Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.015.839 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Człowiek jest z pewnością kompletnie szalony; nie potrafi stworzyć robaka, a dziesiątkami tworzy bogów ".
« Kultura  
Studnia i labirynt [4]
Autor tekstu:

Tłumaczenie: Andrzej Nowosad

Zrównoważony początek, człowiek, który precyzyjnie trzyma szalę, życiowe Ka, sobowtór władzy Faraona i jego następstwa, Herhor (San-amen-Herhor) również trafia do labiryntu. Według koncepcji pisarza-pozytywisty powinien on zrozumieć, że cuda babilońskiego kapłana Beroesa, uczonego jak on, to sztuczki, dzięki którym wszyscy kapłani oszukują naród. Ale oczarowany Chaldejczykiem, Herhor wpada w labirynt Seta i wierzy w cuda, w przepowiednie astrologiczne, w rezultacie czego podpisuje poniżające dla Egiptu porozumienie — to druga nielogiczność pozytywisty Prusa. Według tego samego braku logiki Beroes okazuje się nie być szarlatanem lecz cudotwórcą, gdy w czarnej szklanej kuli, jednoznacznym symbolu doskonałości wszechświata, pokazuje umierającemu Faraonowi, ojcu Ramzesa XIII, jego własne życie, Egipt i życie jego narodu a tworzy tak wstrząsająco plastyczną przypowieść o tematach próżnych ziemskich modlitw, że dusza człowieka by zwątpić mogła, jeśliby w końcu nie pojawiła się czysta modlitwa dziękczynna dziecka, którą Stwórca świata wysłuchał jako jedynej. Są to najbardziej czarujące karty powieści, poprzez które Prus wzlatuje nad kraj martwych, z dna labiryntu do sfery niebiańskiej:

"Faraon ocknął się. Zobaczył przed sobą mały stolik, na nim czarną kulę, a obok Chaldejczyka Beroesa.

— Mer-amen-Ramzesie — spytał kapłan — znalazłżeś człowieka, którego modły trafią do podnóżka Przedwiecznego?

— Tak — odparł faraon.

— Jestże on księciem, rycerzem, prorokiem czy może tylko zwyczajnym pustelnikiem?

— Jest to mały, sześcioletni chłopczyk, który o nic Amona nie prosił, lecz za wszystko dziękował.

— A wiesz, gdzie on mieszka? — pytał Chaldejczyk.

— Wiem, ale nie chcę wykradać dla siebie potęgi jego modlitwy. Świat, Beroesie, jest to olbrzymi wir, w którym ludzie miotają się jak piasek, a rzuca nimi nieszczęście. Zaś dziecko swoją modlitwą daje ludziom to, czego ja nie potrafię: krótką chwilę zapomnienia i spokoju. Zapomnienie i spokój... rozumiesz, Chaldejczyku?" [Prus 1982: 431-432]

Ta modlitwa ma w sobie więcej treści niż organiczno-pozytywistyczne i socjologiczno-filozoficzne rozważania samego autora powieści. Znajduje się ona w głębokim wewnętrznym związku z hymnami Sary i pieśniami biednego kapłana-harfisty w epilogu utworu. Koniec powieści nie pozostawia żadnej przestrzeni dla dalszych pozytywistycznych rozważań w narracji, zamyka krąg, doprowadza do pojednania między niebem a ziemią.

Epilog, który zaskakuje wielu badaczy powieści, pojawia się jako konieczność po zawikłanych, lecz zawsze podanych w granicach poprawności twórczej splotach akcji. Zaskakująco, ale poprawnie Prus kończy swą powieść półmrokiem ociężałej sceptycyzmem, ale wznoszącej się z westchnieniem pokory pieśnią harfisty, w której biblijna mądrość rozlewa się na spokojne wody Nilu w pobliżu Memfis. Ta autentyczna pieśń jest zachwycającym akordem harfy, tej samej harfy, za pomocą której Sara, w wielkim lamencie i apoteozie psalmów, odkrywała księciu głębię wszechświata i niedoścignioną wielkość Boga. W Epilogu, w melodii pojednania i pocieszającej mądrości, wszystko wycisza się w pokorze wobec śmierci i rozsądku wobec życia. Ta pieśń brzmi jak pełne boleści wypełnienie, wolne i rytmiczne, z głębokimi myślami podanymi w stroficznych wzlotach Eklezjasty i jest jak przypowieść bez dydaktyki, pouczenie bez gwałtu na duchu. Nawet hymniczna zachęta młodego księcia do rozkoszy nie jest bachanalistyczna, nie jest zaproszeniem do nierządu i rozpusty, lecz do rozkoszowania się roztropnością i pięknem; wyzbyta diabolicznego podtekstu z hymnu Lykana.

