|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Etyka zawodowa i urzędnicza
Państwo sprawne inaczej [2] Autor tekstu: Witold Filipowicz
Nietrudno
sobie wyobrazić postawę urzędnika wobec przełożonego, który przeforsował
kandydaturę wbrew poziomowi wiedzy i kwalifikacji. Choć może ten czynnik był
właśnie decydujący, bo wygodny. Przy takiej dowolności zachowań również
nietrudno sobie wyobrazić swobodną budowę struktur jakiegokolwiek urzędu według
własnego uznania i zgodnie z własnymi celami. Szczególnie niepokojące staje
się takie zjawisko w przypadku obsad personalnych zespołów, komórek
organizacyjnych związanych z dysponowaniem finansami publicznymi lub decydującymi o wydawaniu koncesji, pozwoleń, czy wreszcie zespołów mających te wcześniej
wymienione kontrolować. Ukazane w opracowaniu praktyczne przykłady z obszaru
zamówień publicznych powinny uzmysławiać, do czego może doprowadzić brak
mechanizmów kontroli w powiązaniu z całkowitą dowolnością zachowań i poczuciem bezkarności urzędnika. Taki system sobiepaństwa prowadzi w efekcie
do rzeczywistego kryzysu państwa. Nie tylko umożliwia zatrudnianie posłusznych,
ale też i, co do zasady, gorszych urzędników, bo lepszy nie potrzebowałby
kumoterskiego poparcia przy przejrzystych regułach gry. Nie ma żadnego
racjonalnego uzasadnienia pozbawiania społeczeństwa środków kontroli sposobów
zatrudniania i obsadzania stanowisk w administracji publicznej. Całej
administracji, a nie tylko w korpusie służby cywilnej. Afery korupcyjne nie są
wyłączną domeną administracji rządowej czy wyłącznie samorządowej. Cała
administracja przeżarta jest tą gangreną, a ludzie odpowiedzialni za
korupcjogenne sposoby budowania struktur, występujący przy lada okazji z płomiennymi
przemówieniami o demokracji, państwie prawa i społeczeństwie obywatelskim, w tej tematyce doznają jakiegoś amoku niewiedzy. Jeżeli istotnie wynika to z nieświadomości stanu faktycznego, to tym samym dowodzą swojej niekompetencji.
Jeżeli są świadomi i milczą, tym gorzej dla nich. Tym gorzej dla wszystkich. Pod rządami
obecnie obowiązujących przepisów Szef Służby Cywilnej ma i tak wystarczające
instrumenty kontroli i nie jest prawdą, że z powodu ich braku pozostaje
bezczynny wobec sygnałów o nieprawidłowościach. Trudno sobie wyobrazić
odmowę współdziałania, choćby w świetle przepisu art. 11 usc, nie mówiąc
już o znacznie szerszym pojęciu obowiązku współdziałania organów
administracji państwowej w interesie państwa. Stosowanie uników, z uzasadnieniem braku kompetencji, jest nie tylko niepoważne, ale też potwierdza
wspomniany wcześniej pogląd o pomyleniu ról urzędnika państwowego z „panem na zagrodzie", a części struktury aparatu państwa z tą właśnie
zagrodą. Nasuwa się
pytanie, jak dalece może sięgać nieświadomość stanu faktycznego w procedurach naboru do służby cywilnej. Przy tym i wyłaniających się na światło
dzienne zagadnień rzeczywistych kwalifikacji urzędników wysokiego i najwyższego
szczebla w administracji rządowej. Okazuje się, że ta nieświadomość może
sięgać bardzo daleko. Wbrew negatywnej opinii o administracji ponad dziewięćdziesięciu
procent społeczeństwa. Opinie te w znakomitej części opierają się na
osobistych kontaktach z urzędnikami niższych szczebli. Zatem są wynikiem
zetknięcia się ze skutkami wcześniejszych decyzji personalnych. Jak te
decyzje powstają, pokazane będzie, w szerszym zakresie, na przykładach we
wspomnianym opracowaniu. Tym bardziej niepokoi fakt, że jest to tylko ułamek
procenta całości. Nie ma żadnych racjonalnych podstaw wysuwania tezy o wyjątkowości
prezentowanych zdarzeń, pośród kilku tysięcy rocznie podobnych postępowań. W żadnym z kontaktów z urzędem nie zdarzyło się nie mieć zastrzeżeń,
nierzadko poważnych, co do zachowania urzędnika. Co gorsza tam, gdzie wielość
przesłanek niejasnego działania prowadzi wręcz do podejrzeń korupcyjnego
charakteru zdarzenia, instytucje oraz urzędnicy, zobowiązani do odpowiedniego
reagowania, albo z zastanawiającą determinacją bronią dostępu do
informacji, albo umywają ręce. Tymczasem szef Służby Cywilnej wynosi naszą
administrację na wyżyny sprawności i kompetencji: Pyt.:
"Jak pan ocenia poziom kompetencji polskich urzędników? Czy jesteśmy daleko
od Europy?
