|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Etyka zawodowa i urzędnicza
Vox populi, vox Dei [3] Autor tekstu: Witold Filipowicz
czart: Nie próbowałem dostawać
się
do KSAP, natomiast znam to środowisko i jak w każdym, są ludzie wybitni ale i zwykłe łajzy, liczba starających się nie ma żadnego związku z jakością,
bo na wiele uczelni są jeszcze większe tłoki, a tu po prostu jest
gwarantowana praca, też chory układ — choć ma pewne uzasadnienie, jednak nie
tak schizofreniczne i robiące ze zwykłej uczelni jakieś nadprzyrodzone
zjawisko. Absolwenci innych uczelni o kierunkach prawa, administracji czy
ekonomii w niczym nie ustępują absolwentom z KSAP, a często okazują się
nieporównywalnie lepsi. Oczywiście, nie można generalizować, ale też i generalizować w druga stronę. Wyżej wspomniano o artykule „Paragrafy i kaptury" z absolwentem KSAP w roli głównej. Przypuszczenie, iż jest to
jednostkowy przypadek byłoby raczej mało przekonujące, więc spójrzmy może
bardziej trzeźwo, bez gloryfikowania ale i bez dyskredytowania. Podstawą
istotnie są rzetelne i otwarte konkursy, przy podniesionej kurtynie. Jednakże
stosowanie miary dyplomów, staży zagranicznych i znajomości języków z całą
pewnością nie jest miarodajne, bowiem dopiero praktyczne stosowanie
czegokolwiek — przepisów, zasad zarządzania, organizacji pracy, dają pojęcie o kwalifikacjach i umiejętnościach. Żadne teoretyczne wiedza i umiejętności
nie gwarantują w zasadzie niczego. Stanowią dopiero materiał — przyznajmy,
solidny — ale tylko materiał do kształtowania. Tymczasem przyjmuje się — a priori — takiego nieopierzonego człowieka, jako najodpowiedniejszego na
stanowiska kierownicze. Wbrew pozorom jest już takich osób pokaźna rzesza, a wokół co się dzieje, widać. Wieści z urzędów centralnych administracji rządowej
też o czymś świadczą, a bohaterowie tych wieści? Może warto bliżej im się
przyjrzeć? Mają pełne kieszenie dyplomów, znają języki, zagraniczne staże i tylko — chorobcia — tu i teraz zachowują się tak, jakby z Księżyca spadli i nie mają pojęcia o polskiej rzeczywistości. Nie mówiąc już o praktycznym
zarządzaniu zespołami, choćby pod kątem stosunków interpersonalnych, że już o zwykłej kulturze, tej najprostszej, osobistej, nie ma co wspominać. Wątpiący
niech sobie przy okazji pogadają — anonimowo — z ludźmi, którzy dostąpili
„zaszczytu" mieć przyjemność z takimi przełożonymi. Niczym się
nie różnią od „starych" poprzedników, bo od nich właśnie przejęli
styl postępowania. Zdegustowany: A może ktoś z Państwa jest w stanie wyjaśnić jakim cudem w administracji państwowej zostaje się p.o.
dyrektorem po 1 lipca 2004 r. A sam znam parę takich przypadków — mimo że
Trybunał, ustawa, że nie wolno i gdzie jest USC w tym wszystkim? Anna:
Konkursy to rzeczywiście fikcja, ostatnio byłam świadkiem takiego konkursu, gdzie nie został wybrany
najlepszy kandydat, tylko osoba wskazana przez „Górę". ekonomista: A może Gazeta Prawna objęłaby
patronat nad przejrzystymi i otwartymi konkursami organizowanymi przez Urząd Służby
Cywilnej i w porozumieniu z Min. Pastwą relacjonowała je na bieżąco. Chyba
jest to zgodne z intencjami premiera Belki i jego zaplecza politycznego.
Prawdopodobnie nikt nie będzie wówczas mieć nic do ukrycia. W sytuacji, kiedy
wszyscy krytykują procedury konkursowe tzn. to że najczęściej i tak wygrywa
protegowany polityków obecnie rządzących, którzy mają w komisji co najmniej
(ustawowo) połowę członków, taka praktyka byłaby powszechnie akceptowana
przez czytelników i podatników. Zgred:
W naszym rozpolitykowanym świecie,
służba cywilna bez politycznej konotacji, jest i będzie nadal, fikcją. Zwłaszcza w sytuacji kiedy polityczne podziały są podtrzymywane przez etosowców, których
życiorysy są jedyną kwalifikacją publiczną. Nie liczą się umiejętności,
ale słuszne pochodzenie z solidarnościowego etosu. Stąd też za Rakowskim
wypada powtórzyć — dobry fachowiec ale niestety z SLD. niedoszła
mianowana: Przeszłam tegoroczne postępowanie kwalifikacyjne, lecz postanowiłam
opuścić służbę cywilną.
Odchodzę do NIK, będę się temu przyglądać z dystansu, nie biorąc bezpośredniego
udziału w grze. Nie mogę już spokojnie patrzeć na to co się wyprawia w moim
urzędzie. Boli mnie, że ustawa o służbie cywilnej to w wielu przypadkach
fikcja. Człowiek spoza układu ma bardzo małe szanse, konkursy są pro
forma.
