|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Dlaczego (niemal wszyscy) kosmologowie są ateistami [3] Autor tekstu: Sean M. Carroll
Tłumaczenie: Ziemowit Ciuraj
Powinno
być jasne, w jaki sposób te rozważania odnoszą się do wyboru między
materializmem i teizmem. Te dwa światopoglądy proponują różne wyobrażenia
tego, jaką formę taki całościowy opis przyjmie. Działając jako uczeni,
naszym zadaniem jest ocena, czy wygląda na to, że najprostsza możliwa całościowa
teoria, która harmonizuje z tym, co już wiemy o wszechświecie okaże się być
ściśle materialistyczna, czy też będzie wymagać wprowadzenia bóstwa.
4.
Kosmologia i wiara
Jeśli
zaakceptujemy metodę naukową jako sposób określenia mechanizmów rzeczywistości,
czy przywodzi nas to do wniosków materialistycznych czy teistycznych? Naiwnie
rzecz biorąc, gra wydaje się być ustawiona na niekorzyść teizmu: jeśli
poszukujemy prostoty opisu, pogląd odwołujący się tylko do formalnych
struktur i regularności okazywałby się prostszy niż ten, w którym Bóg
pojawiałby jako dodatek. Jednakże jesteśmy zobowiązani znajdować proste
opisy, które są również kompletne i spójne z eksperymentem. Wobec tego, mogłoby
to nas doprowadzić do wiary w Boga, gdyby było to uzasadnione naszymi
obserwacjami — gdyby były dowody (bezpośrednie lub inne) istnienia we Wszechświecie
boskiego rękodzieła.
Jest
kilka możliwych sposobów, jak mogłoby się to wydarzyć. Najbardziej bezpośrednim
byłaby jednoznaczna prosta obserwacja cudownych wydarzeń, które najłatwiej
byłoby wyjaśnić przywołując Boga. Ponieważ takie wydarzenia pojawiają się,
jak się wydaje, z wielkimi trudnościami, powinniśmy być bardziej subtelni.
Jednak wciąż są co najmniej dwie możliwości, które by mogły uczynić światopogląd
teistyczny bardziej konkurencyjnym niż materialistyczny. Po pierwsze, moglibyśmy
odkryć, że nasza najlepsza materialistyczna koncepcja jest w jakiś sposób
niekompletna — że jest pewien aspekt wszechświata, którego nie sposób wyjaśnić
całkowicie formalnym modelem. Byłoby to jak „Bóg zapchajdziura",
gdyby były dobre powody dla przekonania, że pewien rodzaj „dziury"
jest naprawdę niewyjaśnialny przez same tylko formalne reguły. Po drugie,
moglibyśmy odkryć, że przywołanie działań Boga o dziwo czyni opis
prostszym, poprzez dostarczenie wytłumaczenia niektórych obserwowanych
regularności. Przykładem byłby argument z projektu, gdybyśmy mogli ustalić
przekonująco, że pewne aspekty wszechświata były zaprojektowane raczej niż
powstały przez przypadek. Zbadajmy każdą z tych możliwości po kolei.
Zajmijmy
się najpierw koncepcją, że jest jakiś nieusuwalny brak w materialistycznym
opisie natury. Jedną z dróg, przez które mogło by do tego dojść, byłoby
istnienie klasy fenomenów, które wydawałyby się działać bez żadnego związku z jakimikolwiek wzorcami, jakie moglibyśmy wychwycić, coś, co uparcie nie
poddawałoby się formalizacji w opisie mechanistycznym. Oczywiście, w takim
wypadku, trudno byłoby powiedzieć czy odpowiedni formalizm faktycznie nie
istnieje, czy też zwyczajnie nie jesteśmy
jeszcze dość bystrzy, by go odkryć. Na przykład, fizycy próbowali przez większość
minionego stulecia wynaleźć teorię, która by opisywała grawitację i była
spójna z mechaniką kwantową. (Teoria strun jest wiodącym kandydatem na taką
teorię, ale nie została jeszcze w pełni rozwinięta do etapu, w którym byśmy
rozumieli ją dość dobrze na tyle, by móc ją porównywać z eksperymentami.).
