|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Historia filozofii » Filozofia starożytna
Bractwo pitagorejskie [5] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Szczególne znaczenie miała też Jedynka — Monada, która
symbolizowała także środek wszechświata. W jedynce wszystko znajduje swoją
przyczynę, wszystko sprowadza się do tej Jedności, czyli do czegoś
stabilnego i skończonego, czyli doskonałego, nieparzystego, męskiego,
prostego i dobrego. Jedno to bóstwo i ład, wielość charakteryzuje antybóstwo i bezład. Bóstwo jako Jedno jest wolne od wszelkich przeciwieństwo, jest
doskonałą monadą. Można dodać, że nieco inaczej widział to poeta Ion działający w drugiej połowie V. w. p.n.e. w Chios, który pozostawał pod wpływem
pitagorejskiej numerozofii. Za boga w dziele Triagmos (Trójbóg)
przyjmował trójkę, jako liczbę oznaczającą początek, środek i koniec
wszystkiego.
Władysław Tatarkiewicz dodaje: „Wszelako skłonność
do takich spekulacji ogarnęła pitagorejczyków w późniejszych generacjach,
bodaj dopiero pod wpływem Platona. Ich oryginalny sposób myślenia wyraził się
raczej w empirycznych, ściśle naukowych badaniach przyrody." Nie jest jednak
zupełnie bezpłodna ta filozofia. Zapowiedziała ona ogromną i zasadniczą rolę
matematyki w naszym poznaniu świata. Pitagorejczyk powiedziałby, że językiem
przyrody są liczby, my powiedzielibyśmy, że jest to piękna metafora dla współczesnej
nauki. Jeszcze ważniejsza nauka płynie z numerozofii dla współczesnej
filozofii: jakkolwiek filozofia pitagorejska opierała się na spekulacjach i zawierała liczne tezy z którymi trudno jest zgodzić się współczesnemu
racjonaliście, jednakże przyjmowała ona zasadę opierania tych spekulacji na
badaniach naukowych, zasadniczo była swoistą metafizyczną ekstrapolacją ówczesnej
wiedzy naukowej, tymczasem wiele nowożytnych systemów filozoficznych powstawało w zupełnym oderwaniu od nauki. Wiele współczesnych systemów filozoficznych
jest znacznie bardziej oddalone od nauki niż numerozofia. Filozofia powinna
zasadniczo opierać swe spekulacje i postulaty na nauce.
W żaden natomiast sposób nie odnosi się to do filozofii
neopitagorejskiej, która uległa jeszcze większemu wypaczeniu niż spekulacje
późnych pitagorejczyków, i która w istocie stała się wiedzą o bogu i służbą
bożą. Neopitagorejczycy przejęli głównie mętne elementy pierwotnego
Pitagoreizmu, koncentrowali się przede wszystkim na spekulacjach liczbowych.
Ich światopogląd religijno-filozoficzny zmodyfikowany został istotnie wpływami
wschodniej magii, astrologii [ 14 ],
judejskiej gnozy i egipskiego hermetyzmu. [ 15 ]
Jak ujmuje to Jan Legowicz: „Neopitagorejski filozof to już nie uczony z okresu Pitagoreizmu pierwotnego, ale ktoś natchniony przez Boga, boży posłaniec,
ktoś tak do bóstwa zbliżony, że niemal z nim tożsamy, gnostyk-prorok i cudotwórca, dla którego nie ma nic niemożliwego." W Pitagoreizmie
pierwotnym liczby były rozumiane jako prazasady świata, w neopitagoreizmie
natomiast liczby same dla siebie stają się realnością.
Muzyka sfer a drgania superstrun
Bardzo ważnym rysem numerozofii było przekonanie o harmonii
świata. Budowa wszechświata, wyrażana w świętej dziesiątce, połączona z odkryciami w dziedzinie akustyki (drgania jako przyczyna dźwięków), skłoniła
ich do przypuszczenia, iż sfery gwiezdne, krążąc dookoła środka świata,
swym ruchem wydają dźwięk. Jako że odległości sfer tworzą harmonijną
proporcję, przeto dźwięk przestworzy również jest harmonijny i dla nas niesłyszalny.
Wystarczy wsłuchać się w harmonijną „muzykę sfer", aby umieć rozgryźć i opisać (za pomocą równań matematycznych) wszechświat, jego istotę.
