|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
| |
Złota myśl Racjonalisty: "Jeszcze Polska, jeszcze raz Polska. Co zrobimy z odzyskaną wolnością? Chwilowo przykościelni spierają się, czy nadal prosić Boga, żeby zwrócił ojczyznę wolną, czy żeby ją już teraz wolną zachował. Pan Bóg czeka na dalsze instrukcje. Zatroskani chcą, żebyśmy byli podobni do największej demokracji świata, czyli do Indii, Kaliszan nie widać, ci, którzy wczoraj handlowali dolarami pod kinem, budują.. | |
| |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Manipulacje
Świat wegetariańskich cyklistów oraz nienormalna polskość [2] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Jest to niezwykle głęboki fragment, znacznie bliższy duchowi sarmackiemu niż endeckiemu. Polskość nie jest tutaj ani dopustem ani balastem, lecz świadomym
wyborem. Jest to retoryka diametralnie różna od luminarzy Gazety Wyborczej, dla której kategoria polskości to głównie balast do zrzucenia.
Z tak myślącego młodego Tuska potencjalnie mógł wyrosnąć gorliwy endek. Dlaczego zatem nie wyrósł? Być może dlatego, że nie było w transformacyjnej Polsce miejsca na
politykę endecką? Finał kariery Romana Giertycha wydaje się być potwierdzeniem tego.
Z drugiej wszelako strony jesteśmy wypadkową własnych charakterów i wyobrażen o sobie. Widzę to zarówno u Tuska jak i Kaczyńskich.
Tusk widział polskość jako tragiczny rozziew między wyobrażeniem a spełnieniem, jako etos przegranych, w którym jednak wolność jest wartością najwyższą.
Polak „porywa się na czyny wielkie z mizernym skutkiem". W swoim tekście Tusk stawiał pytanie, co zostanie z polskości po odrzuceniu
wzniosło-ponuro-śmiesznego teatru niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń — i jego kariera polityczna udzieliła tutaj odpowiedzi — w podłych czasach
transformacyjnych Polski rozgrywanej przez rozdęte dawne służby i obce mocarstwa, real politic łatwo się stała mieszaniną zaprzaństwa i cynizmu. W efekcie
ten utalentowany polityk rozfurmanił swój kapitał społeczny i stał się obiektem wielkiej nienawiści w swoim kraju.
Politykę tę mogłoby nieco zrehabilitować jakieś duże osiągnięcie na arenie unijnej na rzecz Polski, lecz nie bardzo się na to zanosi.
Po drugiej stronie mamy równie utalentowanych polityków — braci Kaczyńskich. Ich charakter najsilniej może ukształtowała młodzieńcza rola w popularnej
bajce Kornela Makuszyńskiego „O dwóch takich, co ukradli księżyc". Na ogół kwestia ta jest traktowana w kategoriach żartu, lecz tak jak dowodziłem w swym
poprzednim tekście, wielkie role aktorskie mogą mieć bardzo silny wpływ na charakter człowieka i wiadomo to już od
starożytności. Co więcej, Lech Kaczyński otwarcie mówił, że rola w tym filmie (Jacek) wpłynęła na jego decyzję zostania politykiem! Bajka Makuszyńskiego to
opowieść z głębokim morałem o przemianie dwóch małych trollów Jacka i Placka w osoby wielkiego serca i wiary dla których pieniądze nie mają wartości.
Dojrzali Kaczyńscy wychowani zostali w etosie sienkiewiczowsko-sanacyjnym. Ten zestaw połączony z tradycją romantyczną dał u nich to o czym pisał Tusk w
swoim tekście o polskości — „wzniosło-ponuro-śmieszny teatr" (premier bez własnego konta bankowego, który otwiera dookoła siebie wiele frontów). Tyle że
długofalowo to właśnie ta polityka może się okazać bardziej skuteczna. Jeśli prawdą jest to, co głosił Kukiz przed wyborami, że nigdy w systemie
proporcjonalnym nie udało się zdobyć jednopartyjnej większości parlamentarnej, to by znaczyło, że PiS przełamał w ostatnich wyborach logikę systemu
proporcjonalnego, co więcej praktycznie bez wsparcia mediów głównego nurtu.