Odp.:
„Uważam, że poziom naszych urzędników wcale nie jest gorszy od przeciętnej
europejskiej. Sporo już osiągnęliśmy i z pewnością wiele jeszcze dobrego
przed nami. Zawsze wzorem były dla nas kraje o wysokim poziomie kultury
administracyjnej, jak Wielka Brytania, Skandynawia czy Niemcy. Twierdzę, że
stanowimy konkurencję dla naszych sąsiadów i nie powinniśmy mieć żadnych
kompleksów. Przygotowanie i sposób zachowania się naszych urzędników (...)
tylko to potwierdza." [ 7 ]
Konkurencję
to my stanowimy, póki co, najwyżej dla sąsiedniej Białorusi, a porównywanie
się do wymienionych państw brzmiałoby jak anegdota, gdyby nie powaga
sytuacji. Porównanie sposobów funkcjonowania administracji państw rozwiniętej
demokracji, zwłaszcza w świetle integracji europejskiej,
wymagałoby osobnego opracowania, a polski korpus służby cywilnej nabrałby
jeszcze bardziej ponurego wyrazu, jak zresztą cały aparat administracyjny państwa. Sposób
rozumienia celów i misji służby cywilnej można też odnaleźć w wypowiedziach innych wysokich urzędników administracji rządowej, np. w kwestii obsadzania wyższych stanowisk w drodze konkursu: "(...)Pyt.:
"Niezależnie od przyjętych teorii zarządzania jest pan urzędnikiem i powinien pan realizować obowiązki wynikające z ustawy o służbie cywilnej.
Odp.:
"I realizuję, działając całkowicie w granicach prawa. Przecież nie ma
przepisu, który nakazuje obsadzanie wyższych stanowisk w drodze konkursu w określonym terminie. To byłby nonsens. Chodzi przecież o dobro instytucji, w której ma normalnie toczyć się praca. Te powody mogą uzasadnić sytuację, w której w ogóle rezygnuje się z konkursu. Przykładem mogą być dyrektorzy
biur pełnomocników rządu, powołanych do określonych zadań realizowanych w określonym czasie. Organizowanie trwających rok procedur konkursowych miałoby
sens przy założeniu, że biuro będzie funkcjonować przez 5 lat. Tyle że na
przykład, reformę trzeba przeprowadzić w ciągu dwóch lat. Ogłaszanie
konkursu, żeby wyłonić osobę, która będzie pracować na tym stanowisku
przez pół roku wydaje się wątpliwe.(...)" [ 8 ] Logika
wywodu wydaje się być zrozumiała, gdyby np. nie taki fakt, że również i w
tym właśnie urzędzie obsadzane są z pomijaniem konkursów wyższe stanowiska w departamentach, które trwają i trwać będą niezależnie od wszelkich
reform. Zadaniem ich bowiem jest zapewnienie funkcjonowania urzędu, bez
znaczenia, pod jaką nazwą ów departament będzie występował. Jeżeli
zniknie, to tylko razem z całym urzędem, co nie wydaje się prawdopodobne.
Zatem w takich sytuacjach widać podwójną logikę w działaniu i wypowiedziach. Takie konstrukcje quasi-racjonalne stają się później
argumentami usprawiedliwiającymi omijanie nakazu konkursowego obsadzania wyższych
stanowisk w służbie cywilnej i są powszechną praktyką. Najwyraźniej
akceptowaną, skoro nikt nie próbuje nawet polemizować z podobnymi półprawdami.
Nie jest też prawdą, że procedury konkursowe trwają, a przynajmniej muszą
trwać rok. Czas ich przeprowadzenie w ogromnej części zależny jest od
sprawności działania zainteresowanych. W GITD w ciągu tego samego roku 2003
zorganizowano już drugi konkurs na to samo wyższe stanowisko, które widać
zostało zwolnione przez uprzednio wybranego kandydata. Chodzi więc raczej o to, że tego zainteresowania w organizowaniu konkursów trudno się doszukać.