Można w tym dostrzec jakby zapowiedź i przedsmak nowożytnych
poszukiwań "teorii wszystkiego" (TOE, od theory of everything),
czyli spójnej syntezy wszystkich praw rządzących wszechświatem. Więcej
nawet! Owa dziesiątka wyrażająca strukturę wszechświata, owe dźwięki
wszechświata możemy odczytać jako prapostać teorii superstrun z jej
elementarnymi drganiami i dziesięcioma wymiarami — współczesnej kandydatki
do miana TOE. Według tej teorii „wszystkie cząstki, jakie obserwujemy we
Wszechświecie, łącznie z atomami naszych ciał, składają się z małych
wibrujących strun — pisze Michio Kaku. — Rezonanse, czyli 'dźwięki'
tych strun, tworzą menażerię cząstek elementarnych (elektrony, kwarki,
fotony i tak dalej). Wszechświat jest symfonią drgających strun, a zasady
harmonii są znanymi nam [powinien dodać: "dzięki pitagorejczykom" -
przyp. M.A.] prawami fizyki. (..) Zaskakujące jest to, że teoria superstrun
ogranicza liczbę wymiarów przestrzeni i czasu do dziesięciu. Szczególną
cechą teorii superstrun jest to, że mikroskopijne struny (około 100 miliardów
miliardów razy mniejsze od protonu) mogą drgać tylko w dziesięciowymiarowej
czasoprzestrzeni. (..) mamy matematyczne powody, aby wierzyć w dziesięciowymiarową
czasoprzestrzeń, ponieważ tylko we wszechświecie o takiej liczbie wymiarów
jest wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścić zarówno teorię kwantową,
jak i teorię Einsteina."
Refleksje końcowe
Powyższy tekst był nie tylko charakterystyką pewnego
nurtu i doktryny, był również argumentacją mającą na celu wydobycie
Pitagoreizmu z ezoterycznych odmętów, w jakie wtrącili go pitagorejscy
epigoni i epigoni epigonów, a w jakich tkwi chyba po dziś dzień. Miał on na
celu wskazanie istoty i fenomenalności Pitagoreizmu, które zostały zniekształcone
szkodliwą mutacją — spowodowaną „egipskimi ciemnościami", które zaślepiają, i „wiatrem ze Wschodu", który wywiewa czynnik ratio — w świetle której
często był i jest on postrzegany i oceniany. Mówi się np., że Pitagoras
„szerzył ezoteryczną doktrynę, której echa spotykamy u myślicieli-spirytualistów
całej starożytności". Jest to w pewnym sensie prawda, ale prawda, która
uwypukla nie to co należy do istoty, a tym samym prawda zniekształcająca.
Przedstawia się jończyków jako tych, którzy natchnęli
obiektywne i naukowe badania przyrodnicze, a pitagorejczyków jako tych, którzy
natchnęli rozwój spekulacji metafizycznych. Moim zdaniem jest to chybione i niesprawiedliwe. Uważam, że i jedni i drudzy mieli inspiracyjne znaczenie dla
nauki zachodniej. O ile jednak u jończyków dominowały elementy
empiryczno-sensualistyczne, o tyle u pitagorejczyków były to elementy bardziej
abstrakcyjne, teoretyczne, spekulatywne i racjonalistyczne. Współczesna nauka
opiera się na obu ujęciach. Są w niej dziedziny bardziej „jońskie", ale
są też i bardziej „pitagorejskie".
Rdzeń Pitagoreizmu opierał się na badaniach
empirycznych i na śmiałych, czasami nieudanych, czasami naciąganych uogólnieniach i ekstrapolacjach. Ale przecież pomimo tego, w wielu kwestiach mieli oni
rzeczywiste osiągnięcia, czasami wręcz rewelacyjne (m.in. kulistość i ruchy
Ziemi, kosmos). Pomimo przyprawiania tego wszystkiego w sosie
spirytualistycznym, istota była jak najbardziej naukowa. Warto mieć na uwadze
to, że ścisłą czołówkę i esencję tych szkół stanowili
„matematycy", czyli ludzie bez wątpienia kładący naukę na czele środków
oczyszczających duszę, czyli w praktyce na pierwszym miejscu. Zwróćmy też
uwagę na to, że rekrutowali się oni nie z egipskich magów, wędrownych
cudotwórców czy rybaków, ale z ówczesnych naukowców, głównie medyków.
Mistycy, bawiący się głównie religijną stroną Pitagoreizmu, stanowili
jakby otoczkę, krąg zewnętrzny, także swoisty pion public relations,
jakbyśmy powiedzieli współczesnym językiem. On w sposób istotny przyczyniał
się do budowania zniekształconego wizerunku Pitagoreizmu.
