|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Historia powszechna
Markiz de Pombal i ojciec Malagrida - rozsądek w walce z ignorancją i fanatyzmem [3] Autor tekstu: Piotr Napierała
Do budynków jakie zniszczyło trzęsienie ziemi
należał pałac królewski (z biblioteką zawierającą 70.000 woluminów, w tym wiele przełomowych dzieł oceanograficznych i licznymi dziełami sztuki)
Ribeira ukończony w 1511 roku. Józef I miał szczęście, że w dniu trzęsienia ziemi nie było go w pałacu (byli
na mszy w podmiejskim Belém, gdyż księżniczka miała ochotę spędzić dzień
Wszystkich Świętych poza miastem.), który został kompletnie zniszczony. Władca
uważał to za znak, że Bóg nad nim czuwa [ 37 ].
Rodzina królewska przeniosła się więc do pałaców w dzielnicach Ajuda i Belém. W efekcie katastrofy król nabawił się fobii przebywania w zamkniętym
pomieszczeniu i resztę życia spędził mieszkając w luksusowych konstrukcjach
namiotowych. Trzęsienie ziemi zniszczyło
największe kościoły Lizbony i klasztor Do Carmo w centrum miasta
(ruiny, pozostawiono jako
wspomnienie kataklizmu). Trzęsienie ziemi zniszczyło
większą część południowego wybrzeża
aż do Algarve. Na
obszarze niedotkniętym przez morze szalały przez ok. 5 dni setki pożarów.
Jego siła była tak wielka, że odczuwali je również mieszkańcy
dalekiej Wenecji, co w swych pamiętnikach odnotował Giacomo Casanova. Fale
tsunami pojawiły się w całej Europie i na północy Afryki (w Maroko zginęło
tego dnia co najmniej 10.000 osób).
Katastrofa wstrząsnęła Europą.
Dla Voltaire’a, który napisał: Poème sur le désastre de
Lisbonne i wielu katastrofa znaczyła potwierdzenie słuszności deizmu -
tj. przekonania, że bóg nie ingeruje w życie ludzkie, bowiem tylko tak może
pozostać dobrym. Fakt wystąpienia trzęsienia ziemi w Lizbonie i zniszczenia
wielu ważnych obiektów sakralnych, właśnie w dzień świąteczny
wzbudził wiele zainteresowania kwestiami polityki Kościoła w całej
Europie. Z punktu widzenia przeciętnego XVIII-wiecznego katolika, mieszkańca
Europy, było to bardzo trudne do zrozumienia, szokujące zrządzenie
nadprzyrodzone. Listopadowa Gazeta de Lisboa pisała,
że tragiczny dzień pozostanie na wieki w pamięci tych, którzy przeżyli. Jeśli
chodzi o wpływ na umysły europejskie, trzęsienie 1755 roku, porównuje się z holocaustem. Nie wszyscy traktowali sprawę śmiertelnie poważnie. Ambasador
Francji w Lizbonie (w l. 1752-1759), François, hrabia de Baschy, de
Saint-Estève et du Cayla, który nie stracił w katastrofie żadnych sprzętów
ani służby, rozśmieszał madame Pompadour opowiadając o szczegółach śmierci
hrabiego Peralady [ 38 ]. W europejskich salonach porównywano mieszkańców „gostyko-orientalnej"
Lizbony do hebrajczyków przekraczających Morze Czerwone. Szwedzki „Mercure"
donosił, naginając nieco fakty, o zwaleniu się gmachu Inkwizycji, które
uratowało pewnego kalwinistę od stosu [ 39 ]. W Hadze ukazała się w 1756 roku praca: Discours politique sur les
avanntagesqeu la Portugal pour raittirer de son malheur, której
autor-anglofob doradzał Portugalii, wykorzystać katastrofę, dla unieważnieniu
sojuszu z Londynem, co nie było zbyt fair, zważywszy na to, że
Brytyjczycy przysłali do zniszczonej Lizbony wielka flotę z pieniędzmi i ryżem,
mąką warzywami i narzędziami, podczas gdy np. Francja zadowoliła się tylko
deklaracją typu: „jeśli byście czegoś potrzebowali, dajcie znać" [ 40 ].
Finanse brytyjskie były bardzo zaangażowane w Portugalii i czułe na zmiany
rynku. Giełda londyńska notowała wzrost cen złota, gdy tylko brazylijska
flota z kruszcem nieco się spóźniała, a po trzęsieniu ziemi, londyńska
City splajtowała [ 41 ].
Brytyjskie koła arystokratyczne i kupieckie rozmawiały ile kto stracił w English Factory, a Goethe wspominał, że katastrofa lizbońska wznieciła w Niemczech „demona strachu", podważając wiarę wielu osób [ 42 ].
Sebastião de Melo miał duże szczęście, że był
poza stolicą. Przebywał bowiem w swym domu na sielskiej reu Formosa. Wstrząsy
rozlały ponoć stojącą na jego biurku herbatę, po czym zrobiły się tak
silne, że waletowi ministra ze strachu zbytnio trzęsły się ręce, i Pombal
musiał sam ułożyć swoją perukę [ 43 ].
