|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Filozofia Złota Księga moich spotkań z filozofią XX w. [5] Autor tekstu: Andrzej Rusław Nowicki
CARACCIOLO, Alberto
1918-(zm. ok.1991) W październiku 1972 byłem u niego w Genui. Połączyła nas gorąca przyjaźń. Wziąłem od niego pojęcie „przestrzeni wewnętrznej" i nazwałem ją „polem Daimoniona". Po przeczytaniu w jego książce wzmianki o „filozofii spotkań", poprosiłem go o książkę Böckenhoffa i natychmiast mi ją przysłał. Spodobała mu się moja praca: „Alberto Caracciolo i jego filozofia religii", „Euhemer" 1973, nr 3 (89), s. 73-82; jest obecny w moich książkach: „Współczesna filozofia włoska" (1977, s.6, 31, 38-42, 75, , 83-84, 87, 93, 98-99, 174, 223, 231, 233, 293, 297-305, 332, 334-343), „Nauczyciele" (1981, s.9) i „Spotkania w rzeczach" (1991, s. 76, 106, 152, 186-188)
SCHAEFFER, Bogusławur. 6.6.1929 — Kiedyś (nie pamiętam dokładnej daty, ale na pewno było to po roku 1976 a przed rokiem 1980) prof. Władysław Tatarkiewicz (1886-1980), mający wówczas przeszło 90 lat, powiedział, że "najbardziej zazdrości mi współpracy z Schaefferem". Współpraca trwała siedemnaście lat. Zaczęła się2 września 1976 roku, kiedy w liście do mnie napisał, że zapoznał się z myślami i postacią Vaniniego, a w liście z 6 października 1976 potwierdził, że skomponuje dla mnie „Vaninianę". Skończyła się, kiedy dwie jego uczennice, Barbara Buczek i Jadwiga Hodor obroniły — pisane pod moim kierunkiem — prace doktorskie z filozofii muzyki (pierwsza z nich uzyskała doktorat 21.3.1990, druga 28.4.1993). W czasie tej współpracy: napisaliśmy do siebie bardzo wiele listów; ofiarowywaliśmy sobie wzajemnie nasze prace z dedykacjami, ja książki, on książki i partytury utworów muzycznych; spotykaliśmy się na koncertach „Warszawskiej Jesieni", raz w samolocie (Warszawa-Rzym) i w pociągu (Rzym-Lecce) i na koncercie w Lecce (1985), raz odwiedziłem go w Krakowie, w jego mieszkaniu (11 listopada 1987), raz w Lublinie — na obronie pracy doktorskiej naszej współnej uczennicy (21.3.1990), a potem na obiedzie, spacerze przez Lublin i na kolacji u Basi Korczyckiej; pisaliśmy także o sobie w pracach drukowanych. Jedną pracę napisał na moją prośbę do „Studiów Filozoficznych" — wydrukowałem ją w bloku prac o nowatorstwie (1983).
Z licznych prac, które pisałem o nim najważniejsze są dwie: jedna o jego drodze do Vaniniany (1979), druga — recenzja z prawykonania Vaniniany (1985). Z tej pierwszej pracy przytoczę najważniejszą myśl, do której doszliśmy obaj, niezależnie od siebie, chociaż on osiem lat wcześniej ode mnie. Jest to nasza wspólna myśl, ale ma inny sens, kiedy ją wypowiada Kompozytor, a nieco inny, kiedy ją wypowiada Filozof.
