« Czytelnia i książki Oium ludu rzymskiego [4] Autor tekstu: Jarosław Błotny
— Dokonałem
wyboru już jakiś czas temu — powiedział Kommodus spoglądając na mnie z ukosa. -
Ale consilium principis ma też swoje
prawa. Musiałem dać im wybrać między namiestnikiem Sarmacji a namiestnikiem
Markomanii.
Wzdrygnąłem
się na samą myśl, że ktoś inny mógłby tu teraz stać z Kommodusem.. I rozmawiać… O czym?.. O mnie?.. O nas?.. Jakże cienka granica dzieliła moje wyobrażenia od
rzeczywistości! — Septymiusz
Basjan. Co o nim sądzisz, namiestniku?
— To zły
człowiek, cezarze.
— Nie lubisz
go?
— Nie.
— Jego
ojciec, Septymiusz Sewer, był wielkim wodzem. To on mianował cię prefektem
jazdy?
— Tak.
— Dotarła do
ciebie wiadomość, że nie żyje?
— Kto?
Sewer? Nie...
— Zmarł
latem ubiegłego roku w swoim rodzinnym Leptis Magna.
— Nie
wiedziałem.
— Złośliwi
twierdzą, że jego śmierć ośmieliła mnie.
Nie
odpowiedziałem.
— Wiesz jaką
kiedyś dał mi radę? „Dbaj o pieniądze i o żołnierzy, o resztę się nie martw".
Proste, prawda?
— Basjan
najwidoczniej stosuje się do jego zaleceń.
— Nic
dziwnego. Jest jego synem.
Nad naszymi
głowami odezwały się dzikie gęsi, których klucze od kilku dni ciągnęły na
południe. Kommodus zadarł głowę ku górze, ale w zapadających ciemnościach nic
nie można było dostrzec.
— Co z nim
zrobisz, cezarze? — zapytałem.
— Znajdę dla
niego miejsce w sztabie Klodiusza Albina… Wiesz, że ma brata?
— Wiem.
— Geta
studiował w Aleksandrii u Ammoniusza Sakkasa. Jest zupełnie inny niż Basjan.
Zaopiekujesz się nim. Weźmiesz go do swojego sztabu.
— Dlaczego?
— Dlatego,
że to dobry pomysł. Podobnie jak przydzielenie ci Oklatyniusza Adwenta i Herenniusza Modestusa.
— Hmm… Będą
mnie pilnować, cezarze?
— A trzeba
cię pilnować? Nauczysz ich jak przekształcać Barbaricum w Imperium. To poważne
wyzwanie. Jesteś zdolny udzielić im tej lekcji. Pomyślę też o twoim duchowym
rozwoju. Chcę, żeby filozofowie i kapłani służyli ci radą, a przy okazji
otoczyli opieką także żołnierzy. Kapłanów traktuj tak, jakby
delegowało ich moje osobiste kolegium fecjałów. Wiem, że może to wzbudzi
twoje zdziwienie, ale skoro poradziłeś sobie z barbarzyńcami, to poradzisz sobie
również z wyznawcami Kybele, Mitry czy Christosa.
— Oni też
tam będą? Wyznawcy Christosa? Na wojnie?
— Masz coś
przeciwko nim? Wiara zakazuje im noszenia broni, więc unikają służby wojskowej,
co poniekąd jest mi na rękę. Służą głównie jako woźnice i poganiacze. Czy to
Sakkas wyrobił ci o nich złą opinię?
— Już nie są
uważani za wichrzycieli?
— Był tylko
jeden prawdziwy wichrzyciel — cezar zmarszczył czoło.
Kwintus
Tertulian. To jego nazwisko od razu przyszło mi do głowy. Wyrok śmierci na
Tertuliana — efekt niespodziewanej interwencji Kommodusa w fundamenty Nowego
Porządku, wstrząsnął Rzymem przed kilku laty. Naruszał dotychczas tolerancyjny
stosunek do wyznań, które zwolnione były z oddawania czci boskiej poprzednikom
cezara. Był sygnałem dla tych, którzy ośmielali się zgłębiać tajemnice świata za
pomocą innych narzędzi niż rozum, ostrzeżeniem dla licznych zwolenników -
głównie azjatyckich — kultów, którzy porzucając logos wybierali jego
przeciwieństwo, morię, czyli szaleństwo. To właśnie wtedy ostatecznie zakazano
pod groźbą śmierci pozyskiwania nowych wyznawców wiary w Christosa wśród Rzymian i odrzucono trajańską zasadę conquirendi
non sunt, która nie włączała Imperium do ich ścigania, lecz surową karą
groziła jedynie tym, którzy zostali zadenuncjowani. Postanowiono tępić wszelkie
przejawy wrogości wymierzonej w akceptowany oficjalnie
cultus deorum, a Tertuliana stracono
nie tylko za głoszenie radykalnych poglądów, lecz również za niegodny rzymskiego
retora sprzeciw wobec nowych praw, do których odwoływał się sam cezar.
