|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Ludzie, cytaty Homo viator [1] Autor tekstu: Witold Stanisław Michałowski
Tomy z serii Cuda Polski są zapisem przeszłości. Zupełnie niedawnej, a tak odległej. Kryta słomianą strzechą kurna chałupa z Wołosatego zachowała się tylko
na fotografii. Autorem zdjęcia był młody wówczas etnograf Roman Reinfuss. Ani autor książki, ani fotograf się nie spodziewali, że kilkanaście lat później
wszystkie zabudowania tej bojkowskiej wsi pacyfikowanej przez Ludowe Wojsko Polskie w odwecie za działania UPA strawi ogień. I że podłożą go żołnierze w
rogatywkach z orłem bez korony.
Pod koniec lat trzydziestych Ossendowski koncentruje się na tematach krajowych. Miesiące spędza na podróżach po Podkarpaciu, Huculszczyźnie i Podolu,
poluje na dzikie ptactwo na Polesiu. Felietony z włóczęg po puszczach i rozrzuconych na ich krawędziach miastach i miasteczkach drukował „Kurier
Ilustrowany" i „Kurier Warszawski". Zebrane i uporządkowane, w ozdobnych, pięknie oprawnych tomach wydał Wegner w serii Cuda Polski. Polesie,
Huculszczyzna, Karpaty i Podkarpacie, Puszcze polskie. Dziś są rarytasami bibliofilskim rozchwytywanymi na aukcjach antykwarycznych. Chyba właśnie ta seria
przeważyła szalę uznania i sympatii dla ich autora w pokoleniu naszych ojców i dziadów. Tak wzruszająco, pięknie i prawdziwie, z takim znawstwem i miłością
dziejów, przyrody, obyczajów ludowych panujących w poszczególnych regionach ziemi ojczystej pisał tylko sto lat przed nim Wincenty Pol.
W posłowiu wydawcy kolejnego reprintu krajowego Huculszczyzny (były i zagraniczne) sędziwy prof. Reinfuss po przeszło pół wieku od pierwszego spotkania z
autorem ma do niego zastrzeżenia, że zbyt słabo ujawnia swój stosunek do Hucułów i Czarnohory i że zwiedzał te tereny uzbrojony w pisma polecające,
szlakiem starannie przygotowanym przez lokalne władze administracyjne. Nie zyskały akceptacji uczonego również wzmianki o Gotach, w Karpatach zbytnie
fantazjowanie i bezzasadne kojarzenie różnych wniosków z wykopalisk archeologicznych i pozostałości po wojowniczych Dakach w duszach pokuckich garncarzy.
Puszcze polskie ukazały się w 1938 r. Nakład wydrukowano w Zakładach Graficznych Biblioteki Polskiej w Bydgoszczy. Drugie wydanie wykonał 15 lat później
Zakład Foto-Litograficzny Z. Jaworskiego z Londynu. Autorką Posłowia o leśnych oddziałach Armii Krajowej wywieszających tablice z napisami: NIEMCOM WSTĘP
WZBRONIONY — była Zofia Kossak. Mieszkała w Trossel Farm w Kornwalii. W lasach Zamojszczyzny w rejonie Kozłówki zakaz był respektowany. Posłowie zawiera
zdanie: „Front się zbliżał. Czerwona Armia, rzekomo sojusznicza, wchodziła na ziemie polskie. Oddziały leśne wspomagały ją walcząc z Niemcami wzdłuż całej
granicy, ujawniały się dumnie, i ginęły bez śladu, zlikwidowane przez nowego wroga". Oczywiste, że w PRL książka trafiła na indeks dzieł zakazanych.
Celnicy rekwirowali ją na granicy.