W moim sformułowaniu z 1979 roku (uzupełnionym dziś nawiasami kwadratowymi) brzmi następująco: "Jak niegdyś z astronomii [Kopernika], biologii [Darwina], ekonomii [Marksa] tak, być może, dziś z [muzyki i z] muzykologii [Schaeffera, Cage`a, Poreny] mogą płynąć potężne inspiracje dla odnowy myśli filozoficznej, aby przybrała kształt odpowiadający potrzebom nadchodzącego czasu" („Ateizm w muzyce. Droga Bogusława Schaeffera do Vaniniany", „Euhemer", 1979, nr 2, s. 61-70 — ostatnie zdanie). W sformułowaniu Schaeffera z 1971 roku: "Filozofii dzisiejszej czegoś brak (...) brak jej czegoś, o czym tworzący artysta wie, a o czym filozofia — tak! — jeszcze nie wie (...) Zastanawiam się, jakiego typu filozofię mielibyśmy, gdyby filozofowie umieli uprawiać ją tak, jak się uprawia sztukę, zwłaszcza muzykę, a ściślej tak, jak uprawia muzykę dzisiejszą (niezbyt liczna) awangarda muzyczna (...)". Gdybyśmy mogli przełożyć „myśli muzyczne na myśli filozoficzne, kto wie, czy nie wzbogacilibyśmy filozofii o jakiś bardzo ważny dla niej element, o jakąś wartość, której ona nie zna, a która mogłaby stanowić dla niej siłę pobudzającą".
Muzyka — pisze w tej samej pracy Schaeffer - może "w niektórych swych regionach wkraczać już w dziedzinę myśli" i „w muzyce można wyodrębnić (...) jej własną filozofię".
Motywem mojego wyboru Schaeffera na twórcę zaprojektowanej przeze mnie „Vaniniany" był fakt, że Schaeffer miał już na swoim koncie takie utwory jak „Heraklitiana", „Spinozjana", „Bergsoniana" i „Heideggeriana". Dlatego właśnie napisałem do niego w sierpniu 1976 roku list z propozycją napisania „Vaniniany". Przypomnę, że w mojej interpretacji filozofii Vaniniego szczególną rolę odgrywa „paradoks Empedoklesa" czyli myśl, że prawdziwie doskonałe" (perfectum) jest tylko to, co „niedokończone" (imperfectum), ponieważ wytwarza "przestrzeń dla współtwórczej aktywności odbiorców. Otóż również i tę myśl można znaleźć w pismach Schaeffera: "Ważnym czynnikiem skutecznie działających kierunków dekompozycji jest (...) posłużenie się metodą komponowania niepełnego. Paradoks polegający na tym, że aby w pełni komponować, trzeba komponować niepełnie, niekompletnie, infinitywnie", pozostawiając „wiele do domyślenia, do możliwie najbardziej twórczego uzupełnienia". Dotyczy to nie tylko wykonawców, ale także słuchaczy. Schaeffer wielokrotnie powtarza, że muzyce „potrzebny jest odbiorca aktywny", stający się współtwórcą dzieła sztuki.
Od Schaeffera wziąłem kilkadziesiąt narzędzi pojęciowych niezbędnych do rozumienia muzyki współczesnej. Najważniejszym owocem naszej współpracy była skomponowana przez Schaeffera "Vaniniana". Opublikowałem recenzję: „Vanini w Santa Croce" („Argumenty" nr 51-52 z22-29.12.1985). Schaeffer jest także obecny w moich książkach: „Portrety filozofów" (1978, s. 308, 321, 338-351) i „Spotkania w rzeczach" (1991, s. 228, 249, 289-290, 347).
BÖCKENHOFF Josef
Podstawowe źródło informacji o współczesnej filozofii spotkań, książka „Die Begegnungsphilosophie" (1970), przeczytana w 1973. Moja praca: „Teologia spotkania a zadania religioznawczej inkontrologii", „Euhemer" 1974, nr 1, s. 11-19 i „Spotkania w rzeczach" (1991, s. 105-115; słowo „inkontrologia" utworzyłem 24 sierpnia 1973).