Wiem jednak, że są w służbie cywilnej uczciwi ludzie, spoza układów, których
cechuje jakakolwiek niezależność myślenia. Szanuję ich. Basia:
Powiem tylko jedno. Profesorowie lub ludzie, którzy twierdzą, że nie ma korupcji i wszystko jest w porządku itp., i wypisują teksty, które świadczą o ich zupełnej
ignorancji, świadczą o ich zakłamaniu na pokaz, bo przecież doskonale
sobie zdają sprawę z tego co i jak jest. Panie profesorze ignorancie
czy to deszcz czy ktoś na Pana napluł? Pewnie deszcz. ktoś i coś:
Wszyscy winni być tylko po jednej
szkole, najlepszej oczywiście. * W tym samym czasie pojawił się na wielu stronach internetowych publicystyki
niezależnej artykuł „Nowelizacyjna zadyszka", nawiązujący właśnie do
tego projektu z sierpnia. [ 4 ] W tekście wykazany jest cały wachlarz dziur i niespójności systemu, z niewiadomych powodów nadal pozostających nietkniętymi. Takich luk i niedoprecyzowań, które dają możliwość urzędnikom lawirowania i dokonywania przeróżnych interpretacji. Często wręcz groteskowych. [ 5 ]
Z
całości prezentowanego tu materiału, wypowiedzi i komentarze, artykuł, który
dał asumpt do tych wypowiedzi, publicystyka o systemie służby cywilnej, nie
pozostawiają wątpliwości, co do swego mocno krytycznego charakteru.
Zdawać
by się mogło, nawiązując do tytułu niniejszego tekstu, że tak wyraźnie
artykułowane opinie krytyczne powinny wpłynąć na prace komisji sejmowych, które
postarają się pousuwać te wskazywane luki i niespójności. Tym bardziej, że
krytyka opierała się na jednoczesnym prezentowaniu praktycznych skutków
istnienia tych braków. Braków, z których znakomita większość mogła zostać
usunięta bez żadnych skutków finansowych, a czasem wręcz przeciwnie, dawałaby
jakieś oszczędności budżetowe. Strona finansowa właściwie nie miała w tych przypadkach żadnego znaczenia. Niewątpliwe znaczenie miała strona kosztów
społecznych. W tym zaufania do organów władzy publicznej.
Tymczasem
17 czerwca, już bez fanfar i upubliczniania w mediach, jakby chyłkiem zupełnie,
uchwalona została nowelizacja ustawy o służbie cywilnej. Uchwalona w takim
kształcie, że znający temat patrzyli z niedowierzaniem, co się wydarzyło.
Otóż nie tylko nie poprawiono kilku nadzwyczaj prostych przepisów, ale ten
akt prawny jest jeszcze bardziej upiorny, niż tak krytykowany projekt z sierpnia ubiegłego roku.
Nie
jest to miejsce na dokonywanie analiz całego systemu, czy nawet porównywania
projektu z sierpnia z ostatecznym tekstem znowelizowanej ustawy. Znajdzie się
to w innym artykule, choć z konieczności też raczej sygnalizacyjnie, bo temat
na jeden artykuł nazbyt obszerny.
Tu
jako przykład zupełnie niezrozumiałego podejścia władzy ustawodawczej do
tematu, można przywołać choćby treść art. 25 ust. 5 usc. W pierwotnym
kształcie jego sformułowanie było na tyle nieprecyzyjne, że posłużyło w praktyce do pozbycia się niechcianego pracownika zaraz po pozytywnym
zaopiniowaniu przez komisję egzaminacyjną, po zakończeniu służby
przygotowawczej. Wykorzystany został przepis, który z racjonalnego punktu
widzenia nie powinien pozostawiać wątpliwości, co do swego znaczenia. [ 6 ] W sierpniowym projekcie nowelizacji znalazł się zmieniony ów przepis tak, by
jednoznacznie określał obowiązki w konkretnych sytuacjach. Tymczasem w czerwcowym tekście ustawy poprawki już tej nie ma. Dlaczego? Dobre pytanie.
Odpowiedź byłaby jeszcze bardziej interesująca, gdyby ktoś zechciał jej
udzielić.
W
konsekwencji, wbrew powołanej na wstępie sentencji, nie tylko nie uwzględniono
vox populi, ale przeciwnie, po tak jednoznacznych uwagach krytycznych
ustanowiony został akt prawny w jeszcze gorszej wersji, niż i tak krytykowany
wcześniejszy projekt.
Zamiast
sentencji starożytnych myślicieli rzymskich, wprowadza się stosowanie
rodzimych przysłów, co byłoby może i nawet chwalebne, gdyby nie ich dobór,
który ma posmak nieledwie pogardy dla zdania obywateli RP.
W
tym przypadku zastosowano naszą rodzimą mądrość ludową w wersji „głos
wołającego na puszczy".
1 2 3
Przypisy: [ 4 ] Zaktualizowana wersja wkrótce
ukaże się drukiem w jednym z miesięczników społeczno-politycznych. [ 5 ] M.in. art. 45
usc, o prawie do odwołania od wyników konkursu, które to prawo w praktyce jest
zwykłą fikcją, o czym też w jednym z artykułów: „Dobre, bo martwe". « Etyka zawodowa i urzędnicza (Publikacja: 15-07-2005 )
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Liczba tekstów na portalu: 21 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Przekrzywiona opaska Temidy | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4239 |
|