Nie sposób uniknąć tutaj porównań do przedwojennej sanacji, do której PiS nawiązuje, a styl realizowania władzy przez Kaczyńskiego w ostatnim czasie
zaczyna coraz bardziej przypominać sanacyjny, w którym architekt zmian był na zapleczu. Sytuacja ta jest analogicznie niebezpieczna. PiS jest bliski
zdobycia władzy podobnej do sanacji, a jednocześnie cały on wisi na Kaczyńskim. Sanacja nie umiała sobie poradzić sensownie z dużą władzą gdy zabrakło
Piłsudskiego. PiSowi brak naturalnego następcy. Być może najbliższe lata wyłonią taką osobę.
Gra idzie o dużą stawkę i jest niebezpieczna, gdyż sytuacja geopolityczna w regionie jest coraz gorętsza i słabnąć nie będzie. Minione 25 lat transformacji
pokazały, że trudno będzie o realny rozwój Polski bez poważnego naruszenia interesów niemieckich i rosyjskich, a to stwarza naturalny sojusz
niemiecko-rosyjski. Rosja uzależniła Polskę od swoich surowców energetycznych, które sprzedawane są po wysokich cenach, choć Polska ma potencjał do budowy
energetyki niezależnej. Tak drogie i niezdywersyfikowane surowce energetyczne to jak superpodatek strukturalny, który tłumi rozwój kraju. Jeszcze większe
korzyści czerpią z Polski Niemcy. W ramach Unii Polska została tak silnie zadłużona, że w przyszłości grozi nam przejmowanie ziem (np. zachodnich) w zamian
za redukcję długów.
W obliczu tych wyzwań Polsce potrzebna jest silna władza centralna, która będzie w stanie zbudować takie sojusze geopolityczne, które nie będą miały
interesu w istnieniu słabej Polski, z której młodzi uciekają jak z tonącego okrętu. I to już ostatni dzwonek na dokonanie sensownych zmian.
Nie jestem zwolennikiem stacjonowania w Polsce żadnych obcych wojsk, lecz zabiegi o bazy NATO w Polsce to próba urealnienia papierowego i służalczego
partnerstwa ze Stanami, które wymagałoby od USA naruszenia konsensusu niemiecko-rosyjskiego.
Gdyby do tego doszło rozwinięcie współpracy strategicznej z Chinami, to dałoby to wysoki poziom bezpieczeństwa od wschodu.
Polska potrzebuje takich wielkich partnerów dla wyjścia z gorsetu niemiecko-rosyjskiego. Trudno będzie zrealizować te cele w sytuacji „imposybilizmu"
partiokracji i mediokracji, tym bardziej, że media w Polsce zdominowane są przez zagraniczny kapitał. Trzeba sobie uświadomić jak głęboko chora jest to
sytuacja: dominujące instrumenty rządu dusz, który w demokracji jest wszystkim, należą w Polsce do kapitału zagranicznego.
Mówienie o demokracji jest pozbawione sensu w sytuacji, kiedy kraj stoi nad ekonomiczną przepaścią, a media urządzają debaty o tym, czy skrajnie
niedofinansowana służba zdrowia ma jeszcze finansować zabiegi in vitro. Najpierw trzeba podreperować dostępność podstawowej służby zdrowia. Kiedy wyborcy
dyskutują o tematach trzeciorzędnych to jest to atrapa demokracji.
Miniona koalicja zwiększyła zadłużenie Polski z 530 mld zł w 2007 do ponad 900 mld — choć gdyby nie było OFE, to dług ten wynosiłby już ponad bilion zł i
rozsadziłby progi konstytucyjne, zmuszając kraj do wyprzedaży resztek „sreber rodowych", czyli garstki najbardziej strategicznych przedsiębiorstw, lasów,
ziemi, złóż. Dodajmy, że jednocześnie bito rekordy prywatyzacji. Za rok, dwa, już nie będzie drugiego OFE do zagarnięcia, więc trzeba by likwidować
ostatnie resztki majątku narodowego — w sposób zupełnie nieproduktywny, po czym dług nadal rósłby w taki sam sposób… Tego rodzaju zasadniczej debacie
media głównego nurtu nie poświęciły swej łaskawej uwagi.
Przecież widzimy jak na dłoni co dzieje się w Grecji, która jest powoli rozbierana za długi.
