|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Aborcja, edukacja seksualna
Sejmowe dzieje jednej encykliki [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Przetacza się fala oburzenia wobec antyaborcyjnego ekscesu w Sejmie, który gładko odrzucił projekt Ruchu Palikota o liberalizacji
przerywania ciąży, lecz dopuścił do dalszych prac projekt zaostrzenia ustawy
antyaborcyjnej (207 przeciwko 189). Gazeta Wyborcza napisała o „zagrożonym
kompromisie". Wskazuje się też głównego winnego: projekt Solidarnej Polski
przeszedł dalej dzięki wsparciu 40 posłów PO. Projekt zaostrzenia Solidarnej Polski polega na skreśleniu
jednej z trzech przesłanek legalnej aborcji: możliwość jej dokonania, jeśli
„badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże
prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo
nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu" (art. 4a ust. 1 pkt 2 Ustawy z 7 stycznia 1993 o planowaniu rodziny,
ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży). Media
wskazują, że zmiana ta jest określana prze wnioskodawców mianem zniesienia
możliwości „aborcji eugenicznej".
We wszystkich tych głosach oburzenia brak jednego nader
istotnego faktu, który czyni projekt „ziobrystów" na tyle strawnym, by zatrząść
fundamentami sławetnego „kompromisu".
Otóż to nie Solidarna Polska jest autorem pojęcia „aborcja
eugeniczna", jak się dziś pisze. Pojęcie to pochodzi wprost z retoryki
moralno-pastoralnej Jana Pawła II. Te same media, które dziś krzywią się na
eugeniczny epitet antyaborcyjny Solidarnej Polski, stale podtrzymują mit
doniosłości moralnej nauk Jana Pawła II, czyli źródła pojęcia „aborcji
eugenicznej".
Jeśli więc oburzamy się na tę retorykę polityczną i jej
prymitywizm etyczny, odwołujmy się do jego źródła z którego wywodzi się pojęcie
oraz cała jego społeczna siła.
Przypomnijmy więc: Jan Paweł II ukuł pojęcie „aborcji
eugenicznej" 2 lata po uchwaleniu polskiej ustawy antyaborcyjnej, która została
przyjęta 7 stycznia 1993, pod olbrzymią presją manifestacji klerykalnych i oskarżeń o ludobójstwo. Kiedy ją uchwalono w 1993 mainstreamowa prawica i Kościół wyrażali zadowolenie, lecz wkrótce potem rozpoczęła się nowa krytyka.
Jak pisał o tym J. Kuroń: "Wydawać się mogło, że spór o aborcję mamy w zasadzie
za sobą, chociaż radykalni politycy katoliccy, a także niektórzy biskupi,
potępili decyzję parlamentu i w dalszym ciągu domagali się bezwzględnej
ustawowej 'ochrony życia od chwili poczęcia'".
Ależ przecież to
nie „radykałowie" byli główną siłą nowej kampanii, lecz Jan Paweł II.
Niecały miesiąc po uchwaleniu polskiej ustawy, papież
sformułował głośny list, którym naciskał na abpa
Vinko Puljica z Sarajewa, by lokalny
kościół podjął kampanię na rzecz rodzenia przez kobiety, które zostały zgwałcone
(ok. 80 tys. kobiet) w wojnie w Bośni i Hercegowinie (która trwała od 1992).
Samo w sobie jest to dostatecznie absurdalne: kiedy inne organizacje
charytatywne i humanitarne oraz polityczne rozpoczęły próby pomocy kobietom,
papież w głowie miał głównie zagrożone płody. Przy czym język tego listu
świadczy o całkowitym oderwaniu jego autora od rzeczywistości, jakiej
doświadczały te kobiety (sanktuarium życia i miłości itp.), zob.
Change violence into acceptance.
Do tego dochodzą
jeszcze dwie kluczowe okoliczności kwalifikujące. Mówi się jedynie o gwałtach, a papież wcale nie przekonywał ofiar „zwykłych" gwałtów, by rodziły. Tutaj
chodziło o ich jeszcze drastyczniejszą postać: była to zaplanowana strategia
wojenna, którą ONZ zakwalifikowała jako instrument czystek etnicznych.
Nie ma tutaj potrzeby opisywania wszystkich dodatkowych czynników
traumatyzujących, w stosunku do „cywilnego" gwałtu, istotne jest przede
wszystkim to, że sprawcy — z przyczyn etnicznych — zależało, by doszło do
zapłodnienia, a dla kobiety był to dodatkowy czynnik traumatyzujący.