PORENA, Boris
ur. 27.9.1927, kompozytor, pianista, filozof muzyki. Dowiedziałem się o jego istnieniu z książki „Musica/societa`. Inquisizioni musicali II" — zauważonej w katalogu Biblioteki Instytutu Filozofii Uniwersytetu w Lecce, 25 sierpnia 1980 r. Wypożyczyłem ją, przeczytałem jednym tchem, a 29 sierpnia kupiłem, żeby móc ją przeczytać jeszcze kilka razy. Po raz drugi przestudiowałem ją w październiku 1983, a 13 lutego 1984 zdecydowałem się na napisanie pierwszego listu (na adres wydawnictwa). Porena odpisał i tak się zaczęła nasza korespondencja, a później współpraca. Odwiedziłem go 30 października 1985 w Rzymie, byłem od godz. 14 min 30 do 16 na jego seminarium w Konserwatorium św. Cecylii, (analiza Sonaty skrzypcowej J.S. Bacha), a później od 19 do 22 w jego mieszkaniu. Ofiarował mi swoją książkę „Musicada …" (1985, s. VII, 408, 31, 12). Po raz drugi spotkaliśmy się w Rzymie 10.10.1987. Zabrał mnie do swojej pracowni w Cantalupo Sabino, gdzie poznałem jego żonę i syna, a potem nocowałem sam w jego rzymskim mieszkaniu (11-13.10.1987). .
Zaproszony przeze mnie był kilka dni w Lublinie. Przełożyłem na polski i opublikowałem dwie jego prace: „Hipoteza metakulturalna i podstawy działalności kulturalnej" („Annales UMCS", 1985, s.23-40) i "Komponowanie. Badania kompozytora dotyczące własnej twórczości", w: „Filozofia warsztatu" (1990, s.51-74). Gdyby miało ukazać się drugie wydanie „Współczesnej filozofii włoskiej", oczywiście włączyłbym do niego jakiś tekst Poreny.
Co z myśli (i działalności) Poreny było dla mnie najbardziej fascynujące?
To, co natychmiast ujawniło moc generowania moich własnych myśli. Na pierwszym miejscu umieszczam dwie najważniejsze myśli z jego dwóch książek.
„Musica/societa`" składa się z 339 aforyzmów (będąc muzykologiem Porena nazywa je "numerami"; powstały one w latach 1972-1973) poprzedzonych dwustronicowym wstępem zawierającym propozycje sposobu korzystania z książki: "książka — taka jak ta — ma sens tylko wówczas, gdy (...) jest traktowana jako przedmiot myślowy do atakowania, przekształcania, niszczenia, re-kompozycji (...) Ważniejsze od tego, co zostało napisane są puste miejsca pomiędzy numerami: miejsca dla możliwej interwencji czytelnika" (s. 4). Podobne stanowisko deklarowałem w pisanej — w tym samym czasie — książce „Człowiek świecie dziel". Pozwolę sobie przytoczyć kilka zdań z zakończenia, pisanego w lipcu 1972: „do pełnego, rzeczywistego istnienia książki potrzebna jest aktywność czytelnika, który aktualizuje to, co w niej tkwi potencjalnie, wypełnia własnym wysiłkiem intelektualnym miejsca niedookreślone, nasyca ja nowymi znaczeniami i traktuje ją jako pola wyjścia dla własnych rozważań (...)" . Dla czytelnika "każda książka, a więc i ta, powinna być okazją do samodzielnego myślenia". Chciałem „dać tej książce taką doskonałość, na jaką maksymalnie mnie stać, a doskonałość polega przecież na niedokończeniu, na możliwości nieskończonego uzupełniania, na otwarciu drogi dla pojawiania się rzeczy nowych" (s. 332-333). Łatwo zauważyć, że to, co napisałem w 1972 jest rozwinięciem myśli referatu wygłoszonego w Mirandoli w 1963 roku i w Lecce w 1969. Nie „wziąłem" więc tej myśli od Poreny, ale jego książkę — przeczytaną dopiero w roku 1980 — powitałem z entuzjazmem jako potężnego sojusznika, który na innej drodze, korzystając z innych lektur, doszedł do takiego samego ujęcia zadań książki.
Są jednak myśli, które „wziąłem" od Poreny, a w każdym razie, jeśli zrodziły się w moim własnym umyśle, to „źródłem inspiracji" była książka Poreny. Zwłaszcza jej fascynujący tytuł: "MUSICA DA... fare, ascoltare, conoscere, discutere" (1985).
