|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Socjologia
Polskie dylematy aspołecznego kolektywisty [1] Autor tekstu: Magdalena Żakowska
Są narody przez wiązanie się w towarzystwa
wprowadzające i dokonywające rzeczy wielkich i wzniosłych, jak Anglia [czy Niemcy], a tak mało towarzyskie, że zdumiewa was ich obojętność,
odrętwia ich zimność; są inne znowu, jak Polska,
której ciągłym życiem, z dnia na dzień, towarzyskość,
ale za to żadnego popędu do łączenia się w jedność
ku jednym celom.
Karol Liebelt [ 1 ].
Polak
woli stracić, byleby tylko jego rodak też wszystko stracił.
(...) Polacy wyłącznie źle mówią o innych Polakach,
porzucają
każdy
rozpoczęty projekt, kłócąc się między sobą, podgryzając,
oczerniając
(...) Dawną i dzisiejszą cechą Polaków jest oskarżanie się o zdradę i kolaborację (...) Inną zasadą Polaków jest nierobienie
ze sobą interesów.
Jest
to zasada pochodna od choroby podejrzliwości i zazdrości,
aby
inny Polak nie zarobił na nim. Adam
Korsak [ 2 ]. Polacy to jakoby indywidualiści.
Nie lubią władzy, ograniczeń, współpracy i kompromisów, mają skłonności
anarchistyczne, potrzebę bycia oryginalnymi, są przywiązani do godności
osobistej i honoru, odczuwają skłonność do „prywaty". „Kolektywizm"
to dla nich pojęcie obce, kojarzące się negatywnie [ 3 ],
głównie z (radziecką) komunistyczną rzeczywistością i syndromem wyuczonej
bezradności homo sovieticus. Tak sądzi o sobie zdecydowana większość
rodaków. Czy słusznie? Być może zbyt lekceważąco oceniamy kolektywistyczne
ideały, nie zdając sobie sprawy z tego, że sami jesteśmy nimi podszyci. Czy
Polacy rzeczywiście są indywidualistami? A może są nimi w innym znaczeniu niż
im się wydaje? Warto uświadomić sobie, że pojęcia indywidualizmu i kolektywizmu niejednoznaczne mają imię. Przekonują nas o tym badacze tacy, jak
holenderski psycholog społeczny Geert Hofstede, zajmujący się problematyką
traktowanego z pozycji relatywistycznych „zaprogramowania kulturowego".
Stosowane przez Hofstede kryterium
„indywidualizm/kolektywizm", dotyczące charakteru
relacji i współzależności między jednostką a społeczeństwem, za
główny miernik indywidualizmu uznaje siłę jednostki, jej
polityczne, społeczne i gospodarcze upodmiotowienie, jej samodzielność,
samowystarczalność, stopień wyzwolenia od władzy szeroko pojętych więzów
rodzinnych, kumoterstwa i nieformalnych układów, uwolnienia z gorsetu
niepisanych obyczajowych praw i zakazów, spod idei wspólnoty, od myślenia w kategoriach „my", identyfikacji z organizacją, rodziną, grupą społeczną,
łącznie z jej zasadą dumy, wstydu i odpowiedzialności zbiorowej. Natomiast
do sfery publiczno-prawnej kategoria indywidualizmu odnosi się jedynie w sposób
pośredni, jako pochodna stosunków w sferze prywatno-rodzinnej. Stąd cechy, które w opinii Polaków świadczą o ich indywidualizmie, Hofstede w opisie wskaźnika
indywidualizmu pomija, znajdują one natomiast pewne odzwierciedlenie w innych
kryteriach zaprogramowania kulturowego: związanych z wysokim dystansem władzy,
silnym unikaniem niepewności i męskością.