Postulat papieża oznaczał więc
de facto wyniszczanie kobiet-ofiar,
by ocalić dziecko poczęte. I przemawiał nie z tymi, którzy dążyli do pomocy głównym ofiarom wojny, lecz
jego głos współbrzmiał z głosem sprawców: serbscy nacjonaliści prowadzili
wówczas wśród kobiet kampanię antyaborcyjną „dla narodu".
Druga okoliczność to związek z dziurawym prawem
antyaborcyjnym w Polsce. Jeszcze polscy posłowie prawicy nie zakończyli
świętowania zwycięstwa, a papież wymownie komentował, co myśli o takim
kompromisie. Oto w papieskim liście zaatakowany został jeden z wyjątków od
zakazu aborcji.
Drugi wyjątek zaatakowany został znacznie ostrzej w encyklice antyaborcyjnej papieża. Chodzi o głośną
Evangelium vitae — „o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego" (25
marca 1995), w świetle której polski parlament mógł czuć się zruganym i to w ostrych, emocjonalnych słowach, bowiem papież użył dosadnych epitetów, by
określić te wyjątki aborcyjne, które przeszły w polskim parlamencie: są one
popierane przez ludzi o „specyficznej mentalności", która jest „haniebna i w
najwyższym stopniu naganna". Papież
expressis verbis potępił parlamentarzystów, którzy uchwalają takie monstra
moralne: „Ale odpowiedzialność spada też na prawodawców, którzy poparli i zatwierdzili prawa dopuszczające przerywanie ciąży".
Istotnym aspektem encykliki było podniesienie rangi tych
nauk do dogmatu antyaborcyjnego ogłoszonego przez nieomylnego — papież wypowiada zakazy w uroczystej formule: "Mocą władzy, którą
Chrystus udzielił Piotrowi i jego Następcom… oświadczam, że bezpośrednie
przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel czy jako środek, jest zawsze
poważnym nieładem moralnym".
W dość paranoicznym tonie wskazywał na spisek proaborcyjny: „nie należy lekceważyć zorganizowanego sprzysiężenia", powstaje
"spisek przeciw życiu". Cała ta encyklika utrzymana jest w takim
fundamentalistyczno-alarmistycznym tonie, gdzie skrytykowana została demokracja,
która śmie dotykać spraw moralnych, ujawniona została „kultura śmierci". I co
ważne, papież sformułował mocne wezwanie do walki politycznej, która została
ozdobiona znamienitym cytatem z Biblii: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro
ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków?", dlatego
„obrona życia" powinna się wyrażać pod postacią "zaangażowania politycznego.
Jest to potrzeba szczególnie nagląca w chwili obecnej, gdy 'kultura
śmierci' tak agresywnie atakuje 'kulturę życia'".
Encyklika w sposób jasny potępia moralnie każdego
„odpowiedzialnego za sprawy publiczne", kto konserwuje kompromis:
"Powołani do służby człowiekowi i dobru wspólnemu, mają oni
obowiązek opowiadać się odważnie po stronie życia, zwłaszcza w sferze
rozporządzeń prawnych. W systemie demokratycznym, gdzie podstawą praw i decyzji jest zgodna wola wielu obywateli, w świadomości osób sprawujących władzę
może osłabnąć poczucie osobistej odpowiedzialności. Nikt jednak nie może się od
niej uchylić, zwłaszcza jeśli sprawuje funkcje ustawodawcze lub decyzyjne, które
każą mu odpowiedzieć przed Bogiem, przed własnym sumieniem i przed całym
społeczeństwem za ewentualne decyzje sprzeczne z prawdziwym dobrem wspólnym.
Choć prawa nie są jedynym narzędziem obrony ludzkiego życia, odgrywają rolę
bardzo ważną, a czasem decydującą w procesie kształtowania określonej
mentalności i obyczaju. Powtarzam raz
jeszcze, że ustawa łamiąca naturalne prawo niewinnego człowieka do życia jest
niesprawiedliwa i jako taka nie może mieć mocy prawnej. Dlatego stanowczo
ponawiam swój apel do wszystkich polityków, aby nie wprowadzali ustaw, które nie
uznają godności osoby i tym samym zagrażają samym korzeniom społecznego
współżycia."