Pozostaje tylko wrażenie, że był sobie kiedyś sprawiedliwy książę, bez występnego sobowtóra.

* * *

Uniwersalna studnia jako świadomość filozoficzno-mitologiczna istnieje również w obszernym utworze panoramicznym Tomasza Manna Józef i jego bracia. Już w tytule prologu, eseju Droga do piekieł widać, że w tej studni jest głębia, w której zanurzył się ludzki duch; bezpowrotnie wchłaniająca przepaść nicości, ciemności i nieświadomości, które nikną jak „buchający ogniem byk". Już pierwsze dwa zdania skierowują w tę bezdenną głębinę: „Głęboka jest studnia przeszłości. Czyż nie należałoby ją nazywać niezgłębioną?".[Mann 1934: 7]

Ta temporalna czeluść projektuje się też w drugim, uniwersum-labiryncie — „gdzie rzeczy niezbadane igrają sobie szyderczo z naszym zapałem naukowym; ukazują pozorne przystanki i cele, poza któremi - gdy się je osiągnie — rozwierają się nowe przestrzenie przeszłość, podobnie jak dzieje się z wędrowcem na pustyni, którego wędrówka nie ma kresu, gdyż za każdą kulisą ławicy piaskowej, na którą się wedrze, kuszą go nowe dale do nowych przedgórzy" [Mann 1934: 7-8].

Poza teoriami naukowymi o pochodzeniu i ewolucji człowieka w tym eseju filozoficznym najsilniej uderza zdystansowanie, a też sympatia Tomasza Manna do neoplatońskich i gnostyckich nauk o eonach, o duszy, która „jako istota boska dała się unieść i zmamić skłonności do bezkształtnej materii" [Mann 1934: 43]i stała się jej niewolnicą. I wówczas, aby ją zbawić, w czeluść kosmiczną materialnego świata form schodzi eon Ducha, w którym gnostycy upatrują Chrystusa. Tego typu nauka może zostać przeczytana w każdej historii Kościoła. Nas jednak interesuje ona jako karkołomne zanurzanie się w czeluściach okresu przedhistorycznego lub, ponieważ chodzi o ducha i duszę, w głębinie prahistorii. I to właśnie oddziałuje silniej i bardziej dramatycznie, niż sucha interpretacja teorii ewolucji Tomasza Manna. Choć i ona jest prawdziwie artystyczno-filozoficznym widzeniem studni jako kosmicznego dramatu, który rozwija się w micie o życiu jednego człowieka - Józefa, którego jeszcze w pierwszej części widzimy nocą przy studni i poznajemy przy okazji obawy ojca, aby jego syn nie wpadł w jej głębinę.

Józef spada na dno pustynnej czeluści jak Aida, gdy ze względu na łatwowierność, pewność siebie i narcyzm odkrywa dla siebie, poprzez sny swoich braci, boską misję i jako jasnowidz — wybraniec wzbudza ich zawiść. Autor tworzy głębokie porównanie bohatera z babilońskim odpowiednikiem egipskiego Ozyrysa - Tammuza (u Manna — Usirsa — Tamuza) . W sposób rozumowy, zarówno Ozyrys, jak i Tammuz są bogami płodności, życia świata roślinnego, umierającego i odżywającego z nasiona. Ale w sile mitologii są to bogowie, (albo ludzie), którzy nie mają nic wspólnego z tą nieświadomością, gdzie w uniwersalnym chrześcijańskim widzeniu świata stają się pierwowzorem Chrystusa. (W stosunku do religii pogańskich zauważyli to już wczesnochrześcijańscy filozofowie.)