Trudno określić, w którym punkcie naukowcy staliby się dość sfrustrowani w swoich usiłowaniach opisu fenomenu, by zacząć żywić podejrzenia, iż żadne
formalne opisy nie znajdują zastosowania. Jednakowoż możemy bez obaw
powiedzieć, że taki punkt nie został osiągnięty, a nawet się doń nie zbliżyliśmy żadnym ze zjawisk z obszaru bieżących
zainteresowań fizyków. Chociaż niewątpliwie są nierozwiązane problemy,
tempo, z jakim odnoszące sukces ich
teoretyczne wyjaśnienia są proponowane bardzo dobrze zgadza się z oczekiwaniami. Innymi słowy, nie wydaje się, by istniał jakikolwiek powód
podejrzewać, że osiągnęliśmy, lub jesteśmy bliscy osiągnięcia,
fundamentalnych granic naszej zdolności wyszukiwania reguł rządzących
zachowaniem natury.
Bardziej
obiecującym miejscem poszukiwań fundamentalnej niekompletności programu
materialistycznego byłyby „granice" wszechświata. Przypomnijmy, że
kompletny mechanistyczny obraz zawiera nie tylko regularności, które potrafimy
wychwycić w naturze, ale jakiś graniczny warunek, służący do wybrania
konkretnej realizacji spośród wszystkich możliwych konfiguracji współgrających z takimi regularnościami. Na terytorium nauki jest to sprawa wyjątkowej wagi
dla kosmologii. W fizyce, chemii lub biologii, wyobrażamy sobie, że możemy
wyizolować systemy w dowolnym początkowym stanie, jaki sobie zażyczymy (w
granicach rozsądku) i obserwować to, jak poczynając od tego punktu startowego
przebiega działanie reguł rządzących systemem. W kosmologii, przeciwnie,
stoimy wobec unikalnego wszechświata i musimy zmierzyć się z zagadnieniem
jego warunków początkowych. Można by z pewnością wyobrazić sobie, że coś
podobnego do tradycyjnej religijnej koncepcji Boga mogłoby dostarczyć pewnego
wglądu w to, dlaczego początkowy stan był właśnie tym odnoszącym się do
naszego wszechświata.
W
klasycznej kosmologii warunki początkowe są narzucone przez Wielki Wybuch,
osobliwy obszar w czasoprzestrzeni, z którego narodził się nasz wszechświat.
Ostrożniej mówiąc, jeśli weźmiemy nasz obecny wszechświat i puścimy go
wstecz w czasie, osiągamy punkt, gdzie gęstość i krzywizna czasoprzestrzeni
stają się nieskończone, i nasze równania (grawitacja opisana przez
Einsteinowską ogólną teorię względności i inne pola opisywane przez
standardowe modele fizyki cząstek elementarnych) tracą swój sens. Ten początkowy
moment najwyraźniej musi być traktowany jako granica czasoprzestrzeni.
(Granica w przeszłości, nie w jakimkolwiek kierunku w przestrzeni). Wedle
naszej najlepszej aktualnej wiedzy, warunki w pobliżu Big Bangu nie są z pewnością
jednolite; krzywizna przestrzeni (w przeciwieństwie do krzywizny
czasoprzestrzeni) była ekstremalnie bliska zeru, i dalekie niezależne od
siebie części wszechświata rozszerzały się w niemal identycznym tempie. Co
spowodowało taką sytuację? Czy musimy zaakceptować nałożenie pewnych
warunków brzegowych jako nieredukowalnej części naszego światopoglądu, czy
też jest jakaś możliwość argumentowania w ramach większego obrazu, że te
warunki były w jakiś sposób naturalne? Czy może upraszczamy nasz opis przywołując
Boga, który powołał wszechświat do istnienia w określonym stanie?
