Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.012.741 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Friedrich Nietzsche - Antychryst
Agnieszka Zakrzewicz - Papież i kobieta

Złota myśl Racjonalisty:
"Nawet najbogatsi mogą cierpieć z powodu nędzy umysłowej."
 Światopogląd » Tanatozofia

Czas starzenia, cierpienia, śmierci [1]
Autor tekstu:

Kiedy byłem d z i e c k i e m — płakałem i spałem,
czas się wlókł...
Kiedy byłem c h ł o p c e m — śmiałem się i rozmawiałem,
czas spacerował...
Kiedy lata uczyniły mnie m ę ż c z y z n ą,
czas biegł...
Kiedy się z e s t a r z a ł e m,
czas frunął...

Leonard Hayflick

Zapewne niezwykle trudno obecnie nie zgodzić się z opinią amerykańskiego inżyniera i budowniczego Fredericka W. Taylora (1856-1915) — ojca czasu jako towaru, iż ze wszystkiego co człowiek posiada naprawdę osobistego, właśnie tego jednego ma ciągle zbyt mało .… Kiedy „dorastamy" do pełnego i faktycznego rozumienia oraz pojmowania zawiłości porządku świata, najczęściej większość z ludzi pragnęłaby, co najmniej w bliżej nieokreślony sposób zatrzymania czasu, bądź możliwości manipulacji jego cofnięcia. Niestety, tego biegu nie da się nijak unieruchomić, a cóż dopiero cofnąć. Fizyczne, jak i chemiczne, nie mówiąc już o biologicznych uwarunkowaniach życia, są na pewno tylko w danym miejscu, czasie i okolicznościach jedyne, szczególne i niepowtarzalne.

Jak większość „wszechrzeczy" rozpoznawalnego świata, już od poczęcia jednostka ludzka ulega nieubłaganemu i konsekwentnemu starzeniu się [1], co również jest procesem postępującym i całkowicie, jak dotąd, nieodwracalnym. Ciągle także nie wiemy nawet w ułamku, dlaczego musi on bezwzględnie następować. Jak udowadnia współczesna i coraz bardziej rozległa płaszczyzna wszech-nauki, nie jest to jedyny dylemat naszego stosunkowo krótkiego, choć coraz dłuższego, w porównaniu do minionych pokoleń, życia. Kolejnym, jest na pewno także wciąż bardzo mało poznane, choć niby powszechne, zjawisko cierpienia.[2] Stan, który można zakreślić pewnymi przybliżonymi granicami odczuwania między bólem fizycznym bądź psychicznym, prowadzącym do niewyobrażalnych męczarni, kończących się w rezultacie zgonem, bądź … skłaniać do niepojętej bardzo głębokiej refleksji, budować struktury pełnej szlachetności, bądź znacznie wyższego ponad przeciętny, etapu rozwoju intelektualnego, który stanowić może nawet swoisty bodziec wybitnie twórczy, jak miało to miejsce chociażby w przypadku m.in.: francuskiego pisarza Marcelego Prousta (1871-1922; cierpiał na astmę), tzw. niemieckiego „Szekspira" Fryderyka Schillera (1759-1805; męczyły go trwające latami napady uporczywego bólu brzucha), czy lirycznego poety angielskiego Johna Keatsa (1795-1821; cierpiał na gruźlicę).

Trzecim, nieodłącznym elementem tworzącym fasadę zwaną ż y c i e m, jest na pewno — śmierć. [3] Proces rozkładający się czasami tylko na ułamki sekund lub minuty, bądź czasami na całe miesiące, a nawet lata… Proces, który wreszcie na tyle skutecznie dysharmonizuje ciąg czynności życiowych, iż doprowadza do ostatecznego zatrzymania akcji serca, rytmu oddechów, „wygaszenia" jaźni i świadomości półkul mózgowych. Wiadomo, że śmierć wkracza w nasze istnienie praktycznie już w momencie zapłodnienia na etapie życia komórkowego. Rzeczywistą jej granicę, stanowi dopiero jednak tzw. agonia. [4]

