|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Świeckie religie » Kościół prawdosławny
Kształtowanie się kościoła prawdosławnego - historia kultowego racjonalizm [1] Autor tekstu: Edward Piszczałka
Kościół
prawdosławny wykształtował ogół ludzki, w całym przeciągu naszego
istnienia gatunkowego, tak w instynktownym jak i rozumnym dążeniu do
potrzebnego nam, dobrego spełniania swych potrzeb kultowych.
To
poniekąd paradoksalne, ale kościół choć powstaje już u zarania zaistnienia
kultowych potrzeb człowieczych (a można o nim mówić jeszcze wcześniej, na
etapie dotyczącym naszych przedczłowieczych przodków, których dotyczą
instynktowne odruchy i zwyczaje estymonegacyjne — bowiem już wówczas
szczerze traktowano odczuwane przez siebie dobro z jakąś estymą, a zło z negacją), to dotychczasowa świadomość jego istnienia była niedostateczna, a jego kształtowanie się niedostatecznie zborne i efektywne. — Wraz z rozwojem
ludzkiej inteligencji, nastąpiło imaginowanie istnienia różnych niezwykłych
obiektów kultu i estymujące lub negujące zaangażowanie w zwracanie się ku
nim, formalne i faktyczne, a niejakie odwracanie się od sacrum i profanum
rzeczywistych — nastąpiło pomieszanie kultowości racjonalnej z imaginacyjną.
Wyolbrzymiono znaczenie sacrum i profanum nieistniejących, rozbudowano liturgie
ich estymonegacji, dokonano mnóstwa dzieł im estymonegacyjnie poświęconych;
natomiast rzeczywiste, choć są cały czas darzone estymą czy negacją, ale...
jako w tym drugorzędne, pospolite bez wartości kultowej… Dzieje się tak
powszechnie w ciągu ewolucji ludzkiej cywilizacji, a więc i jej sfery
kultowej. Choć występowały tu stale pewne wyjątki w ludzkich poglądach,
przejawiane przez ludzi dostrzegających kultowy fałsz, nieuczciwość, zło — to jednak przez kilka tysiącleci panują tu imaginacje; dopiero ostatnie
wieki i czas obecny cechuje coraz większa popularność kościoła prawdosławnego,
choć nie postrzeganego jeszcze szerzej jako takiego, a jako kultura tzw. „świecka",
dla odróżnienia go od kultowości imaginacyjnej. Kultowa
myśl i praktyka prawdosławna obecna jest cały czas w historii ludzkości, choć w pomieszaniu z kultowością imaginacyjną. Jest historii tej stałą częścią,
bywa przejawiana najwyraźniej przez jednostki wybitne intelektualnie, ale w sposób nie dość czysty i zawsze ścierając się z kultowymi wypaczeniami,
czy trwając z nimi w niejakich kompilacjach kultowych. Spełniający swą
kultowość w sposób prawdosławny, byli stale poddawani krytyce, naganom, poniżaniu,
zastraszaniu, dokuczaniu, karom, ostracyzmowi — co jest typowe w kultowości kłopotackiej
nie tylko wobec racjonalnej, lecz także wzajemnie wobec siebie jej różnych
odmian doktrynalnych i regionalnych (powstały religijne konkurencje o to, które z nich są prawdziwsze, słuszniejsze i najbardziej uprawnione do kultowego
przestrzegania, do uwzględniania w życiu osobistym i społecznym).
O
wiecznym i żywym istnieniu kościoła prawdosławnego dobrze świadczą
wszelkie dzieła kultowe (sztuki), darzenie ich często nader wielką estymą
estetyczną, a także materialną i finansową, przerastającą czy przesłaniającą
estymę wobec tych sakr imaginowanych do estymowania których były i są one
tworzone — same stając się obiektami już racjonalnie sakralnymi.