— To
fanatyzm i zaślepienie doprowadziły go przed trybunał — powiedział Kommodus
patrząc przed siebie. — Po stokroć zasłużył na to, co otrzymał. Czy wiesz, że
namawiał żołnierzy do porzucania służby? Że prowokował do burzenia świątyń? Że
wzywał przy tym do śmierci za wiarę? A wiesz, jak się bronił ten bezrozumny
szaleniec? Nie był w stanie logicznie odeprzeć żadnego z zarzutów oskarżycieli.
Dowodził, że musi wierzyć, gdyż wiara to absurd. Twierdził, że powstanie z grobu
jest pewne, ponieważ niemożliwe. Że od chwili poznania nowych żydowskich nauk
nie odczuwa już żadnej ciekawości. Sakkas prawie zemdlał słysząc te głupstwa. Po
tym wszystkim nawet współwyznawcy Tertuliana odwrócili się od niego.
— Ale nie
spuszczasz z nich wzroku, cezarze?
— Nie
spuszczam. Wiem, że mają teraz dwóch skłóconych przywódców i toczą dysputy
godnych ubogiego rozumu, czy Christos był bogiem, czy tylko synem boga. Zaś w wolnych chwilach zajmują się tym, na co jeszcze łaskawie im pozwalam -
zbawianiem swoich dusz.
— To chyba
ostatnio najczęściej używane słowo w Imperium — zauważyłem.
— Zbawienie — powtórzył. — Jak myślisz dlaczego nie schodzi z ust tych wszystkich wyznawców
nauk Szymona, Christosa, Apoloniusza, Peregrinosa i innych?
— Bo ludzi
pociąga przykład oparty na wierze w nieśmiertelność i boskie posłannictwo.
— Oraz na
ofierze z życia… To właśnie niepokoi mnie najbardziej. Czy nasz świat jest aż
tak zepsuty? Czy jesteśmy aż tacy grzeszni? Może faktycznie tylko śmierć
świętych mężów może odkupić nasze winy?
— A jakież
to winy mamy na sumieniu, żebyśmy nie mogli odkupić ich sami? — zapytałem.
Cezar uniósł
brwi z zainteresowaniem, ale nie odpowiedział.
— Cezarze,
swego czasu zapragnąłem kary, wiesz o tym dobrze — ciągnąłem. — Tymczasem, choć w myślach krzyczałem wniebogłosy, Bóg nie przyszedł do mnie, co może poddawać w wątpliwość samo jego istnienie, bo gdyby istniał, nie miałby dla mnie innej kary
niż ta, o którą go prosiłem.
-
Przeceniasz się, namiestniku. Myślisz, że Bóg nie ma nic innego do roboty, jak
tylko spełniać czyjeś życzenia? Oczekujesz od niego zwykłej, ludzkiej logiki?
Bóg tworzy oceany, a nie fale na oceanach. Poza tym, nie słyszałeś o apokastazie? Bóg okazuje miłosierdzie wszystkim, nawet zbrodniarzom. Może
okazane ci miłosierdzie było właśnie dowodem na jego istnienie?
-
Miłosierdzie okazali mi ludzie, a nie Bóg.
— Podobno
Christos był jednym i drugim.
— Sam przed
chwilą powiedziałeś, że nawet jego wyznawcy nie wiedzą, jak było naprawdę.
-
Rzeczywiście czasem o tym zapominam. — Cezar przygładził rozwichrzoną brodę. -
Niedawno poprosiłem Sakkasa, żeby streścił mi przyczyny ich obecnych,
wewnętrznych sporów. Ale nie tych codziennych, dotyczących przywództwa i pieniędzy. Kłócą się o wzajemny stosunek natur Christosa, boskiej i ludzkiej.
Jeśli, rzecz jasna, nie był on tylko zwykłym żydowskim spiskowcem, szaleńcem czy
natchnionym mówcą.
— Więc jeśli
nie był?
— Niektórzy z jego wyznawców uważają, że Christos był obdarzonym nadzwyczajną mocą, lecz
jedynie przybranym, a nie prawdziwym synem bożym. Inni twierdzą, że stał się
jego synem, gdyż bóg, choć ma tylko jedną postać, po prostu wcielił się w niego.
Ale wielki spór wśród jego wyznawców niebawem rozegra się o coś zupełnie innego.