Nikt
nie zna całkiem pewnych odpowiedzi na te pytania. Najlepsze, co możemy zrobić
to ekstrapolować na podstawie tego, co, wedle naszego mniemania, wiemy. W tym
kontekście współczesna kosmologia doprawdy czegoś nas uczy . W szczególności,
wiemy teraz, że zagadnienie warunków brzegowych jest bardziej skomplikowane,
niż to mogło się wydawać na początku. Rzeczywiście, teraz rozumiemy, że
wbrew pozorom, wszechświat mógłby nie mieć w ogóle granic. Mogłoby to
zachodzić na jeden z dwóch możliwych sposobów: albo Wielki Wybuch faktycznie
mógłby być gładki i nieosobliwy, albo mógłby przedstawiać fazę przejściową
wszechświata, który jest tak naprawdę wieczny.
Pierwsza
możliwość, że wszechświat faktycznie jest nieosobliwy, został
spopularyzowany propozycją „bez granicy" Hartle-Hawkinga dla funkcji
falowej wszechświata [ 4 ]. Dyskusje nad tą propozycją mogą być cokolwiek mylące,
jako że często odwołują się do pomysłu powstania wszechświata z niczego.
Gdyby była prawdziwa, byłaby niezmiernie trudna do zrozumienia; co to jest to
„nic", z którego wszechświat miałby wychynąć i co było tego
przyczyną? Dużo lepszym sposobem wyrażenia idei Hartle-Hawkinga byłoby
powiedzenie, że oczywisty „ostry punkt" na początku czasoprzestrzeni
jest wygładzony w pozbawioną wszelkich cech powierzchnię.
Mechanizm, poprzez który miałoby dochodzić do wygładzenia angażuje
techniczne szczegóły geometrii o metryce czasoprzestrzeni, i z całą uczciwością
trzeba powiedzieć, że cała ta propozycja jest bardzo daleka od dobrego sformułowania.
Niemniej jednak, lekcja z pracy Hartle-Hawkinga jest taka, że nie musimy
koniecznie myśleć o Big Bangu jako „obrzeżu", na którym
czasoprzestrzeń wpada na ścianę; mogłoby to być bardziej jak Biegun Północny,
który jest tak daleko na północ, jak tylko można dojść, przy czym
faktycznie nie reprezentuje żadnego rodzaju fizycznej granicy globu. Innymi słowy,
wszechświat mógłby być skończony (w czasie) a mimo to nieograniczony.
Inny
sposób uniknięcia granicy jest bardziej intuicyjny: po prostu wyobraź sobie,
że wszechświat trwa od zawsze. Tak, jak i w propozycji Hartle-Hawkinga, idea
wiecznego wszechświata wymaga wyjścia poza nasze dobrze sformułowane teorie
ogólnej względności i fizyki cząsteczkowej. W kontekście klasycznej
czterowymiarowej grawitacji, dobrze znany jest fakt, że warunki, które, jak sądzimy,
wystąpiły w bardzo wczesnym wszechświecie musiały mieć swoje początki w osobliwości. Rozszerzenia tego obrazu, jednakże, mogą zasadniczo pozwolić na
gładkie przejście poprzez zasłonę Wielkiego Wybuchu do wcześniejszej fazy
wszechświata. W ramach tego scenariusza istnieją dwie możliwości: albo to,
co obserwujemy jako Big Bang było wydarzeniem jednorazowym, od którego wszechświat
rozszerza się nieograniczenie w każdym kierunku w czasie; albo było to jedno z wystąpień w nieskończonym cyklu rozszerzania i kurczenia. Obydwie możliwości
były rozważane od dawna, ale zainteresowanie nimi ożywiło się dzięki
ostatniej pracy Veneziano i współpracowników (model „przed-Big-Bang")
[ 5 ] oraz Steinhardta, Turoka i współpracowników (model „cykliczny wszechświat")
[ 6 ].