Okres pierwotny
Człowieczy realizm kultowy
pochodzi jeszcze z przedczłowieczego etapu naszej ewolucji gatunkowej — jest
ciągiem realizmu zwierzęcego w tym względzie, polegającego na bezpośrednim
estymonegacyjnym odnoszeniu się do realnie istniejącego dobra i zła (czyli
bez domniemywania, iż zawiadują tym jakieś postacie dodatkowe). — Lecz człowiek,
powodowany jego coraz bardziej rozwijającą się psychiką, zaczął rozwijać
coraz bardziej swą wrażliwość, uczuciowość i zachowania estymonegacyjne, w sposób znaczny odróżniając się tym od pozostałych naczelnych (które czynią
to powodowane bardziej estymonegacyjnymi instynktami i przymusem respektowania
brutalnie stanowionej hierarchii społecznej w swej grupie, aniżeli wolną wolą
czynienia tego).
Ludzie od początku swego
istnienia darzą bezpośrednią estymą swych rodziców, członków własnej
grupy, Słońce, rośliny i zwierzęta pokarmowe, wodę, ognisko siedliskowe.
Negacją zaś: drapieżne groźne dla nich zwierzęta, złą pogodę, rany, ból,
śmierć bliskich, złe zachowania członków własnej grupy, czy ludzi z grup
im obcych.
Estymonegacja ta, czyli właściwe
tu uczucia i zachowania, z biegiem czasu stają się coraz bogatsze w swej treści i formach ich wyrażania, czynienia, i wzmacniane z początku prostymi i pojedynczymi dziełami, a następnie bardziej złożonymi i doskonalszymi w swej
estetyce i częściej czynionymi; przybiera to formę stałych, kontynuowanych
rytuałów, czynionych stosownie do zachodzących sytuacji i potrzeb kultowych.
Tak więc racjonalizm kultowy -
stanowiący metodologiczną podstawę doktryny kościoła prawdosławnego — ma
swoją genezę już w zaraniu kształtowania się ludzkich potrzeb kultowych.
Miał on wówczas postać ocen i naturalnych zachowań instynktownie
racjonalnych, nie obarczonych jeszcze cechami irracjonalnymi, jako że
ludzie nie wykształtowali jeszcze zdolności domniemywania, iż mogą istnieć
jeszcze jakieś inne rzeczy i zjawiska prócz tych, które bezpośrednio
postrzegają, stykają się z nimi, zaznają różnych oczywistych, widocznych
skutków ich działań.
Choć nie był to racjonalizm
przestrzegany świadomie i celowo, z rozumieniem jego prawidłowości i pożyteczności,
tym niemniej i bezwiednie właściwie, dobrze służył spełnianiu ówczesnych
potrzeb kultowych — tak zresztą, jak dzieje się to zawsze, kiedy ze stosowną
estymonegacją odnosimy się do rzeczywistego nam dobra czy zła, czyli czyniąc
to w sposób racjonalny.
Okres proimaginacyjnej deprecjacji racjonalizmu
kultowego
Okres pierwotny realizmu kultowego
trwa do czasu takiego rozwinięcia się ludzkiego intelektu, który zrodził
pragnienia możności takiego wpływania na to co jest dobrem, by było ono
ludziom zawsze do dyspozycji, a to co jest złem, by móc jemu zawsze skutecznie
zapobiegać. Ponieważ praktyka życia pokazywała, iż takiego wpływu nie ma
się (prócz ludzi, oswojonych zwierząt i uprawianych roślin) na potrzebne
sobie dobro a niechciane zło w ich postaciach realnie postrzeganych, bowiem po
prostu, ze swej bezrozumnej natury nie podlegają one żadnemu posłuchowi, to
mając na uwadze obraz swojego życia człowieczego, w którym chciane od kogoś
dobro zdobywa się odpowiednim własnym postępowaniem, poczęto roić sobie różne
domniemania, które umożliwiał już rozwój wyobraźni, iż dobrem czy złem
niepodlegającym woli ludzkiej, być może ktoś też zawiaduje, ktoś
niezwyczajny bowiem niewidzialny, nie ukazujący się ludziom, jakieś postacie
nadzwyczajnie na to wpływowe, i jeżeliby poznać ich charakter, usposobienie,
to można by swym odpowiednim, podobającym się im postępowaniem, uzyskiwać za
to w rewanżu chciane dobro, czy zaniechanie czynienia danego zła.