Na razie oni sami jeszcze nie wiedzą, o co mogą się fundamentalnie posprzeczać.
— A o co?
— Posłuchaj
tylko — w głosie cezara wyczułem ekscytację. — Jeśli Christos został stworzony
przez Boga, to nie był z nim tożsamy, czyli identyczny, pojmujesz? Ale jeśli
został przez niego zrodzony, to musiał być z nim tożsamy, czyli identyczny.
Jedno i drugie powoduje konsekwencje, sięgające samych fundamentów ich wiary.
Wyobrażasz sobie za pomocą jakich mętnych wywodów zaczną niebawem objaśniać
jedno lub drugie? Wiesz o czym mówię? Zastanawialiśmy się z Sakkasem, jak oni
sobie z tym wszystkim poradzą?
— Nie
poradzą sobie, cezarze. Język prawdy musi być prosty. Jeśli taki nie jest,
otwiera drogę do kłamstwa.
— Miłe dla
ucha kłamstwa powtarzane po wielokroć już nie raz zdobywały uznanie.
— Czy to
oznacza, że przez to stały się prawdą?
Oczy
Kommodusa zalśniły w ciemnościach. Chwycił mnie za ramię.
— Podobno
Bóg posłał Christosa, żeby zbawił ludzkość. Może posłał też kogoś do ciebie?
— Do mnie?
Niby kogo? Asdingów?
— Asdingów?
Zaraz wszystkich? Jeden by nie wystarczył? Albo jedna? Przy okazji… Kogo poślesz z moim posłaniem do ludów północy? Syna Ildy?
Potwierdziłem bez słowa, z ponurą miną.
— Nie będzie
zadowolona, co?
— Jak każda
matka. Ale jako córka Rapta nie sprzeciwi się.
— Jesteś
człowiekiem nowej ery, Marku Lentiwiuszu Katello — oświadczył nieoczekiwanie
cezar. — Czytasz „Krytykę naszej historii" Diona?
— Czytam.
— To dobrze.
Wiesz dlaczego ciebie wybrałem?
— Hmm… Bo
jestem człowiekiem nowej ery?
Roześmiał
się.
— Bo nie
potrzebuję legatów, którzy odnoszą zwycięstwa, tylko takich, którzy potrafią je
wykorzystać. Poza tym należysz do ludzi, których przed występkiem powstrzymuje
samorodna cnota, a nie strach przez bogami.
Nie miałem
odwagi, by skomentować to, co powiedział.
— Ja już
chyba wiem, jak to wszystko działa — ciągnął. — Wiesz, te zmiany… ten ciągły
ruch… ten pęd do przodu… Wiesz o czym mówię?
— Nie.
— Wiesz
dlaczego nasze Imperium trwa od tysiąca lat? Odpowiem ci — bo potrafi
rozwiązywać sprzeczności. Kiedyś po prostu przenosiło je na zewnątrz. Bogaciło
się kosztem innych. Nędzę leczyło podbojami. Teraz jednak wszystko zaczyna
wyglądać inaczej. Zauważyłeś, że gdy narasta niepokój, to są tylko dwa sposoby
utrzymania porządku? Krew albo prawo. Nie ma innego sposobu. Szukałem i nie
znalazłem. Dlatego zawsze musi istnieć ktoś, komu zależy na zmianach i zawsze
musi być ktoś, kto zapanuje nad chaosem, jaki zmiany wywołują. I najlepiej,
jeśli będzie to ta sama osoba. A już w ogóle najlepiej by było, gdyby to nie był
człowiek. Dlatego w sumie dobrze, że senat i lud rzymski uważają cezarów za
bogów, ha, ha, ha!… Słuchasz mnie?
1 2 3 4 5 Dalej..
« Czytelnia i książki (Publikacja: 06-01-2011 )
Jarosław BłotnyUr. 1964, absolwent dziennikarstwa UAM w Poznaniu (pracy w zawodzie nigdy nie podjął), studia podyplomowe z marketingu oraz organizacji i zarządzania. Pracował jako asystent na jednej z poznańskich wyższych uczelni, a później jako rzecznik prasowy oraz szef marketingu i public relations w dużej firmie z branży energetycznej. Obecnie zarządza jedną z jej spółek zależnych. Debiutował w 1986 roku na łamach almanachu młodej poezji wielkopolskiej „Przedpole”. Powrócił do pisania, gdy stwierdził, że z trudem znajduje w księgarniach światy, o których chciałby czytać. W efekcie w 2006 roku opublikował dobrze przyjętą powieść science – fiction pt. „Plan wymierania”. Strona www autora
| Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 808 |