|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Wprowadzenie My, opozycja... Racjonalista kontra cenzorzy [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Publiczne ścieranie się różnych opcji jest
fundamentalnym znamieniem społeczeństwa i państwa pluralistycznego i otwartego. W państwie takim na ogół przewagę i rządy zawłaszcza sobie
jedna bądź kilka opcji, pozostałe zaś spychane są na ławy opozycji, do
roli czujnego strażnika i krytyka poczynań zwycięzcy. Pomimo, że aktualnie
przegrane nadal się liczą i biorą udział w wolnej konkurencji opcji, dopóty
dopóki nie wyczerpią do cna swego potencjału i nie odejdą na śmietnisko
ludzkich idei, poglądów, pomysłów na życie, dla których miejsce jest już
tylko w podręcznikach szkolnych i monografiach, których nikt nie czyta. Na przeciwległym biegunie znajdujemy model totalitarny i dyktatorski, który cechuje publiczne nieistnienie opozycji w określonych,
najbardziej newralgicznych sferach, jej niemożność publicznego działania,
finansowe upośledzenie. Nie tylko ma ona wówczas nader ograniczone możliwości
przekonania innych do swych racji, ale i nie ma możności dotarcia z nimi do
tych członków społeczeństwa, którzy są jej podobni i którzy w niej skłonni
byliby widzieć sublimatora swego światopoglądu czy źródło określonych dóbr
duchowych i kulturowych.
We współczesnej Polsce model pluralistyczny przyjął się w wielu sferach, w szczególności w zakresie ideologii politycznej — można
swobodnie głosić wszystko co „kupią" wyborcy, bez znaczenia jak bardzo będą
to błędne i populistyczne opcje. Można więc być oszołomem w zakresie
polityki kryminalnej (vide Kaczyński), oszołomem religijno- pseudopatriotycznym (vide Giertych), oszołomem uniwersalnym (vide Lepper),
można być bez konsekwencji wielkim i małym aferałem. Monolit jednej opcji
politycznej odszedł do lamusa.
Totalitarny relikt i gra pozorów
Tymczasem w dziedzinie światopoglądowej wciąż brak u nas odwilży, aggiornamento, pierestrojki — wciąż panuje model totalitarny,
oznaczający tutaj:
-
publiczną hegemonię jednej tylko ideologii,
-
propagandowe kłamstwo mające przekonywać, że społeczeństwo jest
jednolite w swej miłości do ideologii panującej,
-
duszenie w zarodku wszelkich śladów istnienia opozycji, poprzez cenzurę
oraz przedstawianie jej jako grupki frustratów, wariatów i ludzi zagubionych.
Pluralizm w tej dziedzinie jest pozorny, wolna konkurencja
nie istnieje. Jest faktem bezspornym, że w społeczeństwie jest od kilku do
kilkunastu procent ateistów i agnostyków w zależności od grupy społecznej
(mniej — w niewykształconych; więcej — w wykształconych). Zastanówmy się,
ile razy widzieliśmy w telewizji czy czytaliśmy w prasie coś co skierowane było
do tego grona? Zastanówmy się kiedy i gdzie ostatnio publicznie podejmowano się
dyskusji na ten temat, polemiki, inspirującej konfrontacji? Spotyka się
czasami antyklerykalizm, który jest dość silny. Jednak on na ogół niewiele
ma wspólnego ze sprawami światopoglądowymi jako takimi. Jest tłumaczony jako
efekt niedostatków moralnych funkcjonariuszy ideologicznego hegemona, ale nigdy
lub niemal nigdy jako wynik opozycji światopoglądowej.
Ktoś zaczadzony kadzidłami propagandy mógłby mniemać,
iż Polska jest jakimś niezwykłym ewenementem europejskim, który niczym
samotnie dryfująca wyspa na oceanie europejskiej niewiary, jest żywym dowodem
na to, że w XXI w. w Europie może uchować się kraj, gdzie chrześcijaństwo
ma się dobrze a ateiści nie istnieją.
Pęknięcie ideologicznego fajansu
Dopiero jednak w Internecie widać, że faktyczne zróżnicowanie w tym zakresie w naszym społeczeństwie jest dużo większe niż pozwalają nam o tym myśleć czołowe polskie media. Widać to na forach, czatach, listach
dyskusyjnych, w komentarzach, które są coraz większym pęknięciem na
ideologicznym fajansie zaszłości totalitarnej. Dopóki w Polsce nie będzie
swobodnej publicznej dyskusji na tematy światopoglądowe próżno strzępić język
na temat istnienia u nas formalnego pluralizmu w życiu publicznym i społecznym.