Dyskutujemy o duperelkach. Odkręcamy zmanipulowane fragmenty wypowiedzi. Posłanka Izabela Kloc z partii rządzącej tłumaczy się z przypisanych jej słów
jakoby w demokracji niedopuszczalna była krytyka rządu przez media. Przecież nie trzeba wiele inteligencji, by rozumieć, że nikt nie mógły sformułować tak
nonsensownej tezy. W taki jednak sposób nasi mainstreamowi dziennikarze manipulują słowami, wyrywając dowolne fragmenty z kontekstów wypowiedzi. W
rzeczywistości posłanka chciała powiedzieć, że w demokracji media powinny być infrastrukturą informacyjną, tj. informować także społeczeństwo o tym co robi
rząd. Rząd po prostu musi mieć kanał komunikacji ze społeczeństwem, bo inaczej nie da się sprawować władzy. Media nie mogą tylko walić w rząd jak w bęben,
muszą także informować. A dziś tego absolutnie nie robią. Nie dziwie się, że obecnie nie są wprowadzane ważne społecznie ustawy, gdyż w aktualnej
mediosferze społeczeństwo nie zostanie o nich właściwie poinformowane. Dlatego rząd najpierw walczy o kanał komunikacyjny. To jest absolutny banał,
nieprawdaż? Czy można sobie wyobrazić demokrację w której media, rozgrywając interesiki swoich właścicieli oraz sponsorów izolują społeczeństwo od
informacji o aktywności głównych władz w państwie? A taką właśnie sytuację mamy obecnie. Dopiero w internecie można znaleźć sensowny przekaz o tym, co
dzieje się w państwie. Tak być nie powinno. I taka forma „niezależności" mediów w żadnym razie nie zasługuje na ochronę.
W ten sam sposób bronię obu stron sporu. Kiedy ujawniono nagrania śmietanki ówczesnej władzy, przekonując przez wyrwane co bardziej
wulgarne momenty, że były to wyłącznie knajackie rozmowy, opublikowałem pomijaną drugą godzinę rozmowy Belki z
Sienkiewiczem, wskazując na jej wysoką wartość merytoryczną. Świat nie jest bowiem czarno-biały i ten kto go takim przedstawia jest fałszerzem
rzeczywistości, budującym fundamentalizm, mury społeczne, sektowość w debacie politycznej, okopywanie się w swoich pozycjach, niemożność przyznawania się
do błędów (bo zaraz media, zamiast odnotować to z uznaniem, zrobią sensację przedstawiając tego, który uczy się na błędach jako bankruta moralnego).
Ta ostatnia kwestia to duże odrębne zagadnienie, które dowodzi obcości kulturowej współczesnych mediów naszej kulturze. Antropologia człowieka w mediach
jest absolutnie sprotestantyzowana. W kulturze tej o człowieku myśli się w kategoriach predestynacyjnych, więc wszystkie jego postępki, zachowania, błędy -
stale i przez całe życie ciążą na człowieku. Jego odmiana jest generalnie niemożliwa, gdyż człowiek rodzi się z określonym przeznaczeniem. Antropologia
katolicka uznaje możliwość całkowitej odmiany człowieka zależnej od jego wolnej woli. Stąd w kulturze postpurytańskiej odkrycie, że znana polityk była
kiedyś prostytutką jest skandalem, w kulturze katolickiej byłoby to dowodem pozytywnej przemiany (rozsądny dziennikarz przytoczyłby tutaj liczne podobne
przemiany z historii). W kulturze katolickiej byłoby absurdem rozliczanie Tuska ze słów sprzed ćwierć wieku.
Ostatnia sensacyjka lingwistyczna ostatnich dni to wypowiedź Waszczykowskiego dla Bilda o tym, że Polska nie godzi się na multikulti oraz jednokierunkowy
rozwój ku światu złożonemu z wegetarian i rowerzystów, którzy używają wyłącznie odnawialnych źródeł energii i zwalczają wszelkie przejawy religii. Nie mam
zamiaru dowodzić, że była to fortunna wypowiedź, choć mimo wszystko wolałbym, byśmy dyskutowali o tym, co minister wyraził niż czytać histeryczne reakcje,
że rząd będzie zwalczał cyklistów i wegetarian. Wypowiedź Waszczykowskiego była bowiem krytyką kompleksu mód chronionych polityczną poprawnością na
Zachodzie. Była ona formą obrazy uczuć religijnych, bo wszystkie te mody mają dziś wyraziste quasireligijne podłoże na zlaicyzowanym Zachodzie.
1 2 3 Dalej..
« Manipulacje (Publikacja: 05-01-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9956 |
|