Jak wskazują
badania nad zaprogramowaniem kulturowym, przeprowadzone w ramach projektu GLOBE,
przełożone na 100 stopniową skalę Hofstede, poziom indywidualizmu w Polsce
wynosi: w odniesieniu do „indywidualizmu zawodowego" — 35,29, zaś w dziedzinie „indywidualizmu rodzinnego" — 21,15 [ 4 ],
co oznacza stosunkowo niską wartość tego parametru, sytuującą Polaków
wprawdzie powyżej średniej światowej, jednak poniżej średniej europejskiej,
świadcząc o dużej wadze wartości kolektywnych w polskim
społeczeństwie [ 5 ]. Jak stwierdza
socjolog Janusz Hryniewicz, szczególną cechą polskiego społeczeństwa, wręcz
podstawą strukturalizacji społecznej, jest silna identyfikacja z małymi
grupami, takimi jak rodzina i przyjaciele, w dalszej kolejności zaś — w miarę
silna więź z narodem, natomiast słabsze niż w innych krajach poczucie więzi
ze zrzeszeniami, takimi jak stowarzyszenia lokalne, partie, grupy interesu,
kluby, zakłady pracy itp. Tworzymy więc liczne, wzorcowe z punktu widzenia
Hofstede, związki o charakterze kolektywnym: powiązania społeczne typu Gemeinschaft
- „wspólnotowe", pierwotne, spontaniczne, oparte na kontakcie bezpośrednim,
zbudowane na „niższych" poziomach organizacji społecznej — rodziny,
przyjaciół, „grup wsparcia".
Głównymi
czynnikami, które w opinii Hryniewicza ukształtowały wymieniony charakter
polskiej struktury społecznej, są: religia katolicka oraz komunizm.
Pierwsza ma w swej idei — w odróżnieniu od
doktryny protestanckiej — silnie zaakcentowane pierwiastki kolektywistyczne,
przykłada też większą wagę do więzi rodzinnych oraz idei dominacji
osobistych kontaktów i partykularnych, personalistycznych rozwiązań nad
stosowaniem w życiu zimnych, bezosobowych reguł [ 6 ]. Doktryna katolicka,
zdaniem Hryniewicza, wyraża bardziej afirmacyjny niż protestancka stosunek do
świata i więzi społecznych. Powołując się na badania D. Tracy’ego oraz
Andrew i Mary Greeley stwierdza on, że podczas, gdy protestantów cechuje świadomość
dialektyczna, katolicy zaprogramowani są na myślenie analogowe. Mentalność
protestancka oparta jest na przekonaniu o nieobecności Boga w świecie
doczesnym, o pozostawieniu przez niego człowieka samemu sobie we wrogiej,
targanej sprzecznościami rzeczywistości, o konieczności dokonywania przez człowieka
samodzielnych wyborów i ponoszenia osobistej odpowiedzialności za swój byt.
Mentalność katolicka z kolei (podobnie jak prawosławna) zakłada, że ludzie
podobni są do Boga, ten zaś w sposób immanentny obecny jest w ich życiu.
Czyny ludzkie stanowią analogie do czynów Bożych, społeczeństwo natomiast
jest instytucją, jeśli nawet nie zawsze idealną, to przynajmniej nie opresyjną.
Ponieważ świat jest dziełem boskim, wszystko, co się na niego składa, ma
sens, jest wpisane w wyższy — nie zawsze dostępny ludzkiemu sposobowi
pojmowania — porządek rzeczywistości, w którym znajduje się również
miejsce na niedoskonałość, błędy, grzechy i słabości, na uleganie pokusom
łatwego i przyjemnego życia, na niemoc i niepowodzenia. Stąd większa
tolerancja katolików w stosunku do chociażby odmienności politycznych czy
moralnych. Jak stwierdza Hryniewicz, katolicy cenią sobie głównie
sprawiedliwość i równość, w miejscu pracy słabiej respektują hierarchię
służbową i bardziej skłonni są domagać się równej płacy za tę samą
pracę, częściej niż protestanci opowiadają się za interwencjonizmem państwowym i polityką egalitaryzacji dochodów, mają mniejszy szacunek do prawa, znacznie
silniejszy natomiast do więzi społecznych, są bardziej towarzyscy od
protestantów, mocniej związani ze społecznością lokalną i z rodziną,
dlatego też ostrzej oceniają zachowania owe więzi podważające, takie jak
samobójstwo, aborcja, eutanazja, małżeńska zdrada. Protestanci z kolei na
pierwszym miejscu stawiają wolność i indywidualizm, silniej niż katolicy
akcentują indywidualną odpowiedzialność oraz etos self-made mana, osiągającego
wysoką pozycję materialną dzięki ciężkiej pracy, są bardziej posłuszni
