Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.488.002 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 705 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Kubek z rybką Darwina
Friedrich Nietzsche - Antychryst

Złota myśl Racjonalisty:
Wszyscy jesteśmy skłonni do ulegania napływom irracjonalnych emocji (..) i należy się ich strzec.
 Światopogląd » Dotyk rzeczywistości

Janusz Korwin-Mikke to żaden liberał. Korwinowy chaos informacyjny [2]
Autor tekstu:

Mam przed sobą sześć książek JKM z różnych lat. Zacznę od „Ekonomikki" wydanej w Rzeszowie w 2001 roku. Zaczyna się ta książka od narzekań na rzekomą tyranię kultu słabości. Możemy na przykład przeczytać o tym, że mężczyźni pod wpływem poprawności politycznej wybierają na żonę intelektualistkę w okularach, a nie taką żonę, która naprawdę im się podoba (s. 5). Ciekawe byłoby jakieś studium na ten temat, podobne do np. tego cytowanego przez Obamę, w niedawno recenzowanej przeze mnie książce prezydenta USA, gdzie Obama pisze, iż murzyni w USA coraz rzadziej zakładają rodziny, bo wiedzą, że ze swymi dochodami nie dorównają białym tatusiom z lat 50. JKM nie zawraca sobie głowy dowodami, lecz jedzie dalej pisząc o coraz większej popularności porno i gwałtów jako reakcji na kult braku agresji (s. 6). Być może, brak ujścia dla agresji to problem, natomiast możliwe jest także to, że to pełna agresji popkultura pcha ludzi do rzeczywistej agresji. Natomiast co do pornografii, to wielu jak np. zmarły Zygmunt Kałuzyński („Pamietnik orchidei") uważał, że pornografia właśnie łagodzi popędy mogące eskalować w aktach przemocy, a także np. przyczynia się do zwalczania rasizmu. JKM krytykuje chrześcijańskie: RES SACRA MISER i przywołuje jak Nietzsche etykę bogactwa antycznych Greków: „w państwie źle rządzonym to nie wstyd być ubogim" (s. 7). Dalej następuje tyrada o głupich Polakach którzy chcieliby zjeść ciastko i mieć ciasto i nie mają pojęcia o ekonomii, mają za to socjalistyczną solidarność zawodową, która każe im kryć błędy kolegów (np.. pielęgniarki nie donoszą na źle zrobiony przez koleżankę zastrzyk), a która jest jeszcze pozostałością po okupacji ze strony ZSRR (s. 10-11). Swoją drogą czytałem kiedyś artykuł, który mówił o takiej lojalności Niemców i Japończyków wobec swych firm, że dziennikarze rzadko dostaną do rąk jakieś brudy do opisania w gazetach. To z kolej to taka prusko-samurajska dyscyplina plemienna, czy to dużo lepsze od zawodowej solidarności polskich pielęgniarek? JKM by się na pewno bardziej spodobało, bo taka lojalność jest hierarchiczna.