Jednym z realnych (a nie tylko teoretycznych) dowodów na
to, że ateiści i agnostycy, choć niewątpliwie będący mniejszością społeczną,
są w stanie podejmować tę dyskusję i polemikę (a tym samym brać udział w wolnej konkurencji opcji) jak równy z równym ze swymi adwersarzami — bez
względu na to czy będą to inni opozycjoniści światopoglądowi czy
admiratorzy „hegemona" — jest powodzenie serwisu Racjonalista. O powodzeniu można mówić z jednej strony biorąc pod uwagę rozmiar serwisu:
ponad 2200 artykułów, ponad 130 publicystów, tysiące stron, ogólny
profesjonalizm w formie i treści (czego dziś nie kwestionują nawet nasi
religijni czytelnicy). Z drugiej strony miernikiem powodzenia serwisu są jego
czytelnicy — ich sylwetki i ich wielkość. W tym zakresie, na podstawie
naszej ankiety, stwierdzić można dwa fakty: 1) Racjonalista jest niewątpliwie w ścisłej czołówce — co do popularności — internetowych publikatorów
poruszających tematy światopoglądowe; 2) Racjonalista skupia ludzi
najambitniejszych intelektualnie, zaś najwięcej czytelników ma wyższe
wykształcenie (znacznie wyższy odsetek osób z wyższym wykształceniem niż średnia
społeczna). Oferty intelektualne w internecie pochodzące od ideologicznego
hegemona, wyposażonego z strukturę organizacyjną i środki, nie wytworzyły ośrodków
tak deklasujących opozycję, jak by to wynikało z obserwacji bardziej
podatnego na cenzurę i manipulację kanału konwencjonalnego. Oferta
intelektualna wolnomyślicielstwa i racjonalizmu — praktycznie niezauważalnego w prasie, radiu i innych konwencjonalnych mediach — w dużo bardziej
wolnokonkurencyjnym medium wirtualnym okazuje się dorównywać a czasami nawet
wyprzedzać oferty ideologicznie panujące — choć wyposażona tylko w wiedzę i zapał.
Weźmy np. pod uwagę główne serwisy katolickie, jak
Mateusz czy Katolik. Najbardziej wiarygodne jest porównywanie powstałych w tym
samym roku (2000) — Racjonalisty i Katolika. Ten ostatni od samego początku kreowany z rozmachem. Z drugiej strony Racjonalista — serwis, który przeszedł wszystkie
etapy od brzydkiego kaczątka wirtualnego, samotnego twórcy, poprzez stany półinfantylne,
aż do stanu zaawansowanego serwisu rozrastającego się w tempie geometrycznym,
tworzonym przez wiele osób z Polski oraz innych krajów zachodnich. Od wielu
miesięcy Racjonalista i Katolik (zob.)
idą łeb w łeb, z przewagą jednak w ostatnim czasie po stronie Racjonalisty i z perspektywami rozwoju również po naszej stronie, wciąż bowiem traktujemy
to jako coś dalekiego od stanu ostatecznego i wykształconego, wciąż mamy więcej
planów i pomysłów niż aktualne możliwości pozwalają nam wcielać w życie.
Serwis Mateusz jest tutaj nieco wyżej, lecz nie są to bynajmniej już wielkie
przewagi, jak u początków — o rzędy wielkości, lecz przewagi będące zasługa
dłuższej egzystencji. A oto inne liczby — wskaźniki dla nazw naszych witryn w wyszukiwarce Google:
-
około 19,000 dla zapytania Katolik.pl,
-
około 45,700 dla zapytania Mateusz.pl,
-
około 48,300 dla zapytania Racjonalista.pl.
Trudno powiedzieć tutaj coś konkretnego o Opoce, lecz
jest to czołowy katolicki serwis. Zaletą jednak wolnej konkurencji jest to, że
myślenie o nawiązywaniu równorzędnej dyskusji jest czymś zupełnie
naturalnym i realnym, kwestią bliższej lub dalszej przyszłości — coś
niemal nie do pomyślenia na gruncie tradycyjnego kanału przepływu informacji.