Historyczna kulturowa sytuacja
niemożności osiągania wówczas jasnych i faktycznych prawd (brak dostatecznej
ilości wiedzy prawdziwej i zdolności jej efektywnego uzyskiwania), skutkuje
jej zastępowaniem wykształtowanymi zdolnościami imaginowania o danych
sprawach, tworzeniem ich obrazów wymyślonych, improwizowanych, domniemanych.
Ludzie zaczęli podejmować
jakiekolwiek próby kontaktu z owymi postaciami i wpływania na nie poczynaniami
kultowymi — i wówczas, kiedy naturalnym przypadkiem, kierowane do nich życzenia
spełniały się: przyjmowano to jako znak i dowód tego, iż takie postacie
istnieją, że to, czego chciano i stało się, jest ich dziełem uczynionym dla
tych, którzy do nich o to się zwrócili. Rodziło to naturalną skłonność
do tego, by takie postępowanie kultowe powtarzać, a także doskonalić,
dociekając i ustalając coraz więcej szczegółów i cech owych postaci, tak,
by znając ich charakter, móc jak najskuteczniej zwracać się do nich, by
zawsze uwzględniały okazywane im uczucia i wysłuchiwały kierowanych doń próśb.
Rodziło to wiele wyobrażeń tak ich wyglądu, jak i usposobienia, a nawet ich
życiorysów (co znamy pod imionami rozlicznych bogów, duchów, świętych
patronów itp.; tym z nich, których przyjęto uznawać za władających dobrem
przypisywano dobre charaktery i miły wygląd, a władającym złem, charaktery
złe, a wygląd przykry, brzydki a nawet odrażający, groźny, straszny).
Prowadziło to także do oficjalnego postanawiania, że są one prawdziwe i społecznych
zobowiązań ich kultowego respektowania — tym samym, do przenoszenia
dotychczasowej estymonegacji wobec rzeczywistych tego obiektów, na owe postacie
zrodzone imaginacyjnymi wyobrażeniami; a przy okazji, do kłopotactwa międzyimaginacyjnego w konkurencji, które, czyje dokonane tu zmyślenia są jedynie prawdziwe, nawet
prawdziwie objawione, a czyje wszetecznym pogaństwem, które z bóstw są
prawdziwe, ważniejsze, godne i uprawnione do należnego szacunku, a które nie i którym szacunek żaden okazywać nie należy, a należy wyrzekać się ich i nawracać na prawdziwe. Ciekawym jest tłumaczenie tych przypadków, kiedy bóg
uznany jako z natury mający być zawsze niezawodnie i tylko dobrym, okazuje
swoje zło: ponieważ ludzie grzesząc obrażają i gniewają go tym, a on karze
ich za to, upomina, doświadcza w ich wierze w niego, w oddaniu się jego woli i władzy...
Sposoby takiego obrazowania
rzeczywistości ulegają powszechnemu rozwojowi i akceptacji w zastosowaniach
kultowych, jawiąc się skuteczną mocą i zdolnością poznawania świata,
znacznie skuteczniejszą w porównaniu z istniejącą wówczas niemocą
racjonalnego dochodzenia prawdy. Płochość tego stanu jest wówczas rozumiana
nie od razu i przez niewielu pojedynczych wrażliwych, inteligentnych, zachowujących
dociekliwe i należycie krytyczne podejście do twierdzeń o rzeczywistości, do
kwestii uznawalności ich za prawdziwe. (Choć postępowanie takie i domniemania
też wynikają z pobudek racjonalnych — bo przecież w dążeniu do poznania
nowej, chcianej prawdy — to jednak ustalanie ich imaginowanych wyników,
pozbawia je wówczas waloru racjonalności, a wprowadza w naukowy fałsz, z dalszymi, pochodnymi a negatywnymi tego skutkami w praktyce naszego życia.)