Jednak pseudonauka i ezoteryka, które dzięki legendom
„upadłego Pitagoreizmu" na Pitagoreizm się powołują i w swe pióropusze
wpinają pitagorejskie piórka, w sposób zasadniczy z duchem pitagorejskim się
różni: o ile ten ostatni przyniósł niekwestionowane osiągnięcia w naszym
poznaniu i rozumieniu świata i człowieka, o tyle te pierwsze nie są w stanie
nic powiedzieć z czym można by się zgodzić nie będąc ich wyznawcą.
Znając istotę Pitagoreizmu, możemy słusznie przypuszczać,
że gdyby żyli oni dziś, to nie zajmowaliby się nonsensami
ezoteryczno-okultystycznymi, gdyż musiałoby to oznaczać, że przez wieki
musieliby trwać w tym samym punkcie, zaprzestać rozwoju i wyrzec się nauki.
Ale nauka przecież oczyszcza duszę! Archytas z Tarentu z pewnością nie
zajmowałby się numerologią, choćby dlatego, że równania mechaniki
kwantowej bardziej by go oszałamiały i fascynowały. Ktoś mógłby powiedzieć,
że odrzuciłby je jako sprzeczne z pitagorejskim światopoglądem. Nic bardziej
błędnego. Wszak dziś w arytmetyce kojarzeni są z liczbami niewymiernymi.
Liczby te były jednak sprzeczne z ich filozofią, sprzeczne z harmonią wszechświata.
Wedle legend obowiązani byli do utrzymywania ich istnienia w tajemnicy, jednak
nie odrzucili ich jako sprzecznych ze światopoglądem i wyznawaną filozofią.
Nauka była wyżej mniemań. Alkmeon z Krotonu zajmowałby się nie
bioenergoterapią czy radiestezją, a neuropsychologią, neurobiologią,
neurochemią, neuropsychofarmakologią lub neuropsychiatrią, z całą pewnością
jako naukowiec przesiąknięty duchem pitagorejskim starałby się rozwikływać
naturę świadomości. Hiketas odrzucałby astrologię, a zajmowałby się
kosmologią kwantową, teorią superstrun i wieloświatu. Wreszcie, Pitagoras
nie zostałby papieżem czy awatarem, lecz Bertrandem Russellem. Współcześni
pitagorejczycy uznaliby, że dla doktryn paranaukowo-magicznych jest miejsce w telewizji Polsat, po serialu „M jak miłość", a przed transmisją z wyglądania
Ojca Świętego przez okno swego pałacu, czyli generalnie między rozrywkami
dla ludu. Podczas gdy oni, jako aristoi, zajmują swe dusze nauką...
Jeśli utrzymałby się ich pierwiastek mistyczny i religijny w badaniach naukowych, to zredukowałoby się to do „religijności"
jaką widzimy u Alberta Einsteina, Edwarda O. Wilsona, Richarda P. Feynmana,
Carla Sagana, czyli do owego „kosmicznego uczucia religijnego" Einsteina i tego co Wilson niesłusznie określił „jońskim zauroczeniem". (Zob. więcej:
str. 2552)
Ich dawne zabawy z liczbami, przypisywanie im znaczenia
sakralno-mistycznego i jakby magicznego, możemy zrozumieć. Zrozumieć, to
znaczy ujrzeć to w kontekście swoistego „oszołomienia matematyzmem świata".
Oni jako pierwsi zaczęli to zgłębiać i odkrywać — i się zachłysnęli.
Takie „oszołomienia" zdarzają się także dziś. Uległ mu nawet
Heisenberg, który miał powiedzieć: "Pierwszy kieliszek z butelki nauk
przyrodniczych robi z nas ateistów, ale na dnie tej butelki jest Bóg".
Tak samo mniemali Pitagorejczycy, kiedy czuli się wtajemniczeni w największą
tajemnicę „butelki", gdyż dokonali odkrycia, które radykalnie zmieniało
światopogląd. Jednak „metodologia picia" z „butelki świata" polega na
tym, aby nie zaciągać się zbyt gwałtownie. Heisenberg pomylił Boga z korkiem owej butelki, który po jej otwarciu spoczął na dnie. Dlatego właśnie
trzeba pić z niej rozważnie, gdyż może się zdarzyć tak, że Bóg-korek znów
zatka butelkę w razie zbyt nachalnego jej nachylania...
1 2 3 4 5 6 Dalej..
Przypisy: [ 14 ] Większość ówczesnych
szkół filozoficznych odrzucało bardzo popularną astrologię, tylko
stoicy byli nią mocną zmąceni. Do stoicyzmu astrologię miał wprowadzić
Posejdonios z Apamei. « Filozofia starożytna (Publikacja: 30-11-2003 Ostatnia zmiana: 07-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3106 |
|