|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Dlaczego (niemal wszyscy) kosmologowie są ateistami [2] Autor tekstu: Sean M. Carroll
Tłumaczenie: Ziemowit Ciuraj
Subtelność
naszych rozważań sprowadzona została wobec tego do zadania zdefiniowania słowa
„Bóg". Będę je stosował na oznaczenie pewnej istoty, nie
ograniczonej tymi samymi prawidłowościami, które dostrzegamy we Wszechświecie,
która jest według naszych standardów niezmiernie potężna (niekoniecznie
wszechmocna, chociaż to by się liczyło), i w jakiś sposób pełni kluczową
rolę we wszechświecie (tworząc go
lub podtrzymując go w działaniu, itp.). Poprzez „istotę" chcę
zasugerować byt, który byśmy rozpoznawali jako posiadający świadomość -
„osobę" w pewnym odpowiednio rozszerzonym sensie (w przeciwieństwie
do cechy rzeczywistości albo jakiegoś rodzaju odczucia). Innymi słowy raczej
konkretny Bóg, nie wyłącznie jakiś aspekt natury. Takie wyobrażenie Boga
nie musi oznaczać, że jest interweniujący czy łatwy do zauważenia, ale ma
przynajmniej potencjalnie możność dokonywania interwencji w naszym świecie.
Nawet jeśli niekoniecznie wszechmocny, posiadający cechę analogiczną,
polegającą na tym, że Bóg nie jest ograniczony prawami fizyki. W szczególności,
do swoich rozważań nie włączam jakiegoś rodzaju Boga-superbohatera który
takimi prawami jest ograniczony ale opanował umiejętność ich wykorzystywania w taki sposób, który daje wrażenie niebywałej siły (nawet, jeśli jest to
trudne do wyobrażenia, jak by można ostatecznie rozróżnić pomiędzy tymi
dwiema możliwościami). Kiedy mówię, że Bóg nie jest związany prawami
fizyki, mam na myśli to, że na przykład Bóg nie jest ograniczony w prędkości
podróży do prędkości światła albo, że Bóg mógłby stworzyć elektron
nie tworząc jednocześnie odpowiadającej mu dodatnio naładowanej cząsteczki.
(Nie wyobrażamy sobie że Bóg mógłby czynić rzeczy logicznie niemożliwe, a jedynie łamać wszelakie reguły rzeczywistości, które
moglibyśmy sobie wyobrazić jako inne.) To
oczywiście są pomniejsze moce w porównaniu do większości koncepcji Boga,
ale przyjmuję je za kryterium minimalne. Są rozmaite typy wierzeń, którym
tradycyjnie przyznaje się miano religijnych, ale są niespójne z moją
definicją Boga; na ich temat nie mam nic do powiedzenia w tym opracowaniu.
Powinno
być jasne, że według tych definicji, materializm i teizm są ze sobą
niezgodne, z samej natury tych definicji. (Pierwsza głosi, że wszystko jest
zgodne z regułami, druga twierdzi, że Bóg jest wyjątkiem). Nie pociąga to
za sobą natychmiastowego wniosku, że „nauka" i „religia" są
niezgodne; moglibyśmy stosując metodę naukową dojść do wniosku, że
materialistyczny opis świata nie jest równie sensowny, co opis teistyczny. Z drugiej strony jednak pociąga to za sobą uznanie, że sfery zainteresowań
nauki i religii nakładają się. Religia posiada wiele aspektów, wliczając
społeczne i moralne, poza jej rolą opisywania mechanizmów świata; jednak ta
rola ma kluczowe znaczenie i z konieczności porusza niektóre z tych samych
zagadnień co nauka. Sugestie, że nauka i religia są po prostu oddzielnymi
sferami aktywności [ 2 ] w ogólności opierają się na redefinicji religii jako
czegoś bliższego „filozofii moralnej". Taka definicja ignoruje
kluczowe aspekty wiary religijnej.
Próbując
rozsądzić między materializmem a teizmem, jesteśmy postawieni wobec dwóch
możliwości. Pierwsza to ta, że albo jeden, albo drugi system jest logicznie
niemożliwy; w drugiej musimy zadecydować, który z tych dwóch wyobrażalnych
systemów lepiej tłumaczy świat, którego doświadczamy. Mój pogląd jest
taki, że ani materializm, ani teizm nie są logicznie niemożliwe, i będę
trzymał się koncepcji, że musimy zobaczyć, który z nich lepiej odpowiada
rzeczywistości. Oczywiście argumenty wysuwane przeciw materializmowi nie
odnosiły się do konkretnych obserwowanych cech naszego świata, ale przeciwnie
albo do czystego rozumu albo objawienia; nie będę tu usiłował zajmować się
tymi argumentami.
