Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.633 wizyty
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"... w nauce istnieje potrzeba podawania rzeczy w wątpliwość; jest bezwzględnie konieczne, jeśli w nauce ma się dokonywać postęp, żeby niepewność była podstawowym stanem ducha. Żeby dokonać postępu w rozumieniu, musimy wykazać się pokorą i pogodzić się z tym, że nie wiemy. [...] Prowadzi się badania z ciekawości, ponieważ coś jest nieznane, a nie dlatego, że zna się odpowiedź. Zbierając naukowe..
 Światopogląd » Dotyk rzeczywistości

Katolicyzm – fenomen wiary, czy postawa? [1]
Autor tekstu:

To będzie stary temat w nowym ujęciu, ponieważ należę do owej znikomej części polskiej populacji wychowanej poza jakąkolwiek wspólnotą wyznaniową. Nie było więc w mojej biografii przełomowego momentu „odrzucenia wiary w boga", gdyż nigdy nie zaszczepiono mi przekonania o istnieniu tegoż. Z czasem okazało się, że owa — wrodzona jakoby — potrzeba wiary nie jest mi potrzebna, nawet w obliczu tragicznych zdarzeń, na które wpływu nie miałam, więc tym większa była rozpacz i poczucie bezsilności. Gdybym jednak uważała, że moim życiem kieruje jakaś inteligentna, nadprzyrodzona siła, właśnie takie sytuacje zaczęłyby budzić moje wątpliwości i głęboki sprzeciw — powodowanie czyjegoś cierpienia nigdy nie jest zasadne i usprawiedliwić go nie można. Świadczą o tym również wypowiedzi takich osób, jak Marek Edelman, które zetknęły się z ogromem ludzkiego cierpienia, a same ledwo uszły z życiem. Dlatego serwowany powszechnie dogmat o „wrodzonej potrzebie wiary" (w boga) jest dla mnie tyleż abstrakcyjny, co absurdalny.

Tymczasem owa „prawda objawiona" serwowana jest coraz częściej, co powoduje że deklarowanie ateizmu postrzega się wręcz jako zaburzenie psychiczne. Z kolei sprzeciw wobec nieuprawnionych przywilejów organizacji religijnych (zwłaszcza jednej), działań z naruszeniem prawa oraz wobec stanowienia prawa szykanującego inaczej myślących, określany jest, jako atak na wiarę i ludzi wierzących. Wynika z tego, że osoby deklarujące przynależność do jakiejś grupy wyznaniowej automatycznie klasyfikuje się, jako wierzące, nawet częściej, niż religijne.

W takim razie zastanówmy się — czym jest wiara? — przyjmowaniem pewnych twierdzeń bez dowodu. Według tej definicji ja również wykazałam się nią niejednokrotnie, chociażby wobec członków rodziny, przekazujących mi własną wiedzę o życiu, czy nauczycieli w szkole. Wierzyłam również w szczere intencje osób z mojego otoczenia i, niezależnie jakie były konsekwencje tej postawy, w większości przypadków nadal tak postępuję. Uważam wręcz, że nadmierny, a przede wszystkim nieuzasadniony sceptycyzm w relacjach społecznych jest niekorzystny — wzajemne zaufanie jest podstawą kapitału społecznego. Tam, gdzie ludzie sobie ufają, żyją szczęśliwiej, a gospodarka lepiej się rozwija.

Nie mogę jednak dociec, jakie korzyści społeczne daje wiara w istnienie bliżej nieokreślonego bytu, sterującego ludzkim życiem, w dodatku w sposób nieprzewidywalny i często sprzeczny z ludzką intuicją? Bo korzyści jednostkowe podobno jakieś są — poczucie spokoju, bezpieczeństwa, nadzieja na spotkanie z bliskimi w innym życiu. To jednak mogą być zagadnienia interesujące dla psychologów i psychiatrów, gdy tymczasem argumentem o społecznej przydatności wiary posługują się badacze społeczni, legitymizując tytułami naukowymi twierdzenie, na które nie ma żadnych dowodów. Stąd już tylko krok do kolejnego twierdzenia, wysuwanego przez członków kościołów / wspólnot wyznaniowych, że osoby wierzące są bardziej wartościowymi obywatelami, ponieważ reprezentują jakoby wyższe standardy etyczne. Z moich (i nie tylko) obserwacji wynika jednak coś tak dalece przeciwnego, że musiałam podjąć się bodaj krótkiej analizy zagadnienia.

