|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Etyka zawodowa i urzędnicza
Państwo sprawne inaczej [3] Autor tekstu: Witold Filipowicz
Przedstawione w opracowaniu udokumentowane fakty dowodzą, iż pozostawianie tego obszaru poza
rzeczywistą, realną kontrolą sprzyjać będzie dalszej degeneracji struktur
administracyjnych państwa. Przy świadomości skutków tych zaniechań osób
odpowiedzialnych za podejmowanie inicjatyw zwalczania potencjalnych źródeł
patologii. "(...)Nieprawidłowości przy
naborze do pracy, mało mianowanych urzędników, bałagan w systemie wynagrodzeń — to problemy, z jakimi boryka się służba cywilna.
Dyskutowano o nich na ostatnim
posiedzeniu Rady Służby Cywilnej, przy okazji przedstawienia sprawozdania
szefa służby cywilnej o stanie tej służby w 2002 r. Najbardziej jaskrawym
przykładem łamania zasady otwartego i konkurencyjnego naboru do służby
cywilnej jest zatrudnianie w niej bez wcześniejszego ogłoszenia w Biuletynie Służby
Cywilnej o wolnym stanowisku pracy, mimo że taki wymóg jest zawarty w ustawie o służbie cywilnej. Trudno powiedzieć, ile takich przypadków ma miejsce.
Szef służby cywilnej nie ma praktycznie możliwości kontrolowania wszystkich
decyzji kadrowych w urzędach administracji rządowej, gdyż pracuje w nich
ponad 100 tys. ludzi. W ocenie RSC, szef służby cywilnej powinien jednak
zabiegać o wyeliminowanie tego zjawiska, np. zwracając na problem uwagę
ministrom nadzorującym poszczególne urzędy. Przewodniczący Rady Mirosław
Stec przyznał, że szef służby cywilnej nie ma możliwości zwolnienia z pracy zatrudnionego niezgodnie z prawem urzędnika. Jednak ujawnianie takich
przypadków umożliwia np. wszczęcie postępowań dyscyplinarnych wobec osób,
które podejmowały decyzję o zatrudnieniu ze złamaniem ustawowych procedur.
Innym „łagodniejszym" sposobem na obchodzenie zasad naboru do służby
cywilnej jest formułowanie ogłoszeń o pracę pod konkretną osobę. Na przykład
kandydatom stawia się wymóg posiadania stażu pracy na określonym, rzadko
spotykanym stanowisku.(...)". [ 10 ] Operowanie półprawdami
wydaje się być kolejnym przykładem upowszechniania się nowych standardów
postępowania urzędników państwowych, coraz częściej przyjmujących
zwyczaje zakorzenione w polityce. Mówi się tylko to, co uzasadnia przyjmowanie
określonego stanowiska, niekoniecznie zbieżnego z szeroko pojmowanym interesem
państwa. W przytoczonej wypowiedzi Przewodniczącego RSC wskazany jest, m.in.
przykład „jaskrawego łamania zasad otwartego i konkurencyjnego naboru do służby
cywilnej, bez wcześniejszego ogłoszenia w Biuletynie Służby Cywilnej o wolnym stanowisku pracy". Z kolei w cytowanych wyżej wypowiedziach jednego z wysokich urzędników administracji rządowej znajduje się i takie
stwierdzenie, że: "(...) I realizuję, działając całkowicie w granicach prawa(...)".
Tymczasem w przypadku wskazanego departamentu na tylko jedno z wyższych
stanowisk ukazało się ogłoszenie, choć też raczej wyłącznie dla wypełnienia
zasady ustawowej, bez dalszych jego konsekwencji. Pozostałe wyższe stanowiska
obsadzone zostały z pominięciem nakazu zamieszczenia ogłoszenia. Co gorsza,
stanowisko p. o. dyrektora w połowie roku 2001 zostało obsadzone przez osobę
spoza urzędu. Nie dość więc, że pominięty został nakaz zamieszczenia ogłoszenia,
to na dodatek obsada stanowiska nie była nawet „fakultatywnym aktem awansu
wewnętrznego". Co ciekawsze, w przypadku ogłoszenia konkursu, komisja
kwalifikacyjna w USC tego akurat kandydata mogłaby w ogóle nie dopuścić do
udziału w konkursie z powodu braku kierunkowego wykształcenia. O ile nie
zastosowano by znanej już metody wymogu wykształcenia po prostu wyższego, bez
określenia kierunku, choć na tego typu stanowisku nie jest to raczej obojętne.