3.
Wybór teorii
Biorąc
pod uwagę tak rozumiany materializm i teizm, jak mamy zdecydować w co wierzyć?
Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie, a sensowne argumenty można przedstawić
po tym, jak uzgodnimy kilka zasadniczych punktów, w jaki sposób mamy się
zabrać do wyboru teorii objaśniającej świat. Na przykład, ktoś mógłby
nalegać na pierwszeństwo objawienia w rozumieniu głębokich prawd; wobec
takiego postawienia sprawy nie ma logicznych argumentów, które by mogły
wykazać, że ta osoba jest w błędzie. Zamiast tego, chciałbym zapytać, do
jakiej konkluzji powinniśmy dojść przez zastosowanie bardziej empirycznej
techniki decydowania o wyborze między tymi teoriami. Innymi słowy, wybór między
materializmem a teizmem traktujemy tak samo jak naukowiec traktuje wybór między
dowolnymi dwiema konkurującymi teoriami.
Fundamentalnym
założeniem naukowym jest to, że istnieje kompletny i spójny opis tego, jak
działa świat. (Nie musi to być czysto materialistyczny opis mówiąc językiem
poprzedniej części; po prostu sensowny opis pokrywający całość fenomenów.)
Chociaż z pewnością jeszcze nie wiemy, jak miałby ten opis wyglądać, nauka
okazała się być niezwykle skuteczna w konstruowaniu prowizorycznych teorii,
dokładnie modelujących pewne aspekty rzeczywistości; ta skala sukcesu jak dotąd
przekonuje większość uczonych, że można znaleźć naprawdę istniejący
wszechstronny opis. To leżące u podstaw przypuszczenie gra kluczową rolę w określeniu sposobu, w jaki naukowcy wybierają między konkurującymi teoriami,
które są skromniejsze w swoich zamysłach, usiłując modelować tylko pewne
specyficzne typy fenomenów. W największym skrócie, naukowcy wybierają te
teorie, które ich zdaniem z większym prawdopodobieństwem są zgodne z prawdziwym leżącym u podstaw zunifikowanym opisem.
Możemy
poczynić tak bezkompromisowe stwierdzenie z pewnym przekonaniem tylko dlatego,
że unika ono wszelkich trudnych pytań. W szczególności, jak mamy zadecydować, czy teoria jest bardziej czy mniej
logicznie zgodna z jedynym spójnym opisem natury? To właśnie w tym miejscu
indywidualny osąd naukowca nieuchronnie gra kluczową rolę; proces ten jest w sposób nieredukowalny niealgorytmiczny. Wykorzystywana tu jest pewna liczba
kryteriów, w tym zgodność z wynikami eksperymentów, prostota i wszechstronność.
Żadne z tych kryteriów nie jest absolutne, nawet zgodność z eksperymentami;
mimo wszystko, eksperymenty czasem są obarczone błędami.
Proszę
mi pozwolić podać przykład ilustrujący różnorodne kryteria wykorzystywane
przez naukowców do oceniania teorii. Kiedy obserwujemy dynamikę galaktyk,
dowiadujemy się, że widoczna siła grawitacyjna wywierana przez galaktykę na
cząstki orbitujące w dużej odległości jest niewątpliwie dużo większa niż
ta, jakiej byśmy się spodziewali biorąc pod uwagę łączną masę całego
widocznego materiału w galaktyce. Narzucającą się i popularną hipotezą dla
wyjaśnienia tej obserwacji jest pomysł „ciemnej materii", ogólnie
ujmujący pogląd, że większość masy w galaktyce nie jest zawarta w gwiazdach lub gazie, ale raczej w jakimś nowym rodzaju cząsteczek, których
jak dotąd bezpośrednio nie zaobserwowano, i których średnia gęstość we
wszechświecie jest około pięciokrotnie większa niż tej złożonej ze zwykłej
materii. Jest wszelako i konkurencyjna idea: że nasze rozumienie grawitacji
(poprzez ogólną teorię względności Einsteina) załamuje się na obrzeżach
galaktyk i powinno zostać zastąpione jakimś nowym prawem grawitacji. Takie
prawo zostało zaproponowane przez Milgroma, pod mianem „Zmodyfikowanej
Dynamiki Newtonowskiej", albo MOND [ 3 ]. Na tym etapie nie wiemy na pewno
czy hipoteza ciemnej materii, czy hipoteza MOND jest poprawna, ale możemy z dużą
dozą pewności powiedzieć, że zdecydowana większość ekspertów nauki
przychyla się do koncepcji ciemnej materii. Czemu tak jest? Z jednej strony są
aspekty, w których MOND jest bardziej zwięzły i wydajny: zademonstrowano, że
dokładnie opisuje obserwacje licznego zbioru galaktyk, z tylko jednym niezależnym
parametrem, podczas gdy koncepcja ciemnej materii w tym zakresie daje cokolwiek
mniejsze możliwości predykcyjne. Ale
są dwie cechy silnie działające zdecydowanie na korzyść ciemnej materii. Po
pierwsze, daje ona dokładne przewidywania dla szerokiej klasy fenomenów,
dalece wykraczającej poza domenę poszczególnych galaktyk: gromady galaktyk,
soczewki grawitacyjne, struktury wielkoskalowe, mikrofalowe kosmiczne
promieniowanie tła, i tak dalej, podczas gdy MOND zupełnie milczy na te tematy
(nie czyni żadnych przewidywań, które mogłyby być potwierdzone lub
obalone). Drugą (silnie z tą powiązaną) sprawą jest to, że MOND nie jest w rzeczywistości kompletną teorią lub w ogóle nie jest teorią, lecz po prostu
sugerowaną domniemaną fenomenologiczną relacją stosującą się do galaktyk.