Zacznijmy od prostego testu — jaką wartość poznawczą dla osoby postronnej ma stwierdzenie, że ktoś jest wierzący? Być może ten, kto deklaruje wiarę uznaje to za jakiś szczególny rodzaj auto-definicji, ale z jego własnego przekonania jeszcze nic nie wynika. Przyjmuję do wiadomości, że osoba „wierząca" wierzy w boga (a nie w teorię kwarków na przykład), bo takie rozumienie weszło już do potocznego słownika. Jednak … o czym to ma świadczyć? Że się lepiej czuje? Jeżeli ktoś twierdzi, że jest wielbicielem malarstwa abstrakcyjnego, to ta informacja jest do pewnego stopnia weryfikowalna, chociażby na podstawie częstości bywania w muzeach i galeriach, czy ogólnej znajomości tematu. Jednak i wtedy może się okazać, że jest to raczej snobizm, niż rzeczywiste upodobanie. Tym bardziej wątpliwe jest wnioskowanie na temat danej osoby z samej deklaracji wiary. Wiara ma bowiem to do siebie, że jest nieweryfikowalna. Pewną wiedzę na temat rozmówcy mogę uzyskać dopiero znając jego wyznanie (np. wiem, że żydzi i muzułmanie nie jadają wieprzowiny), a jeszcze większą — przynależność do kościoła czy wspólnoty wyznaniowej. Celowo piszę o wyznaniu, a nie bogu, bo przecież mamy rozmaitość wyznań zorientowanych na tego samego boga, większość wyznawców nie wie, jak on się nazywa, a zaledwie garstka wie, że się w ogóle nie nazywa — o ile dobrze zrozumiałam ten fragment PŚ („jestem, który jestem" nie brzmi jak imię, już raczej jak tytuł programu rozrywkowego). Tymczasem w Polsce przyjęło się stawiać znak równości pomiędzy osobami wierzącymi, a ich przynależnością do kościoła rzymskokatolickiego. Jest to statystycznie logiczne - ostatecznie 9 na 10 obywateli naszego kraju tak się deklaruje, jednak wbrew pozorom nie jesteśmy aż takim „monolitem wyznaniowym", a te proporcje stopniowo ulegają zachwianiu. Spotykałam już w życiu muzułmanów, prawosławnych i protestantów, w których deklarację wiary byłam skłonna uwierzyć. Najwięcej wątpliwości mam w stosunku do katolików.

Tu spieszę wyjaśnić, że każdorazowo w tym tekście określenie „katolicy" będzie dotyczyło członków kościoła rzymskokatolickiego, gdyż członkowie kościoła polskokatolickiego występują w ilościach śladowych, sama miałam okazję poznać zaledwie kilka osób, a i to w czasach, gdy nie interesowały mnie jeszcze różnice pomiędzy religiami.

Co jest według osób deklarujących się, jako wierzące najsilniejszym dowodem wiary? Otóż — postępowanie zgodne z zasadami danej religii, wynikającymi wprost z boskich oczekiwań. I tu pojawia się problem. Mając do dyspozycji tak liczną (blisko 90% populacji Polski) grupę wyznaniową i analizując różne aspekty życia w naszym kraju, musiałabym przyjąć jedno z dwóch założeń. Pierwsze — że wiara jest czymś bardzo szkodliwym, ponieważ jej efektem jest łamanie norm społecznych, przemoc, rasizm itd. I taki punkt widzenia przyjmuje wielu, zwłaszcza „świeżo upieczonych" ateistów, powołując się jednak raczej na literaturę religijną, niż wyciągając wnioski z własnych obserwacji. Osoba postronna, nieobeznana z „literaturą przedmiotu" (bo właściwie dlaczegóż miałaby studiować zagadnienie, które jej nie dotyczy), może przyjąć zupełnie inne wyjaśnienie - skoro wiara jest czymś pozytywnym, gdyż boskie wytyczne odwołują się do najlepszej strony ludzkiej natury (uczciwość, współczucie i wzajemny szacunek), to polscy katolicy są w większości niewierzący. Co za tym idzie — ich deklaracja wiary jest kłamstwem, a to oznacza, że jakiekolwiek dalsze argumenty są bezwartościowe.

Przy takim postawieniu sprawy spotykałam się z zarzutem, że doszukuję się patologii, zamiast oceniać poszczególne osoby. Nie neguję, że znam paru przyzwoitych katolików, jednak skala różnego rodzaju wynaturzeń w obrębie KRK wywołuje podejrzenie, że to one stanowią normę. Ponadto, zważywszy feudalną strukturę tej instytucji, można przyjąć, że osoby stojące na szczycie hierarchii są wzorem do naśladowania dla pozostałych. Stąd indywidualne podejście do każdego z wyznawców jest bezcelowe — o ile sami nawet nie stosują takich „norm społecznych", to większość przynajmniej je akceptuje. Ostatecznie nie żyjemy w epoce wojen religijnych i konwersja na inne wyznanie (też chrześcijańskie) nie stanowi już zagrożenia życia, ani nawet zdrowia.