Dotarłszy do centrum, minister natychmiast zaczął działać, wygłaszając słynne
zdanie na pytanie: „Co teraz?": „Pochowamy martwych i nakarmimy żywych" — E agora? Enterram-se
osmortos e alimentam-se osvivos").
Chodziło o to by uniknąć epidemii, której wybuchowi sprzyjałyby rozkładające
się ciała. Ponieważ nie było wiadomo, która z leżących na ziemi ofiar,
jeszcze oddycha, Pombal kazał posypać wapnem wszystkich. Nie liczono ofiar, bo
bano się, że rozgniewa to boga [ 44 ].
Straty szacowano na 2284 miliony francuskich liwrów [ 45 ].
Minister był niezmordowany; objechał swym powozem cale
zrujnowane miasto. Widziano jak miał przypaloną perukę i zakurzony surdut. Nic
nie jadł przez całą dobę, poza bulionem, na którego spożycie nalegała żona.
Przestraszony król (Pombal z trudem przekonał króla by pozostał w Belem, a nie uciekał do Coimbry [ 46 ])
dał mu wolą rękę na wszelkie potrzebne działania, samemu myśląc jedynie o modleniu się. Wiekowy minister Pedro
da Mota e Silva zgłupiał i zachorzał — 3 medyków krzątało się wokół
niego, a DiogoMendonça gdzieś znikł.
Wieczorem po katastrofie, żołnierze zorganizowali biwaki dla
siebie i mieszkańców, by mogli się ogrzać przy ognisku i posilić. Statki
mogły cumować w porcie dopiero następnego dnia rano (dotąd pływały w kółko,
by uniknąć losu wyrzuconych na brzeg przez tsunami) Wielu jednak wolało okraść
ogrodników, lub uchodzić z „przeklętego
miasta". Podczas wielotysięcznego exodusu
kantyczki przeplatały się z przekleństwami. Wszystkie klasy społeczne
się zmieszały. Wszyscy byli brudni od sadzy. Kobiety z bogatych rodzin miały
zbyt delikatne stopy i szybko musiały przerwać marsz (nigdy tak daleko nie szły),
by przysiąść nieco na przydrożnych kamieniach i odpocząć. Tą samą kolumną
szli uciekinierzy z rozbitych więzień, włóczędzy,
zbiegli murzyni, wojskowi maruderzy. Z tych trzech ostatnich grup
minister stworzył (regimenty z prowincji zatrzymywały falę ludzką)
łańcuch do walki z ogniem trawiącym zniszczone miasto [ 47 ].
Kardynał obwiniał kler za „zepsucie" i ściągniecie gniewu bożego i zawracał głowę zajętemu ministrowi, który taktownie dał się zdenerwowanemu
duchownemu się wygadać. Dopiero głód kazał tłumowi uciekinierów zawrócić, w panice nie wzięli ze sobą bowiem żadnej żywności. Gdy powrócili i nakarmiono ich zapasami z magazynów, panika uległa zmniejszeniu. Mnisi robili
opatrunki, lekarze, a za nimi grabarze oglądali ciała. Przeszukiwano statki w poszukiwaniu jadła. Jeśli coś znaleziono — kierowano do magazynów i do
ludzi koczujących wśród ruin [ 48 ].
Wyłapywano prostytutki, dziwki, włóczęgów, dezerterów, niewolników, więźniów,
galerników, i kolporterów horoskopów. Wśród ruin było to nawet prostsze niż
ongiś w stojącym mieście. Nieporadny Diogo
de Mendonça nie odzyskał już nigdy
swej pozycji, a jeden z faworytów króla, Antonio de Costa Freire, który
ewakuował się do Santarem, dostał rozkaz pozostania tam do śmierci, „aby
uniknąć aktów przemocy" [ 49 ].
Jezuita o. Malagrida opowiadał wśród tłumów, że
nastał czas gniewu boga i skruchy, wzbudzając panikę. By przeciwdziałać tej propagandzie,
Pombal postarał się, by każdy wiedział, że fala tsunami uderzyła
nie tylko w „prawowierną" Portugalię, ale i w
Skandynawie i Nową Anglię (heretyków), oraz w Maroko (muzułmanów).
Kilku aktywniejszych kaznodziejów dyskretnie wysłano do Angoli. Był
to więc typowy konflikt między informacją i oświeceniem, a bezmyślnością i fanatyzmem.
Gdy Malagrida wydał broszurę, oskarżając „grzesznych"
lizbończyków za katastrofę,
Sebastião de Carvalho e
Melo, kazał interweniować nuncjuszowi (najpierw prosił o interwencję
prymasa Portugalii, lecz ten odpowiedział — ku wzburzeniu ministra -
panegirykiem na cześć jezuity), który wysłał Malagridę
do Setubal po drugiej stronie Tagu. Trzeba tu zaznaczyć, że sam Pombal
również był bardzo pobożny, ale nade wszystko bał się fanatyzmu
religijnego [ 50 ].