Dalej czytamy, rozwinięta znaną myśl JKM, iż pracownik powinien być w pracy wyzyskiwany, a interes pracowników — opozycyjny wobec interesu szefostwa — nie istnieje tak samo jak jakikolwiek inny grupowy interes i o tym, że służba zdrowia powinna być sprywatyzowana, i dzięki konkurencji i wyzyskiwaniu pracowników — zdolna obniżyć ceny usług i podwyższyć ich jakość. Pracownicy natomiast mają być dobrze płatni, by wytrzymać wyzysk i nie pójść sobie do innego szefa (s. 12). Jak na razie jest to utopia. Szpital może śrubować poziom wyszkolenia personelu, ale szpital ma być jednocześnie tani i dobrze płacący pracownikom? JKM wierzy, jak von Mises, że wolny rynek ma taką moc podnoszenia poziomu gospodarowania, że ogólny wzrost jakości obejmie wszystkie dziedziny życia, co jednak zrobić z tymi, którzy już teraz chcą mieć podstawową opiekę medyczna na jakimś poziomie, i tymi, których jednorazowe leczenie z własnej kiesy może zupełnie wyrzucić poza obręb wyścigu szczurów i stoczyć w otchłań nędzy? Ja uważam tak; prywatne kliniki owszem, ale podstawowa opieka medyczna dla wszystkich. To odciąży nieco budżet, nie dostarczając żebraków. Proste, ale sprzeczne z kultem siły u JKM. Dalej JKM cytuje Churchilla, który stwierdził w 1947, że lewica „wyjęła z zegarka sprężynę i dziwi się, że nie działa", odnosząc się do państwa socjalnego. JKM wie, że każdy pragnie pewności i bezpieczeństwa, ale władza nie może tego zapewnić bo rozleniwi swych obywateli. Uważa, że cały postęp bierze się z ryzyka (s. 14-15). Czy faktycznie? Nie brakowało mecenasów, którzy wręcz dla zabawy sponsorowali wynalazki. Poza tym jest pewien pułap niepewności jutra, który przekłada się tylko na nędzę i marazm, a nie na twórczą krzątaninę. JKM uważa, że cywilizacja europejska polega na jednostkowej przedsiębiorczości i solidarności, azjatycka zaś (np. żydowska) na plemiennej. Zwraca uwagę, że Polacy choć inaczej niż Żydzi podkładają sobie nogi w USA, zajmują dobre miejsce co do zamożności (s. 16) — nie wiem, skąd te dane, jakoś nigdy o polskich milionerach z USA nie słyszałem. Pisze JKM, iż protestanci są od czasów Maxa Webera uważani za pracowitszych, a mimo to Polacy w USA dali sobie radę. Nie słyszał zapewne, że naukowcy z Groningen przypominali niedawno, że kapitalizm w i XV XVI wieku rozwijał się w Italii równie dobrze jak w Holandii, i wspólnym mianownikiem bynajmniej nie byłą tu religia, lecz dobre położenie morskie i brak surowców naturalnych. Dalej następuje dziwna tyrada, o tym, że HaKaTa mobilizowała ziemian w Polsce do konkurencji, oraz, że dość liczna bitna i niezależna europejska szlachta przyczyniała się do postępu gospodarczego, sprzeciwiając się nepotyzmowi (????? — przecież gromadzenie wielu stanowisk w jednym ręku i nepotyzm były chorobami śmiertelnymi w Polsce i Hiszpanii), a nieliczna arystokracja w Azji, zwykle popierała walec fiskalny dworów (s. 17). A przecież kapitalizm pod absolutnymi rządami Ludwika XIV, który wziął szlachtę za pysk nie przygasł, lecz ruszył z kopyta! JKM wpisuje się tu w jakby wzięte z Normana Daviesa banialuki o energii szlachty i marazmie absolutyzmu, a przecież to absolutyzm pogrążył szlachtę, dając szansę naprawdę obeznanej w biznesie klasie — mieszczaństwu. Zaś w „republikach" takich jak Holandia i W. Brytania mieszczaństwo samo sobie wywalczyło miejsce wśród elity. JKM często niestety manipuluje historią w sposób zupełnie niedopuszczalny. Oczywiście bywali szlachcice uczciwi i znający się na biznesie, ale generalnie feudalizm polegał na czymś podobnym jak socjalizm — na rozdawnictwie niezasłużonych dóbr, czyżby JKM nie doczytał do końca Herberta Spencera?

Skoro o klasach społecznych mowa, JKM pisze następnie o tzw. „nowej klasie" aroganckich wykształciuchów (swoją drogą ten amerykańsko-włoski antyintelektualizm u JKM jest zastanawiający u człowieka po niby 3 fakultetach...), ożywionej interwencjonizmem Keynesa i Galbraitha, która chce zagarnąć całą władzę nad polityką i gospodarką, przy czy wspomagani są przez literatów, którzy wolą mieć mecenasów niż kapryśną publikę, i część kapitalistów, którzy wolą zablokować konkurencję państwowymi regulacjami, niż uciekając się do indywidualnej inicjatywy czy przemocy. Nie chcą być już kapitalistami, lecz chcą być bogaci dzięki pomocy państwa (s. 19-22). No cóż taka pokusa bratania się części biznesu z państwem przeciw reszcie świata biznesu nie jest chyba niczym nowym. Wystarczy znać nieco historii XIX wieku by kojarzyć francuskich protekcjonistów monarchii orleańskiej i III republiki, czy niemiecki sojusz żyta i żelaza. Głównym sojusznikiem państwa są chyba ubodzy, którzy chcą regulacji i socjału, ale może się mylę. W każdym razie, choć rozumiem zafrasowanie JKM o przyszłość wolnego rynku, nie pojmują czemu uważa on, że teraz jest gorzej, w końcu np. ZSRR upadł, a socjaliści porzucili marzenia o rewolucji, protekcjonizm się zbłaźnił, skąd ten pesymizm i skąd to wołanie o pomoc?

Owej nowej klasie zarzuca JKM inspirowanie się pismami Owena, który radził wyperswadowywać ludziom chęć bycia kapitalistami. Za typową antykapitalistyczną książkę nowej klasy uważa JKM Nowy wspaniały świat Huxleya. A za typowe działanie kapitalistyczne, przymus należenia do jakichś Izbach Gospodarczych i innych Związkach Pracodawców, w ten sposób jak pisze JKM odzwyczaja się kapitalistów bycia kapitalistami, tj. ryzykantami i hoduje pseudo-kapitalistów skoligaconych z rządami (s. 25). No cóż typowy kapitalizm tego typu obowiązywał w Japonii, Francji i Niemczech w 2 połowie XIX wieku (tzw. „patriotyczny kapitalizm"), taki ryzykancki kapitalizm to w zasadzie Domana krajów anglosaskich, a i to nie zawsze. Dalej narzeka JKM, że dziś nie powstają nowe miasta, a on marzyłby o założeniu nowego Zamościa czy Tarnowa, i o tym, że dziś tylko państwo ma moc założenia miasta, ale tego nie robi, a w USA powstają przecież prywatne miasta (s. 29). Podobne kwestie prezentuje Walter Lacqueur w jego Ostatnich dniach Europy. No dobrze, tylko czego to dowodzi? Miasta powstawały w Europie kiedy chłopi zostawali masowo robotnikami, tych z kolei rynek usług tylu nie potrzebuje, zaś USA to teren ciągle kolonialny, z wielkimi pustymi przestrzeniami. Takie porównywania dowodzą jedynie, że JKM kocha USA, jego prawo...