wobec prawa, ostrzej od katolików oceniają łapówki i kłamstwa. Badacz
konstatuje, że w protestanckim kręgu kulturowym na plan pierwszy wysuwają się
potrzeby materialne, autonomii i osiągnięć indywidualnych, w środowisku
katolickim zaś relatywnie silniej akcentowane są potrzeby bezpieczeństwa i filiacyjne (przynależności, szacunku, miłości), wskutek czego instytucje
protestanckie służą lepiej osiąganiu dobrobytu materialnego, katolickie zaś
psychicznego komfortu. Na bazie tych stwierdzeń wysnuć można wniosek, iż
kulturę protestancką cechuje indywidualizm, wewnątrzsterowność oraz męskość,
katolicką zaś kolektywizm, zewnątrzsterowność oraz kobiecość
[ 7 ]. Na
umacnianie więzi koleżeńsko-rodzinnych znaczny wpływ miał również ustrój
komunistyczny i związane z nim restrykcje w zakresie życia publicznego, będące
przejawem dążenia monopartyjnego
państwa do drobiazgowej kontroli zachowań i „akumulacji władzy". W celu
obrony przed nim tworzono własne grupy i struktury społeczne, stanowiące
praktycznie drugie społeczeństwo, niezależne od instytucji państwowych w sferze gospodarki, kultury, mentalności. Stąd też, jak stwierdza socjolog Józef
Chałasiński, mocno zakorzenione poczucie wyalienowania i nieufności w stosunku do instytucji państwowych, przejawiające się m.in. w skłonności do
życia w „szarej strefie" i braku propaństwowych postaw,
charakterystycznych dla społeczeństwa obywatelskiego [ 8 ];
zaistnienie sytuacji, w której, jak pisał Kazimierz Wyka w książce Życie
na niby, poświęconej czasom okupacji hitlerowskiej: „Wszyscy oni dzielą
swoją egzystencję na pozorną i rzeczywistą. Wypełniając podstawowe obowiązki
swojego zawodu, pracując w ramach oficjalnie istniejącej społeczności — żyją
na niby; zamykając się pośród swoich — żyją naprawdę" [ 9 ]. Zaczątki społecznego
dymorfizmu, dotyczącego wyraźnego przeciwstawienia sfery prywatno-osobistej
sferze publiczno-instytucjonalnej, zaistniały zresztą już w okresie zaborów,
gdy Polacy stanęli w opozycji wobec obcej władzy, zaś konflikt w relacjach władza — społeczeństwo zespolił się na okres 123 lat z ideologią
narodowo-wyzwoleńczą. Można nawet, powołując się na sugestie dziewiętnastowiecznego
psychologa i historyka Juliana Ochorowicza [ 10 ],
zaryzykować tezę, iż istniały one już u zarania polskiej państwowości.
Cała historia
Polski da się w zasadzie streścić jako dzieje buntu przeciw instytucjom państwowym
oraz tragicznej nieumiejętności zawierania kompromisu między interesami
partykularnymi a racją stanu, interesem ogólnonarodowym czy też interesem państwa.
Centralna władza książęca, w przeciwieństwie do tej, jaka powstała na
zachodzie Europy, wykształciła się u Polan stosunkowo późno, z doraźnych organizacji, tworzonych na potrzeby
obronne, nigdy nie była silna i nigdy nie zdominowała ani nie osłabiła siły
więzów rodzinnych oraz rodowych, zyskiwała zaś kruchą akceptację jedynie
wtedy, gdy przypominała łagodny, koncyliacyjny typ rządów mądrego ojca w rodzinie. Na podobnych zasadach działały pozostałe instytucje władzy
zwierzchniej, zarówno wczesnosłowiańskie zgromadzenie ojców rodu, jak również w czasach nowożytnych sejm, podejmowały one bowiem decyzje zgodnie z zasadą
jednomyślności, co swój najpełniejszy wyraz znalazło w instytucji liberum
veto. Owo tzw. nadmierne poszanowanie jednostkowej opinii prowadziło do
sytuacji paradoksalnej: z jednej strony skłaniać musiało ogół do stosowania
środków represji (chociażby w postaci „kijów moralnych") wobec uchylających
się od jednomyślności, do skazywania ich na akty nietolerancji, potępienie,
ostracyzm, z drugiej zaś groziło — aż nadto realnie, jak pokazała historia
zerwanych sejmów — paraliżem systemu władzy, w przypadku gdy groźba „kijów
moralnych" nie okazywała się wystarczającym hamulcem, powstrzymującym
jednostkę przed, mówiąc słowami historyka literatury Jana Prokopa, aktami
anarchistycznego, antypaństwowego „przedindywidualizmu" [ 11 ].
