chwili wahania,
jego towarzysz poszedł za nim.
***
Gabrielowi od
początku nie spodobał się pomysł umieszczenia trumny w sali tronowej. Wielka,
wykonana z olbrzymich, marmurowych płyt, wydawała się potwornie zimna, zupełnie
do Niego niepasująca.
Pokój Rozmyślań -
tak, o wiele lepiej — pomalowany żywymi kolorami, ozdobiony wyszywanymi złotą
nicią kotarami.
Sypialnia — również — to tam wielokroć przyjmował gości i przyjaciół, zwłaszcza, kiedy już podupadł
na siłach.
Sala tronowa
stwarzała złe wyobrażenie, ukazując go po śmierci takim, jakim nigdy nie był za
życia.
Archanioł został
jednak przegłosowany. Z siedmioosobowej rady, tylko Michał poparł jego pomysł.
Azreael, Azrafael, Dedrach, Rafael, Szemkiel — wszyscy byli przeciwko.
Trumnę wykonano z kamiennych bloków, na których wypisano po hebrajsku Dziesięć Przykazań -
najlepsze epitafium, jakie tylko mogli wymyślić.
Stała samotnie na
środku sali, z której wyniesiono wszystkie krzesła, obrazy i ławy. Cały czas
pełniła przy nich wartę dwójka aniołów, zmieniających się, co pięć godzin.
Teraz napięli się
niczym struny, słysząc pozdrowienie Gabriela, jednak na widok towarzyszącego mu
upadłego anioła, ich ręce odruchowo przesunęły się na rękojeści mieczy. — Wszystko w porządku, bracia — powiedział archanioł, unosząc dłoń — Syn marnotrawny wrócił
pożegnać się z Ojcem.
Lucyfer skrzywił
się słysząc to określenie, ale nic nie powiedział.
Otaksował
beznamiętnym wzrokiem obu strażników: nie znał ich, musieli należeć do aniołów
niższego rzędu, powołanych do istnienia już po jego odejściu. Wyglądali jak
bliźniacy, obaj umięśnieni i wysocy, z ogolonymi na łyso głowami. Nosili
pozłacane, narzucone na gołą skórę kolczugi, metalowo-skórzane pseudo-gatki i sandały na bosych stopach. Do pasów przytwierdzili sobie pochwy z mieczami. A wszystko to jakby wybrane na chybił trafił, bez dbania o efekt czy użyteczność.
Strój, który w zamyśle miał przerażać, wywołał u diabła ironiczny uśmieszek.
Tamci, zauważywszy
to, nasrożyli się jeszcze bardziej.
Zapadło nieznośne
milczenie.
Chcąc je przerwać,
Gabriel odchrząknął i przemówił: — To jest Uzjel, a to Barbiel — wskazał ręką najpierw anioła po prawej, a później po lewej — A to... — Wiemy, kim jest -
warknął Barbiel — Książe Ciemności, Władca Zgnilizny, Wielki Kusiciel, Zdradliwy
Wąż, Zguba Świata... — Wystarczy tych
grzeczności — przerwał wypranym z emocji głosem Lucyfer — A teraz spieprzać,
dzieciaki. Nie mam dla was czasu.
Tego było za wiele:
strażnicy wyszarpnęli gwałtownie miecze i rozjuszeni ruszyli w kierunku diabła.
Stepowali przy tym komicznie, wyprawiali przeróżne figury i piruety, zapewne
mające zmylić atakującego wroga. — Nie! — Gabriel
próbował zastąpić im drogę, ale szatan odsunął go jednym ruchem ręki.
Później wypadki
potoczyły się błyskawicznie. W mgnieniu oka
rozżarzone do czerwoności głownie roztopiły się z głośnym sykiem, skapując na
podłogę.
Uzjel wrzasnął i odrzucił samą rękojeść, przyciskając poparzoną dłoń do klatki piersiowej.
Barbiel poszedł w jego ślady.
W ich oczach odbiło
się przerażenie.
Pierwszy z nich
otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie zdążył. Jeden ruch ręką i obaj
zawiśli na niewidzialnym sznurze, dwa metry nad ziemią.
Twarze strażników
momentalnie poczerwieniały.
Lucyfer zaczął
powoli zaciskać wyciągniętą przed siebie, otwartą dłoń.