Tomasz Mann, na podobieństwo Prusa, splótł chrześcijańsko-historyczny obraz przedmityczny, również wywyższając rozum nad wiarę. Dla niego Józef jest bóstwem roślinności, ale jest on dziewiczy, niepodporządkowany światu roślinnemu i pragnieniom, identyfikowalny jest z Tammuzem. Ale nie tylko on. Jego ojciec również widzi go w obrazie bóstwa, nazywając go pieszczotliwie Dumuzi [Mann 1934: 135]. Jego bracia wysyłają go w czeluść, bezkresną głębię, miejsce śmierci i nicości. Pobyt w suchej czeluści sam bohater doznaje jako śmierć a podróż do Egiptu odbiera jak wyprawę do królestwa umarłych. Rozmawia, przyjmuje nową wiedzę i jest ciekaw świata jak Ramzes Bolesława Prusa, ale tak jak on czuje się martwy aż do drugiego wyjścia z czeluści, po czym zostaje skuszony przez kobietę egipskiego wielmoży i wtrącony do więzienia. Sam nawet przyjmuje w Egipcie imię Osarsifa (Ozyrysa) — boga świata podziemnego. Jego zmartwychwstanie jednak odbywa się w jego dziewiczości, w odizolowaniu od królestwa podziemnego, ponieważ dzieciorodny organ Usirisa (Ozyrysa), który rozbija bandaż mumii, aby zapłodnić Izydę, w swojej rzeczywistości jest bardziej znakiem namiętności, to znaczy zguby, wichrów niebytu, a nie życia.

Dla wielkiego artysty-myśliciela, Tomasza Manna, wszystko, co nie jest podporządkowane rozumowi, wszystko co instynktowne, a nawet intuicyjne, jest katastrofalnym zapadaniem się w studnię.

Przypomnijmy na nowo postać Ramzesa stworzoną przez Prusa: idąc za uczuciem wchodzi on w śmiercionośne łono Baala poprzez pociąg do fenickiej Kamy (która jest i kusicielem, i Złotym Cielcem), ale w końcu zostaje wewnętrznie dziewiczy jak i Józef, z tą różnicą, że biblijnemu bohaterowi nadaje sens poczucie światowej misji, a Ramzes, w wyobrażeniu Prusa, pozostaje nieudacznym mesjaszem Egiptu. I dlatego w rzeczy samej nie może wyjść z labiryntu.

Do labiryntu, gdzie w istocie znajduje się odwrotna strona duszy księcia, żeby go stamtąd wyciągnąć i żeby poprzez niego zbawić Egipt, musi zejść kapłan złego boga Seta, człowiek, dla którego mistycyzm jest obcy. Ale… w rzeczywistości on porywa się na ozyryczną zdradę świętego początku - gdy złoto, skarb jako symbol światłości przekształca w swoje przeciwieństwo i tym samym zamiast do zbawienia, prowadzi do zguby. Bowiem „dobro w złocie jako symbolu tkwi w jego nietykalności, w komunii z solarnym początkiem - wszelkiej podstawie staroegipskiej religii i kultury". [Łosski 1972: 74] [ 5 ]


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Labirynt - centrum odrodzenia
Esteta kontra dyktator


 Przypisy:
[ 5 ] Nie jest trudno przerzucić tysiącletni most z Egiptu do Bizancjum, z pogańskiego henoteizmu do chrześcijańskiego monoteizmu. Według Awierincowa (Złoto Bizancjum), złoto jako obraz światłości boskiej jest podstawą bizantyńskiej sztuki w bezbrzeżach złotego tła mozaik, w jakich umieszczono konkretne postaci świętych. Metal ten gubi tu swój podziemny, demoniczny sens — pokusę i upadek rodu ludzkiego — i przyjmuje swą prawdziwą wartość — wartość duchowego wywyższenia. Staroegipski znak solarny staje się tu chrześcijańska i słoneczna światłość przekształca się w światłość boską. Nie przypadkiem (choć ten „duchowy metal" występuje w sztuce całego świata), właśnie w starożytnym Egipcie i w Bizancjum, w dziełach ich sztuki, jest wyrazicielem teokratycznych zasad. W jego abstrakcyjności, zmaterializowanej w najmniejszym detalu teokratycznego społeczeństwa, ujętej się w twórczości mistrzów, zawiera się istota kultury słońca, solarnych cywilizacji… (Лоский Вл.,1972, Мистичесское богсловие,w: Богсловские труды, Московская патриаршия, Москва., t. VIII, s. 74).

« Kultura   (Publikacja: 20-04-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Nikolay Spasov Daskalov
(николай спасов даскалов), ur. 1939. Profesor Uniwersytetu im. Cyryla i Metodego w Wielkim Tyrnowie, w Bułgarii, gdzie Wykłada literatury słowiańskie.

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Esteta kontra dyktator
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5350 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365