Zdjęcie zamieszczone na 104. stronie wydania autor podpisał: „Na szlaku wielkiej wojny". Przedstawia niedużą, parometrowej zaledwie wysokości, kamienną
piramidę. Gładkie ściany spojone cementem tworzą graniastosłup o dość wyraźnie zarysowanych krawędziach. Co spowodowało, że już w czasie okupacji
hitlerowskiej pan Antoni, opowiadając kolejny raz w gronie znajomych o swoich dalekowschodnich przeżyciach, wspomniał, że piramida stoi w stepie za
Bajkałem, u źródeł Amuru, i że ukrył w niej woreczek zawierający diamenty ważone na funty, nie wiadomo. Wieść rozeszła się szeroko pantoflową pocztą. Za
rozpracowanie tematu wzięli się krajowi eksperci różnej maści. Niestety nie wiedzą, że podobnych piramid nikt nigdy na terenie Bargi i Mandżurii nie
budował. Wzgórki kultowe, po mongolsku zwane owoo, mają zupełnie inny kształt. Najczęściej podróżni, aby zyskać przychylność miejscowych duchów, usypują je
na górskich przełęczach z zebranych w stepie kamieni. Nad nimi ustawiają parę drewnianych drągów, do których przymocowują dłuższe lub krótsze fragmenty
tkanin i wstążek, przeważnie niebieskich i białych. Na ofiarę mogą być przeznaczone drobne pieniądze, kilka papierosów, urwany guzik, łuska po wystrzelonym
naboju. Niedawno dostałem od niego list. Był w Sylwanowicach nieopodal Grodna, w pobliżu polskiej granicy. Na cmentarzu parafialnym odnalazł tam piramidę w
stanie rozpadu. Też z łupanego kamienia spajanego cementem. Zdjęcie na 104. stronie książki Ossendowskiego zrobiono na terenach dzisiejszej Białorusi,
niedaleko od Sopoćkiń. Nazwisko jego autora wymieniono wśród autorów wielu innych fotografii ilustrujących ten tom.
W dniu Święta Niepodległości, 11 listopada 1935 r., Prezes Rady Ministrów nadał Antoniemu Ferdynandowi Ossendowskiemu Złoty Krzyż Zasługi po raz pierwszy.
Jest członkiem redakcji „Łowcy Polskiego" i nadal poluje z pasją. O rezygnację poprosi dopiero pod koniec roku w związku z objęciem stanowiska naczelnego
redaktora „Wiadomości Warszawskich". Zebranych w czasie kresowo-podkarpackich włóczęg materiałów starczy na zapełnienie stałej rubryki „felietonu
prowincjonalnego" w „Kurierze Warszawskim" jeszcze przez wiele miesięcy.
W maju 1936 r. zwraca uwagę korespondencja z powiatu leskiego, „który był arcy-rewolucyjny, a teraz o tyle spokojny i państwowo usposobiony". Mowa tu
oczywiście o krwawo stłumionym przez wojsko i policję buncie chłopskim noszącym w czasach PRL nazwę „powstania leskiego".
Z biegiem lat poglądy polityczne pana Antoniego stawały się coraz bardziej zachowawcze. 27 grudnia 1938 r., z nakazu wojewody wileńskiego skonfiskowano
cały nakład redagowanego przez Józefa Mackiewicza „Słowa" za opublikowanie przedmowy Ossendowskiego do książki Bunt rojstów. Użył w niej zwrotu: „Zakucie
przez policję w kajdany rybaków…" to się ówczesnej władzy nie podobało. Tuż przed wybuchem wojny współpracuje z „Płomyczkiem", czasopismem dla dzieci.
Jego redakcyjną koleżanką jest Wanda Wasilewska.
Burza przeszła, jednakże czujemy lęk i niepokój, zupełnie jakby zawierucha miała się lada chwila rozpętać. Paul Valery
Przybycie do Paryża p. Ferdynanda Ossendowskiego, którego nazywają Robinsonem Crusoe dwudziestego wieku i którego pierwsze dzieło przetłumaczone na język
francuski Przez kraj bogów, ludzi i zwierząt wszyscy krytycy jednogłośnie uznali za książkę niezwykłą, najbardziej pasjonującą relację z podróży jaką
czytali w życiu, nie może przejść niepostrzeżenie.
Mieliśmy szczęście spotkać się z p. Ossendowski, człowiekiem, który widział żywego Buddę, mieliśmy też równie wyjątkową okazję doprowadzić do spotkania p.
Ossendowskiego z trzema osobistościami francuskimi, które wydają się najbardziej właściwe, aby przeciwstawić/stawić czoło zaprezentować swoje doktryny i
ich wiedzę o jego doświadczeniach, i aby ocenić w świetle pojęć zachodnich niewiarygodną sumę obserwacji, jakie zgromadził podczas swej dramatycznej
wędrówki prze Azję. Wymienią historyka Azji, p. René Grousseta' p. Jacques'a Maritain'a, filozofa katolickiego, któremu w dużej mierze zawdzięcza się
odnowę tomizmu w tym kraju, oraz p. René Guénona, hinduistę, którego rozmyślania zostały zawarte w wyjątkowej książce Wstęp do doktryn hinduistycznych,
który w tym dniach publikuje książkę dotyczącą kwestii nurtujących świadomość europejczyków Wschód i Zachód.