Uważam, że gdy nie można znaleźć namacalnych i weryfikowalnych dowodów na istnienie jakiegoś zjawiska, należy po prostu je zignorować. Dlatego też odpuszczam sobie wszelkie dyskusje na temat wiary, skupiając się na tym, co sprawdzalne, czyli na postawach. Postawa oznacza sposób zachowania w określonej sytuacji społecznej i ujawnia koherencję lub jej brak z deklarowanymi przekonaniami. Zachowania w odróżnieniu od przekonań są obserwowalne i dlatego mogą być przedmiotem analiz.

Nasze postawy (demonstracja rzeczywistych, a nie tylko deklarowanych przekonań), kształtowane są w procesie socjalizacji. Większość jest pochodną wzorców zachowań, dominujących w środowisku pierwotnym. Co ciekawe tylko w nielicznych opracowaniach, jako środowisko pierwotne, obok rodziny i sąsiedztwa, wymienia się kościół / wspólnotę wyznaniową. Dziwne o tyle, że te instytucje uczestniczą zarówno w socjalizacji pierwotnej, jak i wtórnej, czyli ich siła oddziaływania jest o wiele silniejsza i utrzymuje się dłużej, niż w przypadku dwóch pierwszych, zwłaszcza w epoce powszechnych migracji. Religia stanowi przy tym najbardziej szczegółowy, bo regulujący wszystkie aspekty życia, zestaw norm i procedur, obowiązujących wyznawców. Z tego względu można ją uznać za pierwowzór ideologii totalnych, czyli narzędzie uprawiania polityki. Kościół / wspólnota wyznaniowa jest natomiast systemem społecznym, wyznaczającym ramy funkcjonowania jednostki, jej status (pozycję w grupie) oraz strukturę powiązań i zależności, stworzoną na bazie religii.

Z uwagi na wielość modeli społecznych w obrębie jednej religii, poszczególne kościoły / wspólnoty wyznaniowe należy traktować, jak subkultury, stosujące odrębne kody kulturowe, gdyż nawet posługiwanie się tym samym językiem nie gwarantuje takiego samego rozumienia — inny jest zasób treściowy oraz system komunikacji.

Właściwie nie spotkałam się nigdy z rzetelną analizą porównawczą poszczególnych religii / kościołów / wspólnot wyznaniowych, jako narzędzi kształtowania postaw. Przyjmowanie za punkt wyjścia „wiary" — elementu tyleż nieweryfikowalnego, co nawet niedefiniowalnego, jest istotnym błędem metodologicznym. Natomiast odniesienie do sacrum może budzić wątpliwości w przypadku polskich katolików, którzy zakres owego sacrum rozciągają w nieskończoność, kompletnie lekceważąc wewnętrzną niespójność pomiędzy podstawowymi podobno założeniami (dekalog), a cała armią świętych, błogosławionych, ich wizerunków oraz szczątków, naturalnych cieków wodnych, zacieków na ścianach, a nawet żyjących osób, głównie kapłanów. Stąd słynny paragraf o obrazie bliżej niezdefiniowanych uczuć powinien być poszerzony o definicję przedmiotu kultu, aby osoby spoza tego kręgu kulturowego mogły uniknąć popełnienia czynu zabronionego. Inna rzecz, że taka definicja, a właściwie lista obiektów kultu byłaby zapewne grubsza od kk i wciąż aktualizowana. Ponadto mogłoby się okazać, że osobami najczęściej obrażającymi uczucia religijne katolików są … katolicy.

Niechęć przed zagłębieniem się w niuanse relacji społecznych wynika pewnie w większości przypadków z własnej przynależności wyznaniowej, znacznie zawężającej perspektywę, i ulegania stereotypom w odniesieniu do innych grup. Uleganie stereotypom stanowi z kolei przejaw ignorancji, która niekiedy ociera się o śmieszność. I tak dla wielu sztandarowym przykładem różnic wyznaniowych w obrębie chrześcijaństwa jest „surowość wystroju" kościołów protestanckich.


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (42)..   


« Dotyk rzeczywistości   (Publikacja: 06-07-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Anna Salman
Publicystka

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Przebudzenie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9085 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365