Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.015.404 wizyty
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Religia (...) jest największym wrogiem zdolności myślenia (...) Wiara jest największym przekleństwem ludzkości jako całkowite przeciwieństwo i wróg myśli".
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Zbawiciel [3]
Autor tekstu:

Stwórca odwrócił głowę patrząc gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem, a potem głosem, w którym drgała tłumiona złość, powiedział:

— „Chciałem, aby ludzie zawdzięczali ci coś istotnego i tak ważnego, że, w zamian za to gotowi będą uznać cię za swego Boga!… Czy nie chcesz mój synu zostać w przyszłości Bogiem człowieka?" — spytał z niedowierzaniem, jakby mu to nie mogło pomieścić się w jego bożej wyobraźni. Syn Boży pokręcił przecząco głową.

— „Nie za taką cenę, Ojcze!… Nie za taką cenę!" — dodał z naciskiem, patrząc wymownie w oczy Bogu. — „I prawdę mówiąc wstyd mi za ciebie, że zdecydowałeś się wprowadzić w życie ten obłędny pomysł… czy możesz mi powiedzieć Ojcze, kto ci go podsunął?" — spytał wolno, a jego spojrzenie jasne i rozbrajające, zdawało się przenikać na wylot Stwórcę.

Być może pod jego wpływem, a może pod wpływem wypowiedzianych słów, Bóg odwrócił głowę i robiąc jakiś nieokreślony gest dłonią, odparł cicho:

— „Tak tylko..., rozmawialiśmy na ten temat z Szatanem… to on mi wykazał jaka z niego płynie korzyść dla nas dwojga…"

— „Naprawdę?!… Tylko dla nas dwojga?" — roześmiał się z sarkazmem Syn Boży i dodał: — „A czy przypadkiem, nie aby dla nas trojga?… już ja tam nie wierzę w jego bezinteresowność!… a ty Ojcze dałeś się podejść jak maty chłopiec!… Nie do wiary!" — kręci głową z dezaprobatą, nie spuszczając wzroku z oblicza Stwórcy.

Ten pochyla głowę nisko, aby syn nie dostrzegł ciemnego rumieńca wstydu, oblewającego jego twarz, aż po nasadę włosów. Przez chwilę panuje denerwująca cisza, a potem Syn Boży kładzie swą dłoń na dłoni Ojca i mówi ciepłym tonem:

— „Ale na szczęście masz mnie, Ojcze!… I wiesz dobrze, że na mnie zawsze możesz liczyć!" — uśmiechając się, obejmuje go drugą ręką i z twarzą przy jego twarzy, mówi:

— „No dobrze… skoro taką miałeś koncepcję Ojcze, to zbawię ci tego człowieka…"

Stwórca przygląda mu się z niedowierzaniem.

— „Ale uczynię to po swojemu… tak, abyśmy naprawdę tylko my dwaj mieli z tego pożytek,… no i ludzie oczywiście!" — potem coś cicho szepcze prosto do ucha swemu Ojcu, a w jego wzroku prócz miłości synowskiej, widać wyraźne rozbawienie i jakby ulgę, że nie doszło jednak do najgorszego. Bóg wpierw waha się, ale po chwili wyraz niezdecydowania i rezerwy na jego obliczu niknie, uśmiecha się, kiwa przyzwalająco głową i rozkłada ręce, jakgdyby chciał tym gestem powiedzieć:

— „No cóż… skoro tak uważasz?… niech się stanie…" — Potem oboje znikają w jednej chwili, a wraz z nimi cała otaczająca ich rzeczywistość. To Stwórca swą nieskończoną mocą cofnął czas, aż do momentu o jaki chodziło jego synowi.

***

A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty:

— „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: — "nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?"

Niewiasta odpowiedziała wężowi

— „Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: — "Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli".

Wtedy rzekł wąż do niewiasty:

— „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło".

Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do zjedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Wyciągnęła już rękę, aby zerwać zakazany owoc,… gdy ni stąd ni z owąd pojawił się obok niej Syn Boży i patrząc na

nią surowym wzrokiem, powiedział:

— „Co chcesz uczynić niewiasto?… Czyż nie widzisz nieszczęsna, iż to podstępne zwierzę chce doprowadzić do waszego upadku?!" — Wąż zobaczywszy Syna Bożego wapada w panikę i próbuje chyłkiem oddalić się jak najprędzej i najdalej od tego miejsca, lecz ten nie pozwala mu na to. Przydeptuje mu nogą ogon i przez chwilę patrzy jak wredna bestia wije się pod jego stopą. Potem zdecydowanym ruchem wdeptuje go w ziemię, miażdżąc mu łeb, a następnie otrzepuje ręce — choć nie dotykał go nimi — i mówi:

— „To tak, w razie czego…"

Patrzy uważnie w oczy kobiecie, a ponieważ jej mina wyraża najwyższe zdumienie przemieszane ze strachem i wstrętem, powtarza wolno: - „Czy zdajesz sobie sprawę z konsekwencji tego kroku, który chciałaś uczynić, nieszczęsna niewiasto?"

Kobieta czerwieni się i opuszcza głowę. Ściskając nerwowo ręce, jakby nie wiedziała co z nimi zrobić, próbuje tłumaczyć się nieskładnie:

— „Powiedział przecież, że gdy go zjemy otworzą nam się oczy… i tak jak Bóg będziemy znali dobro i zło… czy to źle?"

Syn Boży macha gwałtownie rękoma i woła,

— „O święta naiwności!… jak ty nic nie rozumiesz, kobieto!" — ale natychmiast reflektuje się:

— „No tak… skąd ona miałaby o tym wiedzieć?... Musiałaby wpierw znać czym jest dobro i zło!" — myśli ze zmarszczonym czołem, przenosząc swój wzrok to na kobietę, to na owoc zakazany.

— „Ależ ci wyszedł problem teologiczny!" - mruczy pod nosem.

— „Albo mądrość, wiedza i samostanowienie — ale jednocześnie upadek i wynikłe z niego cierpienia egzystencjalne,… albo ślepe posłuszeństwo i bogobojność — ale jednocześnie ograniczenie umysłowe, bezmyślne życie w nieświadomości i ubezwłasnowolnienie… co lepsze?"

Syn Boży zastanawia się przez dłuższą chwilę, a potem ze słowami: — „a niech to!… raz kozie śmierć!" — wyciąga rękę, zrywa owoc z drzewa poznania dobra i zła… i zjada go. Jest w tym momencie szczęśliwy, iż poświęcił się dla człowieka, zbawiając go właśnie w tej chwili i w taki sposób. Nie jest pewien, czy teraz jemu z kolei nie grozi upadek i skażenie natury skłonnościami do czynienia zła i nieprawości. Nie wie także czy teraz on nie stanie się śmiertelny, a Bóg za karę wyrzuci go z nieba, albo wyrzeknie się go...

Tego wszystkiego jeszcze nie wie,… ale za to wie na pewno, iż człowiekowi już nic nie grozi; jego natura pozostanie na zawsze doskonała, a określenie „grzech pierworodny" nawet nie będzie mu znane. I ta świadomość napełnia jego umysł jakąś dziwną słodyczą. Chce mu się śmiać, śpiewać i tańczyć zaraz.

— „A więc dokonało się!" — myśli Syn Boży. - „Zbawiłem ludzi zanim zdążyli zgrzeszyć… Dalej już wszystko będzie dobrze…" — przymyka oczy w błogim przeświadczeniu, że postąpił najlepiej jak mógł. Czeka cierpliwie na rozmowę ze swym ojcem, zastanawiając się co mu powie. Tymczasem jego ręce nieświadomie splatają przepaskę z gałązek figowych. Rozgląda się przy tym nie spokojnie, jakby bał się, iż ktoś go przyłapie na tej czynności.

***

Stwórca widział to wszystko ze swego miejsce będąc samemu niewidoczny dla nikogo. Na jego obliczu malowało się ojcowskie zatroskanie.