Wracając do sedna problemu, zapewne najciekawszy, oczywiście według mnie, bo wciąż „za mało" w stosunku do dwóch poprzednich, a ściślej — prawie w ogóle, do oczekiwanego ludzkiego poznania i wciąż zakrytej oraz nieprzeniknionej jednak tajemnicy życia, pozostaje element trzeci — ś m i e r ć. Chcąc w miarę pełnie i czytelnie zrozumieć puentę przemyślenia, starałem się przybliżyć, chociaż z ogólnej perspektywy, wszystkie trzy płaszczyzny, które wbrew pozorom, wcale nie reprezentują sobą ani materii jednorodnej w krótkim życiu każdego indywidualnego losu człowieka, ani też nie są takie proste, jak by się to wydawało pozornie i tylko na pierwszy rzut oka....



freedigitalphotos.net

Starzenie się

Humaniści, jak i socjolodzy, a coraz częściej także medycy i pokrewne im różne jeszcze inne specjalności, oraz specjalizacje w kontekście holistycznego odbioru człowieka utrzymują, że posiada on zawsze naprawdę nieograniczone, ponadczasowe i niewyobrażalne możliwości, jeżeli tylko sam bardzo tego chce i jest o nich do końca faktycznie przekonany (m.in.: gojenie praktycznie „niewyleczalnych" schorzeń i ran; utrzymywanie dobrego samopoczucia w chwili najgłębszego kryzysu; szczegółowe, choć bezwiedne rozczytywanie reakcji i bodźców poprzedzających ważne momenty życia własnego bądź najbliższego otoczenia; utrzymywanie „wiecznej młodości" i sprawności fizycznej ducha i ciała, pomimo stałego i nieodwracalnego upływu czasu). Niestety, jeszcze nikt, jak do tej chwili, wciąż nie opracował chociażby zarysu metodologii (jeżeli w ogóle taka kiedykolwiek powstanie), pozwalającej na dokonanie rzeczywistego pomiaru tkwiących w jednostce ludzkiej pokładów szczęścia, zadowolenia, miłości, radości, satysfakcji, samorealizacji, uporu, możliwości … Mało tego, coraz wyraźniej podkreśla się wokół i dostrzega z wielu już różnych płaszczyzn, że człowieka, jeżeli w ogóle, można rozpatrywać w pełni dopiero tylko i wyłącznie w pryzmacie dokonań jego osobowości na przestrzeni całego dopełnionego i tylko indywidualnego przypadku życia. Wiadomo powszechnie, że w ciągu całego powyższego okresu, absolutnie każdy człowiek stara się w ten lub inny, ale właściwy tylko dla siebie sposób, usilnie zgromadzić ku sobie i wokół siebie, maksymalnie najwięcej dostępnych dóbr, nagród i pochwał, przy oczywiście (jeżeli w ogóle) jak najmniejszych nakładach i stratach własnych. Suma ogólnej powstałej względem tego wartości, ma czysto rzeczowe odniesienie w interakcji wspólnego pożycia z rodziną, w małżeństwie, w relacjach z dziećmi, w kręgu środowiska i na płaszczyźnie zatrudnienia.