W
obydwu przypadkach, czyni się usiłowania obejścia osobliwości tradycyjnych
teorii przez wprowadzenie pól
materii egzotycznej, dodatkowych wymiarów przestrzeni i czasem „bran",
na których uwięzione są zwykłe cząsteczki. Na przykład, w modelu
cyklicznego wszechświata bronionym przez Steinhardta i Turoka, nasz wszechświat
stanowią trzy brany (trzy wymiary przestrzenne, ewoluujące w czasie, z całkowitej
liczby czterech wymiarów czasoprzestrzeni) umieszczone w otoczeniu pięciowymiarowej
czasoprzestrzeni. Ruch w dodatkowym wymiarze, jak się sugeruje, może pomóc
rozwiązać widoczną osobliwość Wielkiego Wybuchu, pozwalając kurczącemu się
wszechświatowi na odbicie i rozpoczęcie ekspansji w nowej fazie, zanim w końcu
ponownie się zapadnie i zacznie cykl od początku.
Nie
chcę omawiać szczegółów scenariuszy „przed-Big-Bangu" ani wszechświata
cyklicznego z tej racji, że szczegóły te są niewyraźne w najlepszym razie i logicznie niespójne w najgorszym. Żaden z tych obrazów obecnie nie jest
dobrze sformułowany. Ale nie chodzi mi tu o sytuację w sztuce kosmologii
wczesnego wszechświata; lekcja, jaka z tego wynika jest taka, że nie jesteśmy
zmuszeni myśleć o warunkach
brzegowych jako narzuconych arbitralnie w najwcześniejszych czasach. W każdym
ze wzmiankowanych tu scenariuszy, kwestia początkowych warunków jest
dramatycznie odmienna od tego, co jest w klasycznym scenariuszu Wielkiego
Wybuchu, gdyż nie ma brzegu wszechświata, na który warunki brzegowe musiałyby
być arbitralnie nałożone. Zatem nie można argumentować, że wymagane jest
sprecyzowanie początkowego stanu wszechświata poprzez świadomy akt bóstwa,
albo, że wszechświat powstał jako rezultat pojedynczego aktu stworzenia. To
zdecydowanie nie jest dowód tego, że Bóg nie istnieje; Bóg mógłby być
odpowiedzialny za istnienie wszechświata, obojętne czy jest on bezgraniczny,
czy nie. Ale te teorie demonstrują, że odrębne zdarzenie kreacji nie jest
niezbędnym składnikiem pełnego opisu wszechświata. Jakkolwiek nie wiemy, czy
któryś z tych modeli okaże się być częścią ostatecznego obrazu, ich
istnienie pozwala nam żywić przekonanie, że prosty materialistyczny formalizm
jest wystarczający, by opowiedzieć całą historię.
1 2 3 4 5 Dalej..
Przypisy: [ 4 ] James B. Hartle and Stephen W. Hawking, „Wave
Function of the Universe." Physical Review D 28(12) (December 15, 1983),
pp. 2960-2975. [ 5 ] Gabriele Veneziano, „Scale Factor Duality for
Classical and Quantum Strings." Physics Letters B 265(3-4) (August 15,
1991), pp. 287-294. [ 6 ] Paul J. Steinhardt and Neil Turok, „A Cyclic
Model of the Universe." Science 296(5572) (May 24, 2002), pp. 1436-1429. « Nauka i religia (Publikacja: 10-12-2012 )
Sean M. CarrollFizyk teoretyk z California Institute of Technology w Pasadenie. W swoich badaniach zajmuje się teoretycznymi aspektami kosmologii, teorią pola, grawitacją I mechaniką kwantową. Napisał kilka książek popularno-naukowych, m.in. “Stąd do wieczności i z powrotem”, “The Particle at the End of the Universe: How the Hunt for the Higgs Boson Leads Us to the Edge of a New World”. Napisał także podręcznik dla studentów fizyki “Spacetime and Geometry: An Introduction to General Relatvity”, a także nagrał wykłady dla Teching Company “Dark Matter and Dark Energy” i “Mysteries of Time”. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Bozon Higgsa kontra Mózgi Boltzmanna | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8557 |
|