Postępowanie owo skutkowało
coraz bogatszą teologią, przybierało coraz to bogatsze formy liturgii i praktyki estymonegacyjnej, czynionych ku temu dzieł kultowych, powstaniem
organizacji kultowych mających ważki wgląd i wpływ na całokształt życia
społecznego, kulturę, politykę — znamy to w postaciach różnych religii, z których wiele, choć z kolejnymi przeobrażeniami, modyfikacjami i odmianami,
żywo funkcjonuje dotychczas, jak i tych, które zostały przez nie kiedyś
konkurencyjnie wyrugowane.
Racjonalizm i realizm jest w tym
okresie umiejscawiany zawsze w cieniu imaginacji, musi być doń korygowany,
dostosowywany, im pokorny. Jest jedynie wtedy legalizowany, jeżeli nie podważa
ustaleń imaginowanych — jeżeli jest przeciwnie, to jest zwalczany. W cenie
jest u stosunkowo niewielu ludzi, wręcz u nielicznych jednostek dostrzegających
tego ułomność, fałsz, oszustwa, złoczynność. — Dobro i zło realne
przestają być wówczas traktowane formalnie jako estymonegacyjnie jedynie
uprawnione, a staje się traktowane w tym drugorzędnie, jako będące dziełami
postaci nadzwyczajnych nimi zawiadujących, od nich zależnymi, postaci, którym
ludzie z tego powodu winni są należnego szacunku, ofiar, podległości.
Pomimo, iż takie jest tego traktowanie społecznie formalne, to jednak siłą
natury normalności bytowania człowieczego, obiekty do tego właściwie
uprawnione, nigdy stosownego traktowania estymonegacyjnego nie zostają
pozbawione. Trwa ono cały czas w naszej historii, w życiu każdego z nas, jest
praktycznie bardziej zaangażowanie i częściej czynione, aniżeli wobec dobra i zła wymyślonego (może prócz tych, którzy w sposób specjalnie zaangażowany
tudzież duchowo niezdrowy, angażują się w dowolne a atrakcyjne pomysły o tym). — Mimo wszystko, jednak w życiu swym praktycznie bardziej zadowoleni
jesteśmy z dobra faktycznie istniejącego i przez nas doznawanego (patrz:
tak, jak określone w temacie teologii prawdosławnej): z dobrych nam ludzi,
dobrych nam faktycznych sytuacji, zdarzeń i perspektyw życiowych, i darzymy to
najżywszą, najczęstszą estymą — nie, z nigdy nie spełniających się, płonnych w tym wizji religijnych, iluzorycznej wiary. — Jednak bardziej nas w życiu
irytuje, bo nam szkodzi: faktyczne złe postępowanie ludzi, złe sytuacje i zdarzenia, warunki życia — nie, wizje najokropniejszych stworów, rzekomo
psujących nasze dobro i życie. — Jednak estymonegacja sacrum i profanum wymyślonych,
niewidzialnych bo nieistniejących, nie jest praktyczna, bowiem w formie tylko
wiecznie kredytowego a jałowego wzdychania do owych postaci. Właściwe są tu
oceny myślących trzeźwo, potrafiących z odpowiednią wiedzą i refleksją
odnosić się do rzeczywistości — a więc nie należy polegać tu na sądach
pochopnych, mało refleksyjnych a z niejakim przywiązaniem do przekazywanych o tym imaginacji ludzi o skłonnościach czy przekonaniach irracjonalnych,
mistycznych czy dewocyjnych.
1 2 3 4 Dalej..
« Kościół prawdosławny (Publikacja: 01-09-2004 Ostatnia zmiana: 05-10-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3589 |
|