O ile początek i wczesna dorosłość człowieka (do około 30 roku życia), optowała zarówno w uporządkowaną, jak i pokaźną domieszkę mniej lub bardziej chaotycznych lub wręcz nieprzewidywalnych sekwencji i okoliczności oraz zdarzeń, z towarzyszącymi im burzami emocji, o tyle wraz z upływem czasu, przechodzenia w środkową dorosłość (około 30-60 roku życia), następuje stopniowe wyhamowywanie toku dotychczasowego biegu życia. Człowiek coraz bardziej odnosi się do praktycznej rzeczowości i zaradności wykonywanych prac i przedsięwzięć, oraz decyzji mających miejsce w jego realnym codziennym życiu. Coraz częściej też jednostka poszukuje teraz m.in. kompromisu, nie tylko z własnymi sądami i przekonaniami, ale i z interesem różnych osób indywidualnych, a nawet całych grup ludzkich, stanowiących jego najbliższe otoczenie, jak również, coraz bardziej oddalający i zawężający się nieuchronnie z upływem lat krąg przyjaciół i znajomych. Zmienia się również coraz bardziej pogląd na innego człowieka, jego postępowanie, zachowanie i głoszone interpretacje, a także mądrości codziennych norm rzeczywistej egzystencji. W sposób bardzo wyrazisty zwalniamy jakoby całe dotychczasowe tempo żywota. Włosy na głowie przybierają coraz bardziej kolor srebra, nie mówiąc o znacznym ich przerzedzeniu. W sposób widoczny zaczynamy odczuwać narastające braki ostrości wzroku lub słuchu. Skóra upodabnia się do starożytnych pergaminów, dzięki czemu coraz bardziej kwitnie i rozwija się współczesna medycyna plastyczna. Często też wykazujemy coraz bardziej nijaką sprawność fizyczną.

Bardzo podobnie zapewne, jak pracująca w określonym czasie „wieczna" stalowa maszyna mechaniczna ulega coraz większemu ścieraniu i zużyciu, tak i biologiczna struktura ludzka także poddaje się bezpowrotnemu zużywaniu się, bądź jak mówią „techniczni" — widać coraz większe „zmęczenie materiału". Dla obrazowego zilustrowania tegoż faktu chociażby przykład zmieniającej się z wiekiem sprężystości skóry ludzkiej. Otóż naciągnięta przez około 5 sekund skóra na wierzchniej części grzbietu dłoni u nastolatka, po zwolnieniu ucisku — powróci do stanu pierwotnego natychmiast; u osoby do około 45 roku życia, potrzebuje około 2-3 sekundy, u około 60 -latka czas ten wydłuża się do około 20 sekund, natomiast u 80 -latka, potrzebuje nawet do 5 minut. [5]

Oczywiście każdy z nas,jak by nie patrzeć jednak, dumnych ludzi, żyje według wybitnie własnej, niepodważalnej i najlepszej w naszym mniemaniu koncepcji czerpanej tylko po części z wychowania, wzorców tradycji rodziny, szkoły, narodu… W przeważającej większości jednak, czerpanej z własnej indywidualnej interpretacji codzienności opartej o tylko wybitnie nasze uwarunkowania fizyczne, psychiczne i indywidualne własnego „widzi mi się". Oczywiście bez względu na płaszczyznę posiadanego wykształcenia, pochodzenia, wykonywanego zawodu, prestiżu społecznego lub zawodowego, statusu materialnego oraz to, czy znajduje własnych zwolenników i naśladowców mody, sposobu wyrażania, kwestii zachowania, oraz czy mieści się w jakimś normatywie społecznych zasad etycznych i moralnych, czy też wręcz zupełnie przeciwnie.

Cierpienie

Definicja problemu określa ten stan jako swoisty, charakterystyczny i niepowtarzalny ból fizyczny, psychiczny lub moralny. Swojego rodzaju nieodwracalną męczarnię[6]i szczególną przykrość zarówno dla osoby dostępującej cierpienia, jak i otoczenia, w którym osoba ta przebywa. Najistotniejsze jest przy tym stanie, według mnie, kilka fundamentalnych, choć składowych jej elementów, m.in.: jakiej płci i w jakim wieku jest osoba cierpiąca; jaki jest jej stan rodziny; czy osoba cierpiąca jest sama i jak długo; czy może, chce i jest gotowa cierpieć sama bądź dzielić swoje męki z kimś; czy ból wywołała choroba, kataklizm, zdarzenie, nieopatrzne słowo, odsłonięta prawda, niegodny czyn, czy zupełnie najzwyklejszy niezależny przypadek; jaki stosunek do cierpienia wyraża osoba poddana temu stanowi; jaki jest status wykształcenia i sytuowania materialnego osoby cierpiącej?