Nieco prowokacyjnie pisze JKM o staropolskim „kupczeniu starostwami", uważając, że lepszy starosta czy król na swoim, niż namiestnik na cudzym (s. 29). Uważa to za optymalną decentralizację władzy. Tak może myśleć tylko człowiek, który wszelką przemoc utożsamia z państwem, a dla którego oczywistym jest, że kapitalista-starosta jej nie zastosuje. Jednak mówiąc o starostwach, JKM nie wchodzi w sprawy moralne, a jedynie administracyjne. Interesujące, że JKM ma ludzi za głupich w sprawach władzy, ale mądrych z biznesie, na zasadzie „bliższa ciału koszula". Dalej mamy ulubione sprawy interesujące JKM czyli podatki. Pisze o Filipie II i jego 1% podatku od nieruchomości, który spowodował odpadnięcie Niderlandów od państwa Habsburgów (s. 31), ani słowem nie zająknąwszy się, że podstawowa przyczyną powstania była agresywna katolicyzacja Holendrów przez namiestnika ks. Albę. Pisze o podymnym, jakiego unikano na polskich wsiach przez nie budowanie kominów, i za Gierka, gdy powierzchnia mieszkalna miała mieć wysokość do 195 cm. No cóż władza czasem faktycznie przegina, a obywatele się dostosowują, ale w demokracji mają właśnie szanse odwołać tych ministrów-geodetów, a w ulubionej przez JKM monarchii musieliby czekać na nowego króla, albo dać w łapę ministrowi. Uważa JKM, że „czerwoni" uprawiają politykę divide et impera pytając lud na kogo nałożyć podatki (np. na młynarzy czy piekarzy) zamiast pytać CZY je nałożyć. Pytanie jakby JKM chciał tą możliwość państwu odebrać? W kapitalistycznej Holandii XVII wieku, która była pełna uwielbienia ryzyka i energii, władza regulowała wysokość domów i szerokość fasad, pobierała podatki od okien i kominów, a mimo to Republika kwitła… A przy okazji budował wspaniałe schroniska dla ubogich itd. Można być bogatym i hojnym jednocześnie. Zresztą czy państwo to walcząc z innymi o rynki, i budując infrastrukturę (obecnie rozwój Indii hamuje korupcja i niezdolność państwa do odbudowy dróg itd.) często zbrojnie nie wspierało groszorobów? Owszem, ale dla JKM każda interwencja państwa = złodziejstwo.

Dalej pisze JKM o badaniach Kurta Hausera prezentowanych w 1993 roku na łamach „Wall Street Journal" o ostatnich 44 latach podatkowej historii USA, kiedy to wpływy podatkowe wynosiły średnio 19,5% PNB. Największe, jak szczerze przyznaje JKM były w 1981 roku, za Reagana (21, 1 %), a najniższe za „czerwonego" (wg. JKM) Johnsona w 1964 i 1965 (s. 35). Wg Hausera PNB rośnie wkrótce po podniesieniu podatków, ale jest to pseudo-dochód, bo silnie opodatkowana gospodarka kurczy się. Trudno się nie zgodzić, natomiast, nie można się zgodzić, że jedynym priorytetem powinien być wielki PNB a nie np. godne życie nieco większej ilości obywateli tu i teraz, zanim „rynek wszystko załatwi". JKM za Spencerem twierdzi, że biedni będą bogatsi, kiedy rząd zlikwiduje hamulce podatkowe dla bogatych. Taka była też filozofia rządu Busha juniora i nie sprawdziła się. Nie mogą więc już korwiniści sądzić, że czerwoni nie dają im porządzić gospodarką. Wycofanie się państwa z niektórych sektorów, które zawsze będą nieopłacalne w krótkotrwałym sensie (np. transport w niektórych rejonach), może spowodować straty w infrastrukturze, a w przyszłości straty w PNB, tak samo jest z edukacją. Tego JKM nie pojmuje, tak samo jak socjaliści nie pojmują tego, że podatki powinny być faktycznie niezbyt duże, by nie odstraszać od podejmowania ryzyka na rynku. I JKM i socjaliści mierzą jednak prosperity w ilości powstających nowych budynków i miasta, co w warunkach epoki postindustrialnej jest dość durne (co innego w Chinach, gdzie wznosi się kolejne miasta dla wiejskiej siły roboczej z Zachodu) ...


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (41)..   


« Dotyk rzeczywistości   (Publikacja: 24-03-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Piotr Napierała
Urodzony w 1982r. w Poznaniu - historyk; zajmuje się myślą polityczną oświecenia i jego przeciwników i dyplomacją Francji i Anglii XVIII wieku, a także kwestiami związanymi z ustrojem państw (Niemcy, Szwecja, W. Brytania, Francja) w tej epoce.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 74  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Bernard-Henri Lévy American Vertigo
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8852 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365