— „Po co on to zrobił?" — myśli Bóg. - „Czy mój plan odnośnie człowieka był gorszy?… Trochę cierpienia jeszcze nikomu nie zaszkodziło!… a że przy okazji istniałoby i zło, to co z tego?… dzięki niemu bardziej zauważalne i doceniane jest dobro!… a tak, ciekaw jestem czym on w przyszłości skłoni do siebie doskonałego człowieka?... do czego mu będzie potrzebny?… Jaki rodzaj łaski będzie mógł mu okazać?... co będzie mógł mu zaproponować, aby ten wyznawał go i modlił się do niego?… Eech!… nawet nie wie jak bardzo utrudnił sobie sprawę na przyszłość!" — wzdycha Bóg ciężko, zastanawiając się nad tym niełatwym problemem teologiczno-soteriologicznym. Bo w to, że człowiek zaakceptuje potrzebę zbawienia siebie, zanim jeszcze nie zgrzeszył i uzna tym samym Zbawiciela za swego Boga, Stwórca ani przez chwilę nie wierzył. — „I po cóż on się tak pośpieszył?… Jakby nie można było poczekać z tym zbawieniem!" - perorował w myślach, ze strapioną miną.

— „I jeszcze to demonstracyjne zjedzenie owocu zakazanego i zabicie węża kusiciela… jakby chciał mi tym dać do zrozumienia, iż źle zrobiłem, godząc się na taki wariant wydarzeń!... jakby chciał mi pokazać w jaki sposób rozwiązuje się gordyjski węzeł!... No dobrze, mój Synu!… Niech ci będzie!… Może zresztą masz i rację?" — rozmyślał Bóg. Mógł z łatwością to sprawdzić, przenosząc się w przyszłość, ale nie chciało mu się wałęsać po czasach, przestrzeniach i wymiarach. Postanowił pozostawić to naturalnemu biegowi wydarzeń.

— „I tak prędzej czy później ten świat, jak i wszystko inne powróci do niebytu,… a więc po co sobie zawracać nim zbytnio głowę. Ale on jest jeszcze zbyt młody,… chciałby, aby wszystko co istnieje było jak najlepsze i najdoskonalsze… Idealista!" — westchnął Bóg, ale już bez złości, a raczej z jakąś nostalgiczną życzliwością, bo przypomniał sobie w tej chwili, że kiedyś — dawno, dawno temu też był taki sam; wydawało mu się, że wszechmoc naprawdę nie ma granic, a wszechwiedza ma wyłącznie dobre strony!… Ale z czasem przyszło mu zweryfikować swe poglądy i stwierdzić, iż istnieją prawa z trudem poddające się nawet woli Stwórcy.

— „On też do tego dojdzie!… To tylko kwestia czasu!… A na razie niech cieszy się z tego co uczynił…" — skonstatował w myślach, kiedy jednak głębiej zastanowił się nad tym problemem doszedł do wniosku, iż nie może pozwolić na dalszy rozwój wydarzeń, które miały miejsce w ogrodzie Eden. Byłoby to moralnie nie do przyjęcia. — „Nie maże przecież tak być, aby człowiek był doskonały, a mój własny Syn grzeszny i upadły!… Jakby to wyglądało?!… Co by sobie o mnie pomyślano?!" - zastanawiał się.

— „Ta ofiara ze strony mego Syna, ta chęć odkupienia zła kosztem swojej osoby, bardzo ładnie świadczy o jego wrażliwości, miłosierdziu i poczuciu sprawiedliwości… ale nie jest potrzebna przy moich możliwościach!" — pomyślał Bóg i postanowił sprowadzić sytuację

do stanu wyjściowego, poprzedzającego wypadki w ogrodzie Eden. — „A może on właśnie liczył na to?… i dlatego postąpił z taką determinacją?" — zastanawiał się, uśmiechając do swych myśli.

— „No jeśli tak,… to jest o wiele mądrzejszy i przebieglejszy niż myślałem!… a niech to!… nie doceniałem widać swego własnego syna!" — Stwórca roześmiał się głośno, kręcąc głową z uznaniem i podziwem. Z zadowolenia zatarł ręce. Jego spojrzenie skierowane było przez cały czas na ziemię, a szczególnie na jeden mały jej fragment: ogród Eden.


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Zbłąkane dzieci
Upadły Anioł

 Zobacz komentarze (4)..   


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 18-05-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 237 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365