Problem jest niezwykle złożony i trudny do określenia, chociażby dlatego, ponieważ wciąż pozostaje na wskroś jednak bardzo, bardzo osobisty i tylko głęboko intymny. Jak podawał swojego czasu wybitny lekarz psychiatra krakowski — prof. A.Kępiński (1918-1972) moment rozpatrywania człowieka w podobnym kontekście okazał się na tyle zły, iż postrzega się go wciąż jako 'przedmiot', dosłownie klasyfikując w kategoriach przyjętych metod obiektywnych, czyli — tłumacząc na język współczesnych: do zmierzenia, do zliczenia, do opisania… Jest to zupełnie, ale to zupełnie według mnie i nie tylko według mnie absurdalne, ponieważ k a ż d y człowiek to „od zawsze" i „na zawsze" p r z e d e w s z y s t k i m, jak i n a d e w s z y s t k o jedyna i niepowtarzalna klasyczna i n d y w i d u a l n o ś ć, którą oczywiście można z a w s z e dowolnie porównywać do innego homo sapiens, bez względu na: płeć, wiek, wzrost, rasę, wyznanie, wykształcenie, status społeczny, moralny i materialny. N i g d y jednak porządkować w jednym szeregu nawet z podobnymi osobnikami. Nawet może i na pewno człowiek, to masa podobna do innego człowieka, ale t y l k o podobna, a przy tym na 100 % na pewno k a ż d a zupełnie inna. Za każdym razem przecież jednostka ludzka w zetknięciu z inną jednostką ludzką komunikuje niby podobne, a jednak inne sfery tylko wyłącznie swojej osobistej i niepowtarzalnej intymności, inne stany akceptacji psychicznej w każdym zupełnie indywidualnym przypadku, a co dopiero pod wpływem przeżywanego i doznawanego cierpienia. Nie da się go więc, tak po prostu skategoryzować i opisać. Przecież wszystko zależy nie tylko od tego, kto doznaje takiego stanu, ale i co jest powodem cierpienia; jak ono faktycznie długo trwa; jak głęboko emocjonalnie naruszyło sferę jaźni cierpiącego; jakie towarzyszą temu zjawisku okoliczności; jak otoczenie cierpiącego je przyjmuje i odbiera; czy źródło cierpienia wygasło, czy wciąż emituje swoją niszczycielską moc; czy można w jakiś sposób je wygasić lub chociażby złagodzić jego siłę; czy można je wyciszać; czy trwa ono nieprzerwanie, przeistaczając się w zespół wyniszczający nie tylko samego cierpiącego, ale też i jego otoczenie; czy dotyka i przebiega tylko w swojej ofierze; wywołuje raczej zdrowe refleksje, czy przywołuje stany depresyjne zbliżające do czynności kompulsywnych, a może… właśnie wyższego poziomu inteligencji inspirującej do wzniosłych działań twórczych, jak chociażby bóle, którym ulegał chory na gruźlicę wybitny polski pianista i kompozytor Fryderyk Chopin (1810-1849) szokujący nawet współcześnie swoją twórczością setki tysięcy ludzi na ziemskim globie. Ten zaistniały fakt, jak tysiące jemu podobnych, pomaga wyjaśnić puentę i źródło powstawania schorzenia, bądź kieruje się ku pograniczom komplementarnej schizofrenii w bliskości obłędu i paranoi. Czy jednak do końca, zawsze i na prawdę?


1 2 3 4 5 Dalej..
 Zobacz komentarze (11)..   


« Tanatozofia   (Publikacja: 27-12-2013 Ostatnia zmiana: 28-12-2013)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Włodzimierz Nikitenko
Emerytowany nauczyciel, dr nauk humanistycznych.

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Cud słyszenia
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9523 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365