Ta najdłuższa encyklika Jana Pawła II tętni żarem
politycznym, jakkolwiek stanowi wezwanie do wszelkich postaci zaangażowania dla
obalenia „spisku proaborcyjnego":
Kościół „zachęca polityków, przede wszystkim
chrześcijańskich, aby nie poddawali się zniechęceniu i podejmowali decyzje,
które uwzględniając konkretne możliwości, prowadzą do przywrócenia właściwego
ładu poprzez uznanie i promocję wartości życia. W tym kontekście należy
podkreślić, że nie wystarczy zniesienie niegodziwych praw."
Realizacją tych słów były wszystkie późniejsze zamachy na
„kompromis antyaborcyjny".
„Aborcja eugeniczna" pojawia się w tych miejscach
encykliki, gdzie jest krytyka badań prenatalnych:
"Badania prenatalne, które nie wzbudzają obiekcji
moralnych, o ile są podejmowane w celu wskazania ewentualnych terapii, których
podjęcia wymaga zdrowie dziecka nie narodzonego, zbyt często dostarczają okazji
do zaproponowania i wykonywania przerwania ciąży. Jest to wówczas
aborcja eugeniczna, akceptowana przez
opinię publiczną o specyficznej mentalności, co do której ustala się błędny
pogląd, że jest ona wyrazem wymogów „terapeutycznych": mentalność ta przyjmuje
życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę."
Dalej papież wzmacnia krytykę badań prenatalnych, bo „służą
mentalności eugenicznej":
"Zważywszy jednak, że możliwości leczenia przed narodzeniem
są jeszcze dziś ograniczone, nierzadko zdarza się, że techniki te
[diagnostyka prenatalna — przyp. MA]
służą mentalności eugenicznej, która dopuszcza selektywne przerywanie ciąży, aby
zapobiegać narodzinom dzieci dotkniętych przez różnego rodzaju anomalie. Tego
rodzaju mentalność jest haniebna i w najwyższym stopniu naganna".
Papież nie podzielał ekscytacji z obalenia komunistycznego
prawa i widział przede wszystkim oburzające zło moralne dziurawych zakazów,
które musi być pokonane. Encyklika antyaborcyjna projektowana była już od 1993,
początkowo zaplanowano jej wydanie na Boże Narodzenie 1994, lecz ze względu na
poprawki kard. Ratzingera, ukazała się ostatecznie w 1995. Po raz pierwszy
wówczas Watykan wydał encyklikę w formie cyfrowej (ukazała się także na
dyskietce). W sposób szczególny adresowana została do polityków i innych
funkcjonariuszy państwa. Potępiała dobitnie prawo i medycynę, które dały się
wciągnąć w zabijanie nienarodzonych.
Treść tej encykliki dla wielu posłów musiała być wstrząsem:
jej język był tak ostry, tak pełen wyrzutów, tak dramatyczny!
Już w 1994 papież wytrącił z równowagi polskich
antykomunistów, kiedy naraz zaczął komplementować socjalizm i besztać kapitalizm — mówiąc o słynnych
„ziarnach prawdy" w programie socjalistycznym. Mówił wówczas: "ziarna te nie powinny zostać
zniszczone, nie powinny się zagubić … w komunizmie była troska o sferę
społeczną, podczas gdy kapitalizm jest raczej indywidualistyczny … Zwolennicy
kapitalizmu za wszelką cenę i w jakiejkolwiek postaci — zapominają o rzeczach
dobrych zrealizowanych przez komunizm: walce z bezrobociem, trosce o ubogich ...
U źródeł licznych poważnych problemów społecznych i ludzkich, jakie trawią
obecnie Europę i świat, znajdują się także zdegenerowane przejawy kapitalizmu.
Naturalnie dzisiejszy kapitalizm nie jest już kapitalizmem z czasów Leona XIII.
On się zmienił, a w dużej części jest to zasługą myśli socjalistycznej."
Jak szokujące były to słowa dla
polskiej prawicy, świadczy to, że odważyła się ona skrytykować Jana Pawła II.
Naczelny katolickiej „Więzi",
Wojciech Wieczorek, mówił
wprost o „pretensjach"
do Papieża, któremu zarzucił
brak precyzji wywodu.
1 2 Dalej..
« Aborcja, edukacja seksualna (Publikacja: 11-10-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8423 |
|