Barbiel kwiknął, a z nozdrzy buchnęła krew. Majtał szaleńczo nogami, ze wszystkich sił starając się
uwolnić.
Gabriel patrzył na
to skamieniały. Jeden rzut okiem na Uzjela i okazało się, że drugi z aniołów już
stracił przytomność. — Lucyferze… -
wyszeptał archanioł, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić.
Tamten powoli
odwrócił na niego wzrok.
Osoba, która
powiedziała, że w oczach szatana odbijają się ognie piekielne kłamała — można w nich dojrzeć tylko bezkresną pustkę.
Anioł poczuł, jak
wciąga go do swojego wnętrza. Leciał w dół, prosto na spotkanie najgłębszej
rozpaczy, w miejsce, gdzie brakuje łez. Gdzie nie ma już nic.
Usłyszał krzyk.
Dopiero po chwili
zrozumiał, że dobywa się on z jego własnego gardła.
Opadł na kolana,
ostatkiem sił zaciskając powieki.
Strumień potwornych
obrazów urwał się gwałtownie.
Na moment.
Na chwilę.
To jeszcze nie
koniec.
„Otwórz oczka,
braciszku" — szeptał głos w głowie. I kiedy wydawało
się, że nic nie jest w stanie ukoić ten niewyobrażalnej furii, spojrzenie diabła
niespodziewanie padło na otwartą trumną.
Ciemne oczy
zaszkliły się.
Głowa o kruczoczarnych włosach opadła w dół, wargi zadrżały.
Wahał się.
Wypuścił głośno
powietrze. A później jednym
celnym rzutem cisnął ciałami nieprzytomnych strażników przez otwarte drzwi.
Skinienie palców -
podwoje zatrzasnęły się, rygiel opadł.
Zapadła cisza. — Nic im nie będzie — mruknął szatan bardziej do siebie, niż do Gabriela.
Powolnym krokiem
podszedł do trumny.
Długo patrzył na
twarz jedynej osoby, którą kiedykolwiek kochał.
Potem opadł na
kolana, przykładając czoło do zimnego marmuru. Zaczął mówić coś cicho,
niewyraźnie.
Archanioł
przyglądał się temu bezwolnie, nie mając nawet sił, żeby wstać.
Czuł się tak bardzo
zmęczony.
Co się stało ze
strażnikami?
Przyrzekł sobie,
sprawdzić czy z nimi wszystko w porządku.
Ale później,
później, teraz nie, jeszcze nie teraz...
Boże, jaki on był
zmęczony...
Wpatrywał się w nieruchome plecy Lucyfera, jednak jego myśli uciekły gdzieś hen, daleko, poza
granice czasu i przestrzeni.
Już kiedyś to
widział, wiele tysięcy lat temu.
Rajski Ogród.
Dwie nagie,
dygoczące postacie. Zawstydzeni, upokorzeni, przerażeni. I ten krzyk: „To
ona, to ona, to wszystko przez nią!". Ludzka natura, zawsze taka sama — byle nie
ja.
Smutek Ojca.
Kpiny Lucyfera.
Walka. Krew. Krew
na policzku brata, ognisty miecz w dłoni.
Znowu krzyk. I wreszcie koniec.
Anioł nie wiedział,
co wyrwało go z transu. Dopiero po chwili zrozumiał, że słowo, dotąd szeptane
przez diabła pod nosem, teraz nabrały olbrzymiej, niepojętej mocy.
Rozległ się huk.
Archanioł stracił
równowagę i upadł twarzą na podłogę, która zaczęła falować, jak wezbrane morze.
Marmurowe płyty wyginały się i skręcały, raz zbliżając się do kamiennej trumny,
raz oddalając. Za ich przykładem poszły ściany, drżąc i tańcząc w rytm
wyimaginowanej melodii.
Sala ożyła.
Gabriel przyglądał
się temu z fascynacją. Zaparł się rękami i nogami, starając się ze wszystkich
sił utrzymać stabilność.
Prawa dłoń Lucyfera
zacisnęła się na brzegu trumny.
Płynna, szkarłatna
esencja żywiołu rozlała się po żłobieniach, wypełniając litery. — Jestem Prometeusz — dałem ludziom ogień...
1 2 3 4 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 06-11-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6918 |
|