Podobna sytuacja obsady stanowiska w tym samym departamencie nastąpiła jesienią
2003 roku w przypadku stanowiska p. o. zastępcy p. o. dyrektora. Przeniesiony
on został z jednostki organizacyjnej o charakterze pomocniczym w stosunku do
urzędu, a więc — pod rządami wówczas obowiązujących przepisów ustawy o służbie cywilnej — spoza korpusu służby cywilnej. Nie był więc to
„awans wewnętrzny", lecz nabór na wolne stanowisko z pominięciem
zamieszczenia ogłoszenia w Biuletynie SC. Wchodząc głębiej w szczegóły
tego zdarzenia daje się zauważyć kolejny niebezpieczny trend. Otóż to właśnie
stanowisko w istocie nie było wolne, gdyż funkcję p. o. zastępcy p. o.
dyrektora pełniła osoba z „awansu wewnętrznego" tegoż urzędu. Trzeba
trafu, że akurat przy obsadzie tego stanowiska przynajmniej jeszcze zachowana
została zasada zamieszczenia ogłoszenia, ale działo się to przed zmianami
personalnymi latem roku 2001, tuż przed wyborami parlamentarnymi. Teraz, po
blisko trzech latach, nastąpiła po prostu wymiana osób na tym samym
stanowisku, przy czym członek korpusu służby cywilnej został przeniesiony
poza korpus służby cywilnej — do gospodarstwa pomocniczego, natomiast osoba
spoza korpusu — z gospodarstwa pomocniczego, bez żadnych procedur objęła wyższe
stanowisko w służbie cywilnej. Osoba odwołana i przeniesiona do pracy poza
korpus służby cywilnej mogła, oczywiście, spróbować zaprotestować.
Pytanie, dlaczego tego nie uczyniła, wydaje się być pytaniem retorycznym. To
jeszcze jeden przyczynek do opisu wewnętrznych procederów funkcjonowania służby
cywilnej i sposobów konstruowania komórek organizacyjnych poszczególnych urzędów
administracji publicznej. Mało
prawdopodobne, by tego typu sytuacje były czymś wyjątkowym, jak również mało
prawdopodobne, by ani Szef Służby Cywilnej, ani członkowie Rady Służby
Cywilnej nie stykali się z podobnymi sygnałami konkretnych działań „całkowicie w granicach prawa", skoro sami o tym wspominają. Brak praktycznej możliwości
kontrolowania przez Szefa Służby Cywilnej wszystkich decyzji kadrowych nie
jest argumentem zbyt przekonującym zwłaszcza, jeśli otrzymując wyraźne
sygnały, nie robi się nic. Jeszcze jedną
półprawdą jest stwierdzenie, że Szef Służby Cywilnej nie ma możliwości
zwolnienia z pracy zatrudnionego niezgodnie z prawem urzędnika. Istotnie, nie
ma takich możliwości, bo nie jest powołany do zatrudniania czy zwalniania.
Natomiast ma obowiązek podejmowania takich działań, które powinny zmierzać
do usunięcia naruszenia prawa. Jak zresztą każda instytucja państwowa,
otrzymująca sygnał tego rodzaju? Podstawą zaś zwolnienia pracownika jest
jego świadomość uczestniczenia w łamaniu prawa. Zatrudniona bowiem w ten
sposób osoba musi znać przepisy obowiązujące w tym zakresie, więc ma świadomość
ich łamania. Dalsze konsekwencje stąd się wywodzące, to już szerszy temat.
Świadomy udział w działaniach niezgodnych z prawem powinien w konsekwencji
skutkować nie tylko wydaleniem ze służby cywilnej, ale też i z zakazem pracy w służbie publicznej w ogóle. Przynajmniej w określonym czasie, nie mówiąc
już o zakazie zajmowania jakichkolwiek stanowisk kierowniczych w aparacie
administracyjnym państwa. Dotyczy to obydwu stron: zatrudnionego, jak i zatrudniającego. Tymczasem brak jakichkolwiek reakcji czynników zobowiązanych
do podejmowania działań nakazanych prawem ugruntowuje przekonanie, że
bezprawie jest normą. W ten sposób konstruowany aparat administracyjny w coraz
szerszym zakresie będzie tę zasadę poczucia bezkarności stosował w codziennym postępowaniu. To daje o sobie znać coraz
wyraźniej; w zamówieniach
publicznych, przygotowaniach do wykorzystania środków unijnych, marnotrawieniu
tych środków lub wręcz ich znikaniu. W tworzeniu kolejnych projektów aktów
prawnych i ich wykonywaniu w sposób przynoszący straty, wręcz chaos, za który
nikt nie ponosi odpowiedzialności, ale skutki ponosi całe społeczeństwo. Tak
konstruowane zespoły będą wdrażać w życie perspektywiczne plany, choćby
projektowane obecnie reformowanie wydatków publicznych zwane „planem Hausnera",
lub reformę służby zdrowia. Perspektywy widzenia w wielu przypadkach sięgają
nie dalej niż brzeg własnego biurka, a w czasie co najwyżej na miesiąc, dwa
naprzód. Prywata i sobiepaństwo wynikające z poczucia bezkarności, dają też o sobie znać wewnątrz
korpusu służby cywilnej w stosunkach służbowych i powiązaniach
nieformalnych. Obsadzanie wyższych stanowisk na zasadzie wspomnianej
„fakultatywności" niesie za sobą dalsze konsekwencje „fakultatywnego"