Publiczny wizerunek: ateista specjalnej troski
W tym wszystkim smutną, choć mało szokującą jest
konstatacja, iż czołowe media i publikatory nie kwapią się, aby zauważać
realność wolnej konkurencji światopoglądowej także w Polsce — w niekonwencjonalnych, a tym samym mało opanowanych sferach społecznej aktywności.
Media nie chcą nas nie zauważać — tak długo jak to możliwe. Oczywiście
trudno wyobrazić sobie, aby po prostu nie wiedzieli oni o tym fakcie. Nie chcą
wiedzieć (a przede wszystkim pisać i mówić), że w Polsce czołowy serwis
wolnomyślicielski cieszy się podobnym zainteresowaniem jak czołowe serwisy
jedynie słusznej ideologii światopoglądowej, gdyż nie pasuje to jednolicie
katolickiego i pobożnego narodu, za jaki Kościół i jego aktualni partnerzy u władzy chcą, aby Polska wszędzie uchodziła. Silny antyklerykalizm jest „załatwiany" w ten sposób: „Antyklerykałowie to biedni frustraci, którzy swe antykościelne
nastroje opierają na jakiejś krzywdzie jaką im wyrządził kapłan, powinni
zrozumieć, że grzech tego kapłana nie może sugerować opinii o Bogu i całym
Kościele". Perfidnie przemilcza
się i skrywa przed ogółem, że sprzeciw wobec klerykalizmu może się wywodzić z wyznawania innego światopoglądu, z postawy szczerze laickiej, z odrzucenia
chrześcijaństwa, że można odrzucać katolicką naukę społeczną i nauczanie papieskie etc. Wszystko tylko nie odmienny światopogląd w Polsce!
Telewizja Polska na Boże Ciało wyemitowała film
obyczajowy pt. Biała sukienka. Jednym z głównych bohaterów był tam
przebojowy ateista, który bezproblemowo polemizował z wierzącym i krytykował
chrześcijaństwo, za pomocą argumentów jakby żywcem z Racjonalisty
czerpanych. Byłem zdumiony tą fabułą. Wkrótce jednak TVP sprowadziła mnie
na (polską) ziemię: ateista okazał się być niedowiarkiem nader płytkim, który,
jak to w „main stream" media znad Wisły bywa — obraził się na Boga, bo w wypadku zginęła jego ukochana. Później już się wszystko potoczyło
szybko i prawomyślnie: „ateista" uległ wypadkowi (notabene, jego terenówka
grzmotnęła w przydrożną figurkę Pana Jezusa). Jego interlokutor okazał się
być księdzem. Co więcej, miał on przy sobie cały sprzęt do nawracania, tj.
Biblię i stułę. „Ateista" pokornie się wyspowiadał, został opatrzony
ostatnim sakramentem do wyprawy na tamten świat. Mógł już umierać jak Pan Bóg
przykazał. Równocześnie jednak ksiądz wziął się za zaklęcia, po których
„ateista" oczywiście ożył… Morał tego nędznego filmu: wyszukane
argumenty powalające w dyskusji nawet księdza to blaga. Tylko czekać, jak
szybciej lub później ateusz przestanie się dąsać na Pana Boga. Musimy
ateistów traktować jako ludzi zagubionych, obrażonych na boga, zaś ich
intelektualne wyrafinowanie to tylko maska pod którą skrywają swą duchową nędzę i metafizyczne pragnienie...
Jak przystało na rasową propagandówkę — nie lepszą ni
gorszą od tego co produkowano przed 1989 w telewizji publicznej — obrazek był
połączeniem idiotycznej ckliwości z totalnym zafałszowaniem rzeczywistości. A więc Kościół przedstawiony został jako biedny niczym Rybak Galilejski.
Tak biedny, że mikrofon do „ewangelizowania" owiec musiał pożyczać od
lokalnej ...kapeli satanistycznej. Ksiądz natomiast był okazem cnót
wszelakich: kiedy niemoralny ateusz zabrał „na stopa" naiwne dziewczynki,
które postanowił wykorzystać (w swej niemoralności był jednak na tyle
uczciwy, że chciał się nimi podzielić ze swym wierzącym dyskutantem),
katolicki tytan wiary oparł się pokusie i skutecznie udaremnił ów grzeszny
postępek. Poza tym… kiedy ostatni raz spotkaliście księdza podróżującego
„na stopa"?
1 2 Dalej..
« Wprowadzenie (Publikacja: 16-07-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3516 |
|