Julian Ochorowicz pisał: „trudno jest znaleźć naród bardziej niż polski
podatny na wpływy ogółu i kierujący się jego rozkazami, równocześnie zaś
taki, w którym by pojedyncze jednostki bardziej lekceważyły, a nawet pogardzały
jego postanowieniami" [ 12 ].
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Cyt. za: J. Ochorowicz, O polskim charakterze narodowym,
Lublin 1986, s. 62. [ 2 ] A. Korsak, Polska choroba, „Nowy Dziennik" 1987
(listopad), cyt. za: E. Lewandowski, Syndromy etniczne społeczeństw, Łódź
1996, s. 64. [ 3 ] A. de Lazari, Polskie i rosyjskie „zaprogramowanie kulturowe" (szkic problemu), [w:] Polacy i Rosjanie. Przezwyciężanie uprzedzeń, Łódź 2006, s. 148. [ 4 ] Cultural Influences
on Leadership and Organisations: Project GLOBE, Boston 1998, s. 49. [ 6 ] J. T. Hryniewicz, Polityczny i kulturowy kontekst rozwoju gospodarczego, Warszawa 2004, s. 237-263. [ 7 ] Ibidem, s. 130-136. [ 8 ] J. Chałasiński, Przeszłość i przyszłość inteligencji polskiej, Warszawa 1997, s. 32. [ 9 ] Cyt. za:
Ibidem, s. 32. [ 10 ] J. Ochorowicz, op. cit., s.
54-57. [ 11 ] J. Prokop,
op. cit. , s. 73, por. też D. Riesman, Samotny tłum, Warszawa 1996, s.
35-38. Na uwagę zasługuje skrajnie odmienny sposób, w jaki na zasadę jednomyślności
we wspólnotach słowiańskich patrzyli np. rosyjscy słowianofile. Konstanty
Aksakow w Krótkim zarysie Soborów Ziemskich pisał: „Wspólnota to
związek ludzi, którzy rezygnują ze swojego egoizmu, z osobowości swojej i okazują swą wzajemną zgodność: jest to dzieło miłości, wzniosłe dzieło
chrześcijańskie, znajdujące mniej lub bardziej nieokreślony wyraz w różnych
innych swoich przejawach. (...) Narada nie może się zakończyć dopóty, dopóki
wszystkich nie połączy jedna myśl, dopóki nie uzyska się powszechnej zgodności
(...); stąd płynie zasada jednomyślności przy podejmowaniu decyzji przez wspólnotę,
zasada Słowiańska, której od najdawniejszych czasów po dziś dzień święcie
przestrzega lud rosyjski. Zrozumiałe, że zasada większości to zasada, która
nie wymaga istnienia zgody; zasada oparta na przemocy, zwyciężająca li tylko
dzięki przewadze fizycznej: ci, których jest więcej, pokonują tych, których
jest mniej. Jednomyślność to trudna sprawa; ale wyżyny moralne zawsze osiągnąć
trudno, a już najtrudniej być chrześcijaninem; nie wynika wszak z tego, by człowiek
miał rezygnować z wyżyn moralnych i z chrześcijaństwa", cyt. za: K.
Aksakow, Zasada jednomyślności a zasada większości, przeł. H.
Zelnikowa, [w:] Filozofia i myśl społeczna rosyjska 1825-1861,wybór, wstęp,
przypisy A. Walicki, Warszawa 1961, s. 197-198. [ 12 ] J. Ochorowicz, op. cit., Lublin 1986, s. 59. « Socjologia (Publikacja: 28-02-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4615 |
|