Leon Walkowicz, prezes Polsko-Amerykańskiego Towarzystwa Historycznego, pisywał listy na zielonkawym papierze z nadrukiem Veterans Civic Organization of
Chicago. Na środku arkusika widnieje znak wodny — jest to wizerunek rannego żołnierza podtrzymywanego przez kolegę. W papierach pisarza odnalazłem tylko
jeden list prezesa, w którym prosi o zdjęcie z dedykacją dla Polonii amerykańskiej. Podał adres: General Heodq arters 1930 N Fairfield Avenue Chicago,
Illinois. Pół wieku później wysłałem pod tym adresem list z zapytaniem. Ku memu zdumieniu już po paru dniach dotarła do mnie odpowiedź. Żona zmarłego w
1958 r. adresata zawiadomiła, że „his books, photos, documents and historical memorabilia was donated to the Loyola University".
Leon Walkowicz, reporter i redaktor, historyk i działacz kulturalny, gorący zwolennik polityki Sikorskiego, wydał w 1953 r. książkę pt. Dzieje uniesień
serdecznych a rzeczywistość dzisiejsza. Zawierała ostry atak na przedwrześniowe rządy w Polsce, bowiem autor zdaniem niektórych recenzentów „szargał
świętości, podlizywał się komunistom". W konserwatywnych kołach Polonii chicagowskiej zawrzało. Zaczęły się napaści prasowe, bojkot towarzyski. Wrzawa
ucichła dopiero po śmierci. Liczący ponad 500 pozycji zbiór prywatnej korespondencji Walkowicza z lat 1932-1958 z wybitnymi osobistościami, 27 tomów
rękopisów i pokaźną bibliotekę, gdzie niemało było białych kruków, wdowa przekazała Cudahy Library w Chicago. Dalsze poszukiwania nie stanowiły już żadnego
problemu. Wystarczyło przeprowadzić krótką rozmowę z br. Michaelem Grace opiekującym się kolekcją specjalną. Prawie natychmiast otrzymałem pakiet odbitek
kserograficznych.
W archiwum Walkowicza korespondencję z Ossendowskim otwiera bilet wizytowy zawierający informację o przesłaniu w październiku 1935 r. eseju Duch
Paderewskiego oraz przeszło pół roku późniejsze podziękowanie za album wydany dla uczczenia pamięci pianisty-prezydenta, w którym się znalazł wspomniany
artykuł. W autografie Ossendowskiego liczącym zaledwie dwie stroniczki tekstu, o „duchu Paderewskiego" jest mowa tylko raz lub dwa. Znacznie więcej uwagi
natomiast poświęcono w nim syberyjsko-mongolskim perypetiom autora i konsula polskiego w Uliasutaju", Stanisława Błońskiego, mieszkającego później w San
Francisco. Błoński pojawia się zresztą jeszcze parokrotnie, w 1938 r. przesyła Ossendowskiemu wiele materiałów dotyczących Kalifornii.
Prezes Walkowicz był inicjatorem wydania księgi pamiątkowej również ku czci Sienkiewicza. I tu nie zabrakło wypowiedzi pana Antoniego: „Henryk Sienkiewicz,
przeciwko któremu ten i ów rozpoczynał niedawno niegodny napad, był i pozostanie największym budzicielem naszego narodu w dobie upadku ducha, klęski,
bierności, zwątpienia i niewiary. Trylogia — toć szkoła charakterów, to — namiętny, władny krzyż: sursum corda!, to wiara niezłomna w moc zbiorowych sił,
to — hasło miłości i wierności dla Ojczyzny, to — zastrzyk żywej krwi męskiej, co kryje w sobie siew ofiarności, bohaterstwa i niezbędnej w okresach
"Potopów" nienawiści, gdyż sercem miękkim i litościwym któż przekona zwierzę ludzkie — drapieżne i podstępne, to wreszcie — cement najtrwalszy do
połączenia w jedną bryłę powaśnionych, niesfornych, niezdyscyplinowanych, swawolnych odłamów społeczeństwa — bądź nikczemnych, bądź nierozumnych i ślepych,
bądź zbrodniczo zarozumiałych i egoistycznych. Takie właśnie skarby dał Polsce wielki mistrz i wielki, gorący patriota — pisarz, myśliciel, znawca dusz i
serc ludzkich, jeden z największych Polaków. Niechże sława imienia jego żyje wiecznie we krwi i myślach wszystkich pokoleń polskich!".
1 2 3 Dalej..
« Ludzie, cytaty (Publikacja: 02-05-2015 )
Witold Stanisław MichałowskiPisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 49 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Kaukaz w płomieniach | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9841 |
|