Nikt nie ma pomysłu, jak uczynić ją częścią większego spójnego modelu.
Dlatego też, pomimo większej siły predykcyjnej MOND w obrębie swojego
zakresu stosowalności, większość uczonych uważa go za krok wstecz, jako że
wydaje się być mniej prawdopodobne, by ostatecznie miał być częścią całościowego
opisu. (Nikt nie może powiedzieć tego na pewno, więc sprawa wciąż jest
otwarta, ale większość posiada określoną preferencję).
Powinno
być jasne, dlaczego wybór pośród konkurencyjnych teorii jest trudny — to
sprawa przewidywania przyszłości, nie zastosowania zbioru jednoznacznych
kryteriów. Niemniej jednak nie jest
to również decyzja całkiem dowolna; to po prostu sprawa zastosowania zbioru
cokolwiek nieokreślonych standardów. Na szczęście przypadki, w których
jedna z teorii byłaby bardziej obiecująca przez zastosowanie jednego rozsądnego
kryterium i jednocześnie inna teoria byłaby równie obiecująca przez
zastosowanie innego rozsądnego kryterium są zarówno rzadkie jak i zwykle krótkotrwałe;
pozyskanie dodatkowego materiału eksperymentalnego lub zwiększenie
teoretycznego zrozumienia zagadnienia ostatecznie dość wyraźnie przechylają
szalę na korzyść jednego wybranego modelu.
Według
tego opisu, ocena wartości teorii naukowej angażuje zarówno osąd samej
teorii jak i bardziej ogólnej teorii, która ostatecznie miałaby opisywać
naturę. Podczas, gdy do poszczególnych teorii stosuje się pewną liczbę
zmiennych niezależnych, kryteria mające wpływ na ocenę konkurencyjnych całościowych
teorii są dużo prostsze: wśród wszelkich możliwych modeli zgodnych z wszystkimi danymi, wybieramy ten możliwie najprostszy. „Prostota"
jest tu pokrewna pojęciu „algorytmicznej kompresowalności": prostotę
modelu oceniamy według objętości informacji koniecznej do pełnej
specyfikacji systemu. Nie ma żadnego apriorycznego powodu, dla którego natura
miałaby być rządzona ogólnym modelem który byłby choćby w niewielkim
stopniu prosty; jednak nasze doświadczenie jako uczonych przekonuje nas, że
tak właśnie jest.
1 2 3 4 5 Dalej..
Przypisy: [ 2 ] Zobacz, na przykład, Stephen J. Gould, Rocks of
Ages: Science and Religion in the Fullness of Life (New York: Ballantine
Publishing Group, 2002). [ 3 ] Mordehai Milgrom, „A Modification of the
Newtonian Dynamics as a Possible Alternative to the Hidden Mass Hypothesis."
Astrophysical Journal 270 (July 15, 1983), pp. 365-370. « Nauka i religia (Publikacja: 10-12-2012 )
Sean M. CarrollFizyk teoretyk z California Institute of Technology w Pasadenie. W swoich badaniach zajmuje się teoretycznymi aspektami kosmologii, teorią pola, grawitacją I mechaniką kwantową. Napisał kilka książek popularno-naukowych, m.in. “Stąd do wieczności i z powrotem”, “The Particle at the End of the Universe: How the Hunt for the Higgs Boson Leads Us to the Edge of a New World”. Napisał także podręcznik dla studentów fizyki “Spacetime and Geometry: An Introduction to General Relatvity”, a także nagrał wykłady dla Teching Company “Dark Matter and Dark Energy” i “Mysteries of Time”. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Bozon Higgsa kontra Mózgi Boltzmanna | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8557 |
|