Porena dał mi cudowne narzędzie pojęciowe, „czarodziejską różdżkę" do odkrywania nowych obszarów problemowych. Było to nie tylko nowe spojrzenie na muzykę, ale wszystko, czym się zajmowałem, ukazało mi się w nowym świetle. Wystarczyło dopisać dwie litery i trzy kropki („do…") na przykład „portret do…" albo „sen do…" a natychmiast na pustym polu pojawiało się mnóstwo drzew obsypanych barwnymi kwiatami i owocami.
Prawdziwą rewolucją było jednak to, że Porena na pierwszym miejscu po trzech kropkach umieścił słowo „fare". Przyszła mi na myśl „moja droga do muzyki". Najpierw słyszałem jak moja Mama gra na pianinie. Muzyka była przedmiotem „do słuchania". Potem uczono mnie czytania nut i uderzania palcami w klawisze. Muzyka stała się przedmiotem „do odtwarzania". Potem w szkole całe „wychowanie muzyczne" było przez wszystkie lata gimnazjum zredukowane do „śpiewania w chórze", czyli muzyka znów była przedmiotem „do odtwarzania". Potem, z własnej potrzeby, zacząłem czytać biografie kompozytorów i „historię muzyki". Muzyka stała się przedmiotem „do poznawania". Minęło kilkadziesiąt lat i muzyka stała się dla mnie — jako filozofa kultury — „przedmiotem badań", a nawet „przedmiotem wykładów" i prac drukowanych. Zabrakło w moim życiu tego, co Porena umieścił na pierwszym miejscu: świadomości, że muzyka jest „przedmiotem do wytwarzania". A przecież mogło być inaczej. Porena — jako reformator wychowania muzycznego — rozpoczyna zajęcia z dziećmi od uczenia ich kompozycji. Dzieci najpierw komponują, a potem dopiero słuchają muzyki, poznają instrumenty i grę na instrumentach, uczą się czytania nut itd. Gdybym jako dziecko był uczniem Poreny (to było niemożliwe, ponieważ nie było go wtedy na świecie, a kiedy już w 1927 roku urodził się, to trzeba było jeszcze kilkudziesięciu lat, żeby wymyślił nowy sposób uczenia muzyki) — to wprawdzie nie wiadomo, czy zostałbym kompozytorem, ale zdobyłbym o kilkadziesiąt lat wcześniej fundamentalną wiedzę o tym, że kultura nie jest „sumą ludzkich wytworów", ale także i przede wszystkim jest „dziełami, które wytwarzamy", „dziełami do wytwarzania". Tak więc, dzięki Porenie, utworzyłem pojęcie RES CREANDA (data utworzenia: 20.10.1987), jedną z centralnych kategorii mojej filozofii kultury. Przy czytaniu prac Poreny rodziło się wiele moich myśli, ale tu poprzestanę na tych dwóch najważniejszych, żeby móc wspomnieć o tym, co Porena stworzył dzięki spotkaniu ze mną. Zacytuję tu własne słowa Poreny z pracy, którą napisał na moją prośbę („Komponowanie. Badania kompozytora dotyczące własnej twórczości", s. 55): „(...) przystępuję do badań, których — muszę to powiedzieć — prawdopodobnie nigdy bym nie podjął, gdyby nie moje przypadkowe spotkanie z prof. A. Nowickim, zlecającym mi ich przeprowadzenie".
Pisałem o nim m.in. w pracy „Filozofia przestrzeni muzycznej Borisa Poreny" („Ruch Muzyczny" nr 3, z 3.2.1985). Por. „Spotkania w rzeczach" (1991, s.259-260, 298-300, 302, 304, 347).
1 2 3 4 5
« Filozofia (Publikacja: 25-09-2008 )
Andrzej Rusław NowickiUr. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista, religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu „filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142, reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje: filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński. Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 52 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: W chiński akwen... Wolność w Hongloumeng | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6096 |
|