Przeciwnie, używa się podobnych temu wyżej wybiegów, by temat odsuwać w nieskończoność. W tym przypadku trwa to już ponad dwa i pół roku. A komórka
organizacyjna trwa od dziesięcioleci i trwać będzie nadal. Sposób myślenia i mentalność dają też znać o sobie i w innej wypowiedzi w tym samym
wywiadzie: "(...)
Konkursy to jest tylko jeden z elementów stabilizacji sytuacji, a nie dobro
samo w sobie. Jest to pewien proces. Dlatego np. brakuje mi takiego zapisu w ustawie, który pozwalałby na awans wewnętrzny. Gdyby konkursom podlegali
tylko dyrektorzy, a zastępcy fakultatywnie, to już istniałoby pole
manewru.(...)". Otóż i odnajdujemy w wypowiedzi specjalisty od półprawd sedno pragnień i snów o budowaniu własnego księstewka. Można sobie wyobrazić swobodę działania i organizacji pracy dyrektora departamentu, który z zewnątrz i nieznany objął
stanowisko. Objął w wyniku konkursu przeprowadzonego według czystych reguł i znalazł się w otoczeniu zastępców z nadania dyrektora generalnego. Nie
trzeba zbytniej przenikliwości, by się zorientować, do czego takie swobodne
wewnętrzne awansowanie mogłoby doprowadzić. Próby przeprowadzania
racjonalnych zamierzeń, które nie przypadną do gustu innym, a nawet mogą
stanowić dla wielu zagrożenie utraty swobody postępowania, z góry skazane są
na niepowodzenie. Nagłaśniane nieprawidłowości w zatrudnianiu na wyższe
stanowiska pracy w służbie cywilnej, jak w całej zresztą administracji, to
tylko jedna strona medalu. Dyrektorzy z konkursów, choćby i wybitni specjaliści,
niewiele zdziałają, mając wokół współpracowników dobieranych na zasadzie
nieformalnych powiązań, a nie według kompetencji. W przykładach opracowania
udział biorą w niejasnych działaniach zresztą nie tylko p. o., jak można
skonstatować. Tak więc i rzetelne konkursy na wyższe stanowiska nie rozwiązują
problemu. [ 9 ]
We wskazanym wyżej przypadku nawet i nie trzeba było uciekać się do wewnętrznych awansowań z omijaniem
procedur konkursowych, znaleziono bowiem „pole manewru". Dyrektor został
obsadzony z zewnątrz, a jeden z zastępców, bez żadnych konkursów, również
przybył z zewnątrz. W ten prosty sposób w jednym departamencie, któremu z całą
pewnością nie grozi likwidacja, od kilku lat działają p. o. dyrektor z zewnątrz,
trzech p. o. zastępców, w tym jeden ściągnięty z zewnątrz oraz jeszcze
jeden zastępca, o którym w ogóle niewiele wiadomo. Twierdzenie w tej sytuacji o całkowitym działaniu w granicach prawa wydaje się już mniej przekonujące.
Zwłaszcza gdyby postawić jeszcze inne pytanie: czy tak liczna obsada stanowisk
kierowniczych w tej jednej komórce organizacyjnej rzeczywiście jest działaniem
racjonalnym. Brak
mechanizmów kontrolnych w systemie naboru na wolne stanowiska pracy w służbie
cywilnej wydaje się być poważnym niedopatrzeniem. Czy jest to tylko
niedopatrzenie, nie dostrzeganie pola, bardzo szerokiego, do rozwoju
patologicznych sytuacji, czy też rozmyślne zaniechania? Pośrednio tylko można
snuć rozważania na temat motywów wielu osób zaangażowanych w konstruowanie
kolejnych projektów nowelizacji ustawy o służbie cywilnej.
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 7 ] Wywiad "GP" — nr 183 z 19-20 września 2003 r. [ 8 ] Wieloletnie
czekanie na konkursy, Gazeta Prawna nr 168 z dn. 29-31 sierpnia 2003 r. « Etyka zawodowa i urzędnicza (Publikacja: 08-03-2002 Ostatnia zmiana: 31-03-2005)
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Liczba tekstów na portalu: 21 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Przekrzywiona opaska Temidy | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3270 |
|