zatrudniania na stanowiskach pozostałych. Przy wykorzystaniu metod dalekich od
zasad wyrażonych w art. 1 usc. Łącznie z bezceremonialnym pozbywaniem się osób
niepożądanych lub po prostu zajmujących stanowiska przewidziane dla osób
„fakultatywnych". Począwszy od metody najprostszej, a zarazem
najtrudniejszej do weryfikacji — rozsiewania korytarzowych pogłosek. Natura
ludzka jest tak skonstruowana, że łatwiej dajemy posłuch wszelkim złym wieściom
na temat bliźnich, niż wieściom dobrym. A przed plotką nikt się nie obroni,
bo i nie ma na to sposobu, za to atmosfera powstaje taka, że „obiekt" o słabszej
konstrukcji psychicznej sam w końcu rezygnuje i odchodzi. Jeżeli jednak trafia
na osobę nazbyt odporną, to pozostaje wyszukiwanie ciągu błędów, najczęściej
wyimaginowanych, by wykazać brak kwalifikacji na danym stanowisku i tym samym
mieć powód do odwołania. Bywają też bardziej wyrafinowane metody, mające
wykazać niekompetencje niechcianego pracownika. Gdy nie ma możliwości
postawienia zarzutu niekompetencji, można postarać się o stworzenie sytuacji,
która w konsekwencji takie podstawy dać może. Paradoksalnie, przy użyciu
instrumentu pod nazwą ustawa o służbie cywilnej. W jednym z postępowań
rekrutacyjnych poszukiwano kandydata o określonych, niezbędnych dla komórki
organizacyjnej umiejętnościach. Brak osoby z takimi właśnie umiejętnościami
mógłby spowodować poważne zakłócenia funkcjonowania komórki, do braku możliwości
wykonywania zadań włącznie. Wszyscy o tym doskonale wiedzieli i te właśnie
umiejętności były podstawowym warunkiem zatrudnienia. Tymczasem dyrektor
generalny z uporem forsował innego kandydata, bez takich właśnie umiejętności,
uzasadniając to z kolei wysokimi kwalifikacjami w innej dziedzinie, też bardzo
ważnymi w zakresie działania komórki, lecz w tej konkretnej sytuacji całkowicie
zbędnymi. Cały zespół miał wystarczająco wysoką wiedzę i doświadczenie,
by jakieś wsparcie w tym zakresie było potrzebne. Niezbędne za to były inne
umiejętności, których forsowanemu kandydatowi brakło. I tu właśnie objawiał
się brak mechanizmów kontrolnych sposobu naboru. Mimo sprzeciwu szefa komórki,
mimo sprzeciwu przedstawiciela kadr, który kwestionował forsowaną kandydaturę,
jako niespełniającą podstawowego warunku koniecznego, dyrektor generalny i tak bez trudu nakazałby wykonanie swojego polecenia. Z pełną świadomością,
iż ta decyzja doprowadzi do zdezorganizowania pracy komórki organizacyjnej, a jej szef okaże się naraz niekompetentny, czyli kwalifikujący się do odwołania.
Zamierzenie zostałoby przeprowadzone, gdyby forsowany kandydat sam nie
zrezygnował, niezupełnie zresztą z własnej woli. Ale i na tym sprawa nie
dobiegła końca, ponieważ wybrany inny kandydat, z wymaganymi kwalifikacjami, w krótkim czasie po podjęciu pracy został oddelegowany na kilka miesięcy do
pracy na innym stanowisku. Pośród ponad tysiąca pracowników ten właśnie
okazał się jedyny, któremu można było powierzyć zastępstwo na stanowisku w zupełnie innej komórce organizacyjnej urzędu. Jednocześnie szef komórki
występującej o tego pracownika został jego opiekunem w procesie
przygotowawczym do służby cywilnej — tyle, że na odległość. W rezultacie
atmosfera stała się taka, że szef komórki z przełożonymi mógł
porozumiewać się wyłącznie pisemnie, a podlegli pracownicy bezpośrednio
otrzymywali polecenia „z góry", z pominięciem swojego przełożonego,
dezorganizując plany wykonywania zadań. Tego rodzaju działania zdają się
mieć posmak już nie tylko skandalu, lecz w szerszym kontekście mają wymowę
niemal sabotażu wobec państwa. Wprowadzone właśnie do przepisów prawa pracy
nowe określenie mobbing nie jest opisem jakiegoś nowego zjawiska. Do tej pory
nazywało się ono po prostu szykanowaniem w jasno określonym celu. Umożliwia
powstawanie takich sytuacji całkowity brak kontroli nad zachowaniami urzędniczymi
wewnątrz aparatu administracyjnego, bo nikt z obserwujących podobne zdarzenia
nie zareaguje z przyczyn oczywistych. Swoista piramida strachu skutecznie hamuje
jakiekolwiek odruchy, choćby zwykłej przyzwoitości. Obraz korpusu służby
cywilnej widziany poprzez pryzmat podobnych zdarzeń maluje się nad wyraz
ponuro.
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 10 ] Gazeta Prawna Nr 91, 12
maja 2003 r. « Etyka zawodowa i urzędnicza (Publikacja: 08-03-2002 Ostatnia zmiana: 31-03-2005)
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Liczba tekstów na portalu: 21 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Przekrzywiona opaska Temidy | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3270 |
|