Dopiero 17 listopada (po 2 tygodniach) do miasta powrócił kult religijny. W całym mieście Inkwizycja starała się uniemożliwić
skazańcom ucieczkę ze zniszczonych więzień. Tych, który czekali na przesłuchanie,
przywiązano do mułów i wysłano do aresztów w Coimbrze. Bogacze ładowali swój
dobytek na statki, cudzoziemcy tłoczyli się w ogrodach położonej
na wzgórzu dzielnicy ambasad, które kataklizm oszczędził. Kramarze
przeszukiwali swe zniszczone domy w poszukiwaniu pieniędzy i resztek nadającego
się do czegokolwiek towaru, inni szukali w gruzach ulubionych posążków i religijnych obrazków [ 51 ].
Zabroniono odbudowy budynków, zanim ogłosi się plan ogólny.
Plan ten nosi datę 12 czerwca 1758 roku [ 52 ]. Ci, którzy nie mieli środków by odbudować swoje domy w ciągu 5 lat, wg planu tracił
własność na rzecz tego, kto mógł kupić działkę. Częstokroć zrujnowana
szlachta musiała ustąpić pola zamożnym kupcom. W roku
1763 stało już wiele gotowych domów, ale stały one puste, a lizbończycy
przyzwyczaili się tymczasem do życia w szopach.
Miasto odbudowano według planów markiza de Pombal, stąd
dolne miasto stało się potem znane jako Baixa Pombalina. Stanęły w niej zupełnie nowe budynki.
Sebastião de Melo kazał wznieść zupełnie nową klasycystyczną
dzielnicę Baixa (dosł. Dolna, z uwagi na położenie w przylegającej
do Tagu kotlinie) stanowi prawdopodobnie pierwszy w historii przykład
zastosowania rozwiązań architektonicznych odpornych na trzęsienia ziemi.
Wszystkie nowo wybudowane kamienice były (najpierw w formie modeli z drewna)
poddawane testom maszerującego dookoła nich wojska. Klasycystyczny rozmach
przedsięwzięcia (uderza troska o jednolitość — nawet doniczek zakazano
stawiać w oknach, by nie zakłócały ogólnego wrażenia harmonii [ 53 ]),
szerokie prostopadłe ulice wykładane mozaikami budziły w zrujnowanym kraju
podziw i uznanie. Jednocześnie tradycyjnym, obfitującym w detale płytkom azulejos
(te osiemnastowieczne były zwykle niebiesko-białe) przeciwstawiono proste,
geometryczne flizy określane później jako pombalińskie [ 54 ], a ulicom nadano nazwy poszczególnych
cechów rzemieślniczych. W owym czasie ktoś spytał De Melo: „Na co komu
tak szerokie ulice?". W odpowiedzi usłyszał: „Pewnego dnia okażą
się za wąskie" . Pombal uważany
jest za jednego z pionierów sejsmologii dzięki nakazaniu gubernatorom w 1756
sporządzania corocznych raportów o stanie zabezpieczeń przed trzęsieniami i rozpisaniu ankiety dotyczącej
trzęsienia ziemi, w której zapytywano ludność jak długo trwało trzęsienie,
ile razy powracało, jakie straty spowodowało, jak reagowały zwierzęta i co
się stało ze studniami? Odpowiedzi zdeponowano w archiwum Torre do Tombo. Również, w Anglii, Royal Society, zainteresowało
się poważnie sejsmologią [ 55 ].
1 2 3 4 5 6 Dalej..
Przypisy: [ 37 ] S. Chantal, La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 26. [ 38 ] S. Chantal, , La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 53. [ 39 ] S. Chantal, , La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 54. [ 40 ] S. Chantal, , La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 55. [ 41 ] S. Chantal, , La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 176. [ 42 ] D. Birmingham, A
concise history of Portugal, s. 79. [ 43 ] S. Chantal, La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 24. [ 44 ] S. Chantal, La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 37. [ 45 ] S.
Chantal, La vie quotidienne au Portugal après le tremblement de terre
de Lisbonne de 1755, s. 57. [ 46 ] S. Chantal, La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 40. [ 47 ] S. Chantal, La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 30-32. [ 48 ] S. Chantal, La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 37-38. [ 49 ] S. Chantal, La vie
quotidienne au Portugal après le tremblement de terre de Lisbonne de 1755,
s. 41. [ 50 ] S. Chantal, La vie quotidienne au Portugal après
le tremblement de terre de Lisbonne de 1755, s. 43. [ 51 ] D. Birmingham, A
concise history of Portugal, s.75. [ 52 ] J. Hermano Saraiva, Krótka
historia Portugalii, s. 256. [ 53 ] J. Hermano Saraiva, Krótka historia Portugalii, s. 256. [ 54 ] Płytki te maja jeszcze mauretański rodowód. W XVII wieku były zwykle wielokolorowe, a w XVIII wieku niebiesko-białe, vide:
J. Pałęcka, O. Sobański, Libońskie ABC,
s. 5. [ 55 ] D. Birmingham, A
concise history of Portugal, s. 79. « Historia powszechna (Publikacja: 19-10-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7470 |
|